niedziela, 20 maja 2012

Odc. 52: Piaskowy Gołąb


Wow, widzę, że liczba komentarzy zbliża się do numeru 500 :) Dzięki Wam! <3
Sasu: W moim założeniu doczekamy momentu, w którym Monte odejdzie :)
Dziś odcinek dłuższy no i miejsce na trochę wyjaśnień, liczę, że się spodoba :) Jak widzicie, zrobiłam nowy nagłówek. Tamten był zbyt smutny w moim odczuciu :D

Piaskowy Gołąb

Siedzieli na szpitalnym korytarzu, pochłonięci w myślach. Wpatrywali się w białe drzwi gabinetu. Gdy otworzyły się i stanął w nich lekarz, poczuli ciężar i mdłości.
- Zapraszam panów.
Adam ruszył za blondynem i wkroczył z nim do pomieszczenia. Wpatrywali się w mężczyznę, biorącego do ręki dwie kartki. Uniósł wzrok, zdjął okulary.
- Wyniki obu testów na obecność wirusa HIV negatywne.
Odetchnęli jednocześnie i spojrzeli po sobie.
***
- Adam – Tommy uniósł brew i wpatrywał się w bezkresną dal – Nie uważasz, że jesteśmy troszkę za… starzy na obchodzenie walentynek?
Lambert uśmiechnął się szeroko, nie spuszczając wzroku z jezdni – Okej, potraktuj to jako kolejny dzień spędzony ze mną. Tylko ze mną.
- Mam nadzieję, że warto – Ziewnął, przeczesując blond włosy.
Niebo zaczęło szarzeć, przepuszczając gdzieniegdzie ostatnie promienie czerwonej tarczy. Tommy wpatrywał się w ten widok niczym zahipnotyzowany. Zamyślił się i uchylił okno. Chłodne powietrze wypełniło wnętrze samochodu, orzeźwiając jego senny umysł. Oddychał spokojnie, zatracając się w błogim milczeniu. W pewnej chwili poddał się wszechogarniającej senności; opuścił powieki i niespodziewanie zasnął.

Uchylił powieki. Za oknem było już zupełnie ciemno. Miejsce kierowcy było puste; jak się domyślił, Adam grzebał pod maską samochodu, który stał na drodze. Na polnej drodze.
Basista wyszedł z samochodu i ziewnął przeciągle. Rozejrzał się – ku jego zaskoczeniu nie znajdowali się na podwórzu pięknej chaty, o której mówił Adam. Znajdowali się na szosie, przecinającej puste pola.
- Adam? – Rozbrzmiał stonowany głos. Cisza. Metalowy szczęk, świst, ciche syknięcie – Adam? – Powtórzył, przełykając ślinę. Zaczął się denerwować – To jest nasz dom z marzeń?
Po chwili Lambert wynurzył się spod maski samochodu – Tommy, tylko się nie denerwuj.
Ratliff zacisnął wargi i założył ręce za głowę. Zrobił dwa kółka dookoła dużego głazu. Wiedział, że te słowa nie zwiastują niczego dobrego. Podszedł do Adama stojącego po drugiej stronie auta, trzasnął maską i oparł o nią dłonie
- Może byś pomyślał o zakupie nowego samochodu, co? – Spytał, przechylając głowę na bok. Nie krył zdenerwowania.
- Ale on jest dob…
- Adam, siadł już trzeci raz w tym miesiącu – Przerwał basista – A my znajdujemy się na zadupiu. Rozumiesz? – Obrócił się dookoła.
- Tu nie ma zasięgu a do najbliższej stacji benzynowej jest osiem kilometrów – Wycedził Adam, wciskając dłonie w kieszenie.
Tommy stał tyłem, opierając się o karoserię. Kopnął w oponę i ruszył przed siebie
- Tommy! – Krzyknął Adam i pobiegł za chłopakiem – Nawaliłem, ale musimy sobie jakoś poradzić.
Ratliff zacisnął wargi i pokiwał głową. Odwrócił się przodem do Adama – Mam ochotę zrobić ci krzywdę. Ale to nie będzie miła krzywda. To będzie sadystyczny objaw wkurzonego do granic partnera czarnej, nieogarniętej glam queen – Założył ręce na piersi.
Lambert, choć próbował zachować powagę, zaczął się śmiać. Sytuacja była na tyle beznadziejna, że szukanie wyjścia zdałoby się na nic.
- Jesteś cholernie seksowny, gdy się denerwujesz – Rzekł z szerokim uśmiechem na twarzy - Samiec.
Tommy pokręcił głową – Żałosne – Mruknął, siadając na masce auta. Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów – Należy ci się skopanie tyłka. Porządne.
- No przepraszam… - Adam stanął przed Ratliffem – To nie tak miało być.
- Odejdź – Rzekł blondyn, odwracając głowę.
- No to co robimy?
- Rekonesans – Rzekł Tommy i ruszył polną drogą wiodącą donikąd.
- Co? – Adam założył ręce na biodra. Blondyn zatrzymał się i odwrócił
- Zapraszam – Rzekł, wyciągając rękę.
***
- To miejsce, w którym mógłbym umrzeć – Westchnął Lambert, siadając na miękkiej trawie. Znajdowali się na krańcu polany otoczonej gęstymi drzewami. Adam sięgnął po leżący obok patyk i dorzucił do niskiego ogniska.
- Wolałbym umrzeć w swoim łóżku – Rzekł Tommy, sięgając po butelkę whisky. Jedyne, co znalazł na tylnym siedzeniu.
Adam obserwował go poprzez smugi dymu unoszące się nad ogniem. Uśmiechnął się pod nosem
- Jest ci zimno?
Blondyn wzruszył ramionami. Ta noc należała do wyjątkowo ciepłych – Nie, w porządku.
Lambert wstał i powoli podszedł do basisty. Przejął z jego ręki butelkę alkoholu i wziął kilka łyków, rozpalających gardło. Klęknął tuż przed nim – Gdyby było lato…
- … zaproponowałbyś kąpiel w jeziorze – Rzekł Tommy, uśmiechając się kąśliwie. Sięgnął po alkohol.
- Skąd wiedziałeś? – Adam rozpiął kurtkę i przeciągnął się leniwie.
- Znam cię – Ratliff podkulił nogi i wpatrywał się w dal – Jeśli tej nocy pożrą mnie wilki, nikt nawet nie dowie się, gdzie jest moje ciało.
Adam chrząknął głośno i zbliżył ręce do ognia, czując pod palcami przyjemne ciepło – W tym miejscu może cię pożreć jedynie stonka ziemniaczana.
Basista zaśmiał się i złapał Adama za nadgarstek – Sparzysz się, uważaj. Ciągnie cię do gorącego.
- Dlatego z tobą jestem – Odparł z uwodzicielskim uśmiechem.
Tommy wpatrywał się w niego, aż parsknął śmiechem – Tani podryw – Westchnął głośno i zmrużył oczy – Tak normalnie nie było od dawna. Zwyczajnie. Cicho, z dala od świata…
- Świat jest pół kilometra stąd, jeśli masz na myśli główną drogę – Odparł Adam, podpierając się na łokciach. Po chwili otrzymał kuksańca w ramię.
Blondyn zawiesił dłoń na swoim karku – Pamiętasz tę scenę w Brokeback, gdy Ennis i Jack spotkali się po czterech latach, leżeli razem w łóżku w jakimś tanim hostelu i wspominali stare czasy?
- Jasne – Odparł Adam – Zwariowałbym w takim związku. Widywać się kilka razy w roku i to gdzieś w górach… - Zamyślił się i zwrócił wzrok ku Tommy’emu – Czekaj, ty chcesz powiedzieć, że to pole jest naszym Brokeback?
Ratliff zaczął się śmiać – Nie ma gór, owiec i kowbojskich kapeluszy, ale mogę uznać, że mi się podoba.
Adam rozejrzał się dookoła; rozciągał się przed nim widok jeziora i pomostu. Byli odgrodzeni od pól gęstymi, niskimi drzewami, których liście szeleściły cicho na łagodnym wietrze. Wpatrywał się w blondyna przez dłuższą chwilę; gdy nawiązali kontakt wzrokowy, ani jeden ani drugi nie odezwał się ani słowem.
Blondyn uśmiechnął się delikatnie – Nie wiem czy zaśnięcie będzie bezpieczne. Wschodu doczekamy się około szóstej, mamy jeszcze kilka godzin.
- Postaram się, by ten czas zleciał błyskawicznie… - Odparł Adam, rozsuwając kolana basisty. Klęknął tuż przed nim, spoglądając w jego oczy. Ucałował gładki policzek chłopaka i objął go w pasie – Kupię ci stado owiec, dom w górach, co tylko zechcesz.
Tommy zacisnął wargi, uśmiechając się przy tym delikatnie – To, czego właśnie chcę, nie ma ceny – Rzekł cicho, zbliżając się do twarzy Adama.
***
Gorące oddechy uzupełniały się wzajemnie, a ciche westchnienia przerywały nieustannie trwającą ciszę. Krótkie spojrzenia spotykały się co kilka chwil.
Adam zacisnął ręce na nadgarstkach Tommy’ego i całując jego rozchylone wargi wsłuchiwał się w subtelne, rozkoszne pomruki.
- Tommy – Szepnął do ucha, kąsając jego płatek – Kocham cię – Dodał cicho, zwalniając uścisk. Poczuł delikatne, ciepłe dłonie na swoich plecach. Paznokcie, przesuwające się po linii kręgosłupa wywoływały przyjemne dreszcze. Wpatrywał się w twarz chłopaka, na obliczu którego malowało się pragnienie. Choć nie był w stanie mówić, wyszeptał „ja ciebie też” a jego słowa zamieniły się w ciche jęki. Przygryzł wargę, wyczuwając, że jego ukochany zbliża się do kulminacyjnego momentu. Wpił się w jego usta, czując całym swoim ciałem jego szczyt rozkoszy, wsłuchując się w tłumione westchnienia, które tak bardzo uwielbiał. Po dłuższej chwili otworzył oczy i uśmiechnął się do Adama, który powoli wracał do rzeczywistości. Czarnowłosy położył się obok blondyna i przytulił go do swojego nagiego ciała. Chłopak sięgnął po kurtkę wokalisty i okrył się nią, zamykając oczy. Po chwili usłyszał swoje imię; uniósł powieki. Spojrzał w niebieskie tęczówki. Adam przesunął dłonią po jego boku
 - Chciałbyś spróbować w drugą stronę?
Tommy patrzył w milczeniu, nie do końca rozumiejąc, co Adam ma na myśli. Kiedy do niego dotarło w czym rzecz, podparł się na łokciu
- Ale przecież… - Zaczął mówić, choć nie wiedział co dokładnie chce przekazać – Ty zawsze jesteś górą.
- Więc może pora to zmienić? – Uśmiechnął się czarnowłosy, nie tracąc kontaktu wzrokowego z basistą – Chyba, że nie chc…
Nim zdążył dokończyć, Ratliff znalazł się już nad nim i zaczął całować miękkie i wilgotne wargi. Wplótł szczupłe palce we włosy Adama i położył się na nim. Jasne kosmyki włosów łaskotały delikatnie policzki Lamberta, który uśmiechnął się; co za entuzjazm pomyślał.
- Czemu sam nigdy nie zaproponowałeś, skoro miałeś ochotę? – Spytał, wodząc dłońmi po ramionach basisty.
- Myślałem, że nasze role są z góry ustalone – Rzekł, czując jak uda Adama oplatają go w pasie. Lambert obserwował nienasycenie w brązowych oczach. Rozpierającą żądzę w każdym geście. W pewnej chwili doświadczył nieznanego mu wcześniej uczucia – strachu podszytego podnieceniem. Choć nie wiedział jak Tommy odnajdzie się w tej roli, wszystko wskazywało na to, że nie będzie problemów. W końcu Ratliff miał za sobą związki z kobietami i bycie górą nie było mu obce.
Tommy, używając śliny oraz naturalnej wydzieliny zaczął zagłębiać się w ciele Adama, który syknął cicho i zatrzymał powietrze w płucach. Przygryzł wargę i otworzył oczy, mając przed sobą oblicze Ratliffa, na twarzy którego malowała się nieziemska rozkosz. Kiedy zanurzył się w całości otworzył oczy, a ich spojrzenia spotkały się.
Gdy wszystko się rozpoczęło, Adam opadł na miękką trawę i odchylił głowę, zatracając się w doznaniu, za którym tęsknił od dawna. Widok Tommy’ego powodował silne mrowienie w dole brzucha na tyle przyjemne, że nie mógł sobie odmówić, z drugiej strony – na tyle drażniące, że zaciskał powieki co kilka chwil. Silne dłonie przesunęły się po jego ramionach i dotarły aż do szyi, ściskając ją lekko. Natychmiastowy skok adrenaliny – mimo że ufał Ratliffowi bezgranicznie, poczuł strach, który rozpłynął się w narastającym napięciu, podnosząc jednocześnie intensywność doznań. Niezwykła delikatność, a zarazem wyczucie i zdecydowanie były tym, czego teraz potrzebował. Atmosfera stawała się coraz gorętsza; Tommy zachłannie wpił się w usta Adama, sięgając językiem niemal jego gardła, a brutalny pocałunek zakończył uściskiem zębów na dolnej wardze Lamberta, który jęknął z bólu. Silny dreszcz podniecenia  przeszył jego ciało, kumulując się w dole brzucha. Coraz silniejsze pchnięcia doprowadzały go do obłędu. Nie mogąc dłużej kontrolować siebie, zaczął wzdychać imię ukochanego, niekontrolowanie pociągając go za włosy.
Tommy zdusił swój krzyk poprzez zatracenie się w głębokim, namiętnym pocałunku. Ekstaza ogarnęła całe jego ciało; każda komórka jego ciała przeżywała orgazm. Opadł bezwładnie na wilgotne ciało Adama, jego rytmicznie unoszącą się klatkę piersiową. Milczenie trwało kilka minut; żaden z nich nie potrafił dobrać właściwych słów. W pewnej chwili Ratliff poczuł ciepłe wargi na swoim policzku, gestowi towarzyszył cichy szept „dobranoc, skarbie”. Uśmiechnął się i wtulił ufnie w tors Adama. Na moment uchylił powieki; niebo przybierało barwy w odcieniach oranżu i różu. Gdy nieco spuścił wzrok ujrzał niebieskie tęczówki patrzące wprost na niego.
- Piaskowy gołąb – Mruknął pod nosem Tommy.
Adam zamrugał dwukrotnie – Co? Już kiedyś to powiedziałeś. Wiem, wtedy jak jechałeś do szpitala w dniu wypadku!
Ratliff zaśmiał się cicho – Poważnie?
- Co to znaczy?
Tommy uniósł powieki, wpatrując się w jaśniejące niebo
- Poszedłem kiedyś z mamą do miasta. Na zakupy i do kina. Usiedliśmy na ławce, karmiliśmy ptaki, rozmawialiśmy. Przeżywałem pierwszy zawód miłosny, powiedziałem jej o tym.
Spojrzała na ptaki, wskazując liczną grupę szarych, miejskich gołębi. Spytała „widzisz je? Bezbarwne, nudne, tak oczywiste, że nie zwraca się na nie uwagi.” Potem spojrzała na białe, których było już mniej. Przeniosła wzrok na chłopca „Te są zupełnie inne, a mimo to należą do jednej rodziny. Biel, czystość, niewinność.” Spytała wtedy „Jak sądzisz, czy miłość może być taka jak te szare gołębie bądź te białe?”. Nie wiedział co odpowiedzieć. Wzruszył ramionami „chyba nie. Przecież miłość nie może być zupełnie nudna, ale nie może być też w zupełności niewinna”. Poprosiła go, żeby poszli na spacer. Odeszli od tego tematu, aż do momentu, w którym zatrzymała się przy ławce. „Widzisz go?” spytała, wskazując palcem w dal. Nic nie widział. Gdy podeszli bliżej, okazało się, że chodziło jej o gołębia takiego, jak tamte poprzednie. Z jedną różnicą – nie był szary, ani biały. Był brązowy czy beżowy, może piaskowy. Spytała chłopca, co może o nim powiedzieć. Nie wiedział – przecież z tym kolorem nie ma skojarzeń. W ogóle pierwszy raz widział takiego ptaka. „Nie wiem. Ma w sobie cechy jednego i drugiego, ale jest inny”.
„Widzisz Tommy” Rzekła „Tych szarych, miejskich było bardzo dużo, nie wyróżniają się niczym szczególnym. Białych – mniej, ale widujesz je od czasu do czasu. Ten piaskowy tylko jeden, szukaliśmy go długo, ale w końcu na niego trafiliśmy. Tak samo jest w miłości; z szarym gołębiem nie będziesz szczęśliwy. Z białym również – stawia ograniczenia, którym nie sprostasz z prostego powodu – jesteśmy tylko ludźmi. Piaskowy jest inny, wyjęty spod kanonów, trudny do opisania. Trudny do znalezienia. Ale to ten, który da ci wszystko, czego potrzebujesz. Przy nim nie będziesz czuł się skrępowany, ani gorszy. Oto definicja miłości.”
Adam wpatrywał się w blondyna przez dłuższą chwilę – Znalazłeś go?
Tommy opadł na trawę, uśmiechając się do niebieskich oczu – Ty nim jesteś, my sand dove.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz