Witajcie
gołąbeczki :) Baaardzo, bardzo dziękuję Wam za wszystkie komentarze, są
dla mnie naprawdę ważne. To niesamowite mieć świadomość, że nadal ze
mną jesteście.
Widziałam, że pojawiła się nowa komentująca osoba, serdecznie witamy :)
Jednocześnie chciałabym Was zaprosić na jutrzejszy odcinek Bariery Zmysłów, tym razem pisany przeze mnie. (www.bariera-zmyslow.blog.onet.pl)
Śledztwo
-
Karaoke! – Padło hasło, na które wszyscy zareagowali entuzjastycznym
okrzykiem. To z pewnością najlepsza rozrywka do obserwowania, najgorsza
do brania w niej udziału - zwłaszcza gdy umiejętności wokalne
sprowadzają się do nucenia pod prysznicem.
- Adam, lecisz na pierwszy ogień! – Zaśmiał się Tommy i poklepał wokalistę po plecach, usuwając się w cień
-
Hej, zostawiasz mnie? Taki z ciebie facet? – Rzekł pretensjonalnie
Lambert, lecz mimowolnie uśmiechnął się do zadowolonego blondyna, który
znalazł sobie miejsce między tancerzami. Adam przeniósł wzrok na
Pittmana, który nieśmiało wcisnął ręce w kieszenie starych jeansów
- Na mnie nie patrz, ja nie śpiewam – Mruknął mężczyzna i sięgnął po swojego drinka
-
Monte! Monte! Monte! – Rozległ się wiwat i klaskanie, nawołujące
gitarzystę do podjęcia duetu z Lambertem, który wiedział, że wygraną ma
już w kieszeni. Kiedy rozbrzmiał wysoki ton przypominający dźwięk
dzwonka, muzycy spojrzeli na ekran; po chwili został wyświetlony tytuł
piosenki do zaśpiewania.
- Co?! To jakaś kpina! – Oburzył się Adam i opuścił dłoń, w której trzymał czarny mikrofon
- Sorry, ja tego nie znam – Zaświergotał Monte i zaczął schodzić ze sceny
-
Boże, to moja piosenka! – Krzyknął Tommy, który dopiero zorientował
się, że na dużym ekranie widnieje „Enrique Iglesias - Tonight”. Cała
sala wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem w chwili, gdy basista pędził
na scenę i po drodze potknął się o grube, niebieskie kable. Adam
otworzył szeroko oczy
-
Nie żartuj sobie ze mnie. Kiedy Manson się o tym dowie, rzuci karierę.
Nie Tommy, nie zaśpiewasz tego – Mówił Adam, lecz Ratliff sięgnął już po
swój mikrofon i uderzał dłonią w udo wybijając rytm pierwszych sekund
piosenki. Adam uderzył dłonią w czoło, gdy usłyszał głośny śmiech
wszystkich zgromadzonych gości.
W
pomieszczeniu panował niebezpieczny półmrok; powietrze szare było od
gęstego papierosowego dymu. Tommy powolnym krokiem zbliżył się do Adama,
spojrzał w niebieskie oczy i przesunął dłonią po klatce piersiowej
wokalisty. Nacisnął paznokciami na jego klatkę piersiową, która zapadła
się pod wpływem długiego wydechu
Wiem, że mnie pragniesz
I myślę, że to oczywiste, że ja ciebie też,
Znieśmy tę blokadę między nami
Adam
spojrzał na niego i zaczął się uśmiechać, widząc bezgraniczną radość w
oczach blondyna. Każde słowo wypływające z jego ust brzmiało intrygująco
i zachęcająco. Był mistrzem manipulacji.
Cholera, jak ja lubię sposób, w jaki się poruszasz
Więc chodź tu do mnie
Ponieważ wiem, na co masz ochotę.
Blondyn
złapał Adama za kark i musnął czubkiem nosa policzek wokalisty,
następnie chwycił zębami jego dolną wargę i złagodził ból dotykiem
ciepłego, wilgotnego języka. Serce w piersi Lamberta na moment się
zatrzymało; nie wiedział co wstąpiło w młodego blondyna, lecz podobało
mu się to. Zawiesił dłonie na jego biodrach, czując jak nieznacznie, a
mimo wszystko bardzo seksownie się kołyszą. Powoli wsunął palce pod
cienki materiał koszulki i zacisnął palce na skórze basisty. W ogóle nie
myślał o śpiewaniu; ten uroczy dzieciak wiedział jak wypełnić sobą
głowę Adama w przeciągu kilku chwil. Z jednej strony Lambert wiedział,
że ma kontrolę nad drobnym ciałem blondyna, z drugiej nie wiedział czego
może się po nim spodziewać.
Masz takie ciało,
Że chcę dostać się na parkiet tylko po to,
By patrzeć jak tańczysz.
Tommy
pchnął Adama na skórzaną kanapę stojącą tuż za nim. Jego wzrok był
przenikliwy, brązowe oczy błyszczały w świetle białego reflektoru.
Lambert rozchylił drżące wargi, a delikatny uśmiech nie schodził z jego
twarzy. Podobał mu się sposób, w jaki Tommy go wabił. Blondyn złapał
Adama za czarne włosy i gwałtownie przyciągnął jego twarz do swoich
bioder, następnie delikatnie ujął go za podbródek, a jego twarz
skierował ku górze, by spojrzeć w niebieskie tęczówki. Całkowicie
zdominował wokalistę, co było dla Lamberta nowym doświadczeniem.
Proszę, wybacz mi, nie chciałem być niegrzeczny,
Ale tej nocy będę cię kochał,
Ty wiesz, tej nocy będę cię kochał.
Tommy
nie zamierzał przestać; padł na kolana tuż przed Adamem, drobinki kurzu
uniosły się w powietrze. Przesunął dłońmi i mikrofonem wzdłuż jego ud i
zarzucił jasną grzywką, która powoli spływała na smukłą twarz. Jego
oczy powoli znikały za jasnymi kosmykami włosów, przesiąkniętymi
zapachem alkoholu i papierosów. Ostrożnie wspinał się ku Adamowi
opierając dłonie o jego uda, prężąc się przy tym i spoglądając
prowokująco w jego zaciekawione oczy. W pewnym momencie Lambert poczuł,
że traci kontrolę nad zaistniałą sytuacją. Choć chciał traktować tę
chwilę jako zabawę, nie potrafił pohamować myśli, które wybiegały aż na
tyły tego lokalu. Tommy przeciągnął językiem po swoich wargach i spoczął
na kolanach Adama, a gdy piosenka dobiegła końca, roześmiał się głośno.
Muzycy
i tancerze zaczęli gwizdać, śmiać się i żartobliwie komentować występ
Ratliffa. Adam patrzył w jego oczy z pewną dozą niedowierzania i
odetchnął głośno.
-
Gorący z ciebie kociak, Pretty Kitty – Rzekł Adam i przesunął dłonią po
plecach basisty, który odłożył czarny mikrofon na szafkę stojącą tuż
przy kanapie
- Tej nocy będę cię kochał – Zanucił cicho Tommy, zaśmiał się i zszedł z kolan mężczyzny. Podał mu dłoń – Napiłbym się.
- To ty jesteś całkowicie trzeźwy?! – Zdziwił się Lambert, jednak po chwili dodał – Prawidłowo. Bierzesz lekarstwa.
Tak
naprawdę wiedział, że Tommy przyjął już trochę procentów. W pewnym
momencie blondyn ruszył w stronę lady. Po drodze zachwiał się i chwycił
stojący obok wieszak.
Na
scenę odważnie wkroczył Monte – Savage Garden, teraz ja śpiewam! –
Chwycił mikrofon i uginał kolana w rytm uderzeń perkusji. Brooke i Sasha
leżały na kanapie i śmiały się z widoku masywnego, poważnego muzyka,
który sprofanował największy hit grupy, próbował tańczyć, a każdy jego
ruch wywoływał jeszcze większą falę śmiechu ze strony zespołu.
Adam
zajął miejsce na wysokim, barowym krześle tuż obok Tommy’ego. Zarysował
palcem krawędź szklanki pełnej bezbarwnego trunku. W pewnym momencie
spojrzał na scenę i jęknął
- Boże, nigdy więcej nie dopuszczę go do chórków.
Ratliff zaśmiał się do siebie i wziął łyk zimnego napoju, który zwilżył jego suche gardło – Mogło być gorzej.
-
MONTE! – Wrzasnął Adam, a jego głos przeciął panujący hałas – Odejdź od
mikrofonu! – Krzyknął, lecz Pittman wyśmiał go, odwrócił się i nadal
podrygiwał w rytm muzyki.
Lambert
pokręcił głową i oparł ją o ręce leżące na blacie. Ziewnął przeciągle;
zegar wskazywał już godzinę trzecią nad ranem. Ratliff pogłaskał plecy
wokalisty i pochylił się nad jego uchem
- Posiadam bilet do świata, do którego będziemy należeć… - Wyśpiewał wprost do jego ucha ciepłym głosem.
Adam
po chwili podniósł głowę i spojrzał w oczy blondyna. Po raz pierwszy
były one pełne spokoju, radości - jakby Ratliffa opuścił zły duch. Tej
nocy wzniesiono blisko osiem toastów za zdrowie i wieczną miłość.
***
To
miejsce z pewnością należało do tych, które chce się odwiedzać jak
najrzadziej. Blade, błękitne ściany, ciemne metalowe kraty, stare biurka
z dębowego drzewa sprawiały, że stary komisariat nie sprawiał
pozytywnego wrażenia.
Niska
blondynka otworzyła drzwi na końcu korytarza, gdzie znajdowała się wraz
z parą mężczyzn – Detektyw zaraz do panów przyjdzie – Rzekła i wpuściła
Adama oraz Tommy’ego do małego gabinetu. Zamknęła drzwi, pozostawiając
ich sam na sam z ciszą.
-
Powinniśmy wynająć prywatnego detektywa. Nie wiem czy ten gość nam
pomoże – Rzekł Adam i usiadł przy dużym stole. Uderzał palcami w
drewniany blat i zapatrzył się w wystający na brzegu gwóźdź. Tommy
stanął tuż za nim, oparł ręce o ramiona Lamberta i pochylił się
ostrożnie
- Mam wrażenie, że przejmujesz się tym bardziej niż ja – Rzekł do jego ucha i ucałował ciepły policzek wokalisty
Nim
Adam zdążył odpowiedzieć, drzwi gwałtownie się otworzyły. Stanął w nich
wychudzony, wysoki mężczyzna. Wąsy i zarost dodawały mu lat, ciemny
znoszony garnitur był co najmniej o dwa rozmiary za duży.
-
Witam, nazywam się John Poster. Musimy przeprowadzić wstępny wywiad z
panem… – Zawiesił głos i zerknął w plik dokumentów – …Ratliffem.
Adam wskazał na szczupłego blondyna, który skinął głową – To ja.
Detektyw
uniósł wzrok – Czy ma pan wrogów, kogoś, kto mógłby panu zaszkodzić? –
Spytał i wyjął z kieszeni paczkę Chesterfieldów. Usiadł po drugiej
stronie stołu i chrząknął ciężko.
Tommy wzruszył ramionami – Chyba nie. Nie.
-
Proszę się zastanowić – Rzekł niewzruszonym tonem i przesunął opuszkiem
palca po jednej z kartek. Zmrużył oczy, by rozczytać drobne pismo,
które opisywało zajście podczas niefortunnego koncertu.
Basista
założył ręce na piersi i dłuższą chwilę wpatrywał się w poszarzały
sufit – Moja była dziewczyna – Mruknął – I mój brat. Właściwie to
jeszcze dziewczyna z zespołu.
-
Faktycznie, nie ma pan wrogów – rzekł z ironią detektyw i zaciągnął się
papierosowym dymem, który stopniowo wypełniał całe ciasne
pomieszczenie. Adam miał ochotę złapać Ratliffa za nadgarstek i w
mgnieniu oka opuścić ten gabinet, lecz w ostatniej chwili powstrzymał
się.
- I antyfani – Dodał Tommy, pocierając dłońmi swoje nagie ramiona.
Detektyw
John nie odrywając wzroku od papierów zaczął mówić – Wykluczam ostatnią
możliwość już na początku. W tym zespole najbardziej kontrowersyjną
postacią jest pan Adam – Rzekł, unosząc bystry wzrok – W chwili, gdy
padły strzały, Adam znajdował się co najmniej piętnaście metrów dalej.
Nie ma mowy o pomyłce czy nietrafieniu, bo broń, której użył sprawca
jest bardzo precyzyjna. Trzeba dodać, że ze wstępnej analizy pocisku,
możemy ocenić rodzaj broni. Zakładam, że to jakaś Beretta, codziennie
sprzedaje się kilkaset sztuk tych pistoletów na całym świecie. Wymaga
jednak zezwolenia prawnego, weźmiemy to pod uwagę w dalszym
postępowaniu.
-
To niemożliwe, by ktoś przemycił broń. Przy wejściu na koncert są
ustawione bramki. Nie ma mowy o wniesieniu scyzoryka, co dopiero
pistoletu – Rzekł Adam i oparł łokcie o blat drewnianego stołu.
Detektyw
uśmiechnął się pod nosem i zgasił niedopałek papierosa w kryształowej
popielnicy – To już wiem. Po przesłuchaniu świadków, wywiadzie z opieką
medyczną i menadżerem wnioskuję, że są dwie możliwości.
- Jakie? – Spytał Tommy, który zajął miejsce obok Adama. Stare krzesło groźnie skrzypnęło.
John zmierzył wzrokiem obu mężczyzn – Sprawca musiał być w zmowie z ochroną, bądź druga opcja.
Serce w piersi Tommy’ego na moment się zatrzymało. Spodziewał się jakie słowa zaraz padną.
-
Sprawca w tej sprawie jest pośrednio związany z waszym zespołem – Rzekł
i chwycił w dłoń srebrny długopis, którym złożył podpis w dolnym rogu
kartki.
Adam wziął głęboki wdech i zacisnął dłonie w pięści. Tommy spojrzał przez okno; sprawdziła się jego największa obawa.
-
Na razie nie mogę nic więcej panom powiedzieć. Proszę nie stawiać
obciążających zarzutów, bo nie mamy żadnych dowodów. Będziemy informować
o przebiegu sprawy, z pewnością jeszcze będziemy potrzebowali pomocy
pana Ratliffa. To dopiero początek postępowania, musimy zachować
cierpliwość.
Adam bez zastanowienia opuścił pomieszczenie i trzasnął drzwiami. Basista wybiegł zaraz za nim i chwycił go mocno za ramię
- Czekaj! – Rzekł próbując nadążyć za Lambertem, który szedł wzdłuż korytarza
-
Mam tego dosyć. Rozumiesz? Ona chciała cię zabić! – Z jego gardła
wyrwał się krzyk, który sprawił, że kilka osób obejrzało się za parą
muzyków
-
Adam, co ty pieprzysz, nie ma żadnych dowodów! – Krzyknął Tommy i
wybiegł za Lambertem, który opuścił komisariat i szedł wzdłuż jednej z
głównych ulic dużego miasta
-
Wychrzanię ją z zespołu jeszcze dziś. Jak to nie ma dowodów?! –
Zatrzymał się tuż przed basistą – Sprawa jest jasna, tylko kretyn by się
wahał! – Krzyknął, nie zważając na paparazzich, którzy włączali swoje
aparaty
- W takim razie nazywasz mnie kretynem?! – Odparł Tommy, który czuł jak krew gwałtownie uderza w jego skronie
Adam parsknął śmiechem – Nie bądź naiwny. Proszę cię, nie mów, że wierzysz w niewinność Camili, bo chyba cię wyśmieję.
Ratliff
zaczął tracić nerwy – Nie znasz jej. Ona nie jest do tego zdolna. Nie
znasz jej do jasnej cholery, więc nie oceniaj przez pryzmat jej uczucia!
- Jej uczucie jest chore – Warknął Adam i patrzył z góry na basistę
-
A może to moje uczucie jest chore? Jesteś hipokrytą, najpierw
twierdzisz, że każda miłość jest piękna, potem znajdujesz wyjątki,
najpierw mówisz, że w zespole nie ma związków, a sam decydujesz się, by
ze mną być – Odparł Tommy, na co Lambert uniósł brwi i zaniemówił
dłuższą chwilę
-
Może warto było wybrać tę pieprzoną morderczynię? – Spytał z ironicznym
uśmiechem na twarzy – Żal mi ciebie Tommy. Niczego się nie nauczyłeś,
mimo że dostałeś porządnego kopa.
Ratliff
milczał. Nie wiedział już co ma odpowiedzieć; choć sam nie wierzył w
zupełną niewinność Camili, nie przyjmował faktu, że mogła się przyczynić
do spiskowania w sprawie śmierci, której cudem uniknął. W pewnym
momencie poczuł, że brak mu argumentów a do jego brązowych oczu cisną
się łzy.
-
Wiesz co, Lambert? – Spytał cicho i opuścił ręce z klatki piersiowej –
Pieprzę cię… - Odparł, odwrócił się i szybkim krokiem udał się w
przeciwnym kierunku. Nie miał siły ani ochoty, by kontynuować tę napiętą
rozmowę. Nie lubił czuć się przegranym, ale w tym momencie musiał
zawiesić broń lub wywiesić białą flagę.
Adam stał na środku ulicy, wpatrując się w plecy odchodzącego chłopaka. Westchnął głośno i przeklął pod nosem.
-
Ratliff, wracaj! – Krzyknął ze zdenerwowaniem, jednak chłopak w ramach
odpowiedzi podniósł prawą rękę i wymownie pokazał mu środkowy palec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz