sobota, 19 maja 2012

Odc. 11: Czas

Witajcie po raz jedenasty :) Niezwykle się cieszę, że do tej pory spotykam się tylko z pozytywnymi komentarzami, jeśli jednak będziecie miały pewne zastrzeżenia, śmiało :) Dziś bez większych wstępów, przed wami nieco adommowej treści, zapraszam.


Czas


Dochodziła godzina dwudziesta trzecia i wszyscy członkowie zespołu opuścili już scenę. Tancerze szybko się przebrali i wybiegli bocznym wyjściem upominając Adama, by zaczekał na nich. Lambert przewrócił oczami i mruknął coś pod nosem.
- A ci dokąd znowu? – Spytał Monte, który wyglądał na wyjątkowo zmęczonego.

- Poszli po szybkie żarcie. Gdyby nie oni, zapomniałbym czym jest kolacja –Odparł i ruszył w stronę busu. Zajął miejsce na końcu i oparł głowę o szybę. Czuł narastający ból w łydkach, jego ręce wydawały mu się niezwykle ciężkie, a palce odrętwiałe. Mimo wszystko postanowił, że przed pójściem spać weźmie kąpiel, a jeśli nie będzie miał siły – chociaż szybki prysznic. Zmrużył oczy i przez kilka minut napawał się atmosferą ciszy i spokoju. Zapadł w stan podobny do połowicznego snu, w którym miał poczucie otaczającej go rzeczywistości, lecz chłonął ją jakby przez pryzmat.

- Nie wiedziałam, że tak wspaniale grasz. W ogóle nie tylko świetnie grasz, ale też wyglądasz… Chyba dużo czasu spędzasz na siłowni, co?
Adam miał ochotę parsknąć śmiechem, gdy usłyszał podekscytowany ton głosu Keri. Choć nie znosił jej obecności, rozśmieszyła go swoim tekstem. Czy Tommy wygląda na kogoś, kto spędza wolny czas ze sztangą? Pomyślał, nie otwierając oczu. Zaraz, zaraz… od kiedy ona jest dla niego taka uprzejma?
- Masz naprawdę silne ręce. Dziewczyny szaleją na punkcie takich facetów jak ty, zdajesz sobie z tego sprawę? – Jej głos rozbrzmiał ponownie.
Co ty pieprzysz, dziewczyno? Adam podniósł powieki i między siedzeniami dostrzegł Keri siedzącą u boku zakłopotanego Longineu.
- O cholera – Adam szepnął pod nosem, mając świadomość, że brunetka nie wie o jego obecności. Choć miał ochotę posłuchać jak będzie przebiegał ten flirt, całą zabawę przerwał Tommy, który wsiadł do auta. Przeszedł całą długość busu, by opaść bezwładnie na miejscu obok Adama.
- Nie za wygodny się zrobiłeś? Mogłeś chociaż ruszyć tyłek i iść do fanów – Powiedział Tommy jakby z wyrzutem, że lider nie potrafi zatroszczyć się o własnych wielbicieli. Oparł się o wygodne siedzenie, biorąc przy tym głęboki oddech.
- Daj mi spokój, nie mam siły – Mruknął Adam i odwrócił się niemal plecami, przyklejając przy tym do zimnej szyby. Tommy uśmiechnął się i obserwował członków zespołu zajmujących miejsca dużego mercedesa.
- Suka – Rzekł cicho Adam, na co Tommy zareagował dobitnym – Słucham?
Lambert przez chwilę zastanawiał się, czy nie powiedzieć blondynowi o incydencie, który miał miejsce tuż przed chwilą, lecz powstrzymał się.
- Nie, nic. Głośno myślę – Powiedział spokojnie i poruszył się, zmieniając przy tym pozycję.
Tommy dobrze wiedział, że chodziło mu o Keri, jednak nie miał już siły na kłótnie i dyskusje. Z pewnością sam nie nazwałby jej w ten sposób, jednak miał świadomość, że to słowo, choć tak mocne i wulgarne poniekąd pasuje do opisania dziewczyny.
***
Hotel nie należał do najlepszych w mieście, ale jego standardy były całkiem zadowalające jak na mało wymagających gości. Choć muzycy nigdy tego nie ustalali, każdy brał pokój dla siebie. Adam jako pierwszy wziął swój klucz i poczuł falę ogarniającej go złości, wściekłości, gdy usłyszał, że Tommy i Keri biorą wspólny pokój. Kiedy okazało się, że będą spać tuż za jego ścianą, miał ochotę wrócić do samochodu i spędzić w nim noc, mając za poduszkę zimną, wilgotną szybę. Spojrzał na Camilę, która wyglądała na całkowicie przygaszoną, trzymała się u boku jednej z tancerek, jednak w ciągu całego wieczoru wypowiedziała zaledwie kilka słów. Adam, choć nadal miał do niej pretensje, poczuł współczucie względem kibordzistki i przez chwilę zastanowił się, czy nie przeprosić jej za ostatnią sprzeczkę. Postanowił jednak nie ulegać chwilom emocjom, wolał przemyśleć ten wybór jeszcze raz.
- No to chodźmy – Zawołał Monte, prowadząc grupę w stronę korytarzu na parterze, w którym mieściły się ich pokoje. Wszyscy rzucili krótkie „dobranoc” i zniknęli za dębowymi drzwiami, by wypocząć przed jutrzejszym śniadaniem. Adam jako ostatni wszedł do pokoju, sprawiającego całkiem miłe wrażenie. Jednoosobowe, choć duże łóżko stało na beżowym, miękkim dywanie, na kremowych i oliwkowych ścianach wisiały lustra i obrazki pełne kolorowych krajobrazów. Adam usiadł na łóżku i w tej samej chwili usłyszał za ścianą chichot dziewczyny, który doprowadzał go do białej gorączki. Zdjął kurtkę, którą cisnął o podłogę i przekręcił klucz w łazience, decydując się ostatecznie na prysznic. Spojrzał w lustro, lecz uznał, że nie był to najlepszy pomysł. W odbiciu widział wściekłego i zmęczonego człowieka. Szybko pozbył się ubrań i puścił gorącą wodę, która złagodziła jego rozkołatane nerwy i podziałała nadzwyczaj relaksująco. Opuścił łazienkę nie dłużej niż piętnaście minut później, zgasił światło i wszedł pod miękką kołdrę, za którą tęsknił cały wieczór. Dobry Boże, w końcu święty spokój. Głosy za ścianą ustały, pokój ogarniał mrok, lecz Adam czując nadal silny ból mięśni, nie mógł zasnąć. Choć nie widział zegara, miał wrażenie, że jego wskazówki stoją w miejscu, ewentualnie mozolnie się przesuwają, jednak do pobudki zostało około ośmiu godzin. Postanowił, że krótka przechadzka po hotelowym korytarzu będzie najlepszym sposobem na zabicie nudy, która dokuczała mu w tej chwili. Zwlókł się z łóżka, założył jasny szlafrok i opuścił pomieszczenie. Szedł powoli, mijając kolejne drzwi, za którymi odpoczywali pogrążeni we śnie muzycy i inni goście. Na końcu zauważył taras, zmierzał w jego stronę. Kiedy wyszedł na zewnątrz poczuł chłodne, lecz przyjemne powietrze, które wywołało zimny dreszcz na jego plecach.
- Też nie możesz spać? – Rozbrzmiał znajomy głos.
Adam niemal podskoczył, odwrócił się i spostrzegł w ciemności Tommy’ego, trzymającego w dłoni szklankę pełną jakiegoś jasnego trunku.
- Tak… nie spodziewałem się, że tu będziesz – Odpowiedział i oparł się o barierkę – Ta twoja śpi?
Tommy uśmiechnął się – Co, duma nie pozwala ci wypowiedzieć jej imienia? Śpi. Dlaczego tak jej nie znosisz? Mógłbyś mieć chociaż dobry powód.
- Po prostu. Nie pasujecie do siebie – Powiedział sucho Adam.
- Hej, czekaj, czegoś tu nie rozumiem  -Zaczął Tommy – Spotykam się z nią od jakichś dwóch lat, czemu dopiero teraz jesteś wobec niej taki wredny?
- Jeszcze nie jestem – Odpowiedział Lambert, a jego słowa zabrzmiały jak przestroga.
- No dalej. Powiedz otwarcie dlaczego tak nią gardzisz.
Adam czuł wzbierającą się w nim złość. Milczał.
- Nie bądź dzieckiem, mów – Powiedział Tommy obojętnym tonem głosu.
- Ona jest głupia, a ty jesteś jeszcze głupszy. Głupszy? Jesteś skończonym idiotą – Powiedział Adam i choć czuł, że nie są to przyjemne słowa, wypowiadał je w dobrej wierze – Dajesz sobą pomiatać i godzisz się na wszystko, czego tej lasce się zachce. Nawet nie dostała mojej zgody na podróżowanie z zespołem i tylko z sympatii do ciebie postanowiłem się zamknąć. Kurwa, Tommy, jesteś dorosłym facetem, do którego wszyscy czują respekt, a dajesz tak sobą manipulować! Nie wierzę w to. Dzisiaj w mojej obecności podrywała Longineu i to w tak prymitywny sposób, że niewiarygodne jak on zachował powagę. Co cię przy niej trzyma, człowieku? Kochasz ją? - Mimo wielu wypowiedzianych słów, ostatnie pytanie interesowało go najbardziej.
- No ja…
- Kochasz ją czy nie? – Powtórzył Adam, który w tej chwili nie był tym ciepłym i uroczym wokalistą, którego wszyscy znali. Teraz miał coś do powiedzenia i wiedział, że każdy cel jest osiągalny.
- Nie – Odparł Tommy, choć wypowiedział to z wyraźnym trudem.
- To skończ tę chorą relację – Rzekł Adam.
- I tak nie zrozumiesz – Odparł Tommy.
- Wracajmy – Zaproponował Lambert, który był wystarczająco rozdrażniony, by nie zmrużyć oka aż do bladego świtu. Szli korytarzem w milczeniu, nie patrząc na siebie wzajemnie.
- Tommy, wejdziesz do mnie? – Spytał Adam, uchylając drzwi do swojego pokoju.
Ratliff zmierzył go wzrokiem – Nie, dzięki. Jestem zmęczony. Dobranoc – Powiedział i zniknął w cieniu.
Adam patrzył na zamykające się drzwi, poczucie beznadziei sięgnęło teraz zenitu. Wszedł do swojego pokoju i rzucił się na łóżko. Przeklinał Keri, Tommy’ego oraz samego siebie. Zamknął oczy, wtulił się w miękką poduszkę i liczył w myślach, mając nadzieję, że zaśnie przed tysiącem. Dwieście pięćdziesiąt osiem…dwieście pięćdziesiąt dziewięć… dwieście kurwa sześćdziesiąt… dwieście drzwi uchyliły się, wpuszczając do pokoju promień światła. Adam podniósł głowę i zobaczył szczupłą postać, która zamyka za sobą drzwi.
- Zmieniłem zdanie – Rzekł blondyn – Znajdziesz dla mnie miejsce?
Adam bez zbędnych słów cofnął się aż do krawędzi i odchylił kołdrę, pod którą wszedł basista. Choć było ciemno, widział zarys jego ciała, twarzy i włosów. Leżeli przodem do siebie w bliskiej odległości.
- O co ci chodzi, Tom? – Spytał łagodnie Adam.
- Nie wiem… ja sam tego nie rozumiem, wiesz? – Odpowiedział szeptem blondyn i nieśmiało, powoli przesunął opuszkiem palca po dłoni Adama. Lamberta przeszedł elektryzujący dreszcz.
- Camila jest jakaś przygaszona. Zauważyłeś?
- Nie wiem. Może. Moja dziewczyna śpi za ścianą, a ja leżę z tobą w jednym łóżku – Szepnął Tommy, w jego głosie pobrzmiewała nuta zawstydzenia i wyrzutu.
Adam przesunął palcami po jego ramieniu i kierował dłoń wzdłuż ręki chłopaka. Czuł jego delikatną, ciepłą skórę.
- Mam wrażenie, że Keri wcale cię nie interesuje. Że szukasz czegoś… - Wyszeptał i zsunął rękę.
- Proszę, nie mów, nie pytaj… nie mogę znieść żadnych słów – Powiedział Tommy.
Adam przesunął palcami po jego dłoni i zacisnął je delikatnie na nadgarstku – Zawsze masz taki mocny puls?
Ratliff patrzył w kierunku Adama mimo panującej ciemności – Nie – Odparł.
Lambert uśmiechnął się posępnie – Czuję się samotny. Mam wrażenie, że ty też…
Tommy przeciągnął językiem po swych suchych wargach. Westchnął cicho – Tak.
- Mogę cię przytulić? – Spytał Adam, kładąc rękę na ramieniu chłopaka. Nie otrzymał odpowiedzi.
Tommy podparł się na łokciu – Boże, co ja tutaj robię…
- Chcę, byś w końcu zaczął się uśmiechać… - Powiedział Adam, leżąc nieruchomo.
Milczenie przerywało jedynie tykanie zegara, który jakby zwolnił.
- Przekładnia zębata się zaciera – Powiedział półgłosem Tommy – Zaraz wszystko się zatrzyma.
Adam przysunął się do chłopaka – Chcesz, by czas teraz stanął? – Spytał szeptem.
Patrzyli na siebie, widząc jedynie kontury swych ciał. Ratliff objął Adama za szyję i powolnym ruchem przyciągnął go w swoją stronę. Zbliżył się do jego ucha i cichym, ciepłym głosem wymamrotał
- Tak…
Lambert położył się jeszcze bliżej i wtulił chłopaka w swoje ciało, obejmując przy tym. Czuł przyjemny zapach, ciepło, szybkie bicie jego serca. Teraz długie milczenie było najprzyjemniejszą ciszą, jaka kiedykolwiek zapadła między nimi. Adam zamknął oczy, przestał odmierzać czas. Poczuł wewnętrzny spokój, ukojenie, na które czekał bardzo długo. Wsłuchiwał się w oddech blondyna, poczuł ogarniające go poczucie zmęczenia. Kiedy powoli odpływał w krainę snu, usłyszał głos Tommy’ego
- Słyszysz? – Wyszeptał – Czas się zatrzymał.

Lambert nie słyszał już tykania zegara wiszącego nad drzwiami. Uśmiechnął się pogładził chłopaka po plecach. Nim zdołali życzyć sobie dobrej nocy, usnęli wzajemnie wtuleni w ramiona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz