niedziela, 20 maja 2012

Odc. 50: Dobranoc

Dziękuję za wszystkie komentarze, dziewczyny – jesteście super! :)
JMM’e – mowa o polskim tłumaczeniu Chained to you? :) Jeśli to ruszy, liczę na link!

Zapraszam do zapoznania się z najnowszym jednopartem, który został stworzony wraz z Rogogon w napływie wielkiej weny
^^

Dobranoc

Dworzec ZOO nigdy nie cieszył się dobrą sławą. Choć w ciągu ostatnich dwudziestu lat władze zadbały o to, by miejsce to stało się jednym z bardziej pozytywnych symboli Berlina, wieczorne i nocne spacery w tym rejonie należały jedynie do odważnych.
Tym razem Tommy nie miał wyboru; utrudnienia spowodowane strajkami sprawiły, że opuścił dworzec długo po północy. Ruszył w kierunku postoju taksówek. Otworzył drzwi srebrnego mercedesa i zajął miejsce obok podstarzałego kierowcy
- Elberfelder Strasse, bitte – Rzekł z amerykańskim akcentem i zatrzasnął drzwi samochodu.
- Nummer?
- Drei – Dodał i odwrócił wzrok, wsłuchując się w pomruk silnika. Westchnął cicho i przetarł dłońmi zmęczone oczy, pragnąc jak najszybciej znaleźć się w łóżku. Niespełna dwadzieścia minut później wyjął z portfela banknot, zostawił go na masce rozdzielczej i dziękując grzecznie opuścił auto. Przewiesił torbę przez ramię i wszedł na klatkę schodową, która za każdym razem mroziła krew w jego żyłach. Wzdrygnął się, zimny dreszcz przeszył jego ciało; przyspieszył kroku. Pchnął drzwi mieszkania Pauli i zatrzasnął je, przekręcając klucz w drzwiach. Cel osiągnięty.
- Jestem – Rzucił bez entuzjazmu. Odetchnął i usiadł na najbliższym krześle, nie zważając na dziewczynę tępo wpatrującą się w ekran telewizora – Przyjechałem się pożegnać. Wracam do Adama. Na stałe – Ku jego zaskoczeniu nie miał problemu z wypowiedzeniem tych słów.
Rudowłosa spojrzała na blondyna – To już ostateczna decyzja?
- Tak. Rano mam pociąg do Holandii. Tam się z nim spotkam – Rzekł, zmierzając w kierunku szafy. Wyciągnął walizkę i zaczął wrzucać do niej swoje ubrania.
- Twój wybór.
***
Blondyn ziewnął i spojrzał na zegarek. 02:31.
- Starczy na dziś – Rzekł do siebie, wyłączając notebooka. Odwrócił głowę, by spojrzeć w stronę rudowłosej.
- Śpisz? – Spytał, patrząc na dziewczynę. Nie odpowiedziała. Jej ciało drżało nieznacznie. Zaniepokojony wstał i podszedł, siadając tuż obok – Paula? – Spytał, przykładając dłoń do jej czoła. Nie poczuł niczego nadzwyczajnego.
Spojrzała na niego – Tommy – Jej wargi wyszeptały bezgłośnie.
- Tak? – Spytał, wpatrując się w jej oczy. Kolejne długie milczenie zaniepokoiło go – Nie mów, że znowu brałaś…
Dziewczyna wymamrotała coś pod nosem i odwróciła głowę, biorąc głęboki oddech. Ratliff wstał i szybkim krokiem ruszył w stronę toalety. Zapalił światło i zaczął się rozglądać. Dostrzegł na podłodze pasek i strzykawki.
- Kurwa mać – Syknął i opuścił pomieszczenie – Paula, słyszysz mnie? – Klęknął nad nią i ujął jej twarz w dłonie – Pola, spójrz na mnie.
Po dłuższej chwili rudowłosa zwróciła wzrok w kierunku blondyna – Idź…  – Wymamrotała niemal niezrozumiale, a po chwili zakaszlała ciężko.
Ratliff poczuł falę przerażenia; jego ciało zostało sparaliżowane – Co się dzieje? – Spytał drżącym głosem – Co to było?
Westchnęła, kuląc się na brzegu łóżka. Opuściła powieki, pozostawiając go bez odpowiedzi. Co kilka chwil traciła oddech, dusząc się.
Tommy rzucił się w kierunku biurka, po chwili zaczął poklepywać kieszenie. Nigdzie nie mógł znaleźć swojego telefonu. Wybiegł na klatkę schodową i walił pięścią w drzwi sąsiadów. Głuchy odgłos rozniósł się po korytarzu. Otworzył mu podstarzały, markotny mężczyzna
- Wezwij pogotowie – Rzekł przerażonym głosem Tommy – Szybko!
- Kto to? – Słychać było żeński głos w głębi pomieszczenia.
- Znowu te ćpuny – Warknął nieznajomy i trzasnął drzwiami.
Ratliff kopnął w nie i wrócił biegiem do dziewczyny. Rzucił się na kolana tuż przy łóżku i ścisnął rękę Pauli  – Słyszysz mnie? Halo, Pola, słyszysz mnie?! – Krzyknął, pochylając się nad nią. Dziewczyna łapała oddech, jej wzrok był nieobecny. Ratliff usłyszał dźwięk swojego telefonu; leżał na podłodze. Sięgnął po niego, odbierając połączenie
- Adam, pomóż mi  – Tommy patrzył na dziewczynę, kontrolując jej oddech. Jego dłonie trzęsły się do tego stopnia, że nie był w stanie utrzymać telefonu. Nie docierały do niego żadne słowa; rozłączył się i wybrał numer na pogotowie.
- Guten Tag, wie kann ich Ihnen helfen?
Ratliff zaczął się jąkać. Mimo że próbował uczyć się niemieckiego, w tym momencie nie potrafił skleić ani jednego zdania.
- Elberfelder Str., szybko! – Rzucił prostymi, angielskimi zwrotami, licząc, że to wystarczy. Kobieta zaczęła zadawać kolejne pytania, na które Tommy nie był w stanie odpowiedzieć. Zacisnął palce na obudowie telefonu, nie potrafił opanować narastającej paniki
- Pomóżcie, błagam! – Krzyknął, gdy dziewczyna zsunęła się z krawędzi łóżka na podłogę. Upadła wprost na kolana Ratliffa, który cisnął telefonem w kąt pomieszczenia.
- Wytrzymaj, Pola, wytrzymasz to – Ścisnął jej dłoń i odgarnął z czoła kosmyk włosów. Dziewczyna powoli unosiła powieki, jej oddech był coraz płytszy, skóra stawała się coraz bardziej blada.
- Tommy… - Szepnęła, próbując unieść dłoń. Jej ręka opadła, poddając się  wycieńczeniu – Bądź szczęśliwy… - Na jej twarzy pojawił się niewytłumaczalny uśmiech.
- Dlaczego… - Odparł szeptem, zaciskając dłonie na jej ramionach. Opuścił głowę i zaczął cicho skomleć. Zaczął tracić nadzieję na ratunek. Nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
- Tak chciałam… - Wymamrotała, a jej powieki unosiły się coraz wolniej – Ktoś musiał kończyć… zakończyć…
- Jak mam ci pomóc, powiedz, chcę ci pomóc - Mówił błagalnym tonem, nie przestając ronić łez.
Patrzyła na niego w milczeniu. Jakby chciała zapamiętać każdy fragment jego twarzy. Do jej głowy zaczęły napływać wspomnienia; zatarte przez czas, wyblakłe niczym stare fotografie. Ratliff trzymał jej dłoń, zaciskając zęby, by nie wybuchnąć płaczem. Liczył, że pogotowie zaraz przyjedzie. Że pomogą jej tak, jak pomogli jemu w dniu, w którym miał stracić życie. Że sprawiedliwość istnieje. Uśmiechnęła się nieznacznie i opuściła powieki. Mijały kolejne sekundy, w których klatka piersiowa przestała się unosić.
***
- To tutaj, tutaj! – Krzyknął jeden z niemieckich ratowników i wraz z ekipą wpadł do mieszkania. Zobaczyli chłopaka i dziewczynę. On; całkowicie wypłukany z emocji leżał na środku podłogi, przytulając do siebie jej zimne ciało. Wpatrywał się w drzwi. Jego wzrok nie miał w sobie nadziei. Nieprzerwanie zaciskał palce na nadgarstku rudowłosej, jakby chciał mieć świadomość materii, spoczywającej u jego ciała. Lekarze zbliżyli się do nich
- Proszę pana… - Rzekł najmłodszy z nich.
Tommy nie reagował. Opuścił powieki, spod których popłynęły pojedyncze łzy. Ze stanu apatii wyrwał go znajomy głos. Ciepły głos, który kojarzył mu się z miłością. Usłyszał swoje imię i otworzył oczy, widząc w drzwiach czarnowłosego, wysokiego mężczyznę. Zamrugał; to tylko wyobraźnia podsunęła mu ten obraz. W tym momencie czas stanął w miejscu. Nie było po co iść dalej.
Sumienie. „Idź do toalety. Daj sobie w żyłę.”
 „Ja mam dla kogo żyć. Ona nie miała.” Rozum.
- Ona nie miała… - Wyszeptał do siebie.
- Słucham? – Ratownik klęknął tuż za plecami mężczyzny. Nie otrzymał odpowiedzi.
***
Szpitalny korytarz był niemal pusty. Mimo późnej godziny personel aktywnie przemieszczał się między salami, czuwając nad zdrowiem swoich pacjentów. Adam przekroczył frontalne drzwi i rozejrzał się nerwowo. Przyspieszył kroku, gdy ujrzał postać szczupłego blondyna siedzącego przed jednym z gabinetów. Serce w piersi Adama biło jak oszalałe; bał się. Bał się spotkania, spojrzenia, słów. Zajął miejsce obok chłopaka i przytulił go do siebie z całych sił. Chciał przekazać mu chociaż namiastkę czułości, poczucia bliskości.
- Masz strasznie zimne dłonie – Rzekł szeptem, przyciągając delikatnym gestem ręce chłopaka ku swojemu płaszczowi.
Tommy przełknął ślinę i nie przestawał wpatrywać się w podłogę. Pokręcił nieznacznie głową i zacisnął powieki. Brakowało mu łez. Jego emocje były zamrożone.
- Nie chcę tu być. Nie chcę z nikim rozmawiać. Proszę, jutro, nie dziś… - Powiedział cicho, zaciskając palce na nadgarstku Adama.
- Dobrze, Tommy – Odparł czarnowłosy, ponownie przytulając do siebie ciało blondyna. Czuł panujący strach, smutek, ból. Z gabinetu wyszedł lekarz
- Przepraszam panów, ale chcę zamienić tylko słowo – Rzekł, zakładając okulary – To nie zajmie dużo czasu.
Lambert spojrzał w kierunku Ratliffa – Pod szpitalem czeka taksówka. Przyjdę tam zaraz – Rzekł, kładąc mu dłoń na ramieniu. Po chwili wszedł wraz z mężczyzną w białym kitlu do małego pomieszczenia.
Lekarz zajął miejsce w fotelu i położył dłonie na biurku
- Pan Tommy obawiał się, że zmarła była w ciąży. Mamy wyniki badania. Otóż nie, nie była – Rzekł, starając się nie odczytywać emocji z twarzy Adama – Przyjmowanie niektórych narkotyków zaburza pracę organizmu, przez co można błędnie odczytywać różne symptomy.
Adam odetchnął; oparł dłonie o blat – Czy to wszystko?
- Obawiam się, że nie mam dobrych wieści. Czy coś łączy pana z panem Ratliff?
- Tak, jesteśmy partnerami, w czym rzecz? – Spytał, czując, że jego serce bije szybciej.
Lekarz położył na stole dwie kartki – To jest stan zdrowia pacjentki. Była zarażona wirusem HIV.
Adam poczuł szum w głowie, rozchylił wargi i wpatrywał się w młodego mężczyznę – Słucham? – Spytał niemal szeptem, wierząc w to, że się przesłyszał.
- Zalecamy panom wykonanie testów na obecność wirusa – Rzekł, chowając dokumenty.
- Do widzenia – Rzucił spiesznie Adam, wychodząc z gabinetu. Ruszył szybkim tempem przed siebie, aż opuścił budynek szpitala. Podszedł do taksówki, przy której stał Tommy. Złapał go za ramiona i przycisnął do karoserii samochodu. Ratliff zacisnął powieki, gdy jego plecy zderzyły się z mokrym od deszczu, zimnym metalem.
- Co między wami było? – Spytał nerwowo Adam, ściskając ramiona chłopaka.
Tommy uniósł wzrok – Przecież wiesz, puść mnie.
Lambert ścisnął nadgarstki basisty – Przyznaj się, zaszło coś między wami? – Jego głos brzmiał groźnie.
Ratliff westchnął cicho – Zostaw, boli…
- Tommy, do jasnej cholery! – Adam nie wytrzymał, emocje wzięły górę. Odwrócił się, zaciskając dłonie w pięści. Złość kumulowała się w jego głowie. Poczuł dłonie na swoich ramionach
- Nie – Rzekł cicho Ratliff – Naprawdę. Zaufaj mi.
Lambert spojrzał w ciemne niebo. Pokręcił głową i odwrócił się w stronę Tommy’ego.
- Przepraszam – Rzekł łagodnym głosem. Poczuł do siebie żal; nie powinien teraz robić awantur. Ufał mu; nie bez podstawnie. Ściągnął z ramion płaszcz i narzucił go na ramiona basisty, ubranego jedynie w cienką bluzę
- A co się stało? – Spytał cicho. Nie zważał na to, że jego ciało przemarzło.
- Nic – Odparł Adam. Nie brzmiał wiarygodnie. Nie znosił kłamać, ale w tym wypadku kłamstwo było jedyną ucieczką przed nieprzespaną nocą – Jedźmy do hotelu – Zaproponował, otwierając drzwi taksówki.
***
Zimne krople deszczu spływały po szybie samochodu. Adam wpatrywał się w śpiące miasto. Gdy zobaczył w oddali szyld przedstawiający nazwę hotelu, do którego zmierzali, zwrócił się w stronę Tommy’ego. Słodki ciężar napierał na jego ramię.
- Jesteśmy – Rzekł, gładząc palcami jasne włosy.
Cisza.
- Tommy? – Spytał, spoglądając w kierunku chłopaka. Ten spał snem sprawiedliwego, oddychając spokojnie.
- Piętnaście euro – Rzekł taksówkarz.
Adam wyciągnął z kieszeni kilka banknotów – Dobranoc – Rzekł, mimo nadchodzącego poranka. Nie chciał budzić Tommy’ego. Ostrożnie wziął go na ręce i ruszył w stronę drzwi. Zastanawiając się do której kieszeni wsunął kartę, przywitał ochronę hotelu. Po chwili szczupłe ręce otuliły jego szyję
- Gdzie jesteśmy… - Szepnął Ratliff, nie unosząc powiek.
- Zaraz będziesz w łóżku – Rzekł Adam, pozwalając basiście stanąć na nogi. Ten zachwiał się i przetarł oczy. Złapał Lamberta za rękę i wraz z nim podążył w głąb hotelowego korytarza. Lambert wpatrywał się w klamkę do chwili, gdy Ratliff zatrzymał się. Złamał się; przylgnął do ściany i zacisnął powieki, wzbraniając się przed płaczem. Czarnowłosy patrzył chwilę na chłopaka. Położył ręce na jego szyi i kciukami gładził blade policzki
- Wszystko wróci do normy. Pomogę Ci.
Wargi Tommy’ego zadrżały nieznacznie – Nienawidziłeś jej. Nie chcę, by twoje działania były nieszczere.
Lambert pokiwał znacząco głową – Ale kocham ciebie i to wystarczający powód, byś nie został z tym sam.
Brązowe tęczówki spotkały się z niebieskimi. Tommy opuścił powieki i pokiwał głową. Oparł ją o klatkę piersiową Adama, westchnął cicho. Ciepłe ręce otuliły jego chłodne ciało.

Slackerbitch, faghag, whore
looks real cute, her lips are sore.
slackerbitch, faghag, whore
always comes back for more.
~Slackerbitch, Placebo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz