Widzę, że macie dylemat w sprawie śledztwa :) Lubię czytać Wasze pomysły, przeczucia, są naprawdę bardzo, bardzo różne.
Ostatni odcinek miał numer "30", łał! Nie spodziewałam się, że zajdziemy aż tak daleko :)
Odcinków
jest już sporo, blog na niektórych komputerach może się długo
ładować, z tego względu na stronie będą się znajdowały 3 ostatnie,
reszta jest po prawej stronie w ramce.
Dziś bez długich wstępów, dziękuję za pozostawione komentarze i zapraszam do czytania! :)
Szczekająca niespodzianka
Dasz
radę. Dasz radę, możesz to zrobić. Weź się w garść, nie możesz siebie
zawieść. Nie czujesz bólu, nawet nie znasz tego uczucia. Graj.
Tommy
siedział samotnie na deskach małej sceny. Na udzie opierał jedną ze
swoich gitar i mimo opatrunku na prawej ręce, próbował zagrać chociaż
jeden utwór. Za każdym razem, gdy przyciskał dłoń do twardego gryfu czuł
nieprzyjemne ciarki, a im dłużej naciskał palcami na grube struny, tym
przykre doznanie przybierało na sile. Przeklął w myślach i po raz
kolejny zaczął grać refren jednej z piosenek Adama; nim doszedł do
drugiej zwrotki, jego palce całkowicie zdrętwiały.
-
Kurwa mać! – Krzyknął i cisnął gitarą o podłogę. Skrył twarz w
dłoniach; jeszcze nigdy nie czuł się tak beznadziejnie. Każdy kolejny
dzień sprawiał, że jego wiara w powrót do zdrowia wycofywała się w cień.
W wolnych chwilach pod pretekstem wyjścia na zakupy brał swoją gitarę i
próbował ćwiczyć, coraz dłużej i intensywniej. Popatrzył na drżącą dłoń
owiniętą w śnieżnobiały bandaż i zacisnął ją w pięść, wbijając
paznokcie w delikatną skórę. Ten sposób masochistycznej zemsty sprawił,
że zaskomlał cicho i potrząsnął ręką.
Na
scenę wkroczyli Longineu, Monte, Camila i na samym końcu Adam, który
trzymając w dłoni kubek świeżo zaparzonej kawy, rozejrzał się po pustej
sali
-
Duża publiczność, Tommy – Rzekł z sarkazmem, kierując wzrok ku
basiście. Podszedł do niego pewnym krokiem i kucnął tuż przy kolanach
chłopaka, złapał go za podbródek i uniósł głowę do góry – Chcę dla
ciebie jak najlepiej, zrozum to.
Ratliff
patrzył w jego oczy z istną wściekłością, wyglądał jak zwierzę
przygotowujące się do ataku – Sam wiem co jest dla mnie dobre, nie
jestem dzieckiem – Wycedził przez zaciśnięte zęby.
Adam
wzruszył ramionami, spojrzał z politowaniem na Ratliffa i wziął łyk
ciepłego, aromatycznego napoju. Wszyscy zwrócili uwagę na menadżera,
który nagle wkroczył na scenę. Nie był sam; tuż obok szedł wysoki,
szczupły brunet. Nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia pięć lat. Jego
przedramię zdobił duży, czarny tatuaż z napisem, którego nikt nie
potrafił rozszyfrować. Menadżer zatrzymał się tuż przed członkami
zespołu i poklepał nieznajomego po plecach
-
Alex zagra z wami pięć najbliższych koncertów. Niestety chwilowa
niesprawność Tommy’ego nie pozwala mu na pracę, a trasy zawieszać dłużej
nie możemy. Alex zapoznał się już ze wszystkimi utworami, teraz musi
zagrać z wami kilka prób – Rzekł z uśmiechem, a na sali zapadła głucha
cisza.
-
Ustaliliśmy, że to najbardziej rozsądna decyzja w zaistniałej sytuacji –
Rzekł Adam i podał rękę nieznajomemu muzykowi – Witaj w naszym zespole.
-
Nie sądzisz, że powinieneś mnie o tym wcześniej poinformować? – Spytał
Tommy, który nie wierzył własnym uszom. Spojrzał na Pittmana, który
wyglądał na równie zdziwionego.
Lambert spojrzał na blondyna – Przecież nie wyrzucamy cię z zespołu.
Uśmiech
natychmiastowo spłynął z twarzy Alexa. Z jednej strony liczył na to, że
zostanie ciepło przyjęty, z drugiej miał świadomość, że takie sytuacje
nie zawsze spotykają się z pozytywnym odbiorem. Tommy westchnął i wstał,
podpierając się zdrową ręką o deski sceny. Odłożył instrument i zbiegł
po schodach wiodących na korytarz. Krew w jego żyłach wrzała, zacisnął
dłonie w pięści i uderzył jedną z nich o ścianę. W obecnej chwili nawet
gdyby wybił wszystkie palce, nie poczułby bólu; miał ochotę roznieść
wszystko w puch. Tak mnie wspierasz?! Kopnął
drzwi należące do garderoby i wparował do pustego pomieszczenia; jego
wściekłość nie znała w tym momencie granic. Kopnął leżącą na podłodze
torbę Adama, z której wypadło kilka przedmiotów takich jak portfel i
telefon. Gdybym leżał już w piachu, nadal martwiłbyś się o swoją karierę?! Jego
dłonie drżały; były gotowe by zniszczyć wszystko, co stanie na jego
drodze. Kiedy odwrócił się i spojrzał w lustro, poczuł jeszcze
silniejszą falę gniewu. Żebyś wiedział jak bardzo cię nienawidzę!
Podbiegł i uderzył pięścią z całej siły w gładką taflę, która głośno
rozbiła się na tysiąc małych części. Tommy poczuł, że traci siły, oparł
dłonie o blat, opuścił głowę i nabrał powietrza w płuca. Usłyszał jak
drzwi otwierają się z cichym skrzypnięciem
-
Spierdalaj stąd – Rzucił i uniósł wzrok; zobaczył fragment swojej
twarzy w kilku kawałkach lustra, które nadal trzymały się ramy.
- Tommy… - Kobiecy, delikatny głos wypełnił garderobę. Zadziałał niezwykle kojąco na zmysły Ratliffa.
Camila
podeszła bliżej i zacisnęła palce na nadgarstku basisty – To nie było
mądre. Chcesz jak najszybciej powrócić do zdrowia, a jeszcze bardziej
się kaleczysz… - Rzekła, przesuwając palcami po bandażu, na którym
pojawiły się świeże, czerwone plamy. Tommy spuścił wzrok i popatrzył na
duże rozcięcie między dwoma palcami; widok krwi przywrócił mu trzeźwość
zmysłów. Scena, strzał, wypadek, szpital. Spojrzał na keyboardzistkę, która wyciągnęła z zielonego pudełka dwie chusteczki
- Chyba powinieneś pojechać do lekarza. Masz rozciętą skórę, spójrz – Rzekła i skierowała palec na wewnętrzną stronę jego dłoni.
Tommy
spojrzał na dziewczynę i zatrzymał wzrok dłużej niż zwykle. Ujął jej
twarz w swoje dłonie; zamilkła i spojrzała w jego czekoladowe oczy.
Zbliżył do niej swoją głowę i z dużą dozą delikatności ucałował jej
czoło. Chciał tym gestem przekazać jej całe podziękowanie za troskę,
przeprosić za słowa, których nie mógł wobec niej nigdy wypowiedzieć.
Dziewczyna przesunęła dłońmi po jego bokach i zawiesiła je na szczupłych
biodrach.
-
Powinnam już iść… - Powiedziała szeptem i cofnęła się w chwili, gdy do
pokoju wszedł Adam. Zmierzył wzrokiem swoich muzyków i prychnął z
niezadowoleniem
-
Chcę zostać z Tommym sam na sam – Rzekł, a Camila natychmiastowo
opuściła pomieszczenie. Choć Lambert był bardzo przyjaznym człowiekiem,
nie należało mu się stawiać. On był szefem i liderem.
-
Słuchaj – Rzekł wokalista i skierował swój wzrok wprost na Tommy’ego,
który założył ręce na klatkę piersiową – W porządku, nie będę nikogo
pochopnie osądzał. Jeżeli mamy dojść do porozumienia, musimy
współpracować, jasne? – Spytał Ratliffa, który odwrócił głowę w bok –
Tommy? – Szepnął i pogłaskał basistę po gładkim policzku – Zrozum,
martwię się o Ciebie. W moim życiu nigdy jeszcze nie pojawił się ktoś
tak ważny i wartościowy… - Szepnął mu do ucha.
Ratliff
poczuł, jak przemija cała jego złość. Za każdym razem, gdy słyszał
wyciszony głos Adama tuż przy swoim uchu, tracił zmysły. Choć chciał
nadal udawać obojętność, nie potrafił; objął Lamberta i wtulił się w
jego ciepłe ciało.
-
Przepraszam, kochanie. Jestem już zmęczony całą tą sytuacją tak samo
jak ty – Rzekł ze spokojem Adam i pogłaskał jasne włosy swojego chłopaka
– Nie chciałem cię zranić. Przecież wiesz, że to wszystko w dobrej
wierze.
Tommy
westchnął i leniwie przewrócił oczami – W porządku, ale zrozum, że
potrafię sam siebie upilnować. Nie musisz bez przerwy mnie kontrolować i
podejmować za mnie decyzji. Powiem nawet, że nie możesz tego robić.
Jakie rozwiązanie proponujesz?
Adam milczał dłuższą chwilę – Detektyw przesłucha wszystkich członków zespołu. Musi to zrobić. Nie posądzam nikogo, prócz…
- Adam…
Lambert
westchnął – Musimy być pewni. Tęskniłem za tobą całą noc, gdzie się
podziewałeś? – Spytał zmieniając temat i cofnął się na krok, by spojrzeć
w twarz chłopaka
- Spałem w pokoju obok – Odparł Tommy i wzruszył ramionami – Szkoda, że wczoraj cię to nie interesowało.
-
Musimy nadrobić stracony czas… - Adam uśmiechnął się prowokująco i
jednym ruchem złapał Tommego za biodra, po czym posadził go na krawędzi
lady. Ratliff cicho jęknął, gdy zderzył się z zimnym blatem, odruchowo
złapał Lamberta za ramiona i przyciągnął go do siebie. Adam stanął
między nogami blondyna, przylgnął biodrami do jego ud, objął go i
delikatnie ucałował w skroń. Basista poczuł przyjemny dreszcz,
przemierzający drogę wzdłuż jego kręgosłupa
-
Nie denerwuj się, nadal jesteś częścią naszego zespołu. Nadal jesteś
częścią mojego życia – Dodał szeptem i oparł czoło o czoło Ratliffa,
który cicho westchnął i wplótł palce w czarne włosy wokalisty
- Ten Alex… - Mruknął Tommy i spojrzał w oczy Lamberta
-
Nie, nie podoba mi się, jeśli o to pytasz – Odparł wokalista i zaczął
się uśmiechać. Tommy odepchnął Adama, zeskoczył z lady, po czym przybił
go do ściany naciskając kolanem na jego krocze
- Tylko spróbuj z nim flirtować – Rzekł stanowczym głosem. Jego ostrzeżenie brzmiało bardzo poważnie.
Adam podniósł brwi i uśmiechnął się delikatnie. Lubił, gdy ten skryty blondyn pokazywał, że ma pazur
- Nie wiedziałem, że jesteś taki stanowczy – Powiedział Lambert i czekał na kolejny krok
- Po prostu nie dzielę się tym, co do mnie należy – Odparł basista i opuścił garderobę, trzaskając przy tym drzwiami.
***
-
Miło było was poznać, do zobaczenia! – Krzyknął Alex, który wziął swoją
kurtkę i nim usłyszał ostatnie „cześć”, opuścił garderobę zespołu.
Tancerze czekali już pod halą, Monte rozmawiał przez telefon i krążył po
pomieszczeniu, w którym był również Adam. W pewnej chwili Pittman
wsunął Samsunga do kieszeni swoich spodni i chrząknął głośno
- Adam? – Spytał i oparł się o drzwi.
Lambert skierował swój wzrok ku gitarzyście i przerwał na chwilę pakowanie swoich rzeczy – Słucham?
-
W zespole rozeszła się plotka, że podejrzewacie Camilę o zamieszanie w
sprawę strzelaniny – Jego głos przybrał mocny, poważny ton – Jaki
miałaby motyw? – Spytał i usiadł na starym fotelu
Adam
wrzucił kilka kosmetyków do dużej, czarnej torby. Obojętnie wzruszył
ramionami – Wiesz, że czasami była nieobliczalna, wybuchowa. Pobiła się z
Keri przy stole, nie pamiętasz? Uparcie walczyła o Tommy’ego. Z resztą
przypomnij sobie naszą imprezę noworoczną. Zjawiła się z bratem mojego
Ratliffa. Steven i Tommy nienawidzą się, Camila musiała o tym wiedzieć.
Być może razem od dawna spiskowali przeciwko Tommy’emu? – Spytał,
przypominając sobie po kolei wszystkie wydarzenia.
Monte stukał palcami w ciemny blat, na którym nadal znajdowały się kawałki stłuczonego lustra
-
To delikatna, wrażliwa i skromna dziewczyna. I tak zbyt wiele złego ją
dotknęło, by dodatkowo odbierać jej radość płynącą z gry w zespole –
Rzekł i obracał w palcach czarny lakier do paznokci
-
Monte, nie rozumiesz – Westchnął Lambert i stanął tuż przed gitarzystą –
Ostatnio przeprosiła Tommy’ego za wszystko, co złego zrobiła. No sam
powiedz, czy to tylko zbieg okoliczności, że właśnie teraz ma wyrzuty
sumienia? Tuż po tym, jak Tommy trafił do szpitala, nie przemawiały
przez nią żadne emocje.
Pittman zaniemówił. Wpatrywał się w niebieskie oczy Adama i wstał niechętnie
-
Oszczędź ją. Ja rozejrzałbym się nieco dalej – Zasugerował i poklepał
Lamberta po ramieniu – Chodźmy, czekają na nas. Umieram z głodu.
Po
kilku minutach mężczyźni opuścili ciasną garderobę, przemierzyli
korytarz i wyszli na dwór. Zimne, świeże powietrze rozbudziło Lamberta,
który od jakiegoś czasu bardzo pragnął znaleźć się w ciepłym, miękkim
łóżku u boku swojego basisty. Gdy zauważył dwie taksówki stojące przy
głównej ulicy, uśmiechnął się mimowolnie
-
Idziemy? – Spytał Longineu, który nie czekając na odpowiedź ruszył w
stronę samochodu. Cały zespół podążył jego śladami. Adam również zrobił
krok do przodu i rozejrzał się
- Zaraz, a Tommy? – Powiedział głośno i wytężył wzrok – Gdzie on jest?
Wszyscy natychmiastowo zatrzymali się i skupili wzrok na Lambercie. Jego serce zaczęło bić dwukrotnie szybciej
- Tommy? – Powtórzył donośnym tonem i spojrzał w stronę tancerzy – Wychodził z wami?
Terrance zbliżył się do muzyków – No tak. Stał na parkingu, kilkanaście metrów od nas, chyba rozmawiał przez telefon.
-
Boże… - Szepnął Adam, na myśl, że mogło stać się coś złego – Tommy?! –
Wrzasnął i pobiegł w stronę placu pełnego ciężarowych samochodów –
Tommy?! – Powtórzył i rozejrzał się. Starał się zachować zimną krew,
jednak z każdą kolejną sekundą był bliższy histerii. Wszyscy rozbiegli
się w różnych kierunkach, nawołując basistę. Odpowiadała im jedynie
głucha cisza. Drogę oświetlał szereg latarni, dających jasną poświatę.
Adam
poczuł ból rozpalający jego klatkę piersiową oraz łzy, które mimowolnie
cisnęły się do oczu. Wbiegł w kolejny rząd mercedesów, a na jego końcu
ujrzał blondwłosego chłopaka, który klęczał na betonie i pochylał się do
przodu. Jego ręce znajdowały się na wysokości brzucha, grzywka
zasłaniała twarz. Boże, tylko nie to, Tommy, nie rób mi tego po raz kolejny. Lambert poczuł, jak jego ciało drży. Nie był w stanie wydusić z siebie słowa, porwał się w kierunku skulonego chłopaka
-
Tommy, co ci jest? – Zaskomlał z przerażeniem i delikatnie ujął
podbródek basisty. Ratliff uniósł wzrok i z delikatnym uśmiechem
spojrzał w oczy Adama. Malowała się w nich niewytłumaczalna radość
wymieszana z odrobiną współczucia i miłości
-
Usłyszałem jak piszczy. Zobacz, chyba ktoś go porzucił – Rzekł Tommy,
tuląc do piersi małego szczeniaka, który wystawiał czarny nos spod
skórzanej kurtki basisty i potrząsnął długimi uszami na widok Adama.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz