sobota, 19 maja 2012

Odc. 23: Wieczne światło

Hej! Jak wiecie już wróciłam. Wyjazd był świetny :) Dziękuję za wszystkie komentarze!
Pati: Zaskoczyłaś mnie, pisząc, że Chained schował się przy Piaskowym :) w każdym razie jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Pomysły przychodzą same, niekiedy są inspirowane muzyką, własnymi przemyśleniami czy wydarzeniami. Reszta wątków pobocznych przychodzi zupełnie przypadkowo w trakcie pisania :) Swoją książkę na pewno będę kiedyś chciała wydać, bo pisanie jest moim wielkim hobby :)
Ikunia25: Kolejna osoba, która uważa, że Piaskowy przebił Chained? Wracam z wakacji, a tu takie rzeczy w komentarzach :D Dzięki!
Sasu: Masz rację, że akcja za szybko się potoczyła, głównie z tego powodu nie byłam zadowolona z całości, ale nie było już czasu na poprawki, więc wybaczcie, że za słabo się postarałam. Nadrobię : )
A w dodatku się dowiaduję, że Pati i Greczynka piszą razem opowiadanie! Zaraz się za nie zabiorę i dodam do linków :)

Do wszystkich onetowców piszących blogi: mam dziś problem z onetem (pewnie nie tylko ja). Skomentuję Wasze opowiadania, gdy tylko błędy przestaną wyskakiwać.

Wieczne światło

Słoneczne promienie wypełniły mały pokój. Chłodny, styczniowy wiatr przepływał przez szczelinę w oknie, które zostało na noc niedomknięte. Adam otworzył oczy i przez dłuższą chwilę wpatrywał się w jasny sufit. W domu panowała absolutna cisza i wbrew oczekiwaniom unosił się przyjemny zapach. Westchnął cicho i usiadł, przeciągając się przy tym ospale.
- Tommy? – Mruknął, a wypowiadane imię przerwało jego własne ziewnięcie. Cisza. - Tommy? – Powtórzył Adam i odwrócił się, by zobaczyć kto zajmuje miejsce obok niego. Zamiast szczupłego blondyna, u jego boku leżał Neil. Chrapał cicho i tulił do siebie poduszkę. Odburknął coś cicho i odwrócił się  stronę ściany. Adam uśmiechnął się do siebie i opuścił pokój, by zbadać sytuację panującą w jego domu. Gdy przechodził obok salonu, zauważył, że drzwi są zamknięte. Czuł, że nie powinien tam zaglądać, bał się widoku kilkunastu osób leżących na podłodze zdemolowanego pokoju. Przesunął palcami po szyi i skierował się w stronę kuchni, licząc, że upoluje chociaż jedną szklankę wody. Im bliżej pomieszczenia się znajdował, tym przyjemny zapach narastał na sile. Gdy tylko Lambert wszedł do kuchni, jego oczom ukazał się wspaniały widok.
Tommy stał ubrany w koszulkę, która sięgała mu do połowy ud. Zapewne miał coś pod nią, lecz ciemny materiał świetnie ukrywał bieliznę, której obecność pozostawała dla Adama zagadką. Jasne kosmyki włosów niemal całkowicie zasłaniały część twarzy, a zamyślone spojrzenie powędrowało wzdłuż ściany aż do postaci Adama, który zamilkł na dłuższą chwilę.
- Dzień dobry – Rzekł czarnowłosy i podszedł do Ratliffa. Objął go w pasie i delikatnie przysunął do siebie – Nie spodziewałem się, że potrafisz sam przygotować śniadanie.
Tommy zmarszczył brwi – Za kogo ty mnie masz? – Po chwili jednak delikatny uśmiech wstąpił na jego twarz. Delikatnie ucałował wargi Adama – Wszyscy śpią? – Spytał.
- Nie wiem – Odrzekł Lambert – Kiedy przechodziłem obok salonu, było cicho. Nawet nie wiem czy ktoś z nami został. No, oprócz Neila, z którym spałem tej nocy. Gdzie się podziałeś?
Tommy zsunął potrawę na dwa talerze i otworzył szufladę ze sztućcami – Musiałem wyjaśnić pewną sprawę z Camilą i Stevenem. Nie wracajmy do tego.
- Słucham? – Rzekł Adam i zasłonił ciałem mebel – Opowiedz mi.
Tommy popatrzył chwilę w oczy Adama. Wrócił wspomnieniami do zeszłej nocy.
Blondwłosy chłopak leżał w łóżku. Zegarek wskazywał godzinę pierwszą w nocy. Właściwie zbliżała się już druga. Pewna myśl nie dawała mu tej nocy spokoju. Wstał i wyruszył w stronę salonu, gdzie zostało zaledwie kilka osób. Na skórzanej kanapie dostrzegł Camilę oraz Stevena. Nie miał ochoty się kłócić. Chciał po prostu usłyszeć słowa wyjaśnienia. Podszedł do nich zdecydowanym krokiem
- Steven, jesteś hetero. To zagranie z Adamem było zupełnie pozbawione sensu. Poza tym rozmawiałem z Monte. Ty i Camila nie jesteście razem. Słabo to rozegraliście, ale chociaż powiedzcie mi, o co chodzi w tej cholernej grze?
Dziewczyna milczała. Steven odwrócił wzrok i nerwowo stukał palcami w powierzchnię stołu. Camila wstała i zbliżyła się do blondyna – Tutaj nie ma miejsca na wyjaśnienia. Ja i Steven jesteśmy razem. Był pijany i sprawy potoczyły się za daleko. Ale to nie ma już znaczenia.
Tommy patrzył na nią w milczeniu. Nie znosił kłamstwa, ale nie chciał już dalej drążyć tego tematu. Zwrócił swą twarz ku twarzy swojego brata
- Już raz spieprzyłeś mi życie. Drugi raz ci na to nie pozwolę.
Nie czekając na odpowiedź, wrócił do pokoju Adama. Liczył na to, że po tej krótkiej wymianie zdań poczuje się lepiej; było wręcz przeciwnie. Kiedy chciał zająć miejsce, usłyszał głos Neila
- Nie mam siły już wstać. Przekimaj się u mnie.
- Tak to było – rzekł Tommy i skończył opowiadać co przydarzyło mu się ostatniej nocy. Para unosiła się nad dopiero co zaparzoną herbatą, roznosząc po pomieszczeniu owocowy aromat.
- Będę musiał porozmawiać z Camilą i uprzedzić ją, że kolejna zagrywka oznacza pożegnanie z zespołem. Takie rzeczy są niedopuszczalne – Stwierdził Lambert i delikatnie przyparł Tommy’ego do ściany. Blondyn poczuł chłód bijący od jasnych kafelków zdobiących ścianę kuchni.
- Nie kuś… - Uśmiechnął się i objął Lamberta za kark. Jego dłonie spłynęły po klatce piersiowej wokalisty – Śniadanie czeka – Dodał i wymknął się spomiędzy ramion silniejszego mężczyzny. Adam odwrócił się
- Za co tak właściwie nie znosisz się z własnym bratem? Nigdy nie wspominałeś o Stevenie.
Tommy obojętnie wzruszył ramionami, udając, że to mało interesujący temat.
- No powiedz, nie daj się prosić – Rzekł Adam i czule pocałował skroń Ratliffa
Tommy spojrzał w okno i zawiesił wzrok na sypiącym śniegu – Kiedy byłem nastolatkiem, spotykałem się z pewną dziewczyną. Miałem około osiemnastu lat, ona była starsza. Dużo starsza, o siedem lat. Byłem szczęśliwy. Pierwszy alkohol, pierwsza miłość, pierwszy seks. Imponowała mi. Była jak ptak, który w każdej chwili może pofrunąć gdzie chce. Steven wiedział o naszym związku. Wiedział, że ta dziewczyna pije, ćpa, kradnie. Ale to nie było tak… To nie było tak, jak każdy wtedy myślał. Zabroniła mi sięgać po narkotyki, choć sama niekiedy przepadała na kilka dni i sypiała w jakichś norach z umierającymi amfetamenami. Chroniła mnie przed tym, co ciągnęło ją na dno, a ja nie umiałem jej powstrzymać. Rodzice dowiedzieli się o mnie i Pauli. Zabronili mi się z nią spotykać, przeszukiwali mój pokój, nałożyli areszt domowy. Wtedy wszystko zaczęło się sypać, nasz kontakt był ograniczony. Zwierzyłem się Stevenowi, że planuję uciec z tą dziewczyną. Że znalazłem dla nas bezpieczne miejsce, gdzie nikt nas nie odnajdzie. Zaufałem mu. Paula była już ścigana przez policję, miała za dużo przestępstw na koncie. Chciałem ją uchronić przed więzieniem. Przecież wolny ptak nie przeżyje w klatce. Spędziliśmy dwa dni w naszej norze. W naszym azylu, o którym dowiedzieli się rodzice. To on. Steven powiedział im z kim się spotykam, a później wyjawił im sekret o tym, gdzie przebywamy. Paulę aresztowali. Ostatnie co do mnie powiedziała to „trzymaj się kochany dzieciaku”. Nie zobaczyłem jej nigdy więcej. Ona nie wierzyła w mój plan. To prawda, był pozbawiony sensu, czasem odnoszę wrażenie, że uciekła ze mną, tylko po to, by dać mi choć szczyptę szczęścia. Gdyby Steven nie trzymał strony rodziców, pewnie wszystko potoczyłoby się inaczej. Choć wiedział, że byłem szczęśliwy, wszystko spieprzył i nie robił tego dla mojego dobra. Robił to dla własnej satysfakcji.
Adam patrzył w zamyśleniu na niższego od siebie blondyna – Nie sądziłem, że to tak poważna sprawa… Ile czasu to trwało?
- Niecały rok – Odparł Tommy – Tuż po całej tej gehennie wyprowadziłem się i niemal zupełnie zerwałem kontakt z rodziną. Ta dziewczyna nie miała na mnie złego wpływu. Wiele się od niej nauczyłem.
- Czego? – Spytał Lambert
- Że życie jest za krótkie, by tkwić w jednym miejscu. Że jeśli się kogoś kocha, chce się go chronić przed wszystkim, co złe. Że nie można klasyfikować uczynków, dzieląc ich na dobre i złe. Że… że wszystkie tajemnice trzeba nosić w sercu, nie na ustach.
Adam delikatnie się uśmiechnął i przesunął palcami po gładkiej twarzy basisty – To dlatego jesteś taki tajemniczy i małomówny. Od tamtej pory minęło dziesięć lat. To wystarczający czas, by pogodzić się z bliskimi.
- Nie Adam – Rzekł Tommy i spojrzał w oczy Lamberta w taki sposób, jakby chciał przekazać mu coś niezwykle ważnego – Jeśli ktoś jeden raz zawiedzie twoje zaufanie, zdradzi cię, jakkolwiek zrani - nie zasługuje na drugą szansę. Proszę, zapamiętaj to.
Lambert objął Tommy’ego i popatrzył w jego brązowe tęczówki – Wiesz, że cię nie skrzywdzę.
- Wiem… - Odparł blondyn i powoli się odsunął – Chciałbym z tobą porozmawiać.
- Mamy teraz czas – Rzekł czarnowłosy
- … Na osobności – Dodał basista, zwracając uwagę na Pittmana, który chwiejnym krokiem wszedł do kuchni.
***
Dom opustoszał. Goście pozostawili po sobie niesamowity bałagan. Neil kręcił się między pokojami, zrzędząc i marudząc. Co kilka chwil wołał swojego brata, prosząc o pomoc w sprzątaniu, jednak Adam był w tym czasie zamknięty w swoim pokoju wraz z blondwłosym basistą.
- Nie chcę wracać na trasę. O której mamy samolot? – Spytał Tommy i zajął miejsce w kanapie. Przez okno wdzierał się styczniowy, chłodny wiatr.
- Wieczorem. Lot do Paryża jest o 19. Na miejsce dotrzemy nad ranem.
Tommy mruknął coś pod nosem i westchnął od niechcenia – Mam nadzieję, że teraz już będzie w porządku.
- Co masz na myśli? – Zwrócił się do niego Adam rzucił na łóżko średniej wielkości walizkę, w którą zaczął wrzucać przypadkowe ubrania.
- Atmosferę w zespole. Ostatnio nie dogadywałem się z Monte, Camilą. Z Pittmanem jest już w porządku, natomiast…
- Nie martw się tym – Rzekł Lambert i zbliżył się do Ratliffa i kucnął na podłodze tuż przed nim. Dłonie oparł o jego wątłe kolana i przesunął palcami po ciemnym, szorstkim materiale jeansów – Jestem ciekaw jak zareaguje zespół na wieść o tym, że jesteśmy razem. To będzie chyba największa niespodzianka, jaką w życiu usłyszeli.
Tommy uśmiechnął się delikatnie i przesunął palcami po dłoniach Adama. Ciepły dreszcz przeszedł ciało Lamberta i zakończył swą podróż w chwili, gdy Ratliff ścisnął jego nadgarstki. Po chwili rozluźnił ucisk i cofnął ręce, a czarnowłosy w tej samej chwili podniósł się i objął blondyna za kark. Patrzył w jego oczy, które zdawały się być przestraszone.
- Tommy? – Spytał Adam – Wszystko w porządku?
Ratliff poczuł silny ból w okolicach skroni. Po chwili nieprzyjemne uczucie ustąpiło, by wrócić ze zdwojoną siłą. Cichy jęk wydobył się z jego ust. Do głowy zaczęły napływać różne, abstrakcyjne, nie mające ze sobą nic wspólnego myśli.
Światło. Wieczne światło. Tommy. Baletowa uwertura. Tim, tam, tam, tarararadam, tim, tam… rekwiem. Tommy, co się dzieje? Tim, tam, tam! Rekwiem.
Adam patrzył coraz bardziej przestraszony na blondyna, który przestał reagować na swoje imię. Patrzył tępo w ścianę i co kilka chwil wzdrygał się, jakby niewidzialny bodziec wbijał igły w okolice jego klatki piersiowej. Choć bardzo nie chciał tego zrobić, wymierzył Tommy’emu policzek. Reakcja była natychmiastowa
- Zgłupiałeś? – Warknął blondyn i wypadł z rytmu, który zawodził dźwięcznie w jego głowie.
- Wyłączyłeś się – Rzekł Adam i odetchnął z ulgą – Sprawiałeś wrażenie, jakby coś cię porwało na drugą stronę.
Druga strona. Tim tam, tarararam.
- Ostatnio mało spałem – Rzekł Tommy  i głośno westchnął. Otworzył okno szerzej, by świeże powietrze wypełniło jego płuca – Potrzebuję trochę odpoczynku – Stwierdził i położył się, spoglądając wciąż na Adama.
- Zostanę z tobą – Rzekł czarnowłosy i choć spodziewał się protestów, nie usłyszał ich. Położył się tuż za Tommym i objął go w pasie.
Straszliwe myśli ustąpiły. W głowie basisty zapanował spokój. Poczuł wszechogarniające go bezpieczeństwo; to zapewne za sprawą Adama, który tulił go do swojego ciała. Choć każdy miał go za zimnego sukinsyna, Tommy potrzebował czułości i miłości, nawet jeśli sam czasem w to nie wierzył.
- Chciałbym tu zostać na wieki. W twoim domu, w twoim łóżku – Rzekł – I w twoim życiu – Ostatnie słowa dopowiedział w myślach.
Adam uśmiechnął się i wodził nosem po jasnej skórze szyi basisty – Powrót na scenę też będzie wspaniały. Poza tym koncert trwa dwie godziny, resztę czasu mamy dla siebie – Rzekł
- Wiesz, że tak nie będzie – Zaprzeczył Tommy – Mamy próby, wywiady, sesje. Czasem przyjeżdżasz na godzinę przed koncertem.
- W Europie jest spokojniej. Poza tym, chyba nie chcesz się mną znudzić, co? – Rzekł Adam i przewrócił blondyna na plecy, pochylając się nad nim.
- Nigdy mi się nie znudzisz – Uśmiechnął się Tommy i poczuł jak dłoń czarnowłosego wślizguje się sprytnie pod jego koszulkę i przesuwa się z dołu do góry i z powrotem; od podbrzusza aż po tors. Pogłaskał włosy Adama i zawiesił dłoń na jego karku. Lubił czuć dotyk wokalisty, jednak, gdy myślał o czymś poważniejszym, z jednej strony czuł podekscytowanie, z drugiej strach.
- Czy to da się znieść? – Spytał, choć był pewien, że zna odpowiedź na zadane pytanie. Adam znieruchomiał na dłuższą chwilę.
- Co masz na myśli? – Spytał
- No… seks z drugim mężczyzną – Wydukał Tommy
Adam uśmiechnął się delikatnie – Przecież to najbardziej ekscytująca forma zbliżenia, czemu miałaby być nie do zniesienia?
Ratliff spojrzał na czarnowłosego – Wiesz jak się mówi na temat kontaktów męsko-męskich. Że są bolesne, pozbawione romantyzmu...
- No właśnie, tak mówią ludzie, którzy nie mają na ten temat żadnego pojęcia. Zapewniam cię, że nigdy wcześniej nie przeżyłeś czegoś równie ekscytującego, nawet z kobietą. Jeśli zdecydujesz się na ten krok, zadbam o to, by twój pierwszy raz był niezapomnianym przeżyciem.
- A więc… w tym co powiedziałem nie ma prawdy? – Spytał nieśmiało Tommy
- Absolutnie – Odparł Adam i pogłaskał chłopaka po włosach – Ale teraz jest czas na sen.
Tommy’ego przeszedł elektryzujący dreszcz na myśl o zbliżeniu z ukochanym mężczyzną. Choć  było to zupełnie nowe, nieznane doświadczenie, pragnął zasmakować go jak najprędzej. Zamknął oczy i próbował zasnąć. Już niedługo trzeba będzie opuścić rodzinne strony, by udać się na drugi kontynent.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz