Dziękuję za wszystkie komentarze!
Czytanie ich sprawia mi wielką przyjemność :) nadrobię zaległości w
czytaniu stron, które mi poleciliście oraz dodam do linków. A teraz
zapraszam Was do odcinka drugiego, przygotowanego specjalnie dla moich
czytelników :)
Strach budzi ekscytację
Tommy uśmiechnął się - dobra,
bez przesady. Co robiłeś przez te dwa dni, gdy nie mogłem cię pilnować?
– sięgnął po butelkę wody i ponownie zwrócił twarz ku Adamowi.
-
Pilnować? Mnie? Panie Joe, kto odbył godowy taniec pingwinów i zasnął
na balkonie? – spytał Adam, przeczesując palcami kruczoczarne włosy.
Kiedy zobaczył przerażony wyraz twarzy Tommy’ego, wybuchnął śmiechem.
- Spokojnie, nic takiego nie miało miejsca. Mam na ciebie oko w każdej chwili. Ze mną nie zginiesz w tym…
-
Chorym świecie. – dopowiedział Ratliff i lekko uderzył towarzysza w
ramię. Wziął łyk chłodnej wody, która nieprzyjemnie trafiła do żołądka,
roznosząc po ciele lodowaty dreszcz. Jego ciało zadrżało.
Cholera, na co im w październiku klimatyzacja?! Zamarznę w drodze… Moje ciuchy są przemoczone od tego… deszczu!
- Przepraszam, czy można zamówić herbatę? – spytał stojącej blisko stewardessy.
Młoda
brunetka posłała mu życzliwy uśmiech i odpowiedziała z jankeskim
akcentem – Napoje podamy najwcześniej za pół godziny, proszę pana.
Tommy
mruknął z niezadowoleniem i wcisnął się w miękki fotel, pocierając przy
tym nagie ramiona. Jego skóra rzeczywiście była nieprzyjemnie chłodna. Że
też musiałem zostawić tę przeklętą bluzę w taksówce! Zimno. Boże, ile
ja narzekam. I kłócę się ze sobą w myślach. Naprawdę mam coś z wariata. Spojrzał
na Adama, który zatracił się w książce o nienormalnie długim tytule.
Nieuzasadniona złość kumulowała się głęboko w głowie Ratliffa i wciąż
powstrzymywał się, by nie wybuchnąć. Jak niewiele potrzeba, by zepsuć człowiekowi nastrój! Przeklęta noc. Przeklęty deszcz i Keri. Uśmiechnął
się, gdy w wyobraźni zobaczył swoją dziewczynę, jako postać z
kreskówki, nad którą wiecznie ciąży szara, deszczowa chmurka.
Abstrakcyjne myśli pochłonęły go do reszty i zaprowadziły do krainę
snów.
-
Tommy… Tom. Hej, Tommy…, Ratliff. Glitter, jesteśmy na miejscu. –
spokojny szept spowodował, że basista powoli podniósł powieki. Już jasno. Europa? Przespałem całą noc? Miałem zamarznąć w drodze. Słyszę głosy, dobry znak. Ziewnął leniwie i patrzył z dołu na twarz Adama, który trzymał go w ramionach.
- A… Adam? Co ty?! – poderwał się nagle i usiadł na swoim miejscu, zrzucając na kolana bluzę, która nie była jego własnością.
-
Spłynąłeś na mnie z oparcia. Szczękałeś zębami całą noc. To znaczy,
dzięki mnie, tylko część nocy. – wytłumaczył się spokojnie i zabrał
ogrzane ciałem Tommy’ego okrycie.
Blondyn
patrzył sceptycznie, ale po chwili jego twarz przybrała łagodny wyraz.
Co prawda, kiedy przystąpił do zespołu, ustalili pewne normy panujące w
jego strukturze – żadnych związków pomiędzy muzykami, pomiędzy
tancerzami także nie. Ewentualne kłótnie mogłyby negatywnie wpłynąć na
sukces grupy. Poza tym, Monte, Longineu i Tommy, jednogłośnie przyznali
się do swojego zainteresowania kobietami i zawarli z Adamem
porozumienie, ze ten nie będzie traktował żadnego z nich w sposób ponad
koleżeński. Chociaż fakt, że Adam trzymał Tommy’ego w ramionach przez
kilka godzin, wydał się Ratliffowi podejrzany, odebrał to jako wyraz
przyjacielskiej troski i postanowił nie kontynuować tematu, który mógł
stworzyć większy dystans między nimi.
Kiedy
opuścili samolot, zajęli się grupką fanów. Rozdawali autografy,
pozowali do wspólnych zdjęć, przyjmowali prezenty. Największym
powodzeniem cieszył się lider zespołu, reszta pozostawała nieco w jego
cieniu, ale nie stanowiło to dla nich problemu. Wiedzieli, kto w tej
grupie jest „glam” i nie chcieli tego zmieniać.
Tommy
automatycznie dawał podpisy i odpowiadał półsłówkami na liczne pytania
fanów. Wciąż czuł na sobie zapach Adama. Czuł się… co najmniej dziwnie
na myśl, że przytulał go mężczyzna. I to mężczyzna, który może w nim
widzieć nie kolegę, a kochanka. Nie,
nie, nie. Po prostu ma dobre serce i było mu mnie żal. Nie chciał mnie
budzić i pewnie też nie chciał bym się rozchorował, przecież pełnię
ważną funkcję w tym zespole. Tak, Adam po prostu troszczy się o
wszystkich i o wszystko w swoim otoczeniu. Na przykład jak Monte był
chory, to Adam… no w sumie to nic, ale jak Taylor skręcił kostkę, to… a
jak Longineu przepadł w dniu swoich urodzin… , a jak Tommy się trząsł,
to się Adam zlitował. Boże, w którego nie wierzę, zlituj się nade mną
tak jak Adam i przestań napełniać mnie chorymi wątpliwościami. Najbardziej
przerażający był fakt, że inny mężczyzna chce podarować mu więcej
czułości niż jego własna kobieta. Wzdrygnął się na tę myśl, jednak silny
ogień zapłonął pod jego skórą, a krew mocno uderzyła w skronie. Nie
było to najprzyjemniejsze uczucie, ale bardzo gwałtowne i porywcze.
Wiedział, że nieujarzmiony temperament, kiedyś go zgubi.
Z chaosu, w którym się zatracił, wyrwał go głos jednej z fanek
- Tommy, masz nadal dziewczynę?
Słowa
te ponownie spowodowały powrót wspomnień, a także ból wewnątrz klatki
piersiowej. Basista, już na samym początku obiecał sobie nie mówić o
życiu prywatnym, więc odpowiedział suchym uśmiechem, za którym skrywał
się smutek. Zerknął na Adama, który poczuł na sobie wzrok brązowych
tęczówek, po czym mówiąc coś do jednej z osób, zwrócił roześmianą twarz
ku Ratliffowi, kiwnął głową i posłał mu przyjacielski uśmiech. Chłopak
natychmiast poczuł, jak smutek rozbija się na tysiąc małych części, a
jego miejsce zajmuje nuta radości.
Adam podpisywał ostatnie plakaty i telepatycznie odebrał odczucia blondyna.
Chciałbyś, bym z tej jednej nuty, utworzył całą sonatę? Ponownie
spojrzał na Tommy’ego, który usiadł na walizce i skrzyżował ręce,
pokryte licznymi tatuażami. Adam uśmiechnął się ciepło, przywołując do
siebie wspomnienie, które rozlewało pozytywne emocje w jego sercu.
Zmrużył oczy, by choć na chwilę przypomnieć sobie, jak to jest czuć
bliskość z drugim człowiekiem.
***
Hala
koncertowa była pusta, członkowie zespołu stroili swe instrumenty,
przygotowując się na jutrzejszy koncert. Longineu, zmęczony i
zdekoncentrowany nucił coś pod nosem. Monte rozprawiał z Lisą o swojej
nowej gitarze, a Adam rozmawiał z dyrektorem artystycznym na temat
zbliżających się koncertów, obejmujących zasięgiem nie tylko zachodnią,
ale także środkową i wschodnią część kontynentu. Siedział na krawędzi
sceny i oglądał przeróżne projekty, czytał dokumenty.
Tommy przesuwał palcami po grubych, metalowych strunach , wpatrywał się przy tym w dal, rozmyślał o niektórych problemach.
Najbliższe
dwa tygodnie bez Keri. Dzięki Bogu, może bardziej zatęskni i zmieni
podejście do mojej osoby. A to oznacza… całe, piękne, długie dwa
tygodnie z zespołem Adama. Drugiego artystę może zrozumieć jedynie
artysta. Człowiek to dziwna istota... obserwuje świat i wyciąga wnioski,
a mimo to nie potrafi pomóc sobie samemu. Jeśli byłbym…
Silna dłoń spoczęła na jego ramieniu. Podniósł głowę i ujrzał twarz Adama.
- Tommy, chcę z tobą pomówić. Możemy już wyjść?
Ratliff
pozostawił swą gitarę w bezpiecznym miejscu, żegnając ją w myślach
słowami „do jutra, moja mała”. Wielu muzyków widzi w swoich
instrumentach coś więcej, niż zespół elementów, składających się na
pewną całość. Mężczyzna pospiesznie włożył skórzaną kurtkę i opuścił
pomieszczenie.
Powietrze było wyjątkowo suche i chłodne jak na tę porę roku. Adam zjawił się tuż obok. Tommy nie podnosił na niego wzroku. Oczy to zwierciadło duszy. Nie chcę by ktoś w nią zaglądał, sam też nie chcę się pakować głębiej, niż powinienem. Poza tym nie muszę się na niego gapić. Wystarczy, że jest.
- Możemy iść w stronę hotelu, przez park to będzie jakieś… piętnaście minut? Właściwie to możemy ob…
Tommy pchnął go lekko do przodu, a znudzony wzrok mówił „skończ gadać. Za dużo się dziś ciebie nasłuchałem”. To
była jedna z niewielu cech która nie odpowiadały Adamowi – izolacja.
Ratliff niekiedy mówił więcej, czasami był wręcz wylewny i przychylny,
choć takich chwil zdecydowanie brakowało czarnowłosemu. Z drugiej strony
uważał, że skrytość i tajemniczość, które prezentował Tommy, stwarzają
go bardziej intrygującym, może nawet atrakcyjnym?
Ciemny
park nie wyglądał zachęcająco. Rozpadające się ławki, gęste gałęzie,
karłowate krzewy, ciemny grunt bez trawy bez wątpienia przypominały
zapomniane rejony cmentarza. Choć Adam, wyrażający skrajne uwielbienie
estetyzmu, czuł się źle w tym miejscu, Tommy - wręcz przeciwnie. Mroczne
środowisko od zawsze wydawało mu się enigmatyczne i pociągające. Było w tym coś budzącego strach, a strach budził ekscytację.
Kiedy
Adam zdobył się na pierwsze słowa, zagłuszyły go okrzyki dochodzące zza
bliskich drzew. Po chwili trzy osoby kroczyły tuż za nimi.
-
E! Nocne randki? – obrzydliwe śmiechy wypełniły przestrzeń, a Ratliff
pohamował się w ostatniej chwili przed odszczeknięciem na zaczepkę.
Zwyczajne nawoływania powoli zmieniały się w groźby i słowne
ataki ze strony nieznajomej grupy młodych ludzi. Piętnaście minut drogi
przed nimi, trzech bandytów za plecami. Sytuacja powoli wychodziła spod
kontroli – napastników denerwował obojętny stosunek Adama i Tommy’ego
wobec nich.
Liceum. Lekcja, biologia. Stres. Czynniki, nie. Objawy.
Myśli w głowie Tommy’ego przewijały się jak klatki filmowe, jedna za
drugą. Próbował utworzyć w głowie jakiś porządek, zachować spokój,
pozostać przy zdrowych zmysłach. Głośny tupot przybierał na sile. Tommy
patrzył przed siebie jak sparaliżowany. Jego wargi były suche, zmysły
wyostrzone. Źrenice powiększyły się, by ciemne oczy wychwyciły więcej
szczegółów w panującym mroku. Obecność Adama nie uspokajała go, wręcz
przeciwnie. Myśl, że może mu się coś stać, była bardziej przerażająca
niż wyobrażenie własnych cierpień. Docierał do niego jedynie odgłos
swojego przyspieszonego oddechu i mocnego stąpania grupy trzech
podpitych agresorów. Zimne palce mimowolnie zaciskały się w pięść. Był
zbyt przerażony, by zwrócić uwagę na Adama, idącego obok.
Lambert przeklinał w myślach swoją własną nieodpowiedzialność. Powinienem nie rezygnować z ochrony. W ogóle nie powinienem wybierać tej przeklętej drogi! Cholera, jaki ja jestem głupi!
Poczuł silne mdłości i spojrzał na Tommy’ego. Wiedział, że tli się w
nim ciągły ogień, a sytuacje takie jak ta, są niczym cały kontener
benzyny. Choć Adam nie czuł się tchórzem, wolał unikać konfliktów. Tommy
natomiast czasami reagował zbyt gwałtownie i mimo niskiego wzrostu oraz
drobnej postury atakował niczym wygłodniałe zwierzę. Jeśli oczywiście
była taka potrzeba.
-
DAWAJCIE ICH – rozległ się przerażająco głośny krzyk i nim drugie ze
słów dotarło do ich pobudzonych umysłów, czuli pod dłońmi zimny beton.
Nienawiść,
kumulująca się wewnątrz Adama eksplodowała, choć nie widział twarzy
napastników wśród nocnej scenerii, miał ochotę, by nigdy już nie miały
tak dobrego wyrazu jak dotąd. Kiedy pojedynkował się z rozwścieczonym
bandytą, usłyszał przeraźliwy okrzyk bólu, który najprawdopodobniej
należał do Tommy’ego. Złość w tym momencie osiągnęła kulminacyjny moment
– zerwał się z zimnego chodnika i zaatakował mężczyznę, znajdującego
się w obecności jego przyjaciela. Tommy wstał i przycisnął dłoń do
piekącej rany na udzie. Choć ostrze noża nie weszło głęboko pod skórę,
zostawiło znaczną, umiarkowanie krwawiącą ranę. Przed oczami Ratliffa
błysnął przedmiot, odbijający srebrzyste światło. Choć nie był pewien,
co napastnik trzyma w dłoni, szarpnął Adama za nadgarstek i porwał się
do ucieczki. Nie wiedział, czy strzały, które usłyszał były jedynie
wytworem jego wyobraźni, czy rzeczywistością. W tej chwili różne wymiary
krzyżowały się ze sobą, dając wyobrażenie fantasmagorii. Adam miał
wrażenie, że jego serce wali niczym mosiężne wahadło, odbijając się od
kręgów kręgosłupa oraz obolałych żeber. Tommy natomiast nie koncentrował
się na bólu, adrenalina rozmyła obraz przenikającego na wskroś bólu
nogi. Piętnaście minut zamknęło się w niespełna czterech; wybiegli z
parku i wskoczyli do przypadkowej taksówki.
-Son…
Boże, ten hotel… - bełkotał Adam, czując pulsujący ból i żar w żyłach.
Nie myślał racjonalnie, chciał jak najszybciej pomóc cierpiącemu
przyjacielowi.
- Radisson? – spytał kierowca i nie czekając na odpowiedź ruszył z miejsca.
Adam
skierował swój wzrok ku bolącej dłoni. Tommy ściskał jego rękę, którą
chwycił w chwili ucieczki. Powoli oderwał od niego sztywne palce i
odsunął się. Żadnego nie było stać na jakiekolwiek słowa. Próbowali zapanować nad rozszalałymi emocjami, spowolnić bieg rozszalałych serc.
-
Ty… - powiedział cicho Adam, jednak Tommy nie zwrócił na niego uwagi.
Ból rozpalał znaczną część jego uda, zmuszając niemal do krzyku. Przygryzał
dolną wargę prawie do krwi i czekał, aż trafi na łóżko, gdzie będzie
mógł rozluźnić napięte, twarde jak beton mięśnie.
- Jesteśmy na miejscu! – powiedział kierowca, zwracając uwagę na pasażerów, którzy spiesznie opuścili jego samochód.
-
W porządku Tommy? Powinniśmy jechać do szpitala – Adam wyciągnął
telefon, natomiast kulejący basista mocno zaprotestował – Ty mi
pomożesz. I zamknij się, jeśli masz zamiar się kłócić – głos blondyna
był wyjątkowo opanowany i stanowczy. Lambert odetchnął z ulgą, nie
zdając sobie sprawy, że w ciągu najbliższej godziny jego serce oszaleje jeszcze bardziej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz