sobota, 19 maja 2012

Odc. 1: Prawie perfekcyjny

Ten blog powstał z myślą o polskich fankach naszej ulubionej dwójki - Adama i Tommy'ego. Liczę, że historia przypadnie wam do gustu :) Proszę także o komentarze, bym wiedziała, czy jest tu ktoś, kto czyta gołębia :) zatem zapraszam!
 
Prawie perfekcyjny

Księżyc, niczym biały nóż, rozcinał granatowe sklepienie i oświetlał zaspane miasto. Deszcz odbijał się cicho od szklanej tafli szyby, należącej do bogatego apartamentowca. Brązowe tęczówki wpatrywały się w bezkresną dal, pokój wypełniały dwa miarowe oddechy i zawodzące „tik-tak-tik-tak-tik…”
Tommy Joe przesunął chłodnymi palcami po jedwabnej, kremowej pościeli, czując pod opuszkami przyjemny, śliski materiał. Zerknął na znajdującą się u jego boku postać. Czarnowłosa dziewczyna tworzyła wokół siebie dymną zasłonę, zaciągając się papierosem.
- Prosiłem. Rzuć.
Wbiła w niego swoje zimne, niebieskie oczy i parsknęła cynicznie
- Prosiłam. Kochaj mnie?
Ratliff błądził wzrokiem po pokoju, po chwili znów spojrzał na Keri.
- Wytłumaczysz mi, co jest nie tak? – spytał, próbując uchwycić jej rozbiegane oczy.
- Ty się jeszcze pytasz? Ty chyba żyjesz w innym świecie. Widzimy się raz w tygodniu, ba, raz na dwa tygodnie, a sprawiasz wrażenie marionetki, która ma na plecach wyszyte „zrób ze mną cokolwiek, wszystko mi jedno, nie zapomnij odłożyć na miejsce”.
Tommy czuł na sobie kpiący wzrok niewiele młodszej dziewczyny, która wydmuchnęła mu na policzek suchy, papierosowy dym.
- Zastanów się czego chcesz. Jeśli nie umiesz zdecydować co jest dla ciebie ważniejsze – bas czy ja, pomogę ci i to szybciej niż myślisz. – dodała i sięgnęła po telefon.
Ratliff nie wiedział co ma powiedzieć. Chociaż nie, wiedział – jednak prawda mogła być zbyt bolesna dla tak młodej kobiety. Usiadł i spojrzał na Keri.
- Jestem zmęczony. Mieliśmy trzy koncerty w tym tygodniu, zrozum to. Hej? – ujął ją za podbródek i skierował jej twarz ku sobie.
Uległa jego przepraszającemu spojrzeniu i zatraciła się w nim. Po chwili jednak spytała
- Trzy koncerty, a ile imprez i przypadkowych przygód z nieznajomymi?
- Żadnej Keri. Żadnej. – odparł i próbował się do niej zbliżyć.
Oparła dłoń o jego nagą klatkę, zatrzymując go, tworząc znaczny dystans między nimi. Bez słowa wstała, okryła się cienkim szlafrokiem i zniknęła w łazience. Tommy przewrócił oczami i zaczął się ubierać. Czuł się okropnie, odkąd rozpoczął swoją pracę w zespole Adama Lamberta, jego relacje z Keri uległy znacznemu pogorszeniu. Z tygodnia na  tydzień było coraz gorzej. Choć starał się być idealnym partnerem, czasami miał ochotę wszystko rzucić – nie otrzymywał niczego przyjemnego. Zapomniał już jak to jest być kochanym – słuchać ciepłych słów, powodować uśmiech tej jedynej, tulić ją całymi godzinami, cieszyć się z drobnych prezentów, którymi witała go na lotnisku. Teraz wiedział tylko czym jest zimny seks, pozbawiony pocałunków i namiętności. Włożył czarne spodnie, szarą koszulkę i buty. Chwycił bluzę leżącą na szafce oraz walizkę ustawioną przy wyjściu. Podszedł do drzwi łazienki i zapukał dwukrotnie. Serce w jego piersi uderzyło mocniej.
- Keri? Kochanie, pożegnasz się ze mną? – drugie ze słów z trudem przeszło mu przez gardło, jednak postanowił dać choć mały wyraz faktu, że zależy mu na utrzymaniu tej znajomości.
W odpowiedzi otrzymał milczenie. Krew uderzyła mu w skronie i nacisnął klamkę. Dziewczyna stała przed lustrem, jej twarz była bez wyrazu.
- Wyjdziesz stąd?
Podszedł i chwycił ją za nadgarstek – jak długo to będzie trwać?! Każde nasze spotkanie będzie miało podobny scenariusz?!
Uderzyła go w policzek. Poczuł palący ból na swojej twarzy, malowała się na niej złość. Przez jego palce przeszło mrowienie i gdyby nie fakt, że stoi przed nim kobieta, za chwilę użyłby swojej pięści. Chwycił swoje rzeczy, by nie dopuścić do czegoś głupiego i opuścił pokój, nie reagując na dochodzące z oddali „Tommy! Czekaj! Wariat!”.
Wyszedł z budynku, zimny wiatr dał ulgę jego rozgrzanemu ciału. Telefon w jego kieszeni wibrował już czwarty raz, wyciągnął go i przyłożył do ucha.
- Co, do cholery?! – wrzasnął, zwracając na siebie uwagę kilku przechodniów. Czuł mocniejsze niż zwykle pulsowanie w swoich tętnicach.
- Hej, spokojnie. Taksówka na Ciebie czeka pod blokiem. Za godzinę mamy samolot, więc… Tommy, znowu?
W jego głowie rozbrzmiewały nuty spokojnego tonu, który powodował ukojenie dla rozszalałych zmysłów. Westchnął cicho i otarł mokre od deszczu policzki.
- Porozmawiamy w drodze… Boże, Adam, ten świat jest nienormalny…
Choć Tommy nie mógł zobaczyć twarzy Lamberta, wiedział, że ten właśnie się uśmiecha. Zapanowało krótkie milczenie, które Ratliff odebrał jako zakończenie konwersacji. Wsunął telefon do kieszeni i ruszył w stronę lotniska. Ta noc trwała wieki.
***
Zajął miejsce przy szybie. Oparł o nią skroń i zmrużył oczy. Myśl, że lot do Europy będzie trwał blisko dwanaście godzin usypiała go jeszcze mocniej. W jego uszach dzwoniły jeszcze wysokie tony głosu dziewczyny. Żałował, że wrócił do niej w tę krótką przerwę. Znacznie lepiej bawiłby się w towarzystwie zespołu, dla którego coś znaczyłMiał ochotę zagłuszyć ciągle powracające do niego słowa"wariat! na tym świecie są lepsze niż ja, więc mnie rzuć Mr. Tommy Joe!". Muzyka Mansona brzmi lepiej niż jakiekolwiek babskie gadanie. Poczuł dłoń na swoim udzie.
- Tommy, witaj glitterbaby. - Ratliff odwrócił głowę i ujrzał radosną twarz Adama, który poklepał go po ramieniu, po chwili szperał już w swojej torbie – masz ochotę coś zjeść? Jest po pierwszej w nocy, a ja będę pakował w siebie węglowodany. Nie powinienem, trener mnie za…
Tommy zaśmiał się do siebie i pokręcił głową. Choć każdy człowiek poczułby się zignorowany i totalnie olany, Ratliffa zawsze śmieszyły błahe problemy Lamberta, kręcące się wokół mody, jedzenia i facetów.
- śmiejesz się ze mnie? – Adam zaczął grozić chłopakowi ręką, w której trzymał batona. Tommy skierował ku niemu swoje radosne oblicze.
- Żeby Keri miała twój charakter. Byłbym w siódmym niebie – zabrał Adamowi kaloryczny posiłek i poczuł, jak jego żołądek domaga się czegoś słodkiego.
- Mówiłem, zrezygnuj z dziewczyn. To…
- Nie ma mowy – przerwał mu Tommy – Zrezygnuj z facetów – dodał i poczuł powracający humor.
- Sam wiesz, że to niemożliwe.
-To czemu sam mi to proponujesz? – Tommy skierował wzrok na Adama, domagając się odpowiedzi.
- Bo ciągle masz z nimi problemy.
- Nie z nimi, a z nią. Z nią, Adam. Ona mnie wykańcza – powiedział cicho Tommy, zwracając uwagę na osoby siedzące przed nim. – Daję jej wszystko, ale ona nie chce nic. Ile mam się starać? Co jest we mnie nie tak? – wpatrywał się w niebieskie oczy Adama, jego usta pozostały rozchylone, jakby nadal chciał mówić, ale coś stanowiło przeszkodę. Lambert lekko potarmosił jego blond grzywę i przesunął dłonią po jasnym policzku.
- W tobie wszystko jest…
- Jest…? - powtórzył Tommy Adam zamyślił się i cofnął dłoń. Uśmiechnął się szczerze – prawie perfekcyjne.

1 komentarz: