sobota, 19 maja 2012

Odc. 2: Strach budzi ekscytację

Dziękuję za wszystkie komentarze! Czytanie ich sprawia mi wielką przyjemność :) nadrobię zaległości w czytaniu stron, które mi poleciliście oraz dodam do linków. A teraz zapraszam Was do odcinka drugiego, przygotowanego specjalnie dla moich czytelników :)


Strach budzi ekscytację


Tommy uśmiechnął się -  dobra, bez przesady. Co robiłeś przez te dwa dni, gdy nie mogłem cię pilnować? – sięgnął po butelkę wody i ponownie zwrócił twarz ku Adamowi.
- Pilnować? Mnie? Panie Joe, kto odbył godowy taniec pingwinów i zasnął na balkonie? – spytał Adam, przeczesując palcami kruczoczarne włosy. Kiedy zobaczył przerażony wyraz twarzy Tommy’ego, wybuchnął śmiechem.
- Spokojnie, nic takiego nie miało miejsca. Mam na ciebie oko w każdej chwili. Ze mną nie zginiesz w tym…
- Chorym świecie. – dopowiedział Ratliff i lekko uderzył towarzysza w ramię. Wziął łyk chłodnej wody, która nieprzyjemnie trafiła do żołądka, roznosząc po ciele lodowaty dreszcz. Jego ciało zadrżało.
Cholera, na co im w październiku klimatyzacja?! Zamarznę w drodze… Moje ciuchy są przemoczone od tego… deszczu!
- Przepraszam, czy można zamówić herbatę? – spytał stojącej blisko stewardessy.
Młoda brunetka posłała mu życzliwy uśmiech i odpowiedziała z jankeskim akcentem – Napoje podamy najwcześniej za pół godziny, proszę pana.
Tommy mruknął z niezadowoleniem i wcisnął się w miękki fotel, pocierając przy tym nagie ramiona. Jego skóra rzeczywiście była nieprzyjemnie chłodna. Że też musiałem zostawić tę przeklętą bluzę w taksówce! Zimno. Boże, ile ja narzekam. I kłócę się ze sobą w myślach. Naprawdę mam coś z wariata. Spojrzał na Adama, który zatracił się w książce o nienormalnie długim tytule. Nieuzasadniona złość kumulowała się głęboko w głowie Ratliffa i wciąż powstrzymywał się, by nie wybuchnąć.  Jak niewiele potrzeba, by zepsuć człowiekowi nastrój! Przeklęta noc. Przeklęty deszcz i Keri. Uśmiechnął się, gdy w wyobraźni zobaczył swoją dziewczynę, jako postać z kreskówki, nad którą wiecznie ciąży szara, deszczowa chmurka. Abstrakcyjne myśli pochłonęły go do reszty i zaprowadziły do krainę snów.
- Tommy… Tom. Hej, Tommy…, Ratliff. Glitter, jesteśmy na miejscu. – spokojny szept spowodował, że basista powoli podniósł powieki.  Już jasno. Europa? Przespałem całą noc? Miałem zamarznąć w drodze. Słyszę głosy, dobry znak. Ziewnął leniwie i patrzył z dołu  na twarz Adama, który trzymał go w ramionach.
- A… Adam? Co ty?! – poderwał się nagle i usiadł na swoim miejscu, zrzucając na kolana bluzę, która nie była jego własnością.
- Spłynąłeś na mnie z oparcia. Szczękałeś zębami całą noc. To znaczy, dzięki mnie, tylko część nocy. – wytłumaczył się spokojnie i zabrał ogrzane ciałem Tommy’ego okrycie.
Blondyn patrzył sceptycznie, ale po chwili jego twarz przybrała łagodny wyraz. Co prawda, kiedy przystąpił do zespołu, ustalili pewne normy panujące w jego strukturze – żadnych związków pomiędzy muzykami, pomiędzy tancerzami także nie. Ewentualne kłótnie mogłyby negatywnie wpłynąć na sukces grupy. Poza tym, Monte, Longineu i Tommy, jednogłośnie przyznali się do swojego zainteresowania kobietami i zawarli z Adamem porozumienie, ze ten nie będzie traktował żadnego z nich w sposób ponad koleżeński. Chociaż fakt, że Adam trzymał Tommy’ego w ramionach przez kilka godzin, wydał się Ratliffowi podejrzany, odebrał to jako wyraz przyjacielskiej troski i postanowił nie kontynuować tematu, który mógł stworzyć większy dystans między nimi.
Kiedy opuścili samolot, zajęli się grupką fanów. Rozdawali autografy, pozowali do wspólnych zdjęć, przyjmowali prezenty. Największym powodzeniem cieszył się lider zespołu, reszta pozostawała nieco w jego cieniu, ale nie stanowiło to dla nich problemu. Wiedzieli, kto w tej grupie jest „glam” i nie chcieli tego zmieniać.
Tommy automatycznie dawał podpisy i odpowiadał półsłówkami na liczne pytania fanów. Wciąż czuł na sobie zapach Adama. Czuł się… co najmniej dziwnie na myśl, że przytulał go mężczyzna. I to mężczyzna, który może w nim widzieć nie kolegę, a kochanka. Nie, nie, nie. Po prostu ma dobre serce i było mu mnie żal. Nie chciał mnie budzić i pewnie też nie chciał bym się rozchorował, przecież pełnię ważną funkcję w tym zespole. Tak, Adam po prostu troszczy się o wszystkich i o wszystko w swoim otoczeniu. Na przykład jak Monte był chory, to Adam… no w sumie to nic, ale jak Taylor skręcił kostkę, to… a jak Longineu przepadł w dniu swoich urodzin… , a jak Tommy się trząsł, to się Adam zlitował. Boże, w którego nie wierzę, zlituj się nade mną tak jak Adam i przestań napełniać mnie chorymi wątpliwościami. Najbardziej przerażający był fakt, że inny mężczyzna chce podarować mu więcej czułości niż jego własna kobieta. Wzdrygnął się na tę myśl, jednak silny ogień zapłonął pod jego skórą, a krew mocno uderzyła w skronie. Nie było to najprzyjemniejsze uczucie, ale bardzo gwałtowne i porywcze. Wiedział, że nieujarzmiony temperament, kiedyś go zgubi.
Z chaosu, w którym się zatracił, wyrwał go głos jednej z fanek
- Tommy, masz nadal dziewczynę?
Słowa te ponownie spowodowały powrót wspomnień, a także ból wewnątrz klatki piersiowej. Basista, już na samym początku obiecał sobie nie mówić o życiu prywatnym, więc odpowiedział suchym uśmiechem, za którym skrywał się smutek. Zerknął na Adama, który poczuł na sobie wzrok brązowych tęczówek, po czym mówiąc coś do jednej z osób, zwrócił roześmianą twarz ku Ratliffowi, kiwnął głową i posłał mu przyjacielski uśmiech. Chłopak natychmiast poczuł, jak smutek rozbija się na tysiąc małych części, a jego miejsce zajmuje nuta radości.
Adam podpisywał ostatnie plakaty i telepatycznie odebrał odczucia blondyna.
Chciałbyś, bym z tej jednej nuty, utworzył całą sonatę?  Ponownie spojrzał na Tommy’ego, który usiadł na walizce i skrzyżował ręce, pokryte licznymi tatuażami. Adam uśmiechnął się ciepło, przywołując do siebie wspomnienie, które rozlewało pozytywne emocje w jego sercu. Zmrużył oczy, by choć na chwilę przypomnieć sobie, jak to jest czuć bliskość z drugim człowiekiem.
***
Hala koncertowa była pusta, członkowie zespołu stroili swe instrumenty, przygotowując się na jutrzejszy koncert. Longineu, zmęczony i zdekoncentrowany nucił coś pod nosem. Monte rozprawiał z Lisą o swojej nowej gitarze, a Adam rozmawiał z dyrektorem artystycznym na temat zbliżających się koncertów, obejmujących zasięgiem nie tylko zachodnią, ale także środkową i wschodnią część kontynentu. Siedział na krawędzi sceny i oglądał przeróżne projekty, czytał dokumenty.
Tommy przesuwał palcami po grubych, metalowych strunach , wpatrywał się przy tym w dal, rozmyślał o niektórych problemach.
Najbliższe dwa tygodnie bez Keri. Dzięki Bogu, może bardziej zatęskni i zmieni podejście do mojej osoby. A to oznacza… całe, piękne, długie dwa tygodnie z zespołem Adama. Drugiego artystę może zrozumieć jedynie artysta. Człowiek to dziwna istota... obserwuje świat i wyciąga wnioski, a mimo to nie potrafi pomóc sobie samemu. Jeśli byłbym…
Silna dłoń spoczęła na jego ramieniu. Podniósł głowę i ujrzał twarz Adama.
- Tommy, chcę z tobą pomówić. Możemy już wyjść?
Ratliff pozostawił swą gitarę w bezpiecznym miejscu, żegnając ją w myślach słowami „do jutra, moja mała”. Wielu muzyków widzi w swoich instrumentach coś więcej, niż zespół elementów, składających się na pewną całość. Mężczyzna pospiesznie włożył skórzaną kurtkę i opuścił pomieszczenie.
Powietrze było wyjątkowo suche i chłodne jak na tę porę roku. Adam zjawił się tuż obok. Tommy nie podnosił na niego wzroku. Oczy to zwierciadło duszy. Nie chcę by ktoś w nią zaglądał, sam też nie chcę się pakować głębiej, niż powinienem. Poza tym nie muszę się na niego gapić. Wystarczy, że jest.
- Możemy iść w stronę hotelu, przez park to będzie jakieś… piętnaście minut? Właściwie to możemy ob…
Tommy pchnął go lekko do przodu, a znudzony wzrok mówił „skończ gadać. Za dużo się dziś ciebie nasłuchałem”.  To była jedna z niewielu cech która nie odpowiadały Adamowi – izolacja. Ratliff niekiedy mówił więcej, czasami był wręcz wylewny i przychylny, choć takich chwil zdecydowanie brakowało czarnowłosemu. Z drugiej strony uważał, że skrytość i tajemniczość, które prezentował Tommy, stwarzają go bardziej intrygującym, może nawet atrakcyjnym?
Ciemny park nie wyglądał zachęcająco. Rozpadające się ławki, gęste gałęzie, karłowate krzewy, ciemny grunt bez trawy bez wątpienia przypominały zapomniane rejony cmentarza. Choć Adam, wyrażający skrajne uwielbienie estetyzmu, czuł się źle w tym miejscu, Tommy - wręcz przeciwnie. Mroczne środowisko od zawsze wydawało mu się enigmatyczne i pociągające. Było w tym coś budzącego strach, a strach budził ekscytację.
Kiedy Adam zdobył się na pierwsze słowa, zagłuszyły go okrzyki dochodzące zza bliskich drzew. Po chwili trzy osoby kroczyły tuż za nimi.
- E! Nocne randki? – obrzydliwe śmiechy wypełniły przestrzeń, a Ratliff pohamował się w ostatniej chwili przed odszczeknięciem na zaczepkę. Zwyczajne nawoływania powoli zmieniały się w groźby i  słowne ataki ze strony nieznajomej grupy młodych ludzi. Piętnaście minut drogi przed nimi, trzech bandytów za plecami. Sytuacja powoli wychodziła spod kontroli – napastników denerwował obojętny stosunek Adama i Tommy’ego wobec nich.
Liceum. Lekcja, biologia. Stres. Czynniki, nie. Objawy. Myśli w głowie Tommy’ego przewijały się jak klatki filmowe, jedna za drugą. Próbował utworzyć w głowie jakiś porządek, zachować spokój, pozostać przy zdrowych zmysłach. Głośny tupot przybierał na sile. Tommy patrzył przed siebie jak sparaliżowany. Jego wargi były suche, zmysły wyostrzone. Źrenice powiększyły się, by ciemne oczy wychwyciły więcej szczegółów w panującym mroku. Obecność Adama nie uspokajała go, wręcz przeciwnie. Myśl, że może mu się coś stać, była bardziej przerażająca niż wyobrażenie własnych cierpień. Docierał do niego jedynie odgłos swojego przyspieszonego oddechu i mocnego stąpania grupy trzech podpitych agresorów. Zimne palce mimowolnie zaciskały się w pięść. Był zbyt przerażony, by zwrócić uwagę na Adama, idącego obok.
Lambert przeklinał w myślach swoją własną nieodpowiedzialność. Powinienem nie rezygnować z ochrony. W ogóle nie powinienem wybierać tej przeklętej drogi! Cholera, jaki ja jestem głupi! Poczuł silne mdłości i spojrzał na Tommy’ego. Wiedział, że tli się w nim ciągły ogień, a sytuacje takie jak ta, są niczym cały kontener benzyny. Choć Adam nie czuł się tchórzem, wolał unikać konfliktów. Tommy natomiast czasami reagował zbyt gwałtownie i mimo niskiego wzrostu oraz drobnej postury atakował niczym wygłodniałe zwierzę. Jeśli oczywiście była taka potrzeba.
- DAWAJCIE ICH – rozległ się przerażająco głośny krzyk i nim drugie ze słów dotarło do ich pobudzonych umysłów, czuli pod dłońmi zimny beton.
Nienawiść, kumulująca się wewnątrz Adama eksplodowała, choć nie widział twarzy napastników wśród nocnej scenerii, miał ochotę, by nigdy już nie miały tak dobrego wyrazu jak dotąd. Kiedy pojedynkował się z rozwścieczonym bandytą, usłyszał przeraźliwy okrzyk bólu, który najprawdopodobniej należał do Tommy’ego. Złość w tym momencie osiągnęła kulminacyjny moment – zerwał się z zimnego chodnika i zaatakował mężczyznę, znajdującego się w obecności jego przyjaciela. Tommy wstał i przycisnął dłoń do piekącej rany na udzie. Choć ostrze noża nie weszło głęboko pod skórę, zostawiło znaczną, umiarkowanie krwawiącą ranę. Przed oczami Ratliffa błysnął przedmiot, odbijający srebrzyste światło. Choć nie był pewien, co napastnik trzyma w dłoni, szarpnął Adama za nadgarstek i porwał się do ucieczki. Nie wiedział, czy strzały, które usłyszał były jedynie wytworem jego wyobraźni, czy rzeczywistością. W tej chwili różne wymiary krzyżowały się ze sobą, dając wyobrażenie fantasmagorii. Adam miał wrażenie, że jego serce wali niczym mosiężne wahadło, odbijając się od kręgów kręgosłupa oraz obolałych żeber. Tommy natomiast nie koncentrował się na bólu, adrenalina rozmyła obraz przenikającego na wskroś bólu nogi. Piętnaście minut zamknęło się w niespełna czterech; wybiegli z parku i wskoczyli do przypadkowej taksówki.
-Son… Boże, ten hotel… - bełkotał Adam, czując pulsujący ból i żar w żyłach. Nie myślał racjonalnie, chciał jak najszybciej pomóc cierpiącemu przyjacielowi.
- Radisson? – spytał kierowca i nie czekając na odpowiedź ruszył z miejsca.
Adam skierował swój wzrok ku bolącej dłoni. Tommy ściskał jego rękę, którą chwycił w chwili ucieczki. Powoli oderwał od niego sztywne palce i odsunął się. Żadnego  nie było stać na jakiekolwiek słowa.  Próbowali zapanować nad rozszalałymi emocjami, spowolnić bieg rozszalałych serc.
- Ty… - powiedział cicho Adam, jednak Tommy nie zwrócił na niego uwagi. Ból rozpalał znaczną część jego uda, zmuszając niemal do krzyku.  Przygryzał dolną wargę prawie do krwi i czekał, aż trafi na łóżko, gdzie będzie mógł rozluźnić napięte, twarde jak beton mięśnie.
- Jesteśmy na miejscu! – powiedział kierowca, zwracając uwagę na pasażerów, którzy spiesznie opuścili jego samochód.
- W porządku Tommy? Powinniśmy jechać do szpitala – Adam wyciągnął telefon, natomiast kulejący basista mocno zaprotestował – Ty mi pomożesz. I zamknij się, jeśli masz zamiar się kłócić – głos blondyna był wyjątkowo opanowany i stanowczy. Lambert odetchnął z ulgą, nie zdając sobie sprawy, że w ciągu najbliższej godziny jego serce oszaleje jeszcze bardziej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz