sobota, 19 maja 2012

Odc. 5: Totalny kontrast

Bardzo dziękuję za liczne komentarze pod ostatnim odcinkiem! Niezwykle się cieszę, że część, jak i całe opowiadanie przypadło Wam do gustu. Będę starała się nadal doskonalić piaskowego. Z uwagi na to, że niektóre z Was zadały pytania lub o czymś wspomniały, dodam słówko od siebie.
Pati199534: Nie spodziewałam się takiego komentarza, tym bardziej jestem mile zaskoczona. :)  Porównanie poziomu Piaskowego do Chained to wielkie wyróżnienie, zwłaszcza, że uważam [Chained] za jedno z najlepszych opowiadań Adommy, krążących w internecie. No i mam 18 lat =)
Sasu: choć odbierasz Keri negatywnie, cieszę się, bo to znaczy, że kreowanie bohaterów idzie zgodnie z zamierzeniem. :)
FireGlam: Jeśli tylko pojawi się taka okazja, przywołam zajście pomiędzy Tommym a Filipińczykiem.
 Jeśli chodzi o zapowiedzi, nie spotkały się one z zainteresowaniem, jednak jeśli ktoś jest chętny, proszę o wiadomość na mail (po lewej stronie: Napisz do mnie).

 Totalny kontrast

Obrazy w jego głowie tworzyły zniszczoną taśmę filmową. Niektórych scen nie odbierał, inne z trudem stawały przed jego oczami. Jedne przemijały w zwolnionym tempie, drugie się zawieszały. Para znalazła się w hotelowym pokoju. Dziewczyna rozpięła spiesznie koszulę blondyna, zsunęła z jasnych ramion. Lekki materiał opadł na podłogę.
- Tęskniłam, skarbie.
Położył się na niej, ciepłe dłonie oparł o ramy wąskiego łóżka, myślami wciąż był w klubie, blisko pogrążonego w namiętnym tańcu Lamberta. Patrzył na mnie. Patrzył, tak jak nigdy. Jakby chciał znaleźć się we mnie, swoimi zmysłami, pragnieniami. Dotykała jego nagich ramion, zaraz wodziła palcami po wilgotnych plecach, zatapiała opuszki w jasnych włosach przesiąkniętym papierosowym dymem. Woń mocnego alkoholu wypełniała pomieszczenie, upijając ostatnie, trzeźwe zmysły. Czy to spełnienie było wystarczająco dobre, by tak się w nim zatracić? Po chwili rozpoczęli erotyczna grę. Żadnych pieszczot, ciepłych słów, porywczych emocji, barier, których przekraczanie jest jak potajemne popełnianie drobnych grzechów. Jedynym wykroczeniem przeciw moralności, była ich nagość. Tommy wpatrywał się beznamiętnie w niebieskie tęczówki Keri. Niebieskie. Błękitne jak…oczy Adama. Nagle stracił poczucie, że jej oczy są zimne niczym lód. Teraz ta barwa kojarzyła mu się w pozytywny sposób. Niebieskie oczy Adama… kocie, wyraziste oczy, wygłodniałe spojrzenie. Wilgotne, rozchylone usta, spragnione kolejnych pocałunków. Dotyk. Silne, męskie dłonie. Zamknął oczy, lecz nie mógł odpędzić od siebie obrazów, które go nachodziły. Jego umięśnione ręce, ciało… nagie…  o tak, gdyby leżał teraz pode mną… o mój Boże, Adam… Tommy nawet nie zwrócił uwagi jak dzikie żądze rozpętały seksualne piekło w tym małym, hotelowym pokoju, odkąd zaczął fantazjować na temat Lamberta. Dziwne uczucie przepełniało go do reszty. Myśl o tym, co zakazane, rozpalała krew w jego żyłach.
- Tommy, jesteś nieziemski! – Westchnęła dziewczyna, czując, że Ratliff zmierza ku końcowi drogi prowadzącej do największego spełnienia.
Żebrałbyś o więcej, ciągle mocniej i szybciej myśli skupione wokół czarnowłosego wokalisty z każdym ruchem były odważniejsze, jeszcze mocniej przesączone niezdrowym erotyzmem, momentami tak ordynarnym i wulgarnym, że tracił poczucie rzeczywistości. Zacisnął powieki, a jego ciało przebiegł niezwykle silny dreszcz podniecenia.
- Adam! – krzyknął, czując jak każda komórka jego ciała zatraca się w intensywnej ekstazie. Po chwili opadł bezwładnie na poduszkę, nie podnosząc powiek. Chciał jak najdłużej zatrzymać w pamięci obrazy, które przed chwilą doprowadziły go na szczyt.
***
Obudził się w hotelowym pokoju. Usiadł i rozejrzał się – jego ubrania można było dostrzec niemal wszędzie. Wiedział, że to nie będzie najlepszy dzień – kac nie da mu dziś żyć. Ziewnął ospale i próbował przypomnieć sobie wydarzenia z poprzedniej nocy. Całkiem nieźle pamiętał klub, rozmowę z Keri widział jakby przez gęstą mgłę, miał świadomość, że pomiędzy nimi do czegoś doszło, ale to nie miało znaczenia. Fantazje dotyczące Adama były tak wyraźne, że poczuł silne mdłości. Poszedł do łazienki, przecierając oczy pochylił się nad umywalką i spojrzał w lustro. Wyglądał fatalnie i równie fatalnie się czuł. Wszedł pod prysznic, licząc, że zimna woda nieco mu pomoże. Roztrzeźwił się, poczuł przypływ energii, doprowadził włosy do ładu. Kiedy wyszedł z łazienki zerknął na szafkę, licząc, że Keri zostawiła wiadomość. Orzechowy blat pokrywała jedynie warstwa tygodniowego kurzu. Wziął swoje rzeczy i pojechał na próbę.
- TOMMY! Umawialiśmy się na dziesiątą, mógłbyś czasem odebrać telefon! – Menadżer zaatakował blondyna, gdy ten niewzruszony kroczył w stronę sceny.
 - Nawaliłem, wybacz. – Odpowiedział obojętnym głosem i wskoczył na deski. Chwycił swój bas i przewiesił go przez ramię. Przywitał członków zespołu, którzy nie byli zdenerwowani – poradzili sobie bez Ratliffa. Choć Tommy wiedział, że Adam znajduje się kilka metrów przed nim, nie chciał się z nim witać, patrzeć na niego, rozmawiać. Za każdym razem, gdy niechcący podniósł wzrok, powracały do niego myśli zeszłej nocy. Kiedy podłączył swój bas do pieca, skoncentrował się jedynie na grze. 
Po zagraniu trzech utworów, muzycy nalegali na zrobienie krótkiej przerwy. Menadżer, choć poirytowany zachowaniem Tommy’ego, zgodził się na wspólną kawę z Monte i Cam.
Ktoś majstrował przy tej gitarze. To pewnie znowu…
- Ciężka noc? – Spytał Adam, podchodząc bliżej chłopaka. Ten nie podnosząc wzroku, mruknął
- Ta. Jak… - Zajął się strojeniem swojego basu, prosząc w myślach Daj mi trochę spokoju, błagam. Adam usiadł przed blondynem i uśmiechnął się do niego – Szybko wczoraj zniknęliście z Keri. Dziś tak późno przyjechałeś… Chyba już pogodzeni, co?
- Lambert, to naprawdę nie twoja sprawa. – Odparł sucho Tommy, przekręcając klucz na gryfie coraz częściej.
- Uuu, po nazwisku… AŁA – Krzyknął Adam, gdy zerwana struna odbiła wprost na jego rękę – No Panie Ratliff, gratuluję wyczucia! Muzyk od... siedmiu boleści!
- Mogłeś się nie podstawiać i nie denerwować. Nie urządzaj ciotodramy, sam dostałem nie raz i nigdy nie piszczałem.
Adam popatrzył na przyjaciela i po chwili zaczął się uśmiechać. Potarmosił blond grzywkę.
- Zgoda. Czemu ty jesteś dziś taki zgryźliwy?
Tommy zbladł i powoli wstał. Wskazał na Keri, idącą w ich stronę. Na jej twarzy malowała się złość.
- Oto powód… - skierował twarz Adama, ku wściekłej dziewczynie.
Menadżer i ochroniarze spojrzeli na niską, atrakcyjną dziewczynę, która czym prędzej chciała znaleźć się na scenie. Skupiła na sobie uwagę wszystkich obecnych, którzy nie mieli pojęcia do czego urocza brunetka zmierza. Tommy znał ten wzrok i wiedział, że zaraz rozegra się całkiem widowiskowa walka. Zbliżył się do niej.
- Nie powinnaś tu być. Porozmawiamy jak skończę. – Powiedział cicho, lecz nim zdążył skończyć, dziewczyna odepchnęła go.
- Ty wstrętna, nędzna kreaturo! Pieprzony egoisto! – Wrzeszczała.
Adam, Cam i Monte zamarli, patrzyli, jak Tommy ściska dziewczynie nadgarstki, która za wszelką cenę próbowała go uderzyć.
- Uspokój się! Przestań krzyczeć, do cholery! Chodź. – Ze zdenerwowaniem pociągnął ją w stronę garderoby, lecz szarpnęła się i cofnęła, krocząc tym razem w stronę Adama.
- No co kochanie, boisz się, że ktoś się dowie? – Patrzyła na blondyna, a podstępny uśmiech wkraczał na jej twarz. – Boisz się przyznać co ze mną wczoraj robiłeś?!
- Tego już za wiele. Wychodzisz stąd. – Syknął Ratliff i wskazał na drzwi – Teraz.
Zatrzymała się. Widział jak silne emocje nią miotają. Patrzył w jej oczy, zachowując kamienny wyraz twarzy. Przeniosła wzrok na Adama, który czekał na jakieś wyjaśnienia. Dostrzegł drżenie jej warg i dłoni.
- Poszliśmy do hotelu. Rzucił się na mnie. Pieprzyliśmy się jak zwierzęta. Nie powiedział ci jak wspaniale mu było, gdy fantazjował o  facecie?
Adam patrzył w osłupieniu i czuł jak jego żołądek w jednej chwili skurczył się, roznosząc po ciele mocne uczucie pieczenia. Podobnie poczuł się Tommy, który zrozumiał, że stracił kontrolę nad sytuacją.
- Tak Adam. Zaraziłeś go tym zboczeniem! - Spojrzała na Tommy’ego, który nie był w stanie wydusić z siebie ani słowa. Zażenowany, wściekły, głupi. Taki właśnie się czuł. Keri podeszła do chłopaka, w oczach którego płonął ogień nienawiści.
- Gardzę tobą. Miałeś mnie ostatni raz. Koniec z nami, ty... – Pchnęła go ramieniem i opuściła salę.
Tommy z wielkim trudem spojrzał na Camilę, która sprawiała wrażenie będącej w zbyt wielkim szoku, by zareagować. Monte stał wciąż w tym samym miejscu, trzymając pod palcami złapany wcześnie akord. Ostatnią osobą, na którą spojrzał, był Adam. Na jego twarzy malowało się wiele emocji, jednak najgłębsze barwy miało współczucie. Lambert zbliżył się do Tommy’ego i powoli położył ręce na jego ramionach. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, Ratliff odsunął się jak oparzony, zrzucił z ramienia gitarę, która z głośnym hukiem uderzyła o deski dużej sceny, wyszedł. Członkowie zespołu stali pogrążeni w niezręcznym milczeniu, wsłuchując się w długi, niski dźwięk, jaki wydał z siebie ostatnim tchnieniem czarny bas.
***
Trójka spędzała wolny wieczór w pokoju Camili. Dziewczyna wraz z Monte siedzieli na łóżku i jedli kolację w czasie, gdy Adam po raz czwarty dzwonił do Tommy’ego.
- To jest jasne, że nie odbierze. W jego sytuacji też wolałbym przepaść i nie wdawać się w jakieś rozmowy. – Rzekł Monte, odkładając pusty talerz na nocną szafkę. - Daj mu spokój.
- Tak w ogóle to nie jest nasza sprawa. Tommy nawet się nie spodziewał, że ta wariatka wpadnie tu jak burza i zrobi coś tak podłego. W ogóle to myślałam, że on…
- Cam – Zwrócił się do niej Adam – Tommy interesuje się tylko kobietami. Nie przepada nawet za tym, że czasem chcę go przytulić. Wielu facetów fantazjuje o różnych, nietypowych przygodach, tym bardziej, że Tommy opuszczał lokal nie wiedząc, jak się nazywa. Ona chciała go poniżyć i sprawić, że będziemy mieć go za bóg-wie-kogo, tak? Więc nie okazujmy mu… że w taki sposób to odebraliśmy. Ludzie, jesteśmy dorośli, nie wracajmy do tego tematu. Porozmawiam z nim… Jasne, porozmawiam. Na pewno wypłacze mi się w rękaw i powie wszystko, co leży mu na sercu. Prędzej rzucę karierę, niż to nastąpi. Pójdę do siebie, jestem zmęczony. Jeśli da wam znać, będę w dwadzieścia osiem. Cześć. – Wyszedł, żegnając się z przyjaciółmi i gdy tylko przekroczył próg swojego pokoju, rzucił się na łóżko.
Patrzył w sufit, zastanawiając się gdzie teraz może być basista. W dużym mieście nietrudno znaleźć kąt dla siebie. Natłok myśli wprowadził chaos w jego głowie. Sen nadszedł wcześniej, niż mógł się tego spodziewać. To miejsce przypominało cmentarz. Złowroga ciemność panowała na bezludnym obszarze. Nagrobki - stare, kamienne, spróchniałe posiadały łacińskie sentencje, staroangielskie aforyzmy. Drzewa szeleściły i gubiły suche liście, bluszcz oplatał porośniętą mchem korę starego dębu. Ciemny strumień, niczym ściek, czy gęsta krew, spływał między rzędami kamieni, zalewając je lepką cieczą. Żadnego odgłosu życia. Adam zobaczył przed sobą wielkie łoże, ustawione na samym środku cmentarnego rewiru. Piękne, metalowe wykończenia, śnieżnobiała, satynowa pościel. Totalny kontrast. Zbliżył się, a woń zgnilizny przeobraziła się w liliowy, słodki zapach. Zajął miejsce na samym środku, pragnąc uciec jak najdalej od wszechobecnej atmosfery przesiąkniętej śmiercią i strachem. Nagle zza zasłony ciemności wyłoniła się prawie naga postać, o skórze trupio bladej, spojrzeniu przenikliwym, strasznym. Jej wzrost był niski, ciało szczupłe, posiadające liczne rany, zadrapania. Nagle istota znalazła się na Adamie, wciskając zabrudzone ziemią, ostre szpony w jego klatkę piersiową. Uczucie, którego doznał nie było bolesne, lecz ekscytujące. Istota rozchyliła wargi, ukazując swe białe, wampirze kły. Piękne, nieśmiertelne monstrum było gorzkim zbawieniem, błogim zniewoleniem, najbardziej wyidealizowanym, zmaterializowanym Strachem, jaki mógł kiedykolwiek znaleźć się tak blisko człowieka. Adam odchylił głowę, a niepewność w jego głowie mieszała się z pożądaniem. Stwór zatopił swe kły tak głęboko, że sięgnął niemal duszy, a uczucie, które wywołał, było nieporównywalne z niczym innym. Z niczym, czego człowiek może doświadczyć. Krew sączyła się po pokąsanej szyi, brudząc jasną pościel, a Adam trzymając istotę za blond grzywę, powtarzał „jeszcze!”. Choć wił się na łożu agonii, czuł, że odradza się na nowo.
Adam krzyknął i gwałtownie się poderwał. Otarł zimny pot z czoła i dyszał, przesuwając palcami po szyi. Odetchnął i opadł na poduszkę, wsłuchując się w dźwięk deszczu. Był sam w łóżku, sam w pokoju. Telefon wciąż milczał. Lambert wiedział, że nie zaśnie z powrotem. Zamknął oczy i przesunął palcami ponownie po swej szyi, wolał upewnić się, czy to na pewno tylko sen. Zegarek wskazywał godzinę drugą trzydzieści sześć.
- Chodź tu. – mruknął i sięgnął po telefon. Wśród pięciu nowych wiadomości nie było żadnej od basisty. Adam przewrócił się na bok i wtulił w poduszkę. Wspominał mroczny sen, wsłuchując się w tykanie zegara. Tej nocy Tommy przyśnił mu się po raz pierwszy w skórze nieśmiertelnej postaci z legend.
- Gdzie ty teraz jesteś… - Wyszeptał Adam. W głuchej ciszy brakowało czegoś. Brakowało odpowiedzi, bo pytań było aż za nad to.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz