niedziela, 20 maja 2012

Odc. 47: Prezent

Hej! Wybaczcie opóźnienie, jednak w ostatnim czasie wiele się dzieje. Być może następny odcinek pojawi się pod koniec weekendu (w czwartek przechodzę zabieg chirurgiczny i zostanę w klinice na 1-2 doby). Cały czas odnoszę wrażenie, że ten odcinek nie może być idealny, chyba zabrakło mi jakiegoś zmysłu w tym tygodniu.
JMM’e – ładny wynik! :) 2 dni to króciutko :)
Mama, We All Go To Hell – Ninja wyszedł z ukrycia! Może pochwalisz się swoim rysunkiem? :)
Pozdrawiam Was wszystkie! <3

Prezent

- W ciąży? Co ty pieprzysz? – Tommy odzyskał trzeźwość zmysłów.
Dziewczyna wzruszyła ramionami – Nie mam okresu od trzech miesięcy.
Tommy rozchylił wargi, spomiędzy których wyrwał się cichy jęk – Co?
Przewróciła oczami – Nie twoje, przecież nawet ze mną nie spałeś – Rzuciła i udała się do toalety. Ratliff westchnął cicho i poszedł za rudowłosą.
- Przestań ćpać i pić. Poronisz.
- Przecież na to czekam, nie stać mnie na zabieg – Mruknęła, przemywając zmęczoną twarz zimną wodą.
Blondyn nie wierzył własnym uszom – Ty chyba nie słyszysz, co mówisz.
- Obrońca życia się znalazł – Westchnęła, sięgając po ręcznik – Nie mam czasu, pieniędzy ani faceta, odpieprz się.
- To jest chore. Jesteś nienormalna – Rzekł bez zawahania i wziął swoje rzeczy. Opuścił mieszkanie, ściskając w dłoni bilet podróżny do Paryża. Kawałek papieru, który sprawiał, że Tommy miał siłę przetrwać kolejny dzień.
***
Samolot lądował niespełna dwie godziny od chwili wystartowania. Tommy patrzył w szybę na najbardziej romantyczne w świecie miasto. Uwielbiał Paryż i wcale nie sądził, że pełno w nim przepychu czy kiczu, jednak to w tej chwili nie miało najmniejszego znaczenia. Czuł narastające emocje, które wiązały się z faktem, że zaraz spotka Adama. Uśmiechnął się na tę myśl i czekał cierpliwie na moment, w którym samolot usiądzie na płycie lotniska.
Nie musiał martwić się o bagaż; wziął ze sobą tylko podręczną torbę z rzeczami, które wystarczyły mu na trzy dni. Choć zarabiał zdecydowanie mniej niż jego partner, mógł pozwolić sobie na spontaniczne zakupy w mieście mody. Gdy wszedł na główny hall Roissy-Charles de Gaulle zaczął się rozglądać w poszukiwaniu znajomej twarzy. Westchnął ze zrezygnowaniem; nie sądził, że to miejsce skupia w sobie tak wiele osób. Zaczął powoli iść przed siebie, poklepując kieszeń, w której powinien znaleźć telefon. Kiedy już miał dzwonić do Adama, dostrzegł go przy głównym wejściu. Uśmiechnął się szeroko i pobiegł w stronę czarnowłosego. Lambert na ten widok uśmiechnął się pod nosem i ruszył w stronę blondyna. Basista rzucił się na szyję Adamowi i przytulił go z całej siły, wyrażając tym całą swoją tęsknotę. Nie martwił się o przechodniów, którzy zwracali uwagę na szczęśliwą parę.
- Adaś! – Rzekł z uśmiechem, patrząc w oczy piosenkarza – Nie zdajesz sobie sprawy z tego jak się cieszę – Dodał, ponownie przytulając wokalistę. Uwielbiał czuć bijące od niego ciepło.
Lambert zaśmiał się ponownie i gładził plecy blondyna, skryte za materiałem skórzanej kurtki – Chciałbym zrealizować wszystkie plany, o których mówiłem ci przez telefon… - Rzekł szeptem, przesuwając ręce na ramiona Tommy’ego – Disneyland, komedie, lody, Ty i ja… ale to nie wszystko, mam dla ciebie niespodziankę.
Tommy uniósł brwi i zaniemówił na moment– Niespodziankę?
- Dowiesz się, gdy dotrzemy do hotelu – Rzekł z uśmiechem Adam, nie odpowiadając na zadawane pytania.
40 minut później.
- Niemal zwariowałem bez ciebie. Zwłaszcza po twoim ostatnim telefonie, odchodziłem wtedy od zmysłów – Rzekł Adam, ściskając w jednej dłoni dłoń Tommy’ego, a w drugiej jego skromny bagaż.
- Przepraszam, nie chciałem cię smucić. Ale sam wiesz, że to wszystko jest cholernie niewygodne.
Adam w odpowiedzi ucałował policzek Ratliffa i otworzył drzwi, zapraszając go do pokoju – Dziś odpocznijmy od poważnych rozmów.
Tommy przekroczył próg pokoju i otworzył szeroko oczy – Kris! – Krzyknął, widząc piosenkarza siedzącego na krawędzi łóżka. Allen uniósł wzrok, uśmiechnął się serdecznie i podszedł do basisty, obejmując go w pasie.
- Cześć młody, w końcu się widzimy – Poklepał go po plecach – Zawołajcie resztę zespołu, czas się rozerwać – Rzekł z uśmiechem, biorąc do ręki butelkę Blanc des Blancs.
***
Nikt nie wiedział, kiedy w radio pojawił się pierwszy dubstepowy utwór. Mrok panujący w pomieszczeniu sprawiał, że sylwetki znajdujących się osób były słabo widoczne. Członkowie zespołu tańczyli, pili drinki i przekazywali sobie jointa, pragnąc bawić się tej nocy najlepiej jak tylko było to możliwe.
Adam, Kris oraz Tommy siedzieli na dużym, miękkim łóżku i pili gorzkie whisky. Allen uśmiechnął się radośnie
- Mam coś dla was, kochani - Rzekł i sięgnął po swoją torbę. Błądził w niej dłonią, aż w końcu wyjął małe pudełeczko.
Tommy otworzył szeroko oczy - Co to? - Spytał, odkładając szklankę.
Adam uśmiechnął się i przejął z dłoni przyjaciela prezent. Gdy podniósł wieczko, dostrzegł wisiorek w kształcie litery A, na spodzie której widniał drobny napis TJR. Szybko sięgnął do drugiej paczuszki, gdzie na złotej literze T znajdowały się inicjały AML.
- Boże, Kris! - Zaśmiał się Adam - To jest genialne, dzięki! - Rzekł, kładąc wisiorek na dłoni. Zerknął w stronę Ratliffa i ucałował go w policzek - Widzisz? Już mnie nie zostawisz - Rzekł z uśmiechem.
- Nie zamierzam - Odparł z uśmiechem Tommy, biorąc swój prezent do ręki - Śliczne... - Zapatrzył się - Niesamowity gest - Uśmiechnął się w stronę Krisa, mierzwiąc mu włosy.
Piosenkarz uśmiechnął się na widok rozweselonych muzyków - Trzeba było uczcić waszą półrocznicę.
Adam i Tommy spojrzeli po sobie. Po chwili zażenowania wybuchnęli śmiechem
- Szkoda, ze my sami o tym zapomnieliśmy... - Zaśmiał się Adam, odkładając prezent na szafkę - Dolać Krisowi! - Rzekł w stronę Montego, który zataczał się z butelką wina.
- Będę mieć kaca do końca roku - Mruknął Allen, podsuwając szklankę, która po chwili zapełniła się zawartością czerwonego trunku.
- Czasami trzeba się zabawić - Adam mrugnął do Krisa, który uniósł szklankę na znak toastu - A ty co tak milczysz? - Spytał Tommy'ego, który patrzył tępo w ścianę.
- Ktoś upieprzył tapetę - Rzekł, wpatrując się w ciemną smugę.
- Powinniśmy zagrać w butelkę - Zaproponował Adam, starając się zakręcić szkłem na kołdrze.
- Trochę nie wyszło - Zaśmiał się Allen - Okej, pierwsze pytanie Adam kieruje do Tommy'ego.
Czarnowłosy uśmiechnął się w stronę blondyna – Hmm… - Zamyślił się, wodząc palcami po gładkiej pościeli - Jaka jest twoja największa, niezrealizowana fantazja? - Spytał z uroczym uśmiechem.
Tommy omiótł wzrokiem pokój i uśmiechnął się szeroko. Nie zastanawiał się długo - A jeśli powiem, zrealizujemy ją?
Adam przygryzł wargę i zaśmiał się - No jasne. Przecież wiesz, że jestem otwarty na eksperymenty.
- W takim razie - Rzekł, wpatrując się w partnera - Chciałbym zobaczyć jak całujesz się z Krisem.
Allen otworzył szeroko oczy – Słucham?
Ratliff wzruszył ramionami - Jesteś gorącym facetem, tak samo jak Adam – Rzekł z uśmiechem i podparł się krawędzi łóżka.
Adam oraz Kris spojrzeli niepewnie po sobie.
- Zaskoczyłeś mnie…  - Uśmiechnął się Allen, nie wiedząc jak zareagować. Odłożył alkohol na stolik stojący obok łóżka. Obrazy przed jego oczami rozmywały się, a w głowie panował przyjemny chaos.
- Spodoba ci się... - Odparł uwodzicielskim tonem Tommy i kiwnął głową w stronę Adama - Całuj go – Rzekł stanowczo, sięgając po szklankę pełną soku i wódki.
Allen próbował się wycofać, jednak Lambert zbliżył się do niego i położył dłoń na jego policzku. Kris spojrzał w niebieskie tęczówki przyjaciela, a na jego twarzy pojawił się niepewny uśmiech. Adam zbliżył głowę do muzyka i musnął czubkiem nosa jego policzek. Kris zmrużył oczy i rozchylił wargi, opierając dłoń o udo Adama. Zacisnął palce, wyczuwając pod nimi naprężone mięśnie. Zerknął w stronę Tommy’ego, który wpatrywał się w nich sącząc drinka. Wymienili znaczące uśmiechy, które budowały podniecającą atmosferę. Adam wplótł palce w ciemne włosy piosenkarza, opuścił powieki i przeciągnął językiem po jego wardze, przygryzając ją. Kris wydał z siebie cichy jęk, lecz po chwili odpowiedział tym samym, sprawiając Adamowi delikatny i przyjemny ból. Wargi Lamberta wygięły się w subtelnym uśmiechu; choć traktował Krisa jedynie w kategoriach przyjacielskich, uważał go za niezwykle pociągającego mężczyznę. Świadomość, że jego partner obserwuje ten pocałunek, sprawiała mu jeszcze większą rozkosz.
- Wyglądacie cholernie seksownie… - Rzekł, zwilżając językiem suche wargi.
Adam wziął oddech i otworzył oczy. Zacisnął palce na karku Krisa – Podoba ci się?
Allen uśmiechnął się i znacząco pokiwał głową – Bardzo … - Rzekł, tym razem samemu aranżując pocałunek. Wsunął język między rozchylone wargi Adama. Nie wiedział co w niego wstąpiło, jednak nie zamierzał przestać; ich języki wirowały w namiętnym tańcu, dłonie błądziły po rozpalonych ciałach, aż w końcu Adam odsunął się nieznacznie, spoglądając w kierunku swojego chłopaka
- Menage et trois…? - Rzucił, czując mocny zawrót głowy.
Tommy uśmiechnął się nieznacznie i nie zważając na obecność kilku innych osób, podszedł na kolanach do mężczyzn
- Sometimes... - Podparł się dłońmi, gdy poczuł, że traci kontrolę nad swoim ciałem. Znalazł się przed Krisem, patrząc mu w oczy. Allen poczuł przeszywający go dreszcz podniecenia; Ratliff patrzył na niego jak wygłodniałe zwierzę, które zaraz rzuci się do ataku. Adam zacisnął palce na swoich kolanach. Przez jego głowę przeszła myśl, że to co robią jest chore; w tej chwili moralność i wielkie uczucia nie miały znaczenia. Ciekawość oraz podniecenie wspierane silnym alkoholem wyparły wszystko, co zwane jest powinnością.
Tommy klęknął nad udami Krisa, a gdy opuścił swoje biodra uśmiechnął się prowokująco
- Czuję, że się podoba… - Rzekł, czując twardego członka naciskającego na jego udo – Pięknie… - Rzekł, patrząc na Adama. Objął go i przyciągnął za kark do siebie, całując namiętnie. Kris nieczęsto był świadkiem homoerotycznych pocałunków i właściwie nigdy nie zwracał na nie uwagi. Ten, który miał miejsce na dziesięć centymetrów przed jego twarzą sprawił, że  Allen czuł pulsowanie w skroniach i drażniące mrowienie w dole brzucha. Tommy po chwili spojrzał na Krisa, złapał go za włosy i wpił się w jego usta najmocniej jak potrafił. Allen jęknął cicho i objął szczupłe ciało basisty, wyczuwając pod palcami jego ciepłe plecy. Kiedy wargi Ratliffa powędrowały na szyję piosenkarza, Adam zaczął całować usta Krisa, zatapiając w nich swój język. Wzajemnie czuli mieszankę przeróżnych alkoholi wymieszany z gorzkim smakiem perfum przeniesionych z delikatnej skóry szyi wprost do rozpalonych i spragnionych pocałunków ust.
- Słodki hedonizm… - Czyiś głos wyszeptał Adamowi do ucha te słowa. Zgadywał, że ten prowokujący szept należy do Tommy’ego. W pewnej chwili dopadło go silne znużenie.
***
Adam uchylił powieki i szczerze bał się rozejrzeć po pokoju. Czuł na swojej klatce piersiowej ciężar. Gdy przetarł oczy, ujrzał Tommy’ego, leżącego na jego torsie. Po ich lewej stronie spał Kris, a na podłodze ulokowała się reszta zespołu.
- Słodki Jezu – Rzekł Adam, przykładając dłonie do twarzy. Zaczęło do niego docierać, co zdarzyło się minionej nocy.
- Nie śpisz? – Usłyszał głos Krisa, który otworzył oczy. Spojrzeli na siebie.
- To wszystko przez niego – Rzekł z zakłopotaniem Adam, przesuwając palcami po blond kosmykach basisty.
Kris uniósł brwi – Co?
- Pocałunek – Rzekł półgłosem Lambert.
Allen patrzył niepewnie – Jaki?
- Nie pamiętasz? – Zdziwił się Adam.
- Wiesz… - Zaśmiał się Kris – Około pierwszej zacząłeś majaczyć i położyliśmy cię spać. Tommy coś ci szeptał na ucho.
- Nie mów, że to tylko moja wyobraźnia – Jęknął z przerażeniem – Boże…
Tommy uniósł głowę i ziewnął głośno – Jaka wyobraźnia?
- Nieważne – Uciął Adam, nie mogąc uwierzyć, że całe zajście rozegrało się jedynie w jego głowie – Ciekawe co z resztą – Rzekł podpierając się na łokciach.
- Apokalipsa – Odparł Kris, widząc rozbity telewizor, całkowicie opróżniony bar i czerwoną od wina jedwabną pościel.
- Epicki melanż – Rzucił Monte, próbując dostać się do toalety. Zakołysał się nad ciałem Taylora.
 - Ja zajmuję! – Krzyknął Tommy, podpierając się klatki Adama, by wstać. Przetarł zmęczone oczy i ziewnął głośno, podając rękę czarnowłosemu – Chodź ze mną kochanie.
Lambert uśmiechnął się delikatnie i podał dłoń blondynowi, po czym wspólnie udali się do łazienki.
- Ślicznie tu – Powiedział czarnowłosy, przesuwając dłonią po marmurowym blacie. Oparł dłonie o zimną umywalkę i spoglądał w duże lustro. Wpatrywał się w Tommy’ego, który pozbywał się kolejno części swojej garderoby. Odsłaniał szczupłe i blade ciało stopniowo, nie mając świadomości, że jest obserwowany. Serce Adama zaczęło bić mocniej; Tommy został zupełnie nagi. W jasnym świetle wyglądał idealnie; naturalnie i uroczo. Taki właśnie był. Adam zdjął koszulkę, i zabrał się za pasek od spodni, gdy basista zniknął za drzwiami kabiny prysznicowej. Czarnowłosy zdjął z siebie całe ubranie i usłyszał szum wody; podszedł do miejsca, w którym znajdował się jego ukochany, odsunął jedno skrzydło drzwi i dołączył nieśmiało. Ciepła, niemal gorąca woda zwilżyła jego ciało, kosmyki włosów oblepiły uśmiechniętą twarz. Tommy uniósł wzrok, by spojrzeć w oczy piosenkarza
 - Chcę spędzić ten dzień tylko z tobą, od początku do końca… - Rzekł, zbliżając się do Adama. Przylgnął do jego ciała, czując każdy jego fragment. Unoszącą się klatkę piersiową, wilgotną i delikatną skórę brzucha.
- Tak wiele dla mnie znaczysz… - Powiedział Lambert, przesuwając palcami po policzku Ratliffa – Czemu jesteś taki piękny… - Dodał, przygryzając dolną wargę. Przyjemny dreszcz przeszył jego ciało na widok uśmiechu basisty.
- Adam… - Rzekł cicho, opuszczając powieki. Przylgnął do jego rozgrzanego ciała, czując każdy jego fragment. Wyczuwał ciepło bijące od zaczerwienionej skóry, pełnię uczuć, podniecenie – Uwielbiam, gdy jesteś tak blisko mnie… - Wyszeptał do ucha.
Dłonie Lamberta przesunęły się wzdłuż pleców, zatrzymały się na szczupłych biodrach chłopaka, a następnie ostrożnie zsunęły się na pośladki. Fala gorąca zalała jego ciało; pokusił się dotknąć palcami jego ud, poprowadzić opuszki aż do nabrzmiałej męskości.
Jedno spojrzenie wystarczyło, by komunikat miał jasny przekaz; woda spływała po ich rozgrzanych ciałach, ciche, niemal nieme westchnienia wypełniły przestronną łazienkę, spojrzenia przenikały się wzajemnie, spragnione dotyku dłonie błądziły naprzemiennie po gorących ciałach i zimnych kafelkach. Nie mogli pohamować namiętności; nie chcieli wzbraniać się przed falą uczuć, która napłynęła ich po długiej rozłące. Słowa były zbędne; najbardziej liczyło się to, co nosili w swoich sercach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz