sobota, 19 maja 2012

Odc. 7: Wszystkiego najlepszego

Witajcie dziewczyny! Jak się trzymacie? Bardzo dziękuję za zaglądanie na Piaskowego, czytanie i wyrażanie swoich opinii w komentarzach. Jestem bardzo wdzięczna moim stałym czytelniczkom, jak i nowym, będę dla Was nadal pracować nad fabułą, by była jak najbardziej zaskakująca i ciekawa.
Sasu: jedna część opowiadania to zwykle cztery strony A4 niedużą czcionką, jeśli to sprawia wrażenia krótkiego odcinka, cieszę się, bo to znaczy, że dajesz się wciągnąć! :)
Pati199534: jeśli wczuwasz się w to opowiadanie aż do tego stopnia, jestem strasznie zadowolona :) Staram się tak tworzyć opisy, by jak najrzetelniej oddawały rzeczywistość. I dziękuję za mail! Mogę więc bezpiecznie kontynuować zamierzony pomysł.
Nana887: wszystko w swoim czasie, moja Droga :)
Przed nami kolejny odcinek, mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. Zapraszam!

Wszystkiego najlepszego

Tommy, gdy tylko wrócił do hotelu, pożegnał Adama i dziękując Bogu za spokój, jaki zastał w hotelowym pokoju, położył się do łóżka. Zdziwił się, że nie zgubił kluczy, co ostatnio zdarzało mu się zbyt często. Odkąd rozpoczął podróżowanie z zespołem, słowa „o nie. Adam. Znowu.” Wypowiedział nie mniej niż trzy razy. A Adam wtedy patrzy z zażenowaniem, które przeradza się w śmiech. Potrzebował jedynie dwóch minut, by popaść w głęboki sen. Czarny pies szczekał nad przepaścią. Keri stała obok niego. Zapatrzyła się w dal i skoczyła. Keri! Nie! Biegłem, pies nie pozwalał mi zbliżyć się do krawędzi, dziko przy tym szczekając, jak w szaleńczym obłędzie. Keri! Odpowiadało mi echo. Pies miał zakrwawiony pysk, a łańcuch, do którego był przywiązany, zdawał się mieć zbyt słabe ogniwa, by utrzymać stworzenie choćby chwilę dłużej. Keri! Silne ramiona objęły mnie od tyłu, ziemia w jednej chwili się zstąpiła, a pies po prostu rozmył. Jestem tu, usłyszałem od mężczyzny, stojącego za mną. Przy nim nie groziło mi niebezpieczeństwo. Kiedy odwróciłem głowę, by upewnić się, kim on jest, odetchnąłem. Tego, co czuję, nie zabierze mi nikt.
- Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam! – Pokój basisty wypełniło osiem głosów. Ratliff, kiedy tylko podniósł powieki, poczuł pulsujący ból w skroniach. Adam, Longineu, Monte, Camila i tancerze. Co do cholery…
Stali z tortem i kolorowymi paczkami, wszyscy zadowoleni i uśmiechnięci. Kiedy Tommy patrzył na nich w osłupieniu, zaczęli spoglądać po sobie. O Boże. Mam dziś urodziny! Wstał z łóżka.
- Zapomniałem…
Grupa zaczęła się śmiać, tuż po chwili rzucili się blondynowi w ramiona, składając mnóstwo życzeń. Adam podszedł jako ostatni, a kiedy objął Tommy’ego, ten zadrżał. Poczuł delikatny zapach opium, a także ciepło bijące od mężczyzny. 
- Zaskoczyliście mnie.
Lambert uśmiechnął się szerzej i podarował mu czerwoną paczkę. – Zbieraj się i to szybko. Za pół godziny musimy być w klubie. Tam czeka główny prezent.
Tommy nie pytał o nic więcej. Zniknął w łazience, by się umyć i zmienić ubranie. Wszyscy nerwowo go pospieszali, a kiedy tylko uchylił drzwi, zabrali go ze sobą do czarnego vana. Spoglądał co chwilę na inną osobę, wszyscy przeżywali ten dzień bardziej niż on sam. Paranoja. Pogłupieli, czy co?
***
Znaleźli się przed wejściem do klubu, do którego wstęp mieli tylko zaproszeni goście. Adam stanął przed basistą z czarną chustką i wbrew protestom chłopaka, zawiązał mu  ją na oczach. Weszli, przepychając się w drzwiach, prowadzili blondyna za sobą. Panowała względna cisza.
- Zgadnij kto to. – Powiedziała Camila, zbliżając się do basisty.
Reach out and touch faith! Rozbrzmiał charakterystyczny głos, a Tommy, nie wierząc w to co słyszy, zerwał czarną chustkę. – Marylin Manson! – Krzyknął.
Wszyscy zaczęli się śmiać, obserwując reakcję Ratliffa, który stał jak wryty. Odwrócił się do przyjaciół.
- Niemożliwe!
- Ale to nie koniec. – Rzekł Monte. – Na scenie czeka bas. Czeka na ciebie.
- Ty chyba nie mówisz poważnie. – Powiedział podekscytowanym głosem Tommy, lecz w chwili, gdy Pittman pchnął go w stronę sceny, blondyn od razu wskoczył i sięgnął po gitarę. Zaczął grać bez patrzenia w nuty, które dla niego przygotowali.
- Spisaliśmy się na medal, co nie? – Uśmiechnęła się Sasha i objęła stojących obok Adama i Taylora.
- W końcu widzę uśmiech na jego twarzy. – Stwierdził Lambert, po czym wszyscy podeszli bliżej, by zapewnić swojemu muzykowi wsparcie w chwili, gdy spełniał jedno ze swoich największych marzeń.
Tommy nieprzerwanie uśmiechał się, jego palce w obłędnym tempie sunęły po metalowych strunach ulubionego basu. Ten instrument widział niemal wszystko, co dotyczyło jego właściciela. Chłopak miał w głowie wszystkie tabulatury do utworów Mansona, a granie dla tego kontrowersyjnego muzyka było marzeniem, w które nawet nie śmiał wierzyć. Teraz stali na tej samej scenie, uzupełniając się nutami swoich instrumentów – głosu i gitary. Adam stał w pierwszym rzędzie, wpatrując się w postać Ratliffa. Kiedy obserwował go z tej pozycji – widza, Tommy zdawał mu się być nieosiągalny. Z drugiej strony wiedział, że kiedy tylko nacieszy się graniem dla ulubionego muzyka, zejdzie na dół i z wdzięcznym uśmiechem będzie dziękował i śmiał się. Adam wziął łyk zimnego napoju, który nawilżył suche gardło i choć stał naprzeciw jednej z najważniejszych postaci ciężkiej muzyki, swój wzrok skupiał na niskim, blondwłosym rówieśniku, z którym ostatnio grał każdy koncert.
- Dawno nie widziałam go tak szczęśliwego. Wpadłeś na genialny pomysł. – Powiedziała Camila, opierając się o barierkę.
Adam uśmiechnął się i objął dziewczynę. – Cieszy się jak dziecko. Tak mogłoby być wiecznie.
Cam zerknęła na Lamberta. – On jest idealny. – Wydusiła z siebie, jej głos był nienaturalnie cichy.
- A ty zakochana. – Odpowiedział całkiem obojętnym tonem i spotkał się z dłuższą chwilą ciszy.
- Co ty wygadujesz? Bzdury. – Rzekła Camila, zsuwając rękę z jego biodra.
Adam spojrzał na nią z szyderczym uśmiechem. – W zespole miało nie być tajemnic, prawda? Cam, ty możesz oszukiwać Longineu, który uwierzy we wszystko. Ale nie mnie.
Dziewczyna stanęła tyłem do sceny i stukała paznokciami w sprzączkę swojego paska. – Skąd taki wniosek?
Lambert parsknął śmiechem. – Mówimy o zaborczym, kłótliwym, porywczym świrze. Jeżeli ktoś pomimo tych cech jest dla ciebie idealny, to oznacza tylko jedno.
- Adam… Nie chcę łamać zasad, które narzuciłeś. Miało nie być związków w zespole i nie ma. Ale nie możesz mieć mi za złe tego, że on naprawdę mi się podoba. Tylko tyle.
Lambert westchnął cicho – Niczego nie mam ci za złe, kochana. Po prostu to nienajlepszy moment. W jego życiu ostatnio są same huragany. Nie chcę, byście wzajemnie cierpieli. Spróbuj go poznać, nim zdecydujesz się dążyć do czegoś więcej. Z resztą, co ja będę ci tłumaczył, to nie jest typ człowieka, którego można łatwo zrozumieć. Zrobisz co zechcesz, jest wolny. – Powiedział, ucałował dziewczynę w policzek i wyszedł na dwór. Potrzebował zimnego powietrza i chwili ciszy. Usiadł na betonowym stopniu schodów i objął kolana ramionami. Wpatrywał się w ciemne niebo, pod sklepieniem którego fruwały wrony. Błogi spokój…
- O Boże, Adam, to było niesamowite! – Radosny głos rozbrzmiał tuż za jego plecami. – Wybacz mi szczerość, ale gdyby przyjął mnie do swojego zespołu na stałe, odszedłbym od naszej grupy. – Zaśmiał się Tommy i usiadł tuż obok.
- I z kim bym mógł się wtedy kłócić? – Adam uśmiechnął się i zerknął na blondyna, który wciąż był podekscytowany.
- No racja, to jedyny powód, dla którego jednak zdecydowałbym się dostać. Możesz co najwyżej strzelić focha, nie rzucisz na mnie diabelskiej klątwy. – Zaśmiał się ponownie i głośno westchnął. – Smutno ci. Czemu?
Adam już nie raz przekonał się, że jego basista jest mistrzem w odgadywaniu ludzkich emocji. To najlepszy obserwator, jakiego znał.
- Ja? Nie. Skądże.
Tommy odgarnął swoją grzywkę do tyłu. – Oszukiwać to możesz Longineu, on by uwierzył.
Lambert zaczął się śmiać. – Biedny, naiwny Longineu. Oj Tommy. Wszystko w porządku, po prostu czasami czuję się trochę samotny.
- Każdy ma ten problem, naprawdę.
- Tylko single.
- Nieprawda. – Zaprzeczył Tommy. – Miałem Keri, a samotność była mi bliższa niż własna dziewczyna. To dziwne uczucie, ale zawsze kiedy ty byłeś blisko, czułem się lepiej. Poza tym, nie znasz całej prawdy. Ja nie byłem jej jedynym. Sam też nie zachowywałem się w porządku przez cały ten czas. Chyba nie potrafię tworzyć związków.
Adam spojrzał na chłopaka i delikatnie się uśmiechnął. – Nie trafiłeś na odpowiednią osobę. Lubię kiedy jesteś taki szczery, wiesz?
Ratliff zaśmiał się cicho. – To mój szczęśliwy dzień. Możesz mnie spytać o cokolwiek, wykorzystaj to. – Podwinął rękawy i spojrzał na Lamberta. Ten nie zastanawiał się długo. Skierował swój wzrok ku blondynowi.                                                 
- O kim myślałeś, gdy kochałeś się z Keri?
Tommy rozchylił usta i niepewnie spojrzał na Adama, który nie spuszczał z niego wzroku choćby na moment. – Adam, nie. To może mieć zły wpływ na naszą znajomość i współpracę.
Lambert uśmiechnął się przyjaźnie – Obiecuję, że nie. No dalej, jestem ciekaw czy chociaż warto było poświęcić związek. – Potarmosił basiście włosy, który ponownie odgarnął jasne kosmyki do tyłu.
Tommy miał wrażenie, że jego serce zatrzymało się już na stałe. Zimny dreszcz spotkał się z porażającą falą gorąca, przez co na jego bladej skórze pojawiły się drobne krople potu. Przecież mogę skłamać. Palnąć cokolwiek. Ale… nie. Muszę mu to powiedzieć. Muszę się z kimś podzielić tym, co mnie trapi, a on jest jedyną osobą, która może mnie zrozumieć.
- No Tommy. Odwagi. – Lambert bawił się plastikowym kubkiem, który szeleścił pod jego palcami.
- Adam…
- No Ratliff, dalej. Chłodno mi się robi. – Rzekł czarnowłosy i zerknął na speszonego chłopaka, który zdobył się na krótkie – Już powiedziałem.
- Nie powiedziałeś, mruknąłeś „Adam” i nie skończ… co? Co… ty… - Źrenice Lamberta niemal zupełnie zasłoniły niebieskie tęczówki, a głos mimowolnie się zawiesił. Chwilowa cisza była na tyle bolesna, że każdy dźwięk mógł być wybawieniem.
- Tak, myślałem o tobie, Adam. Wtedy, w tym klubie, nie wiem czemu, ale zacząłem cię obserwować. Wstyd mi za to. Patrzyłem nieprzerwanie, myślałem o tobie, o twoim ciele, o tym jak całujesz, jak… - Kiedy zobaczył wyraz twarzy Adama, uznał, że na tym skończy swe zwierzenia.
Mężczyzna nadal patrzył w szoku, był wyraźnie zakłopotany. Chciał zadać teraz kolejne pytania, lecz nie mógł wydusić z siebie słowa. Choć wiedział, że najlepszym rozwiązaniem będzie wspólny powrót na salę, nie mógł przestać patrzeć na blondyna. Jedna chwila, jeden moment, jedno słowo – sprawiły, że postrzegał przyjaciela nie jako muzyka i swojego powiernika. Zobaczył w nim fizyczne piękno, a kiedy dotarło do niego, że ma ochotę pocałować usta obecnego obok towarzysza, odezwał się w jego głowie głos. On nie jest taki jak ty. Każda jego część pragnie być blisko kobiety. Zapomnij. Poza tym Camila, twoja przyjaciółka zobaczyła w nim „to coś” już wcześniej. Zapomnij Adam i puknij się w ten chory łeb.
- Zaskoczyłeś mnie… - Powiedział po dłuższej chwili milczenia.
Tommy odpowiedział nikłym uśmiechem – Tak jak ty mnie. Chodźmy do środka, czekają na nas. – Nie czekając na Lamberta, zniknął w pełnej dymu sali.
- Z tej drogi może już nie być powrotu, Tommy… - Powiedział Adam ze świadomość, że blondyn go nie usłyszy i wkroczył do dużego lokalu, przesiąkniętego atmosferą zabawy i zgubnych, ale jakże szybko narastających uczuć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz