Kasica18: I jak z Twoim Hot Adommy?:)
Rogo:
sceny z rodzicami jeszcze się pojawią. Przekazanie drinka z ust do ust
to właśnie inspiracja opowiadaniem Sasu ;) Kris miał rację, to była
prowokacja.
Nell: Śpij czasami dziewczyno :D :)
Renia: O,
kolejna zwolenniczka wplatania Krisa w wątki :D cieszy mnie to :)
zdjęcie pierścionka pokażę, gdy tylko znajdę chwilę, żeby go jakoś
zwizualizować.
Mama: cieszę się, że nadal z Nami jesteś :) będę trzymać kciuki za maturę, niedawno przez to przechodziłam ;)
Czas zmian
Do kuchni wszedł Tommy. Przetarł zmęczone oczy i uśmiechnął się w stronę Adama.
- Muszę kończyć – Rzekł do telefonu Lambert i wsunął urządzenie do kieszeni. Był wyraźnie rozdrażniony.
Ratliff sięgnął po butelkę wody i przycisnął ją do torsu. Podszedł do bruneta i ufnie wtulił się w jego klatkę piersiową.
-
Jak spa… - Nim zdążył zadać pytanie, stało się coś, czego nigdy by nie
przewidział. Wokalista odtrącił go. Odsunął się, jakby miał do czynienia
z trędowatym.
- Mógłbyś się w końcu zająć czymś pożytecznym? – Adam poszedł do przedpokoju, by włożyć buty – Ciągle się opierdalasz.
Blondyn
zmrużył oczy, zastanawiając się, czy aby na pewno się już obudził.
Przechylił głowę i odkręcił butelkę wody, którą trzymał w dłoniach.
Podszedł do Lamberta i oparł się o framugę.
- Coś się stało? – Spytał łagodnie.
- Jestem spóźniony na wywiad – Odparł Adam, zarzucając płaszcz na plecy.
Tommy zmierzył go wzrokiem – Przecież do końca przyszłego tygodnia masz wolne.
Wokalista
nie odpowiedział. Wyszedł z mieszkania i zamknął za sobą drzwi. Ratliff
nadal wpatrywał się w nie; usiadł na krześle i zaczął zastanawiać się,
co jest nie tak.
Usłyszał swój telefon. Poderwał się i pobiegł do salonu, by znaleźć komórkę.
- Tak?
- Tommy Joe? – Rozbrzmiał męski głos – Potwierdza pan dzisiejsze spotkanie o godzinie czternastej?
Blondyn zacisnął palce na szklance, która wpadła mu w ręce – Będę na pewno.
- W takim razie do zobaczenia.
***
Adam
zadzwonił do drzwi niedużego, uroczego domku na końcu ulicy sąsiedniego
miasta. Kilka chwil później otworzyła mu niższa od niego, młoda
kobieta.
- Wejdź – Rzekła Brooke, szerzej otwierając drzwi – Chodź do kuchni, zrobię ci herbaty.
Po
chwili znaleźli się w chłodnym pomieszczeniu. Wzrok Lamberta zlustrował
jedną z półek, na której stał rząd drogich alkoholi. Podszedł, sięgnął
po do połowy pełną butelkę wódki i wziął kilka łyków, które spowodowały w
jego gardle istny żar.
- Adam, do jasnej cholery! – Wrzasnęła tancerka – Opanuj się!
- Chciałbym! – Odparł równie głośno.
- Nie podnoś na mnie głosu! – Przekrzyczała go, próbując doprowadzić do porządku – Usiądź.
Lambert złagodniał; zajął miejsce przy stole i oparł łokcie o blat.
-
Zaczęło się – Powiedział na tyle cicho, że Brooke ledwo usłyszała
wypowiedziane słowa. Usiadła obok w niemal tej samej pozycji co jej
przyjaciel.
- To znaczy? – Spytała, patrząc w stronę twarzy Adama.
- Budzę się nad ranem. Nie pamiętam swoich snów.
- To o niczym nie świadczy…
- Zaatakowałem Tommy’ego.
Brooke otworzyła szerzej oczy – Zrobiłeś mu krzywdę?
-
Nie – Westchnął i uniósł wzrok – Poczułem wściekłość, gdy tylko go
zobaczyłem. Bez powodu. Wcześniej było kilka kłótni, więc mogłem sobie
to tłumaczyć zdenerwowaniem. Tym razem wszedł do kuchni, gdy skończyłem z
tobą rozmawiać. Odepchnąłem go, gdy chciał się do mnie przytulić,
rozumiesz to?
- Adam, to nie twoja wina…
- A czyja? Jeśli go skrzywdzę, odejdzie.
-
Dlatego powinieneś powiedzieć mu prawdę – Spojrzała w niebieskie oczy
przyjaciela – On w końcu się domyśli. Myślisz, że nie będzie zadawał ci
pytań po tym jak wrócisz do domu?
Wzruszył
ramionami – Brooke, on nie jest wystarczająco silny. Gdybym nie ja, już
dawno siedziałby na oddziale zamkniętym w pokoju bez klamek.
Wendle uniosła brwi – Zawdzięczasz sobie zbyt wiele. Nim się z nim związałeś, dobrze sobie radził. Wiele już przeszedł.
- Dlatego nie chcę go pogrążać. Dopiero uwolnił się od tej całej chorej sytuacji z Paulą…
- Nie szukaj sobie wymówek, Lambert – Położyła dłoń na jego ramieniu skrytym pod materiałem czarnej koszuli.
Czarnowłosy westchnął i wstał, by wyłączyć gaz. Zalał obie torebki herbaty wrzątkiem i odstawił czajnik.
- Pojedźmy do mnie. Jego i tak nie ma, pojechał na rozmowę z zespołem i managementem do Raviego.
***
Tommy
znalazł się na miejscu przed czasem. Korzystając z ładnej pogody,
postanowił zaczekać przed budynkiem. Odpalił papierosa, zaciągając się
ostrym dymem. Gęste chmury leniwie przesuwały się pod sklepieniem
błękitnego nieba. Kucnął obok drzwi wejściowych i spojrzał na
wyświetlacz telefonu; zero wiadomości i nieodebranych połączeń. Nagle w
jego głowie zaświtała myśl; wczorajsze zbliżenie z Krisem. Pewnie o to
Adam ma taki żal; jest po prostu zły i zazdrosny. Chociaż jaki miałoby
to sens, skoro sam się na to godził i zaaranżował całe zajście?
Tommy
wystukał na klawiaturze telefonu „chodzi o wczorajszą noc? Wiesz, że to
nic nie znaczyło. Odezwij się, proszę” po czym wysłał wiadomość do
Adama. Dostarczono o 13:47.
- A my to się chyba znamy – Usłyszał męski głos. Uniósł wzrok.
- Isaac? – Spomiędzy warg Ratliffa wyrwał się szept pełen zaskoczenia. Chłopak wstał – Przyszedłem na próbę do Raviego.
Carpenter roześmiał się – Na bas?
Blondyn pokręcił głową – Elektryczna. Zaraz… - Spojrzał w oczy chłopaka.
- Tak, ja mam dziś przesłuchanie na miejsce perkusisty – Rzekł z szerokim uśmiechem na twarzy.
Tommy rozchylił wargi, wpatrując się w mężczyznę. Miałem
uwolnić się od zespołu Lamberta, a teraz trafiam z jego muzykiem do
innej grupy. Na blisko dwadzieścia tysięcy amatorskich bandów w samych
Stanach, musieliśmy trafić akurat do tej samej grupy. I to w dodatku z
Isaaciem. Kurwa.
- Czemu milczysz? – Spytał brunet, rozpinając kurtkę – Wejdźmy do środka.
Blondyn
kiwnął głową i podążył za mężczyzną. Przeklinał w myślach cały ten
dzień. Pragnął jedynie wziąć dobę w hotelu na przedmieściach, by
odpocząć od wszystkich ludzi i sytuacji, w jakie został zamieszany. Z
przemyśleń wyrwał go dźwięk obcego, męskiego głosu. Naprzeciw nim wyszedł wysoki, chudy mężczyzna, którego czarne włosy leżały rozrzucone na ramionach i plecach.
- Chodźcie i pokażcie na co was stać, chłopcy – Rzekł, witając się z muzykami uściskiem dłoni.
Przekroczyli
próg sali prób. Tommy rozejrzał się w poszukiwaniu odpowiedniego
sprzętu. Wybrał jeden z Fenderów ustawionych pod ścianą i usiadł,
opierając gitarę o kolano. Czuł pod palcami gładką, lakierowaną
powierzchnię korpusu; przyjemne mrowienie w opuszkach przybrało na sile.
- Tak szybko przechodzisz do rzeczy? – Spytał Ravi, gdy reszta członków zespołu wychyliła się zza jego ramienia.
-
Riff, solo, akord, wybrany utwór? – Spytał, bawiąc się przypadkowymi
dźwiękami. Nigdy nie lubił oficjalnych rozmów, a w obecnej sytuacji nie
silił się nawet na udawaną grzeczność.
- Zagraj, co chcesz – Rzekł z uśmiechem – Menadżer cię chwalił, pokaż na ile cię stać.
Ratliff
nie odpowiedział. Miał świadomość, że jego umiejętności wykraczają poza
standardy, jakich wymagano od gitarzystów w tego typu zespołach.
Rozpoczął od solówki z Music Again. Oczyma wyobraźni ujrzał Adama. Dzisiejsze zajście w kuchni. Odepchnięcie.
- Wow, Tommy – Rzekł Ravi, z aprobatą kiwając głową – Nieźle, naprawdę nieźle.
- Wiem – Odparł Ratliff, odkładając gitarę. Było mu wszystko jedno; przewiesił torbę przez ramię i wstał.
- Tylko tyle? Liczyłem na co najmniej trzy kawałki, nie półminutowy teaser czegoś, co słyszę pierwszy raz w życiu.
Basista wzruszył ramionami – Zaproś mnie na próbę całego składu. Granie wyuczonych kawałków to zabawa dla dzieciaków.
-
Strasznie zuchwały jesteś – Zauważył Ravi i poklepał Tommy’ego po
plecach, odwracając się do reszty – Chcę tego chłopaka. Urodzony
rockman. Pewnie życie też wiedziesz kolorowe, co? – Wyszczerzył się,
ukazując rząd białych zębów.
Uśmiechnął się pod nosem i odwrócił wzrok.
- Wódka, kobiety, muzyka?
-
Poza punktem drugim. Jestem pedałem – Rzekł, czując jak kumuluje się w
nim złość. To Adam wprowadził go w ten świat, a teraz brutalnie odsunął
go od siebie, pozostawiając samemu sobie. Bez jawnego powodu.
-
Okej, nie ma sprawy – Rzekł Ravi – To twoja prywatna sprawa. Masz
talent, chcę cię mieć w moim zespole, ale najpierw zagrasz z nami w
Nowym Jorku. Jeśli potrafisz improwizować, podsunę ci papiery pod nos w
garderobie po pierwszym występie.
Tommy uśmiechnął się nieznacznie i spojrzał na Isaaca – Zostanę z wami, jeśli przyjmiecie także jego.
Nie
rozumiał swoich zachowań. Choć uciekał od bruneta, niewidzialna siła
raz po raz przyciągała go ku jego osobie. Cóż, z przeznaczeniem nie da
się wygrać. Nie warto nawet podejmować tej nierównej walki.
- W takim razie sprawdźmy także tego chłopaka. Siadaj za talerzami – Rzekł wokalista, wskazując brunetowi pełny zestaw bębnów.
***
-
Co za zbieg okoliczności – Uśmiechnął się Isaac, biorąc do ręki
szklankę wody – Pewnie pierwszy koncert zagramy wspólnie prędzej u
Raviego niż u Adama – Dodał, siadając na kanapie obok blondyna. Jego
mieszkanie, mimo że skromniejsze, posiadało urok, zdawało się być ostoją
spokoju.
Tommy nie odzywał się; oczy tępo wpatrywały się we wzorzysty dywan.
-
Ravi wydaje się być w porządku – Rzekł, odwracając głowę w bok.
Spojrzał na Isaaca. Spuścił wzrok, wpatrując się w szczupłe dłonie
perkusisty. Zastanawiał się skąd mężczyzna bierze siłę na granie długich
koncertów przy tak wątłej sylwetce.
Po
chwili obie dłonie – Tommy’ego oraz Isaaca złączyły się; Carpenter
spojrzał w stronę Ratliffa, który nie miał odwagi unieść wzroku.
Zacisnął palce i zmrużył oczy, przytulając się do muzyka. Objął go i
westchnął cicho. Nie rozumiał czemu to robi; czuł niewytłumaczalną
potrzebę bliskości z tym człowiekiem. Choć był w jego oczach atrakcyjny,
nie czuł potrzeby smakowania jego ust. Przeżywania z jego ciałem
największych uniesień. Teraz, gdy czuł samą obecność, wsłuchiwał się w
spokojne tempo oddechu, wiedział, że nie potrzebuje niczego więcej.
Niczego, poza wrażliwością Adama, której tego poranka zabrakło.
- Zrobić ci herbaty? – Rozbrzmiał głos perkusisty – Potrzebujesz czegoś? – Spytał nieco speszony.
Tommy
uniósł głowę i spojrzał w ciemnoszare oczy. W czarnych, perłowych
źrenicach widział swoje odbicie. Szczupłe palce basisty splotły się na
karku Isaaca, który coraz bardziej zdezorientowany zamarł w bezruchu.
-
Znasz to uczucie, gdy pewnie stąpasz po gruncie, wkraczasz na most i
nagle zaczynają mijać cię samochody? Czujesz to drżenie pod stopami,
chwytasz się barierki, za którą znajduje się przepaść w rwącą rzekę.
Masz do wyboru, iść dalej mimo strachu bądź sko…
- Idź do przodu – Przerwał mu głos Isaaca. Mężczyzna od razu odgadnął tę aluzję.
Tommy
czekał na te słowa; musiał mieć pewność, że jeśli przepadnie w czarną
otchłań przeznaczenia, czyjaś ręka wyswobodzi go z cierniowego kokonu
samotności.
***
Doskonały skład jakościowy i średnia mineralizacja stanowią o jej wyjątkowych walorach smakowych.
Brooke wyłączyła telewizor, po dłuższej chwili wpatrywania się w reklamy. Zastukała palcami w pilot i zerknęła w stronę Adama.
- Jeśli chcesz, zostanę na noc.
-
To nie będzie konieczne – Odparł Lambert, podpierając czoło o dłonie.
Chwilę później rozbrzmiał dźwięk dzwonka do drzwi. Adam podniósł się
energicznie i ruszył w stronę przedpokoju. Nacisnął klamkę; ujrzał
obcego mężczyznę w kurierskim uniformie. Trzymał paczkę zaklejoną szarym
papierem.
-
Przesyłka, proszę potwierdzić odbiór – Rzekł rudy chłopak, podając
Adamowi długopis. Wokalista złożył podpis – Dziękuję – Rzekł
automatycznie i przejął pakunek z rąk dostarczyciela. Powoli zamknął
drzwi i udał się do salonu. Brooke skupiła uwagę na niewielkim pakunku,
skrytym w dłoniach przyjaciela. Podeszła do niego.
- Nadawca z Amsterdamu? – Spytała – Adam… - Szepnęła – Otwórz, pokaż go, szybko.
Lambert
zaczął powoli ściągać szary papier z kwadratowej kostki. Jego oczom
ukazało się białe, błyszczące opakowanie, na którym widniało purpurowe
logo jubilera. Drżącymi palcami otworzył je ostrożnie, by dotrzeć do
białego, miniaturowego, pokrytego zamszem pudełeczka. Serce w jego
piersi biło jak oszalałe; uniósł górną część.
-
Dzieło… - Usłyszał głos Brooke, która wpatrywała się w pierścionek
niczym w fantastyczny, zaczarowany artefakt – Wygląda niezwykle
szlachetnie. Nie spodziewałam się tak dobrej roboty.
Adam
usiadł w milczeniu i położył ostrożnie biżuterię na środku dłoni. Na
jego twarzy pojawił się niekontrolowany uśmiech; ten mały przedmiot miał
odmienić jego życie. Ich życie.
-
Kiedy planujesz się oświadczyć? – Spytała tancerka, zajmując miejsce
obok przyjaciela. Uśmiechnęła się promieniście. Zapadło długie
milczenie.
Lambert zacisnął pierścionek w dłoni, zbliżył obie ręce do twarzy. Westchnął cicho, próbując zebrać myśli.
- Po tym wszystkim. Po wszystkim, jeśli będzie jeszcze okazja.
- Ale… - Spojrzała z rozczarowaniem – Czemu nadal zwlekasz?
-
Wiesz Brooke… - Zacisnął wargi, walcząc z drżeniem swojego głosu – On
ma dopiero trzydzieści lat. Jeśli przyjmie oświadczyny, zacznie
zastanawiać się nad ślubem. To naturalne.
- Przecież o to chodzi…
- Nie chcę uczynić go wdowcem – Uciął, a cała rozmowa zamarła.
Wymowne milczenie z obu stron było potwierdzeniem obaw Adama.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz