Witajcie kochani! Dziś
czas na kolejny odcinek, to już dwudziesty! Kiedy rozpoczynałam pisanie,
nie sądziłam, że zajdziemy tak daleko no i nie spodziewałam się, że
będę miała czytelników :) Bardzo się cieszę z tego powodu. Ostatni
odcinek był w pewnym sensie przełomowy - wkraczamy w kolejny etap.
Zapraszam do czytania i komentowania!
Sasu: no proszę, zakładam, że byłaś w warszawskim Glamie na tym koncercie? Moje plany się pozmieniały i niestety nie poszłam :)
Ukojenie
-
Tommy? – Adam zwrócił się w stronę blondyna – Mam nadzieję, że nie masz
nic przeciwko temu, że będziemy spać razem? Jeśli byś się uparł to
pójdę na podłogę, ale wiem, że tego byś nie chciał.
Blondyn odpowiedział uśmiechem. Wpatrywał się w Lamberta, który poprawił poduszki
-
Pójdę się przebrać, jestem strasznie śpiący – Rzekł Ratliff i po chwili
zamknął się w łazience. Usiadł na krawędzi wanny i zamknął oczy, nie
mogąc nadal uwierzyć we wszystko co się wydarzyło. Z jednej strony
ogarniało go niesamowite szczęście, którego dawno nie doświadczył, z
drugiej miał wrażenie, że to tylko sen. W końcu nadejdzie czas, by się
obudzić i stawić czoła przeciwnościom. Rozpiął guziki ciemnej koszuli,
którą zrzucił na kafelki zimnej podłogi, oparł dłonie o porcelanową
umywalkę i spojrzał we własne odbicie. Nie mógł rozpoznać tego
człowieka, który odbijał się w lustrzanej tafli.
Ostatni
czas przyniósł tak wiele niespodzianek, że nie sposób o wszystkim
opowiedzieć. Blondyn cicho westchnął; wszystkie pozytywne emocje nagle
obróciły się w przygnębienie. Nie znał odpowiedzi na wiele pytań – jak
długo tu zostanie, co tak naprawdę teraz będzie między nim a Adamem, co
Lambert do niego czuje, co może jeszcze się wydarzyć. Jego głowa była
pełna trudnych pytań, nad którymi teraz nie chciał rozważać. Kiedy
rozebrał się i wszedł pod prysznic, puścił ciepłą wodę i zamknął oczy.
Przezroczyste krople spływały po jego nagiej, bladej skórze, dając długo
wyczekiwane ukojenie.
***
Camila
otrzepała swój płaszcz ze śniegu, który padał tej nocy nieprzerwanie.
Bez słowa opuściła swój dom i przyleciała do innego miasta, by spędzić
ten najpiękniejszy dzień w roku u boku człowieka, który znaczył dla niej
wiele. Stanęła przed drzwiami domu Tommy’ego i zadzwoniła. Nie pragnęła
niczego innego niż spojrzeć w oczy Ratliffa i mocno go przytulić tego
szczególnego wieczoru. Cisza. Zadzwoniła po raz drugi, tym razem dłużej
niż poprzednio. Klucz w drzwiach przekręcił się, miała wrażenie, że jej
serce na moment stanęło. Jej oczom ukazał się młody, obcy mężczyzna
- Słucham? – Spytał.
- Czy zastałam Tommy’ego? – Spytała Camila
- Nie – Odparł nieznajomy i po chwili milczenia rzekł – Nie spodziewałem się tutaj gości. Wejdź do środka.
***
Tommy
opuścił łazienkę. Miał na sobie biały, miękki szlafrok należący do
Adama. Czarnowłosy podniósł wzrok i delikatnie się uśmiechnął. Nie
powiedział ani słowa. Tommy natomiast zbliżył się do niego i odwzajemnił
uśmiech
- Wolisz przy ścianie? – Spytał, na co Lambert zareagował śmiechem
-
Zawsze się o to sprzeczaliśmy z Neilem – Rzekł i pociągnął blondyna na
łóżko. Pochylił się nad nim i oparł dłoń o jego klatkę piersiową, skrytą
za puszystym materiałem. Ratliff uśmiechnął się delikatnie
-
Hej, co ty… - Nim zdążył spytać o cokolwiek, Adam obrysował palcem
kontur ust chłopaka, który poczuł przyjemne łaskotanie w okolicy swoich
warg. Oczy czarnowłosego były zmrużone, a na twarzy malował się subtelny
uśmiech. Tommy patrzył dość niepewnie, z wyraźnym zaciekawieniem.
Położył dłoń na karku mężczyzny, czując pod palcami jego gładkie, czarne
włosy. Delikatnie je gładził i zapatrzył się w tęczówki Adama, który
przesunął opuszkami po jego policzku i szyi, następnie odgarnął z czoła
jasne kosmyki włosów.
- Jesteśmy sami? – Spytał szeptem Tommy, choć znał odpowiedź na to pytanie.
-
Tak… - Odparł Adam – Uwielbiam, gdy nagle zmieniasz ton głosu. Za
każdym razem, gdy jesteś ze mną blisko, mówisz bardzo, bardzo cicho…
Ratliff
uśmiechnął się nieznacznie i czekał na kolejny ruch Lamberta. Gdy
zbliżył się, Tommy zamknął oczy i czuł na sobie ciepły oddech Adama,
który delikatnie złączył z nim swe usta. Blondynowi przyszło na myśl, że
nigdy wcześniej przy jakimkolwiek pocałunku nie towarzyszyły mu tak
silne emocje. Subtelnie rozchylił wargi, dając drugiemu do zrozumienia,
że może mu pozwolić na więcej. Adam wsunął język w jego usta, badał nim
podniebienie chłopaka, który poddawał się tej szczególnej chwili. Kiedy
Adam całował go coraz głębiej i namiętniej, Tommy wplótł palce w jego
włosy i bawił się nimi. Czuł lekkie zdenerwowanie na myśl, że między nim
a drugim mężczyzną zachodzą tak zbliżające incydenty, z drugiej strony
podobało mu się to. Drzewo, z którego zrywali grzech miało najsłodsze
owoce. Lambert powoli zmierzał w kierunku szyi, a kiedy zaczął ją
pieścić, do jego uszu dotarły rozkoszne pomruki, jakie wydawał blondyn.
To z pewnością była najwspanialsza melodia, jaką kiedykolwiek słyszał.
Delikatnie przygryzał jego skórę, przesuwając przy tym dłonią wzdłuż
torsu. Czuł pod palcami krople wody, które rozcierał na ciele blondyna. W
pewnej chwili napotkał przeszkodę – węzeł od szlafroku. Nie przestając
całować szyi Tommy'ego, rozwiązał pasek i wsunął dłoń pod biały
materiał. Powoli masował blondynowi brzuch
- Starczy… - Wysyczał Tommy i usiadł, próbując opanować przy tym swój przyspieszony oddech
- Coś nie tak? – Spytał Adam, uważnie obserwując swojego towarzysza
- Wszystko w porządku, ale… - Odparł i zawiesił wzrok na beżowej pościeli. Nie dokończył zdania.
Wokalista
usiadł tuż przy nim i pocałował jego policzek – ten gest wyrażał
niezwykłą czułość i przypomniał blondynowi o trasie, w której Lambert
obdarowywał go takimi drobnymi prezentami.
Tommy
zdjął szlafrok i położył się przy ścianie, patrzył w sufit. Po chwili
Adam położył się tuż przy nim i przytulił go do swojego ciała. Ratiff
zamknął oczy, poczuł bezpieczeństwo oraz wewnętrzny spokój. W końcu po
miesiącach istnej burzy i zawieruchy nastał czas przepełniony lekkim
zefirem i zapachem porannej rosy.
- Adam…? – Rzekł cichym głosem blondyn
- Hmm…?
-
Kocham cię… - Powiedział i wtulił się mocniej w ciało ukochanego
mężczyzny, zastanawiając się, czy Lambert odpowie mu kiedyś tym samym.
***
Camila
usiadła w pokoju Tommy’ego. W dłoniach trzymała kubek gorącej herbaty. W
niedużym pomieszczeniu unosił się delikatny zapach męskich perfum.
Dziewczyna siedziała obok obcego chłopaka.
- Gdzie poleciał Tommy? – Spytała i spojrzała na niego.
-
Do tego wokalisty, Adama – Odparł młodszy z Ratliffów. Urodą bardzo
przypominał swojego starszego brata. Jego tęczówki były orzechowe, oczy
duże, błyszczące. Camila doszukiwała się wielu cech basisty w Stevenie,
podobne spojrzenie, głos, niemal identyczne rysy twarzy… Choć nie
spytała go o wiek, uznała, że nie ma więcej niż dwadzieścia jeden lat.
- Jesteś jego dziewczyną? – Spytał po chwili
- Nie – Odparła i dodała szeptem – Niestety nie.
- Skrzywdził cię?
Camila spojrzała w jego oczy. Tak bardzo przypominał Tommy’ego…
- Zapłacę każdą cenę, by być blisko niego.
Steven uśmiechnął się do siebie i przewrócił oczami po bladoniebieskich ścianach
- Jest sam? – Spytał
Milczała
dłuższą chwilę. W końcu zdobyła się na słowa – Tak. Ale spędza za dużo
czasu z Adamem. Nawet teraz do niego poleciał. Właściwie każdy uważa to
za abstrakcję, ale dla mnie to nie jest czysto przyjacielska relacja.
Przysunął się do niej na niebezpieczną odległość – Narobimy trochę bałaganu?
Zaczęła się delikatnie uśmiechać – Nawet wiem w jaki sposób…
Sięgnęła po swój telefon i wybrała numer do Montego. Kiedy usłyszała w słuchawce jego głos od razu zaczęła mówić
-
Spędzamy Sylwestra u Adama, wszyscy. Jeśli nie masz innych planów,
bierz cały zespół i leć do San Diego. Spotkamy się o 18 przed jego
domem.
- Nie ma sprawy, nie mamy innych planów. Będziesz też? – Spytał Monte
- Będę – Rzekła Camila – I to nie sama – Dodała z uśmiechem patrząc na szatyna.
***
Kiedy
Adam otworzył oczy i spojrzał w bok, uśmiechnął się do siebie. Zawsze
rano przez kilka minut wpatrywał się w ścianę, teraz u jego boku spał
Tommy. Delikatnie pogłaskał go po policzku
- Jak dobrze mieć z rana taki widok… - Szepnął do siebie
- Jesteś farciarzem – Mruknął Tommy
- Rany, myślałem, że śpisz! – Adam poderwał się, a blondyn uniósł powieki
- Jeszcze nie raz cię zaskoczę… - Rzekł Tommy i okrył się kołdrą – Zimny dziś poranek.
Adam
przysunął się do niego i gładził po ramieniu. Skóra chłopaka była
chłodna i gładka w dotyku. Czarnowłosy przesunął palcami po licznych
tatuażach zdobiących rękę Ratliffa. Lambert uwielbiał te wszystkie
przeciwieństwa; przerażające tatuaże miały się nijak do delikatnych
rysów twarzy.
- Zrobię herbatę, rozgrzejesz się.
Tommy położył się na plecach, nie przestając się uśmiechać – Twój widok sprawia, że robi mi się cieplej.
- Naprawdę…? – Szepnął Adam. W pewnej chwili drzwi do ich uszu dobiegł histeryczny krzyk
-
Adam, nie uwierzysz, nie uwierzysz! Nie uw.. – Drzwi otworzyły się
gwałtownie i stanął w nich Neil. Jego głos stanął w gardle, gdy
zobaczył, że jego brat nie jest w łóżku sam.
-Mówi się „przepraszam, zrobię śniadanie” i „przyjdę później” – Rzekł Adam, na co Neil zareagował krzywym spojrzeniem
- Sam idź jak chcesz jeść. Ej, ale to… to twój basista, nie?
Lambert chwycił poduszkę i cisnął nią w brata – Wynocha.
Neil chciał rzucić złośliwy komentarz, ale uznał, że podzielenie się nabytą informacją z pozostałymi będzie świetną rozrywką.
- Mamo! – Usłyszeli głos zza drzwi – Adam zmienił formę płatności!
Lambert uderzył się ręką w czoło – Zabiję…
Tommy zaśmiał się – Daj mu spokój. A więc to jest Truex...
Adam spojrzał zdziwiony - Truex? Skąd znasz jego pseudonim?
Blondyn uśmiechnął się nieznacznie - Nieważne... Dziękuję, że pozwoliłeś mi tu zostać.
Czarnowłosy posłał
mu życzliwy uśmiech – Jeśli nie zamierzasz uciekać do domu, powitamy
wspólnie nowy rok. Z tego co pamiętam nie miałeś żadnych planów.
Ratliff usiadł i podparł się dłońmi o poduszkę. Choć nie okazał tego, czuł się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz