niedziela, 20 maja 2012

Odc. 61: Poza czasem

Rogo: Widzę, że pojawiło się wiele wątpliwości dot. Krisa; jego wątek będzie rozwinięty w najbliższym czasie.
Rybka79: Może niebawem spróbuję rysować komiksy do niektórych odcinków :)
Kitty: Komentarz dodałam, mam nadzieję, że onet go wyświetli. Jak coś to zgłaszaj mi reklamacje, napiszę ponownie ;)
Kate: Nie, do gwałtu nie doszło.

Dzięki za komentarze, rozumiem czym jest użeranie się z Onetem… :) Czasami aż się do siebie uśmiecham, patrząc na skrajne zdania na temat czy to Kradama czy Isaaca. Dzięki za wypowiedzi :)
Zapraszam.

Poza czasem

Tommy czuł się rozbity. Siedział w jednej z miejskich kawiarni i kończył pierwszą tego dnia kawę. Przesunął palcami po chłodnej porcelanie i zmrużył oczy; jego dłoń drżała, nie potrafił nad tym zapanować. Westchnął cicho i wstał, opuszczając lokal. Szedł samotnie ulicami wiodącymi w stronę domu. Choć droga była długa, postanowił iść pieszo. Potrzebował czasu na przemyślenia, na ułożenie w głowie pytań, które zechce zadać. Wsunął zimne dłonie do kieszeni skórzanej kurtki, wbił wzrok w betonowe płyty i w zupełnym milczeniu pokonywał metr za metrem.
***
Adam nie miał ochoty z nikim się widzieć. Choć ból ustał, a kolejne ataki nie miały już miejsca, nie potrafił pogodzić się z tym, do czego dopuścił. Siedział przy stole, wpatrując się w dwa talerze, spośród których jeden był pusty. Ciężkie powieki opadły, a głowę podparły zmęczone dłonie.  W pewnej chwili do jego uszu dobiegł szmer klucza przekręcanego w zamku. Uniósł wzrok, spodziewając się Neila. W oczekiwaniu wpatrywał się w otwartą przestrzeń łączącą kuchnię z przedpokojem. Kilka sekund później ujrzał niskiego blondyna, który zatrzymał się w połowie drogi. Jego oczy wyglądały na smutne, wargi nawet nie drgnęły. Niczym zahipnotyzowany ruszył powolnym krokiem w stronę Adama, pochylił się nad nim i przytulił go do swojego ciała, najmocniej jak potrafił. Lambert odetchnął i zawiesił dłonie na ramieniu Tommy’ego. Tak bardzo potrzebował jego dotyku, bliskości, świadomości, że nie jest sam. Blondyn spokojnie usiadł na kolanach partnera, ujął jego twarz w dłonie i głęboko spojrzał w niebieskie oczy. Zanurzył się w tej toni; chłonął widok przerywany regularnym opuszczaniem powiek.
- Nie chciałem cię skrzywdzić. Wybacz mi, proszę – Rzekł brunet, obejmując Tommy’ego w pasie. Tak bardzo bał się go stracić. Ratliff widział w chłodnych tęczówkach ból, potrzebę odpokutowania. Ucałował Adama w czoło i wtulił jego głowę w swoje ramię.
- Powiedz mi prawdę. Bądź ze mną szczery, pozwól mi siebie zrozumieć – Powiedział spokojnie. Długą ciszę przerwał głos bruneta.
- Jest coraz gorzej. Diagnozę postawiono niedługo po zakończeniu trasy koncertowej. Objawy się nasilają, liczyłem, że proces się zatrzyma. To było możliwe - Mówił cicho. Poczuł, że jego palce przeplatają się z palcami Tommy’ego.
- Co ci dolega? – Spytał Ratliff, odsuwając się, by spojrzeć w oczy ukochanego – Nowotwór?
- Choroba Huntingtona.
Tommy zmrużył oczy, wyrażającym tym swoje niezrozumienie – Nie słyszałem o niej.
Adam zacisnął wargi i westchnął cicho – Drżą mi ręce, coraz częściej boli mnie głowa. Mam problemy ze snem, zaczęły się problemy z panowaniem nad sobą. Jeśli to będzie postępowało tak szybko jak teraz, niedługo zaczną się problemy z pamięcią, oddychaniem, normalnym funkcjonowaniem. Już teraz nastąpił etap zaburzeń tożsamości.
Ratliff patrzył w milczeniu. Zastygł w bezruchu.
- To, czego się dzisiaj dopuściłem… - Spuścił wzrok – Ja nigdy, przecież wiesz…
Blondyn westchnął i znacząco pokiwał głową – To nie byłeś ty. Nie wracajmy do tego.
- Ale ja… - Czarnowłosy uniósł głowę, jednak basista mu przerwał.
- To nie twoja wina.
Adam milczał dłuższą chwilę – Nie wiem jak to opisać. To jest jak krótka pauza w życiu. Dopiero po chwili orientujesz się, co tak naprawdę się dzieje. Nigdy sobie nie wybaczę, że prawie cię…
- Hush… - Przerwał mu Tommy. Ujął jego twarz w dłonie i skierował ku swojemu obliczu – Przejdziemy przez to.
Adam spojrzał w brązowe oczy. Przytulił szczupłe ciało – Obawiam się, że zostało nam niewiele czasu, a ty nie jesteś gotowy, by to znosić.
Ratliff zacisnął wargi, starając się powstrzymywać od łez. Przeczesał palcami miękkie, czarne włosy.
- Czemu wcześniej mi nie powiedziałeś…
- Liczyłem, że wszystko się zatrzyma – Rzekł cicho, odgarniając z czoła chłopaka jasne włosy – Ostatni miesiąc utwierdził mnie w przekonaniu, że jest coraz gorzej.
Tommy zacisnął powieki, czując pod nimi silne pieczenie – Proszę, powiedz, że to nieprawda. Proszę cię, Adam… - Oparł czoło o ramię mężczyzny, czując zapach jego perfum. Chłonął go wszystkimi swoimi zmysłami. Uczył się go na pamięć. Silne dłonie znalazły się na jego plecach.
- Powinienem być szlachetny – Odparł czarnowłosy – Pozwolić ci odejść już teraz, dla twojego dobra. Nazwij mnie egoistą, ale chcę, byś został przy mnie. Cokolwiek się stanie, nie odchodź… – Wyszeptał, zamykając oczy.
- Nie zostawię cię – Odparł równie cicho – Dlaczego mówisz o tym z takim spokojem?
Adam spojrzał w błyszczące oczy chłopaka. Uśmiechnął się smutno – Bo byłeś ostatnią częścią, której potrzebowałem do bycia szczęśliwym. Teraz moje życie stało się już kompletne. I… dziękuję, że wróciłeś.
Obie dłonie wzajemnie splotły się ze sobą, spojrzenia natomiast mijały się.
- A lekarstwa? Co z nimi?
Adam wzruszył ramionami – To choroba genetyczna. Mogę przyjmować jedynie środki łagodzące objawy. Nauczyłem się żyć z tą myślą, Tommy. Jeszcze zdążymy przeżyć wiele wspólnych, niezapomnianych chwil – Wymusił na swojej twarzy łagodny uśmiech.
- Uratowałeś mi życie. Chciałbym uratować twoje. Powiedz tylko, że jest taka szansa. Powiedz tylko jak… -  Choć walczył ze sobą, nie był w stanie dopuścić do siebie myśli, że któregoś dnia zapomni tych niebieskich oczu, pełnych radości uśmiechu. Znajomego  zapachu, kojarzącego się z domem.
- Wiele już przeszliśmy. Przejdziemy i przez to – Rzekł Adam, ocierając policzki chłopaka – Chcę jeszcze z tobą zamieszkać, pójść na koncert Raviego, zobaczyć Tiffany, nagrać płytę – Zawiesił głos, gdy przypomniał sobie o pierścionku zaręczynowym – A to jedynie mała część tego, co razem zrealizujemy.
- Wierzysz, że jest szansa na wyzdrowienie? – Spytał Tommy.
Adam spojrzał w smutne oczy. Nie chciał ich pogrążać. Znacząco pokiwał głową.
- Gdybym po ostatnim nieudanym związku zwątpił w miłość, nie spotkałbym ciebie – Tym razem jego uśmiech był szczery – Wiem, że to nienajlepszy moment, ale będziesz mógł zająć się sobą na godzinę? Muszę zadzwonić do brata, obiecałem mu to. Jeszcze o niczym nie wie.
Tommy wstał z kolan Adama i ucałował go w głowę. Bez słowa opuścił salon i napisał krótką wiadomość do najbliższego mu przyjaciela.
„Przyjedź do mnie jak najszybciej”.
***
Siedzieli w milczeniu wpatrując się w siebie wzajemnie. Tommy wziął łyk zimnej wody i poczuł jak lodowate igiełki wbijają się w jego przełyk. Zacisnął powieki; po chwili nieprzyjemne uczucie odpuściło.
- Bóg wybrał sobie ciebie na Hioba – Rzekł Isaac, wtulając się w koc, którym był owinięty – Śmierć przyjaciela, Pauli, sam niemal zginąłeś z ręki byłej dziewczyny.
- To wszystko razem wzięte nie może równać się chorobie Adama – Odparł, wbijając wzrok w kominek – Bóg to synonim demona.
- Przeklinasz – Odparł Carpenter – A przecież miałeś próbę nawrócenia, prawda?
Tommy zmierzył wzrokiem przyjaciela – Ktokolwiek ma się za miłosiernego nie daje ci wszystkiego, czego potrzebujesz, by zaraz ci to odebrać i zadać niewyobrażalny ból.
Perkusista zacisnął wargi i pokiwał głową.
- Jeśli w ogóle istnieje – Dodał szeptem blondyn – Może pozbawić mnie wszystkiego. O Adama będę walczył do samego końca. Nie oddam go bez walki. Żadna pieprzona, nadludzka moc nie będzie decydować o naszej miłości.
- Rozumiem, że się buntujesz, ale któregoś dnia ta cała sytuacja może cię przerosnąć – Odparł Isaac – Adam jest teraz zdolny do wszystkiego. A jeśli zacznie cię bić? Zdradzać? Poniżać i ranić?
Blondyn wbił wzrok w płomienie ognia. Miał wrażenie, że iskry zagnieżdżają się w jego nerwach – Zniosę wszystko. Wybaczę wszystko. To nie on, znam go. Wiem, kiedy jest sobą – Dokończył szklankę wody i położył głowę na oparciu fotela.
- Boisz się?
Spodziewał się tych słów. Zwlekał z odpowiedzią. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego jak beztroskie było całe jego życie.
- Boję się jedynie dnia, w którym zajdzie słońce nad horyzontem mojego życia.
- Po każdej nocy przychodzi poranek. Jesteś strasznie sentymentalny – Isaac uśmiechnął się, widząc jak kąciki warg Tommy’ego naturalnie się unoszą. Opuścił powieki i zanurzył się w głębi wszelkich myśli. Słyszał jedynie cichą rozmowę dochodzącą z pokoju obok.
Po chwili ujrzeli jak Adam wchodzi do salonu. Uśmiechnął się promieniście i oparł dłonie o stół przy którym siedziała pozostała dwójka.
- Cześć, Isaac. Mieliście już wspólną próbę u Raviego?
Tommy obserwował całą sytuację. Czuł narastające napięcie; bał się, że to tylko cisza przed burzą.
- Nie – Odparł brunet – W przyszłym tygodniu gramy w jego sali. Właściwie chyba już jesteśmy przyjęci.
Adam kiwnął znacząco głową – Jesteście zdolni, to żadne zaskoczenie. Zjecie kolację?
Isaac przecząco pokiwał głową – Dzięki, ale muszę wracać. Dziewczyna składa mi dziś wizytę.
- Romantyczny wieczór we dwoje? – Adam mrugnął, na co Carpenter odpowiedział uśmiechem. Poszedł do przedpokoju, by zarzucić kurtkę na nagie ramiona. Westchnął pod nosem, żałując, że nie może spędzić tego wieczoru z Ratliffem. Tommy poszedł za nim, by pożegnać przyjaciela. Oparł się ścianę i ziewnął, nie kryjąc zmęczenia.
Perkusista uśmiechnął się do basisty i podszedł do niego. Złapał go za ręce; blondyn poczuł dreszcz rozpoczynający się w opuszkach palców i niknący w dole klatki piersiowej.
- Trzymaj się. I bądź dzielny, bo jeszcze nic nie jest przekreślone – Puścił szczupłe dłonie i cofnął się na krok. Po chwili milczenia objął chłopaka i ucałował jego policzek. Tommy otworzył szerzej oczy, nie spodziewając się tego gestu.
- W takim razie do zobaczenia.
- Cześć.
Gdy Isaac opuścił dom Adama, a żółte reflektory samochodu zniknęły w oddali, Tommy poczuł dłonie zaplatające się przed jego brzuchem. Ciepłe ciało złączyło się z jego plecami, a do ucha dotarł cichy, niemal bezgłośny szept.
- Bez ciebie bym zwariował.
Panująca cisza pogłębiła milczenie między nimi. Miarowe tykanie zegara stało się na tyle monotonne, że przestali zwracać na nie uwagę. Kojak smacznie drzemał w kojcu otoczony stosem zabawek kupionych przez Neila. Co kilka chwil nerwowo poruszał łapami, będąc pogrążonym w głębokim śnie.
- W takich chwilach jak ta, mam wrażenie, że czas się zatrzymuje. Że ta noc nigdy się nie skończy – Rzekł Tommy, kładąc dłoń na dłoni Adama. Poczuł ciepło jego skóry, przyjemną gładkość. Po chwili gorące powietrze zaczęło drażnić jego szyję i płatek ucha, do którego dostał się kolejny, subtelny szept
- W takim razie niech upłynie nam w taki sposób, w jaki chcielibyśmy spędzić wieczność.
Tommy zmrużył powieki, gdy poczuł jak Adam staje przed nim. Brunet zaczął smakować miękkich ust z taką dozą delikatności, na jaką nie zdobył się nigdy wcześniej.
- Boisz się mnie? – Spytał po chwili, czując nieznaczne drżenie ciała swojego kochanka.
Ratliff zacisnął wargi i uniósł wzrok, spoglądając w niebieskie oczy
- Nie chcę więcej słyszeć takich pytań – Przesunął palcami po policzku Adama – Chodź – Złapał jego dłoń i powoli ruszył w stronę przestronnej sypialni, będącej pokojem dla gości – Możemy przenocować tutaj? – Spytał, zapalając światło.
Potężne, czarne łóżko otoczone było drobnymi lampkami, które oświetlały pomieszczenie subtelnym półmrokiem. Kremowy, miękki dywan pachniał bawełną. Śnieżnobiała pościel kusiła swoją gładkością i połyskiem.
- W porządku. Jeśli ci się podoba, nie mam nic przeciw – Uśmiechnął się Adam, zasłaniając żaluzje. Cenił sobie prywatność.
Tommy cofnął się na krok – To ja… wezmę prysznic.
Lambert nie odpowiedział. Wpatrywał się w basistę.
Blondyn uniósł brew – Co jest?
Adam pokiwał głową – Nic. Idealnie pasujesz do tego domu.
Ratliff uśmiechnął się i zniknął za dębowymi drzwiami łazienki.
***
Adam przeczesał palcami czarne włosy i wymieniał wiadomości z Neilem. Bardzo tęsknił za swoim bratem. Zgiął nogi w kolanach i włożył rękę za głowę, wpatrując się w wyświetlacz. Musiał przyznać; nowe łóżko było bardzo komfortowe. Choć bardzo chciał zasnąć, postanowił zaczekać na swojego chłopaka. W końcu u słyszał ciche kroki; uniósł wzrok. Jego serce zabiło mocniej.
Tommy podszedł do niego i usiadł na krawędzi łóżka. Miał na sobie długi, cienki szlafrok, będący własnością Adama.
- O… – Westchnął Lambert, biorąc głęboki oddech.
Tommy uśmiechnął się delikatnie, opierając dłoń o tors czarnowłosego.
- Powinieneś odpocząć.
Adam podparł się na łokciach, chłonąc widok swojego chłopaka. Zadziwiało go, że blondyn fascynuje go z każdym dniem coraz bardziej; na każdej płaszczyźnie. Usiadł i zbliżył się do niego, ujmując twarz w dłonie. Ucałował miękkie, rozchylone wargi i objął szczupłe ciało, przyciągając je do siebie. Pragnął zaznać z nim szczególnej bliskości. Nadać głębszego wymiaru temu, co mogło złączyć ich w wymiarze fizycznym.
Powoli rozwiązał niedbale spleciony supeł szlafroka i rozchylił  obie części materiału, a jego dłonie zakradły się pod miękką bawełnę, by spocząć na jeszcze wilgotnych od wody plecach. Zbliżył się do rozchylonych warg chłopaka
- Zdominowałeś moje życie… - Pocałował go łagodnie. Tommy nieśmiało zsunął ze swych ramion szlafrok i pozwolił mu opaść na krawędź łóżka. Został całkowicie nagi; dla Adama ten widok był najbardziej pociągającym, jak kiedykolwiek pojawił się nawet w jego wyobraźni. Nagie ciała zaczęły ocierać się o siebie wzajemnie, ich temperatura rosła z każdą kolejną sekundą.  Adam opadł na plecy i poczuł jak szczupłe ciało basisty powoli opada na jego klatkę piersiową i brzuch. Po chwili miękkie usta całowały wrażliwą na dotyk szyję oraz delikatnie zaznaczone obojczyki. Masywne palce zanurzyły się w jasnych włosach chłopaka, który kilkoma zwinnymi ruchami pozbawił Adama bielizny. Usiadł na jego biodrach i pochylił się, by poczuć na drżących wargach usta Adama. Ich spojrzenia w pewnej chwili spotkały się; po raz pierwszy w takiej sytuacji Adam poczuł wstyd. Onieśmielenie spowodowane spojrzeniem swojego chłopaka, jego drobnymi gestami, budującymi całą pełną miłości i niewinności atmosferę.
Czarnowłosy objął chłopaka i łagodnie pieścił jego szyję, wodząc wargami po wilgotnej jeszcze skórze, która delikatnie się zaróżowiła. Uniósł powieki, patrząc w brązowe oczy. Po chwili stracili kontakt, zaciskając powieki; ich ciała zaczęły łączyć się w namiętnym uścisku. Mocno, intensywnie, ale powoli i z wyczuciem.
-Tommy… - Spomiędzy warg Adama wydobył się głęboki szept. Zacisnął palce na łopatkach chłopaka, który przygryzł wargi, czując całym sobą bliskość czarnowłosego. Szczupłe ciało wyprężyło się pod wpływem silnego, rozpierającego doznania, którego tak bardzo potrzebowali. Spojrzenia ponownie spotkały się, tym razem na dłużej. Lambert obserwował ciało swojego chłopaka, który łagodnie unosił się i opadał na jego biodrach, opierając dłonie o klatkę piersiową czarnowłosego. Wyglądał niesamowicie; otulony półmrokiem, wijący się subtelnie na jego podbrzuszu, ze wszystkimi emocjami wymalowanymi na zarumienionej twarzy. Poddali się impulsywnym emocjom, które rozpierały ich dogłębnie.
W tej chwili cisza była najwspanialszym uzupełnieniem tego wieczoru. Słyszeli każdy, najmniejszy szmer, mogli skupić się na dawaniu oraz czerpaniu rozkoszy, zaangażować się do głębi w tak miłosne uniesienie. Dłonie Adama spłynęły po ramionach chłopaka, wyczuwał jego napięte mięśnie, wygięte w strunę ciało, które co chwile prężyło się i poddawało fizjologii. Drżało z emocji i ze zmęczenia.
Kiedy usłyszał, że oddech Tommy’ego spłyca się, a ciało odbiera intensywniej każdy gest, usiadł, obejmując go i przytulając do swojego ciała. Ich klatki piersiowe ocierały o siebie, oddechy kierowane były wzajemnie między rozchylone wargi, krótkie pocałunki stawały się coraz rzadsze z wagi na niemożność skoncentrowania się na niczym innym niż nadchodząca ekstaza. Niemal w tej samej chwili przywarli do siebie, tworząc symfonię rozkosznych dźwięków. Złączyli się w długim, mocnym pocałunku, który był przerywany poprzez impulsywne skurcze ich ciał. Dłonie ześlizgiwały się ze spoconej skóry, a spojrzenia gubiły się, nie mogąc odnaleźć żadnego punktu zaczepienia. Istny chaos i szum w głowie spowodował, że nie byli w stanie wydusić z siebie ani słowa. Ciężkie oddechy uzupełniały się naprzemiennie, napięte mięśnie trzymały ich w mocnych objęciach. Tommy czuł jak tors Adama nadal poddaje się coraz łagodniejszym spazmom uniesienia. Za każdym razem, gdy nieznacznie odrywał się od jego ciała i wstrzymywał oddech, Ratliff czuł głębsze przywiązanie do jego osoby. Wzajemnie doprowadzili się do tak podniosłego uczuciowo stanu. Poddając się silne zmęczenia, opadli na środek łóżka. Adam uniósł powieki, czekając aż Tommy odwzajemni leniwe spojrzenie. Przysunął jego dłoń ku swoim wargom i ucałował ciepłą skórę. Przesunął palcami po zaróżowionym policzku chłopaka, który zaczął dochodzić do siebie. Otworzył oczy, wpatrując się w tęczówki Lamberta. Wtulił głowę w jego tors i nie mówiąc ani słowa pozwolił mu zasnąć.
Choć był bardzo zmęczony, nie pozwolił sobie zmrużyć oka. Czuwał przy Adamie do samego rana; jedynie kilka razy wpadł w krótką drzemkę. Lambert przespał tę noc do bladego świtu. Dla Ratliffa to był dobry znak; żadnej pobudki. Westchnął, okrywając się kołdrą. Sięgnął po telefon; mocne światło wyświetlacza oślepiło jego oczy. Mruknął z niezadowoleniem i wysłał wiadomość adresowaną do Isaaca.
To była najlepsza noc w moim życiu. Nigdy wcześniej nie zakochałem się na nowo w kimś, kogo przecież kocham cały czas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz