niedziela, 20 maja 2012

Odc. 42: Czas na oddech

Hej kochane :) Przybywam z nowym, świeżym odcinkiem :)
Twixa: Obiecałam odcinki dodawać co piątek, jednak za każdym razem dodaję je późno w nocy; wena zwykle przychodzi pod koniec tygodnia :)

Czas na oddech

Tommy czekał na telefon od Brooke; tego dnia mieli razem wrócić do zespołu. Blondyn wpatrywał się w sufit, wracając myślami do słów, które usłyszał od przyjaciółki.
Adam rozkazał przetoczyć swoją krew. Uratował mnie i nawet o tym nie wspomniał. Co powinienem zrobić? Opieprzyć go, że to przede mną ukrywał? To niedorzeczne. Podziękować mu? Ale wtedy wydam Brooke. Nic nie powiedzieć… o nie, na pewno nie dam rady trzymać języka za zębami.
Do pomieszczenia weszła szczupła, rudowłosa kobieta. Całkowicie zignorowała obecność Tommy’ego. Sięgnęła po kubek wczorajszej kawy i upiła gorzką, zimną ciecz.
Reach out and touch faith! Dźwięk telefonu rozbrzmiał w najlepszym momencie.
Tommy wcisnął przycisk z zieloną słuchawką - Zaraz będę – Rzekł bez słów powitania. Chwycił torbę i spojrzał na Paulę. Zbliżył się do niej ostrożnie
- Uważaj na siebie – Powiedział, spodziewając się chłodnego uśmiechu. Wcisnął w jej dłoń dwieście euro – Zrób sobie trzy dni wolnego. Wrócę niedługo.
- Obietnice – Prychnęła i spojrzała w brązowe oczy basisty – Daj najlepszy występ w swoim życiu, dupku.
Uśmiechnął się i po chwili wyszedł z pokoju. Brak zobowiązań w tej relacji dawał mu poczucie wolności; tak jak przed wieloma laty. Przemierzał długi korytarz, poprawiając przy tym zsuwające się z bioder spodnie. Kiedy opuścił budynek ujrzał Brooke w towarzystwie dwóch podstarzałych mężczyzn; nie była zadowolona z ich obecności o czym świadczył wyraz jej twarzy
- Proszę wybaczyć, nie będę z panem rozmawiać – Rzekła i cofnęła się na krok, gdy drugi z mężczyzn gestykulował i mówił w obcym języku.
Tommy podszedł zdecydowanym krokiem, objął dziewczynę w pasie i ucałował w policzek
- Chodź kochanie – Rzekł, biorąc ją za rękę i śmiałym krokiem idąc w stronę głównej ulicy.
Spojrzała na niego – Ładne zagranie.
- Zawsze chciałem uratować kobietę – Uśmiechnął się i puścił jej oczko.
- Ach, ci superbohaterowie.
***
Lotnisko Bazylea – Mulhouse – Freiburg w Szwajcarii było miejscem, gdzie miał się spotkać cały zespół.
- Wiesz Tommy, trochę cię okłamałam, że będziecie tam sami – Rzekła z zakłopotaniem tancerka, ciągnąć jedną z walizek – Jedziemy tam wszyscy. Z tym, że wy będziecie mieli osobny domek w drugiej części osady. Tam jest malowniczo, zapewniam cię.
Blondyn zwrócił twarz w kierunku dziewczyny – Mam problem, bo nie wiem jak się przywitać z Adamem, a Ty mówisz o czymś tak abstrakcyjnym jak spędzenie z nim jednej doby.
Dziewczyna przewróciła oczami – Wieczorem zrobimy ognisko, atmosfera trochę się rozluźni. O, już są! – Uśmiechnęła się, widząc w oddali część zespołu. Pełna entuzjazmu ruszyła w ich stronę; basista starał się nie podnosić wzroku. Nie potrafił po tym wszystkim spojrzeć Adamowi w oczy. Kiedy zbliżył się do przyjaciół uśmiechnął się i rzucił krótkie
- Cześć – Nie liczył nawet na odpowiedź.
Adam spojrzał w kierunku blondyna; mimowolnie uśmiechnął się na widok jego onieśmielonego wzroku. Speszonego i pełnego nieśmiałości. Podszedł do Ratliffa, nie zważając na rozmowy pozostałych
- Jak podróż? – Spytał, stawiając torbę na podłodze.
Basista delikatnie uniósł głowę – W porządku – Odwzajemnił uśmiech i odgarnął z czoła łaskoczące kosmyki włosów – Dobrze cię widzieć – Rzekł, nie mogąc się powstrzymać przed spojrzeniem w niebieskie tęczówki mężczyzny.
Adam nadal się uśmiechał, lecz w jego oczach malował się smutek. Mimo że prawie nie rozmawiali,  ich krótkie spojrzenia spotykały się w czasie drogi do wspólnego busa.
***
- Bierzemy ten drugi! – Krzyknął Taylor i wraz z Terrance’em porwali się w stronę małego, uroczego domku. Monte pokręcił głową i oddalił się w stronę głównej drogi, by złapać zasięg w swoim telefonie. Cholerna wieś mruknął, gdy minął Adama oraz Tommy’ego. Jednocześnie parsknęli śmiechem i odprowadzili wzrokiem gitarzystę, który nie przepadał za urokami wsi.
- Idziemy? – Zaproponował Adam, wyjmując z kieszeni odpowiedni klucz. Blondyn znacząco pokiwał głową i ruszył w stronę ostatniego domku, stojącego na skraju łąki. Chodź pola straciły swą zieleń i skryły się pod puszystym śniegiem, a owce pozostawały jedynie wytworem wyobraźni, zarówno Lambert jak i Ratliff czuli, że są w tym momencie w jednym z najpiękniejszych zakątków świata.
Klucz szczęknął w metalowym zamku; mężczyźni weszli do środka.
- Wow… - Szepnął Adam, rozglądając się po pomieszczeniu; wnętrze urządzone zostało w biało – brązowej tonacji, kanapy i łóżka pokryte były wełnianymi tkaninami, podłogę przyozdabiał kremowy, puszysty dywan, a w powietrzu unosił się zapach palonych świec. Tommy stanął tuż obok wokalisty
- Brooke robiła rezerwację? Postarała się – Mimowolnie uśmiechnął się – W końcu odpoczniemy od hoteli.
Adam zwrócił twarz w jego kierunku – Powinieneś nocować w takich miejscach. Nie w bur…
- Przestań – Uciął Tommy i rzucił torby w przedpokoju. Powoli udał się w stronę kuchni – Dziś ognisko? – Spytał, zaglądając do szafek.
Adam znacząco pokiwał głową i podszedł do blondyna. Usiadł na drewnianym krześle i sięgnął po porcelanową miskę orzechów – Nie wiem co przygotowali w ramach kolacji. Jadłem w samolocie, za to ty pewnie jesteś głodny – Rzekł, podnosząc wzrok – Nie ma cię dwa tygodnie a wyglądasz jakbyś głodował od miesięcy.
Basista wzruszył ramionami i oparł się o szafkę. Ciszę przerywał szmer wirującego pod sufitem wiatraka.
- Nie miałem czasu – Odparł blondyn i wyciągnął z tylnej kieszeni spodni paczkę Chesterfieldów.
Adam śledził jego ruchy – Co robisz w jej domu?– Spytał – Szczerze. Bez owijania w bawełnę.
Ratliff przypalił koniec papierosa i zaciągnął się gęstym, drażniącym dymem. Odetchnął, wpatrując się tępo w kolorowy obrazek zawieszony na jednej ze ścian
- Leżę na kanapie, gdy pieprzy się z klientami. Daję jej forsę, którą przewala na prochy i towar. Oglądam telewizję, dwa kanały, bo tylko tyle jest. Jem chemię z torebek, czasami fast-food na mieście.
Adam uniósł brwi – Pijesz?
Tommy zawiesił na moment głos – Tak, czasami – Obojętnie wzruszył ramionami.
- Uprawiasz z nią seks?
Basista poczuł, jak niewidzialna ręka ściska jego gardło. Szczerość.
- Nie – Odpowiedział krótko i dopalił papierosa, odwracając się plecami.
Lambert stukał palcami w blat – Myślałem, że jesteście kochankami.
- Nie będę sypiał z kimś, kto gościł w swoim łóżku pół miasta. Poza tym… - Ton jego głosu osłabł – Poza tym nie mógłbym kochać się z nikim innym, prócz z tobą.
Adam poczuł silny dreszcz, który przeszył linię jego kręgosłupa. Zacisnął wargi i spojrzał za okno
-Nie spodziewam się, że wróciłeś na długo, ale cieszę się, że jesteś.
Basista zgasił niedopałek w srebrnej popielnicy i pochylił się nad blatem – Bałem się z tobą spotkać. Wszystko spieprzyłem.
- Pomogę chłopakom, chyba nie idzie im najlepiej – Rzekł czarnowłosy, obserwując tancerzy, którzy próbowali rozniecić ogień.
Tommy znacząco pokiwał głową. Nie dziwił się, że Adam jest na niego wściekły. Popełnił błąd, jednak sprawy zabrnęły za daleko, by wszystko od tak wróciło do normy.
***
- Jak to zapomniałeś?! – Krzyknęła Sasha, stojąc przed Taylorem – Miałeś kupić coś do jedzenia!
Chłopak przewrócił oczami – Zamknięte było!
- Świetnie – Warknął Monte, dorzucając do ognia kilka patyków – Nie dość, że musieliśmy rozpalać ognisko w grillu, zajęło nam to prawie dwie godziny, to teraz nie mamy karkówki. Nawet kawałka kiełbasy.
Tommy zapiął kurtkę pod samą szyję i wcisnął dłonie w kieszenie kurtki. Spojrzał w kierunku Adama, który liczył, że ktoś znajdzie szybkie rozwiązanie.
- Ogrzejmy się wódką i najedzmy orzechami – Zaproponował Terrance, co spotkało się z wymownymi spojrzeniami rzucanymi w jego kierunku – Spokojnie, chciałem dobrze – Mruknął i usiadł między tancerkami.
- To może wpadki z koncertów? – Zaproponowała Brooke – Ochroniarz z Niemiec ukradł Adamowi buty – W tej chwili wszyscy zaczęli się śmiać, oprócz Lamberta, wpatrującego się w ogień, oraz Tommy’ego, który zaczął odczuwać doskwierający mu głód.
- Największa wpadka była, gdy Adam odegrał teatralną tragedię na scenie – Rzekł Monte, skupiając na sobie uwagę pozostałych.
- Jaką tragedię? – Spytała Sasha.
Pittman spojrzał na Tommy’ego – Kiedy zamiast śpiewać, zaczął płakać. Najbardziej spieprzone Whataya Want From Me, jakie odegraliśmy na żywo.
- Monte… - Szepnęła Brooke – Przymknij się – Rzekła, zerkając w kierunku pary muzyków. Wyglądali na równie zakłopotanych.
- Niech gówniarz wie, ile chaosu narobił – Dopowiedział gitarzysta – Lubię cię Tommy, ale schrzaniłeś sprawę.
Adam wstał i bez słowa ruszył w stronę domu. Ratliff spojrzał na pozostałych członków zespołu; zapanowało wymowne milczenie. Blondyn, nie siląc się na uśmiech opuścił przyjaciół i podążył za czarnowłosym do domu. Kiedy stanął na schodach zawahał się; nacisnął klamkę i wszedł do środka. Poczuł przyjemny zapach świec i świeżej wełny; rozpinając kurtkę, wszedł do pomieszczenia będącego kuchnią.
Lambert otworzył lodówkę; znalazł w niej jedynie konfitury i sosy. Gdy obejrzał się, dostrzegł barek; nie było w nim nic poza alkoholem i kilkoma słodkimi przekąskami. Basista zrzucił kurtkę i oparł się o blat, niepewnie zerkając w kierunku Adama
- Uratowałeś mi życie. Dziękuję ci – Rzekł bez zastanowienia.
Adam odwrócił się gwałtownie – O czym mówisz? – Spojrzał na wiatrak, który zawarczał niebezpiecznie.
- Wiem o tym, że oddałeś mi swoją krew – Rzekł Tommy, biorąc głęboki oddech.
Lambert miał ochotę wybuchnąć – Mieli ci o tym nie mówić. Cholera jasna, przyjaciele… - Warknął, siadając na krześle.
Ratliff zacisnął wargi – Wstydzisz się tego, że mnie ocaliłeś? Powinieneś mi o tym powiedzieć. Naraziłeś swoje życie, żeby ratować mnie. Nawet moja rodzina nie odważyłaby się na coś takiego.
Adam spojrzał w kierunku chłopaka – Po prostu cię kocham – Rzekł, odwracając się w kierunku blondyna, który znieruchomiał. Zacisnął palce na blacie; muzycy wpatrywali się w siebie dłuższą chwilę, nie wiedząc jak zareagować.
Szczęk pękającego metalu; głośny, dudniący ton. Adam gwałtownie spojrzał w górę, widząc, że wiatrak traci śruby, którymi przymocowany był do sufitu. Całe zajście nie trwało dłużej niż trzy sekundy; Lambert z całych sił rzucił się w kierunku Tommy’ego, przewracając się z nim na podłogę i osłaniając go swoim ciałem; duże, elektryczne urządzenie runęło zaledwie metr dalej, a drewniane i metalowe elementy konstrukcji rozsypały się po zimnej, ceramicznej posadzce.
Ratliff niemal krzyknął, gdy zderzył się plecami z twardą podłogą; zakaszlał kilka razy, próbując złapać oddech. Serce w jego piersi biło jak oszalałe. Adam czuł drżenie swojego ciała, a jego klatka unosiła się szybko i rytmicznie. Spojrzeli na siebie wzajemnie; Lambert złapał chłopaka za miękkie włosy i bez zastanowienia wpił się w jego usta, wsuwając język między suche i ciepłe wargi basisty. Tommy odpowiedział tym samym; ich pocałunek przesiąknięty był wszystkimi ciężkimi emocjami, uczuciami, jakimi siebie darzyli i niesamowitą tęsknotą, którą odczuwali przez dwa minione tygodnie. Gest przybierał na sile; Tommy podciągnął się do pozycji siedzącej i po omacku odnalazł krawędź blatu; gdy próbował wstać, strącił dwa talerze, które z hukiem rozbiły się o podłogę. Adam przygryzł dolną wargę basisty, słysząc cichy jęk, który wyrwał się z jego rozpalonych ust; złapał go za uda i podsadził na stół. Powędrował wargami po ciepłym policzku blondyna, następnie przygryzł podbródek i kość policzkową, ostatecznie trafiając na delikatną skórę szyi; wyczuwał pod językiem mocne tętno basisty. Gdy na moment oderwali się od siebie, by pozwolić złapać choć trochę powietrza, spojrzeli sobie w oczy
 - Nie zapomnisz tej nocy – Rzekł szeptem Tommy, zaciskając palce na ramionach czarnowłosego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz