Wow, widzę, że liczba komentarzy zbliża się do numeru 500 :) Dzięki Wam! <3
Sasu: W moim założeniu doczekamy momentu, w którym Monte odejdzie :)
Dziś
odcinek dłuższy no i miejsce na trochę wyjaśnień, liczę, że się spodoba
:) Jak widzicie, zrobiłam nowy nagłówek. Tamten był zbyt smutny w moim
odczuciu :D
Piaskowy Gołąb
Siedzieli
na szpitalnym korytarzu, pochłonięci w myślach. Wpatrywali się w białe
drzwi gabinetu. Gdy otworzyły się i stanął w nich lekarz, poczuli ciężar
i mdłości.
- Zapraszam panów.
Adam
ruszył za blondynem i wkroczył z nim do pomieszczenia. Wpatrywali się w
mężczyznę, biorącego do ręki dwie kartki. Uniósł wzrok, zdjął okulary.
- Wyniki obu testów na obecność wirusa HIV negatywne.
Odetchnęli jednocześnie i spojrzeli po sobie.
***
-
Adam – Tommy uniósł brew i wpatrywał się w bezkresną dal – Nie uważasz,
że jesteśmy troszkę za… starzy na obchodzenie walentynek?
Lambert
uśmiechnął się szeroko, nie spuszczając wzroku z jezdni – Okej,
potraktuj to jako kolejny dzień spędzony ze mną. Tylko ze mną.
- Mam nadzieję, że warto – Ziewnął, przeczesując blond włosy.
Niebo
zaczęło szarzeć, przepuszczając gdzieniegdzie ostatnie promienie
czerwonej tarczy. Tommy wpatrywał się w ten widok niczym
zahipnotyzowany. Zamyślił się i uchylił okno. Chłodne powietrze
wypełniło wnętrze samochodu, orzeźwiając jego senny umysł. Oddychał
spokojnie, zatracając się w błogim milczeniu. W pewnej chwili poddał się
wszechogarniającej senności; opuścił powieki i niespodziewanie zasnął.
Uchylił
powieki. Za oknem było już zupełnie ciemno. Miejsce kierowcy było
puste; jak się domyślił, Adam grzebał pod maską samochodu, który stał na
drodze. Na polnej drodze.
Basista
wyszedł z samochodu i ziewnął przeciągle. Rozejrzał się – ku jego
zaskoczeniu nie znajdowali się na podwórzu pięknej chaty, o której mówił
Adam. Znajdowali się na szosie, przecinającej puste pola.
-
Adam? – Rozbrzmiał stonowany głos. Cisza. Metalowy szczęk, świst, ciche
syknięcie – Adam? – Powtórzył, przełykając ślinę. Zaczął się denerwować
– To jest nasz dom z marzeń?
Po chwili Lambert wynurzył się spod maski samochodu – Tommy, tylko się nie denerwuj.
Ratliff
zacisnął wargi i założył ręce za głowę. Zrobił dwa kółka dookoła dużego
głazu. Wiedział, że te słowa nie zwiastują niczego dobrego. Podszedł do
Adama stojącego po drugiej stronie auta, trzasnął maską i oparł o nią
dłonie
- Może byś pomyślał o zakupie nowego samochodu, co? – Spytał, przechylając głowę na bok. Nie krył zdenerwowania.
- Ale on jest dob…
-
Adam, siadł już trzeci raz w tym miesiącu – Przerwał basista – A my
znajdujemy się na zadupiu. Rozumiesz? – Obrócił się dookoła.
- Tu nie ma zasięgu a do najbliższej stacji benzynowej jest osiem kilometrów – Wycedził Adam, wciskając dłonie w kieszenie.
Tommy stał tyłem, opierając się o karoserię. Kopnął w oponę i ruszył przed siebie
- Tommy! – Krzyknął Adam i pobiegł za chłopakiem – Nawaliłem, ale musimy sobie jakoś poradzić.
Ratliff
zacisnął wargi i pokiwał głową. Odwrócił się przodem do Adama – Mam
ochotę zrobić ci krzywdę. Ale to nie będzie miła krzywda. To będzie
sadystyczny objaw wkurzonego do granic partnera czarnej, nieogarniętej
glam queen – Założył ręce na piersi.
Lambert,
choć próbował zachować powagę, zaczął się śmiać. Sytuacja była na tyle
beznadziejna, że szukanie wyjścia zdałoby się na nic.
- Jesteś cholernie seksowny, gdy się denerwujesz – Rzekł z szerokim uśmiechem na twarzy - Samiec.
Tommy
pokręcił głową – Żałosne – Mruknął, siadając na masce auta. Wyciągnął z
kieszeni paczkę papierosów – Należy ci się skopanie tyłka. Porządne.
- No przepraszam… - Adam stanął przed Ratliffem – To nie tak miało być.
- Odejdź – Rzekł blondyn, odwracając głowę.
- No to co robimy?
- Rekonesans – Rzekł Tommy i ruszył polną drogą wiodącą donikąd.
- Co? – Adam założył ręce na biodra. Blondyn zatrzymał się i odwrócił
- Zapraszam – Rzekł, wyciągając rękę.
***
-
To miejsce, w którym mógłbym umrzeć – Westchnął Lambert, siadając na
miękkiej trawie. Znajdowali się na krańcu polany otoczonej gęstymi
drzewami. Adam sięgnął po leżący obok patyk i dorzucił do niskiego
ogniska.
- Wolałbym umrzeć w swoim łóżku – Rzekł Tommy, sięgając po butelkę whisky. Jedyne, co znalazł na tylnym siedzeniu.
Adam obserwował go poprzez smugi dymu unoszące się nad ogniem. Uśmiechnął się pod nosem
- Jest ci zimno?
Blondyn wzruszył ramionami. Ta noc należała do wyjątkowo ciepłych – Nie, w porządku.
Lambert
wstał i powoli podszedł do basisty. Przejął z jego ręki butelkę
alkoholu i wziął kilka łyków, rozpalających gardło. Klęknął tuż przed
nim – Gdyby było lato…
- … zaproponowałbyś kąpiel w jeziorze – Rzekł Tommy, uśmiechając się kąśliwie. Sięgnął po alkohol.
- Skąd wiedziałeś? – Adam rozpiął kurtkę i przeciągnął się leniwie.
-
Znam cię – Ratliff podkulił nogi i wpatrywał się w dal – Jeśli tej nocy
pożrą mnie wilki, nikt nawet nie dowie się, gdzie jest moje ciało.
Adam
chrząknął głośno i zbliżył ręce do ognia, czując pod palcami przyjemne
ciepło – W tym miejscu może cię pożreć jedynie stonka ziemniaczana.
Basista zaśmiał się i złapał Adama za nadgarstek – Sparzysz się, uważaj. Ciągnie cię do gorącego.
- Dlatego z tobą jestem – Odparł z uwodzicielskim uśmiechem.
Tommy
wpatrywał się w niego, aż parsknął śmiechem – Tani podryw – Westchnął
głośno i zmrużył oczy – Tak normalnie nie było od dawna. Zwyczajnie.
Cicho, z dala od świata…
-
Świat jest pół kilometra stąd, jeśli masz na myśli główną drogę –
Odparł Adam, podpierając się na łokciach. Po chwili otrzymał kuksańca w
ramię.
Blondyn
zawiesił dłoń na swoim karku – Pamiętasz tę scenę w Brokeback, gdy
Ennis i Jack spotkali się po czterech latach, leżeli razem w łóżku w
jakimś tanim hostelu i wspominali stare czasy?
-
Jasne – Odparł Adam – Zwariowałbym w takim związku. Widywać się kilka
razy w roku i to gdzieś w górach… - Zamyślił się i zwrócił wzrok ku
Tommy’emu – Czekaj, ty chcesz powiedzieć, że to pole jest naszym
Brokeback?
Ratliff zaczął się śmiać – Nie ma gór, owiec i kowbojskich kapeluszy, ale mogę uznać, że mi się podoba.
Adam
rozejrzał się dookoła; rozciągał się przed nim widok jeziora i pomostu.
Byli odgrodzeni od pól gęstymi, niskimi drzewami, których liście
szeleściły cicho na łagodnym wietrze. Wpatrywał się w blondyna przez
dłuższą chwilę; gdy nawiązali kontakt wzrokowy, ani jeden ani drugi nie
odezwał się ani słowem.
Blondyn
uśmiechnął się delikatnie – Nie wiem czy zaśnięcie będzie bezpieczne.
Wschodu doczekamy się około szóstej, mamy jeszcze kilka godzin.
-
Postaram się, by ten czas zleciał błyskawicznie… - Odparł Adam,
rozsuwając kolana basisty. Klęknął tuż przed nim, spoglądając w jego
oczy. Ucałował gładki policzek chłopaka i objął go w pasie – Kupię ci
stado owiec, dom w górach, co tylko zechcesz.
Tommy
zacisnął wargi, uśmiechając się przy tym delikatnie – To, czego właśnie
chcę, nie ma ceny – Rzekł cicho, zbliżając się do twarzy Adama.
***
Gorące
oddechy uzupełniały się wzajemnie, a ciche westchnienia przerywały
nieustannie trwającą ciszę. Krótkie spojrzenia spotykały się co kilka
chwil.
Adam zacisnął ręce na nadgarstkach Tommy’ego i całując jego rozchylone wargi wsłuchiwał się w subtelne, rozkoszne pomruki.
-
Tommy – Szepnął do ucha, kąsając jego płatek – Kocham cię – Dodał
cicho, zwalniając uścisk. Poczuł delikatne, ciepłe dłonie na swoich
plecach. Paznokcie, przesuwające się po linii kręgosłupa wywoływały
przyjemne dreszcze. Wpatrywał się w twarz chłopaka, na obliczu którego
malowało się pragnienie. Choć nie był w stanie mówić, wyszeptał „ja ciebie też”
a jego słowa zamieniły się w ciche jęki. Przygryzł wargę, wyczuwając,
że jego ukochany zbliża się do kulminacyjnego momentu. Wpił się w jego
usta, czując całym swoim ciałem jego szczyt rozkoszy, wsłuchując się w
tłumione westchnienia, które tak bardzo uwielbiał. Po dłuższej chwili
otworzył oczy i uśmiechnął się do Adama, który powoli wracał do
rzeczywistości. Czarnowłosy położył się obok blondyna i przytulił go do
swojego nagiego ciała. Chłopak sięgnął po kurtkę wokalisty i okrył się
nią, zamykając oczy. Po chwili usłyszał swoje imię; uniósł powieki.
Spojrzał w niebieskie tęczówki. Adam przesunął dłonią po jego boku
- Chciałbyś spróbować w drugą stronę?
Tommy
patrzył w milczeniu, nie do końca rozumiejąc, co Adam ma na myśli.
Kiedy do niego dotarło w czym rzecz, podparł się na łokciu
- Ale przecież… - Zaczął mówić, choć nie wiedział co dokładnie chce przekazać – Ty zawsze jesteś górą.
- Więc może pora to zmienić? – Uśmiechnął się czarnowłosy, nie tracąc kontaktu wzrokowego z basistą – Chyba, że nie chc…
Nim
zdążył dokończyć, Ratliff znalazł się już nad nim i zaczął całować
miękkie i wilgotne wargi. Wplótł szczupłe palce we włosy Adama i położył
się na nim. Jasne kosmyki włosów łaskotały delikatnie policzki
Lamberta, który uśmiechnął się; co za entuzjazm pomyślał.
- Czemu sam nigdy nie zaproponowałeś, skoro miałeś ochotę? – Spytał, wodząc dłońmi po ramionach basisty.
-
Myślałem, że nasze role są z góry ustalone – Rzekł, czując jak uda
Adama oplatają go w pasie. Lambert obserwował nienasycenie w brązowych
oczach. Rozpierającą żądzę w każdym geście. W pewnej chwili doświadczył
nieznanego mu wcześniej uczucia – strachu podszytego podnieceniem. Choć
nie wiedział jak Tommy odnajdzie się w tej roli, wszystko wskazywało na
to, że nie będzie problemów. W końcu Ratliff miał za sobą związki z
kobietami i bycie górą nie było mu obce.
Tommy,
używając śliny oraz naturalnej wydzieliny zaczął zagłębiać się w ciele
Adama, który syknął cicho i zatrzymał powietrze w płucach. Przygryzł
wargę i otworzył oczy, mając przed sobą oblicze Ratliffa, na twarzy
którego malowała się nieziemska rozkosz. Kiedy zanurzył się w całości
otworzył oczy, a ich spojrzenia spotkały się.
Gdy
wszystko się rozpoczęło, Adam opadł na miękką trawę i odchylił głowę,
zatracając się w doznaniu, za którym tęsknił od dawna. Widok Tommy’ego
powodował silne mrowienie w dole brzucha na tyle przyjemne, że nie mógł
sobie odmówić, z drugiej strony – na tyle drażniące, że zaciskał powieki
co kilka chwil. Silne dłonie przesunęły się po jego ramionach i dotarły
aż do szyi, ściskając ją lekko. Natychmiastowy skok adrenaliny – mimo
że ufał Ratliffowi bezgranicznie, poczuł strach, który rozpłynął się w
narastającym napięciu, podnosząc jednocześnie intensywność doznań.
Niezwykła delikatność, a zarazem wyczucie i zdecydowanie były tym, czego
teraz potrzebował. Atmosfera stawała się coraz gorętsza; Tommy
zachłannie wpił się w usta Adama, sięgając językiem niemal jego gardła, a
brutalny pocałunek zakończył uściskiem zębów na dolnej wardze Lamberta,
który jęknął z bólu. Silny dreszcz podniecenia przeszył
jego ciało, kumulując się w dole brzucha. Coraz silniejsze pchnięcia
doprowadzały go do obłędu. Nie mogąc dłużej kontrolować siebie, zaczął
wzdychać imię ukochanego, niekontrolowanie pociągając go za włosy.
Tommy
zdusił swój krzyk poprzez zatracenie się w głębokim, namiętnym
pocałunku. Ekstaza ogarnęła całe jego ciało; każda komórka jego ciała
przeżywała orgazm. Opadł bezwładnie na wilgotne ciało Adama, jego
rytmicznie unoszącą się klatkę piersiową. Milczenie trwało kilka minut;
żaden z nich nie potrafił dobrać właściwych słów. W pewnej chwili
Ratliff poczuł ciepłe wargi na swoim policzku, gestowi towarzyszył cichy
szept „dobranoc, skarbie”.
Uśmiechnął się i wtulił ufnie w tors Adama. Na moment uchylił powieki;
niebo przybierało barwy w odcieniach oranżu i różu. Gdy nieco spuścił
wzrok ujrzał niebieskie tęczówki patrzące wprost na niego.
- Piaskowy gołąb – Mruknął pod nosem Tommy.
Adam zamrugał dwukrotnie – Co? Już kiedyś to powiedziałeś. Wiem, wtedy jak jechałeś do szpitala w dniu wypadku!
Ratliff zaśmiał się cicho – Poważnie?
- Co to znaczy?
Tommy uniósł powieki, wpatrując się w jaśniejące niebo
-
Poszedłem kiedyś z mamą do miasta. Na zakupy i do kina. Usiedliśmy na
ławce, karmiliśmy ptaki, rozmawialiśmy. Przeżywałem pierwszy zawód
miłosny, powiedziałem jej o tym.
Spojrzała
na ptaki, wskazując liczną grupę szarych, miejskich gołębi. Spytała
„widzisz je? Bezbarwne, nudne, tak oczywiste, że nie zwraca się na nie
uwagi.” Potem spojrzała na białe, których było już mniej. Przeniosła
wzrok na chłopca „Te są zupełnie inne, a mimo to należą do jednej
rodziny. Biel, czystość, niewinność.” Spytała wtedy „Jak sądzisz, czy
miłość może być taka jak te szare gołębie bądź te białe?”. Nie wiedział
co odpowiedzieć. Wzruszył ramionami „chyba nie. Przecież miłość nie może
być zupełnie nudna, ale nie może być też w zupełności niewinna”.
Poprosiła go, żeby poszli na spacer. Odeszli od tego tematu, aż do
momentu, w którym zatrzymała się przy ławce. „Widzisz go?” spytała,
wskazując palcem w dal. Nic nie widział. Gdy podeszli bliżej, okazało
się, że chodziło jej o gołębia takiego, jak tamte poprzednie. Z jedną
różnicą – nie był szary, ani biały. Był brązowy czy beżowy, może
piaskowy. Spytała chłopca, co może o nim powiedzieć. Nie wiedział –
przecież z tym kolorem nie ma skojarzeń. W ogóle pierwszy raz widział
takiego ptaka. „Nie wiem. Ma w sobie cechy jednego i drugiego, ale jest
inny”.
„Widzisz
Tommy” Rzekła „Tych szarych, miejskich było bardzo dużo, nie wyróżniają
się niczym szczególnym. Białych – mniej, ale widujesz je od czasu do
czasu. Ten piaskowy tylko jeden, szukaliśmy go długo, ale w końcu na
niego trafiliśmy. Tak samo jest w miłości; z szarym gołębiem nie
będziesz szczęśliwy. Z białym również – stawia ograniczenia, którym nie
sprostasz z prostego powodu – jesteśmy tylko ludźmi. Piaskowy jest inny,
wyjęty spod kanonów, trudny do opisania. Trudny do znalezienia. Ale to
ten, który da ci wszystko, czego potrzebujesz. Przy nim nie będziesz
czuł się skrępowany, ani gorszy. Oto definicja miłości.”
Adam wpatrywał się w blondyna przez dłuższą chwilę – Znalazłeś go?
Tommy opadł na trawę, uśmiechając się do niebieskich oczu – Ty nim jesteś, my sand dove.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz