niedziela, 20 maja 2012

Odc. 59: Czas zmian

Kasica18: I jak z Twoim Hot Adommy?:)
Rogo: sceny z rodzicami jeszcze się pojawią. Przekazanie drinka z ust do ust to właśnie inspiracja opowiadaniem Sasu ;) Kris miał rację, to była prowokacja.
Nell: Śpij czasami dziewczyno :D :)
Renia: O, kolejna zwolenniczka wplatania Krisa w wątki :D cieszy mnie to :) zdjęcie pierścionka pokażę, gdy tylko znajdę chwilę, żeby go jakoś zwizualizować.
Mama: cieszę się, że nadal z Nami jesteś :) będę trzymać kciuki za maturę, niedawno przez to przechodziłam ;)

Czas zmian

Do kuchni wszedł Tommy. Przetarł zmęczone oczy i uśmiechnął się w stronę Adama.
- Muszę kończyć – Rzekł do telefonu Lambert i wsunął urządzenie do kieszeni. Był wyraźnie rozdrażniony.
Ratliff sięgnął po butelkę wody i przycisnął ją do torsu. Podszedł do bruneta i ufnie wtulił się w jego klatkę piersiową.
- Jak spa… - Nim zdążył zadać pytanie, stało się coś, czego nigdy by nie przewidział. Wokalista odtrącił go. Odsunął się, jakby miał do czynienia z trędowatym.
- Mógłbyś się w końcu zająć czymś pożytecznym? – Adam poszedł do przedpokoju, by włożyć buty – Ciągle się opierdalasz.
Blondyn zmrużył oczy, zastanawiając się, czy aby na pewno się już obudził. Przechylił głowę i odkręcił butelkę wody, którą trzymał w dłoniach. Podszedł do Lamberta i oparł się o framugę.
- Coś się stało? – Spytał łagodnie.
- Jestem spóźniony na wywiad – Odparł Adam, zarzucając płaszcz na plecy.
Tommy zmierzył go wzrokiem – Przecież do końca przyszłego tygodnia masz wolne.
Wokalista nie odpowiedział. Wyszedł z mieszkania i zamknął za sobą drzwi. Ratliff nadal wpatrywał się w nie; usiadł na krześle i zaczął zastanawiać się, co jest nie tak.
Usłyszał swój telefon. Poderwał się i pobiegł do salonu, by znaleźć komórkę.
- Tak?
- Tommy Joe? – Rozbrzmiał męski głos – Potwierdza pan dzisiejsze spotkanie o godzinie czternastej?
Blondyn zacisnął palce na szklance, która wpadła mu w ręce – Będę na pewno.
- W takim razie do zobaczenia.
***
Adam zadzwonił do drzwi niedużego, uroczego domku na końcu ulicy sąsiedniego miasta. Kilka chwil później otworzyła mu niższa od niego, młoda kobieta.
- Wejdź – Rzekła Brooke, szerzej otwierając drzwi – Chodź do kuchni, zrobię ci herbaty.
Po chwili znaleźli się w chłodnym pomieszczeniu. Wzrok Lamberta zlustrował jedną z półek, na której stał rząd drogich alkoholi. Podszedł, sięgnął po do połowy pełną butelkę wódki i wziął kilka łyków, które spowodowały w jego gardle istny żar.
- Adam, do jasnej cholery! – Wrzasnęła tancerka – Opanuj się!
- Chciałbym! – Odparł równie głośno.
- Nie podnoś na mnie głosu! – Przekrzyczała go, próbując doprowadzić do porządku – Usiądź.
Lambert złagodniał; zajął miejsce przy stole i oparł łokcie o blat.
- Zaczęło się – Powiedział na tyle cicho, że Brooke ledwo usłyszała wypowiedziane słowa. Usiadła obok w niemal tej samej pozycji co jej przyjaciel.
- To znaczy? – Spytała, patrząc w stronę twarzy Adama.
- Budzę się nad ranem. Nie pamiętam swoich snów.
- To o niczym nie świadczy…
- Zaatakowałem Tommy’ego.
Brooke otworzyła szerzej oczy – Zrobiłeś mu krzywdę?
- Nie – Westchnął i uniósł wzrok – Poczułem wściekłość, gdy tylko go zobaczyłem. Bez powodu. Wcześniej było kilka kłótni, więc mogłem sobie to tłumaczyć zdenerwowaniem. Tym razem wszedł do kuchni, gdy skończyłem z tobą rozmawiać. Odepchnąłem go, gdy chciał się do mnie przytulić, rozumiesz to?
- Adam, to nie twoja wina…
- A czyja? Jeśli go skrzywdzę, odejdzie.
- Dlatego powinieneś powiedzieć mu prawdę – Spojrzała w niebieskie oczy przyjaciela – On w końcu się domyśli. Myślisz, że nie będzie zadawał ci pytań po tym jak wrócisz do domu?
Wzruszył ramionami – Brooke, on nie jest wystarczająco silny. Gdybym nie ja, już dawno siedziałby na oddziale zamkniętym w pokoju bez klamek.
Wendle uniosła brwi – Zawdzięczasz sobie zbyt wiele. Nim się z nim związałeś, dobrze sobie radził. Wiele już przeszedł.
- Dlatego nie chcę go pogrążać. Dopiero uwolnił się od tej całej chorej sytuacji z Paulą…
- Nie szukaj sobie wymówek, Lambert – Położyła dłoń na jego ramieniu skrytym pod materiałem czarnej koszuli.
Czarnowłosy westchnął i wstał, by wyłączyć gaz. Zalał obie torebki herbaty wrzątkiem i odstawił czajnik.
- Pojedźmy do mnie. Jego i tak nie ma, pojechał na rozmowę z zespołem i managementem do Raviego.
***
Tommy znalazł się na miejscu przed czasem. Korzystając z ładnej pogody, postanowił zaczekać przed budynkiem. Odpalił papierosa, zaciągając się ostrym dymem. Gęste chmury leniwie przesuwały się pod sklepieniem błękitnego nieba. Kucnął obok drzwi wejściowych i spojrzał na wyświetlacz telefonu; zero wiadomości i nieodebranych połączeń. Nagle w jego głowie zaświtała myśl; wczorajsze zbliżenie z Krisem. Pewnie o to Adam ma taki żal; jest po prostu zły i zazdrosny. Chociaż jaki miałoby to sens, skoro sam się na to godził i zaaranżował całe zajście?
Tommy wystukał na klawiaturze telefonu „chodzi o wczorajszą noc? Wiesz, że to nic nie znaczyło. Odezwij się, proszę” po czym wysłał wiadomość do Adama. Dostarczono o 13:47.
- A my to się chyba znamy – Usłyszał męski głos. Uniósł wzrok.
- Isaac? – Spomiędzy warg Ratliffa wyrwał się szept pełen zaskoczenia. Chłopak wstał – Przyszedłem na próbę do Raviego.
Carpenter roześmiał się – Na bas?
Blondyn pokręcił głową – Elektryczna. Zaraz… - Spojrzał w oczy chłopaka.
- Tak, ja mam dziś przesłuchanie na miejsce perkusisty – Rzekł z szerokim uśmiechem na twarzy.
Tommy rozchylił wargi, wpatrując się w mężczyznę. Miałem uwolnić się od zespołu Lamberta, a teraz trafiam z jego muzykiem do innej grupy. Na blisko dwadzieścia tysięcy amatorskich bandów w samych Stanach, musieliśmy trafić akurat do tej samej grupy. I to w dodatku z Isaaciem. Kurwa.
- Czemu milczysz? – Spytał brunet, rozpinając kurtkę – Wejdźmy do środka.
Blondyn kiwnął głową i podążył za mężczyzną. Przeklinał w myślach cały ten dzień. Pragnął jedynie wziąć dobę w hotelu na przedmieściach, by odpocząć od wszystkich ludzi i sytuacji, w jakie został zamieszany. Z przemyśleń wyrwał go dźwięk obcego, męskiego głosu.  Naprzeciw nim wyszedł wysoki, chudy mężczyzna, którego czarne włosy leżały rozrzucone na ramionach i plecach.
- Chodźcie i pokażcie na co was stać, chłopcy – Rzekł, witając się z muzykami uściskiem dłoni.
Przekroczyli próg sali prób. Tommy rozejrzał się w poszukiwaniu odpowiedniego sprzętu. Wybrał jeden z Fenderów ustawionych pod ścianą i usiadł, opierając gitarę o kolano. Czuł pod palcami gładką, lakierowaną powierzchnię korpusu; przyjemne mrowienie w opuszkach przybrało na sile.
- Tak szybko przechodzisz do rzeczy? – Spytał Ravi, gdy reszta członków zespołu wychyliła się zza jego ramienia.
- Riff, solo, akord, wybrany utwór? – Spytał, bawiąc się przypadkowymi dźwiękami. Nigdy nie lubił oficjalnych rozmów, a w obecnej sytuacji nie silił się nawet na udawaną grzeczność.
- Zagraj, co chcesz – Rzekł z uśmiechem – Menadżer cię chwalił, pokaż na ile cię stać.
Ratliff nie odpowiedział. Miał świadomość, że jego umiejętności wykraczają poza standardy, jakich wymagano od gitarzystów w tego typu zespołach. Rozpoczął od solówki z Music Again. Oczyma wyobraźni ujrzał Adama. Dzisiejsze zajście w kuchni. Odepchnięcie.
- Wow, Tommy – Rzekł Ravi, z aprobatą kiwając głową – Nieźle, naprawdę nieźle.
- Wiem – Odparł Ratliff, odkładając gitarę. Było mu wszystko jedno; przewiesił torbę przez ramię i wstał.
- Tylko tyle? Liczyłem na co najmniej trzy kawałki, nie półminutowy teaser czegoś, co słyszę pierwszy raz w życiu.
Basista wzruszył ramionami – Zaproś mnie na próbę całego składu. Granie wyuczonych kawałków to zabawa dla dzieciaków.
- Strasznie zuchwały jesteś – Zauważył Ravi i poklepał Tommy’ego po plecach, odwracając się do reszty – Chcę tego chłopaka. Urodzony rockman. Pewnie życie też wiedziesz kolorowe, co? – Wyszczerzył się, ukazując rząd białych zębów.
Uśmiechnął się pod nosem i odwrócił wzrok.
- Wódka, kobiety, muzyka?
- Poza punktem drugim. Jestem pedałem – Rzekł, czując jak kumuluje się w nim złość. To Adam wprowadził go w ten świat, a teraz brutalnie odsunął go od siebie, pozostawiając samemu sobie. Bez jawnego powodu.
- Okej, nie ma sprawy – Rzekł Ravi – To twoja prywatna sprawa. Masz talent, chcę cię mieć w moim zespole, ale najpierw zagrasz z nami w Nowym Jorku. Jeśli potrafisz improwizować, podsunę ci papiery pod nos w garderobie po pierwszym występie.
Tommy uśmiechnął się nieznacznie i spojrzał na Isaaca – Zostanę z wami, jeśli przyjmiecie także jego.
Nie rozumiał swoich zachowań. Choć uciekał od bruneta, niewidzialna siła raz po raz przyciągała go ku jego osobie. Cóż, z przeznaczeniem nie da się wygrać. Nie warto nawet podejmować tej nierównej walki.
- W takim razie sprawdźmy także tego chłopaka. Siadaj za talerzami – Rzekł wokalista, wskazując brunetowi pełny zestaw bębnów.
***
- Co za zbieg okoliczności – Uśmiechnął się Isaac, biorąc do ręki szklankę wody – Pewnie pierwszy koncert zagramy wspólnie prędzej u Raviego niż u Adama – Dodał, siadając na kanapie obok blondyna. Jego mieszkanie, mimo że skromniejsze, posiadało urok, zdawało się być ostoją spokoju.
Tommy nie odzywał się; oczy tępo wpatrywały się we wzorzysty dywan.
- Ravi wydaje się być w porządku – Rzekł, odwracając głowę w bok. Spojrzał na Isaaca. Spuścił wzrok, wpatrując się w szczupłe dłonie perkusisty. Zastanawiał się skąd mężczyzna bierze siłę na granie długich koncertów przy tak wątłej sylwetce.
Po chwili obie dłonie – Tommy’ego oraz Isaaca złączyły się; Carpenter spojrzał w stronę Ratliffa, który nie miał odwagi unieść wzroku. Zacisnął palce i zmrużył oczy, przytulając się do muzyka. Objął go i westchnął cicho. Nie rozumiał czemu to robi; czuł niewytłumaczalną potrzebę bliskości z tym człowiekiem. Choć był w jego oczach atrakcyjny, nie czuł potrzeby smakowania jego ust. Przeżywania z jego ciałem największych uniesień. Teraz, gdy czuł samą obecność, wsłuchiwał się w spokojne tempo oddechu, wiedział, że nie potrzebuje niczego więcej. Niczego, poza wrażliwością Adama, której tego poranka zabrakło.
- Zrobić ci herbaty? – Rozbrzmiał głos perkusisty – Potrzebujesz czegoś? – Spytał nieco speszony.
Tommy uniósł głowę i spojrzał w ciemnoszare oczy. W czarnych, perłowych źrenicach widział swoje odbicie. Szczupłe palce basisty splotły się na karku Isaaca, który coraz bardziej zdezorientowany zamarł w bezruchu.
- Znasz to uczucie, gdy pewnie stąpasz po gruncie, wkraczasz na most i nagle zaczynają mijać cię samochody? Czujesz to drżenie pod stopami, chwytasz się barierki, za którą znajduje się przepaść w rwącą rzekę. Masz do wyboru, iść dalej mimo strachu bądź sko…
- Idź do przodu – Przerwał mu głos Isaaca. Mężczyzna od razu odgadnął tę aluzję.
Tommy czekał na te słowa; musiał mieć pewność, że jeśli przepadnie w czarną otchłań przeznaczenia, czyjaś ręka wyswobodzi go z cierniowego kokonu samotności.
***
Doskonały skład jakościowy i średnia mineralizacja stanowią o jej wyjątkowych walorach smakowych.
Brooke wyłączyła telewizor, po dłuższej chwili wpatrywania się w reklamy. Zastukała palcami w pilot i zerknęła w stronę Adama.
- Jeśli chcesz, zostanę na noc.
- To nie będzie konieczne – Odparł Lambert, podpierając czoło o dłonie. Chwilę później rozbrzmiał dźwięk dzwonka do drzwi. Adam podniósł się energicznie i ruszył w stronę przedpokoju. Nacisnął klamkę; ujrzał obcego mężczyznę w kurierskim uniformie. Trzymał paczkę zaklejoną szarym papierem.
- Przesyłka, proszę potwierdzić odbiór – Rzekł rudy chłopak, podając Adamowi długopis. Wokalista złożył podpis – Dziękuję – Rzekł automatycznie i przejął pakunek z rąk dostarczyciela. Powoli zamknął drzwi i udał się do salonu. Brooke skupiła uwagę na niewielkim pakunku, skrytym w dłoniach przyjaciela. Podeszła do niego.
- Nadawca z Amsterdamu? – Spytała – Adam… - Szepnęła – Otwórz, pokaż go, szybko.
Lambert zaczął powoli ściągać szary papier z kwadratowej kostki. Jego oczom ukazało się białe, błyszczące opakowanie, na którym widniało purpurowe logo jubilera. Drżącymi palcami otworzył je ostrożnie, by dotrzeć do białego, miniaturowego, pokrytego zamszem pudełeczka. Serce w jego piersi biło jak oszalałe; uniósł górną część.
- Dzieło… - Usłyszał głos Brooke, która wpatrywała się w pierścionek niczym w fantastyczny, zaczarowany artefakt – Wygląda niezwykle szlachetnie. Nie spodziewałam się tak dobrej roboty.
Adam usiadł w milczeniu i położył ostrożnie biżuterię na środku dłoni. Na jego twarzy pojawił się niekontrolowany uśmiech; ten mały przedmiot miał odmienić jego życie. Ich życie.
- Kiedy planujesz się oświadczyć? – Spytała tancerka, zajmując miejsce obok przyjaciela. Uśmiechnęła się promieniście. Zapadło długie milczenie.
Lambert zacisnął pierścionek w dłoni, zbliżył obie ręce do twarzy. Westchnął cicho, próbując zebrać myśli.
- Po tym wszystkim. Po wszystkim, jeśli będzie jeszcze okazja.
- Ale… - Spojrzała z rozczarowaniem – Czemu nadal zwlekasz?
- Wiesz Brooke… - Zacisnął wargi, walcząc z drżeniem swojego głosu – On ma dopiero trzydzieści lat. Jeśli przyjmie oświadczyny, zacznie zastanawiać się nad ślubem. To naturalne.
- Przecież o to chodzi…
- Nie chcę uczynić go wdowcem – Uciął, a cała rozmowa zamarła.
Wymowne milczenie z obu stron było potwierdzeniem obaw Adama.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz