niedziela, 5 sierpnia 2012

Odc. 76: Walka do samego końca

Walka do samego końca.


- Wszystkiego najlepszego - Rzekł Tommy, wznosząc toast przed dużym lustrem swojego przedpokoju. Druga szklanka mocnego whisky sprawiła, że czuł narastający w głowie szum. Wpatrywał się w odbicie. Nie potrafił dłużej. Spuścił głowę i westchnął, opuszczając ręce.

Ty, ja. Teraz wszystko w gruzach.

Szybsze bicie serca. Impuls smutku przeszywający jego ciało.

Bardzo mi przykro, ale nie rozpoznaję cię.

Uniósł wzrok, boleśnie przygryzając wargi. Nim zdążył odtworzyć w głowie kolejne wspomnienie, rozbrzmiał dźwięk dzwonka do drzwi. W pierwszej chwili pomyślał, że to tylko abstrakcja wykreowana przez jego zmącony alkoholem umysł. Mimo to podszedł do drzwi, by przywitać ewentualnego gościa.

Ciemne jeansy opinające długie nogi, biała koszulka, naszyjnik. Nie musiał widzieć więcej. Uniósł wzrok, patrząc w niebieskie oczy. Znajome ukłucie w sercu dało o sobie znać.

- Skąd wiesz, gdzie mieszkam? - Spytał Tommy - Wejdź do środka.

Czarnowłosy przekroczył próg przedpokoju, po czym wszedł do jednego z pomieszczeń - Rozmawiałem z Brooke - Obejrzał się na blondyna, który podążył za nim, uderzył dłonią w przełącznik światła i zgarnął z kanapy kilka par spodni.

- Wybacz, nie spodziewałem się ciebie. Nie znoszę sprzątania - Uśmiechnął się Tommy, wkopując pustą paczkę papierosów pod łóżko.

- Nie przeszkadza mi to - Odparł z uśmiechem Adam - Tak w ogóle, to może od tego powinienem zacząć... - Rzekł, zbliżając się w stronę chłopaka. Wyciągnął z torby kopertę, po czym wręczył ją w dłonie blondyna - Wszystkiego najlepszego.

Ratliff zmarszczył brwi, po czym uniósł jedną z nich - Prezent? Dla mnie?

Adam ochoczo pokiwał głową - Tak. Zobacz sam.

Blondyn rozchylił białą kopertę, wyciągając z niej bilet na koncert Depeche Mode.

- O rany, one były wysprzedane już miesiąc temu. I to z wejściówką za kulisy! - Zawołał entuzjastycznie - Dzięki! - Uśmiechnął się szeroko. Skąd wiedział? Ach... Brooke. To jej sprawa. Ale przecież liczy się gest. Zależało mu.

Czarnowłosy uśmiechnął się, siadając na krawędzi łóżka.

- Wiesz, Adam... - Blondyn uniósł wzrok - Rok temu zaprosiłeś Mansona na prywatny koncert. Masz żyłkę do muzycznych prezentów.

Lambert kiwnął głową - Ale wtedy chyba jeszcze nie byliśmy razem?

- Teraz też nie jeteśmy - Odparł Tommy, momentalnie żałując wypowiedzianych słów - Przepraszam - Dodał natychmiast - Dzięki za bilet. Naprawdę długo go szukałem.

Adam uśmiechnął się lekko - Nie ma sprawy. Mogę zostać na noc?

Tommy przechylił głowę - Jasne. Nie ma sprawy. Właściwie dla mnie to sama przyjemność. I...

Czarnowłosy roześmiał się - Zmieszałeś się?

- Nie! To znaczy...

- Nietrudno wpędzić Cię w zakłopotanie - Puścił do niego perskie oko, po czym odwrócił się w kierunku kuchni - Możemy przygotować kolację?

Ratliff poczuł nieznane mu wcześniej uczucie zawstydzenia.

Jeśli zobaczy ten pierdolnik w kuchni to będę na straconej pozycji.

- Ja o to zadbam - Rzekł z czarującym uśmiechem, po czym zaczął się wycofywać w kierunku ciemnego pomieszczenia - Na biurku stoi mój laptop. Na pulpicie jest jakiś folder z filmami. Możesz tam zajrzeć i wybrać coś na wieczór - Dodał, znikając w cieniu kuchni.

Adam usiadł przy hebanowym stoliku, po czym zaczął przeglądać zawartość desktopu. Przeskakiwał między folderami, przeglądał przypadkowe dokumenty. Zdjęcia, obrazki, koncerty... Niczego się nie spodziewając włączył jeden z wielu niepodpisanych plików.

Jak bardzo niegrzecznym chłopcem jesteś?

Haha... tak bardzo jak lubisz...

Otworzył szerzej oczy, gdy usłyszał swój głos. Na ekranie ujrzał Tommy'ego. Wyglądał na nieco pijanego. Szedł na kolanach w stronę nagrywającego. Adam poczuł ucisk w gardle, gdy ujrzał nagie ciało blondwłosego chłopaka. Wyglądał perfekcyjnie.

Jakie mamy plany na dziś, kotku?

Chłopak wspiął się na kolana czarnowłosego.

Kotek będzie całował cię tam, gdzie najbardziej lubisz czuć jego język. Zgadniesz gdzie to jest? Powiódł ręką na krocze Adama.To nie mógł być sen.

Przewinął nagranie.

Na dwa metry przed jego oczami rozpoczęła się najbardziej namiętna gra. Pasja doprawiona szczyptą brutalności i perwersji. Miłość eksplorująca fizyczność dwóch spragnionych siebie ciał. Odruch nakazał mu wyłączyć amatorskie nagranie, jednak nie potrafił oderwać wzroku od nagiego, pociągającego ciała, dużych, zaciekawionych oczu, rozkoszy malującej się na pięknym obliczu. Cała gama przeróżnych słodkich dźwięków zapisywała się w głowie czarnowłosego.

- Błagam, zacznij, bo oszaleję!

Tommy, skuty skórzanymi kajdankami prężył się na materacu wąskiego łóżka. Poddawał się pieszczotom Adama. Drażniącym, pełnym nienasycenia. Każdy mięsień jego ciała drżał, skóra błyszczała od kropli potu. Włosy oblepiły wilgotny policzek, a rozpalone, czerwone wargi wciąż prosiły o więcej.

To nie było uprawianie miłości. To był pełen żądzy i namiętności seks dwojga osób, które bezgranicznie sobie ufają. Splecieni w miłosnym uścisku dzielili się wzajemnie oddechami i westchnieniami pomieszanymi z prośbami o więcej.

- O Boże... o mój... - Szepnął do siebie Adam. Po chwili drzwi uchyliły się, a do salonu wszedł Tommy. Usłyszał swój ton głosu oraz głośne westchnienia.

- Nie! - Zawołał, podbiegając do łóżka. Odruchowo zamknął laptopa, przełączając go w stan uśpienia - Nie powinieneś!

Adam zamrugał i w zamyśleniu przechylił głowę - Te dwie minuty były lepsze niż wszystkie premiery, jakie masz na dysku. Jestem tego pewien.

Tommy poczuł jak rumieniec oblewa jego policzki. Zwłaszcza w momencie, gdy Adam zbadał wzrokiem jego ciało od stóp do głów. Choć brunet nie wypowiedział ani słowa, Tommy mógł zgadnąć wokół czego krążą jego myśli. Znał go zbyt dobrze, by przeoczyć ten fakt.

- Mam kolację... - Rzekł, stawiając na stoliku talerz kanapek. Sam usiadł tuż obok Lamberta, biorąc głęboki oddech.

- Tommy - Zagadnął brunet, łapiąc swoją torbę leżącą na sąsiedniej poduszce - Chciałbym z Tobą porozmawiać.

- O czym?

- O wszystkim.

***

- Następny temat?

- Twoje porażki.

Tommy przewrócił oczami - Niemało ich było. O Pauli już ci mówiłem, prawda?

Adam znacząco pokiwał głową.

- A o wypadku?

- O tym słyszałem od Brooke - Czarnowłosy odstawił pustą szklankę wody.

- Wracając do tematu tej dziewczyny... tej Pauli - Przetarł dłońmi zmęczone oczy i wziął oddech - Okazało się, że urodziła dziecko. Wiele wskazuje, że to ja jestem ojcem.

Adam pokiwał głową - Czemu jeszcze nie wyjaśniłeś tej sprawy?

- Bo, wiesz... - Westchnął - Ty miałeś karierę, a ja nie nadawałem się do wychowywania dziecka. Stchórzyłem. Za to ty... zawsze byłeś troskliwy i opiekuńczy. Zawsze stawiałeś na swoim, a mimo to potrafiłeś powstrzymać agresję.

Lambert zacisnął wargi i pokręcił głową - Znasz mnie lepiej, niż...

- Niż ty znasz samego siebie - Dodał Tommy. Gdy ujrzał zaskoczenie w niebieskich oczach, uśmiechnął się i spuścił wzrok - Musisz podjąć decyzję czy chcesz wrócić do poprzedniego życia. Czeka na ciebie wytwórnia, czekają fani. Muzyka zawsze była twoją pasją. Nie rezygnuj z niej.

- Chyba zbyt mało czasu poświęcałem samemu sobie - Powiedział Lambert, spoglądając w brązowe tęczówki - Gdybym mógł wynagrodzić ci ten egoizm...

- Daj spokój - Tommy machnął ręką - Byłeś najwspanialszym facetem, o jakim kiedykolwiek mogłem marzyć.

- A teraz? - Adam powiódł dłonią po ramieniu blondyna, wyzwalając przyjemny dreszcz - O czym marzysz?

Ratliff spojrzał w niebieskie tęczówki, nie mogąc wypowiedzieć ani jednego słowa.

- Pozwól, że odpowiem za ciebie - Wyszeptał Adam, zbliżając się do chłopaka. Zawiesił dłoń na jego karku, łagodnie całując miękkie usta.

Tommy wstrzymał powietrze w płucach, jego powieki mimowolnie opadły. Istna euforia zawładnęła szczupłym ciałem. Drżał, nie mogąc pohamować narastających w nim emocji. Tuż po chwili ich wargi rozdzieliły się, a spojrzenia spotkały.

- Wszystkiego najlepszego, Tommy... - Wyszeptał czarnowłosy, wtulając w siebie szczupłe ciało.

***

Kiedy pożegnali się i podążyli w kierunku własnych łóżek, w mieszkaniu zapanowała istna cisza. Zasnęli błyskawicznie, mimo że nad miastem już od kilku kwadransów zaczynała wznosić się czerwona tarcza.

Kobiety w eleganckich sukniach i mężczyźni w garniturach. A przed nim ten jeden, szczególny człowiek z nieśmiertelnym uśmiechem na zdrowym, radosnym obliczu, trzymający w dłoni jubilerskie dzieło.

- ... Póki śmierć nas nie rozłączy.

Powieki uniosły się, wypatrując słońca na pomarańczowym niebie. Blondwłosy chłopak cicho westchnął, mocniej wtulając się w poduszkę. Zacisnął powieki, by zatrzymać wspaniały obraz przed oczami swojej wyobraźni choćby jeszcze na kilka chwil.

EPILOG

TRZY LATA PÓŹNIEJ


- Hej, mała! Uciekaj stąd, bo się poparzysz! - Zawołał Adam, łapiąc małą Tiffany w ramiona. Dziewczynka roześmiała się radośnie.

- Tata mówił, że Isaac i dziadkowie są w drodze - Powiedziała, uroczo sepleniąc.

- Pobaw się z Neilem, muszę szybko przygotować obiad, bo wujek przyjdzie głodny i zły, a potem zabierze cię na swoją wieś do stajni z krowami - Postraszył dziewczynkę Adam, głaszcząc jej jasne włosy.

- Krowy mieszkają w oborze.

- Zmykaj, kruszyno!

Dziewczynka pobiegła do salonu dużego domu, wybudowanego przez Adama w okolicach Los Angeles. Do pomieszczenia wszedł średniego wzrostu, krótko przystrzyżony brunet.

- Wyglądasz na zdenerwowanego... - Powiedział, obejmując Lamberta w pasie. Ucałował jego kark - Cudownie pachniesz...

- Calvin Klein. Od ciebie - Odwrócił się przodem do chłopaka, wodząc dłonią po jego policzku. Skarbie... chcę dziś przedstawić cię jako mojego narzeczonego.

Tommy rozchylił ze zdumienia wargi i cofnął się na krok - S-Słucham...?

Adam wyjął z kieszeni marynarki małe pudełeczko, po czym otworzył je. Starszy z dwojga rozpoznał ten pierścionek. Zakupiony w Szwajcarii, niepowtarzalny wytwór sztukmistrza. Przyłożył dłonie do ust.

- Czy mój piaskowy gołąb jest gotów opuścić gniazdo i odważyć się na wspólny lot? - Spytał brunet, przyklękając na jedno kolano - Wyjdziesz za mnie?

Tommy przycisnął dłonie do ust, nie mogąc powstrzymać łez wzruszenia napływających do jego brązowych oczu. Walka o tę miłość okazała się najlepszą decyzją w jego pełnym błędów życiu.

~KONIEC~


Nie ma słowa, które może wyrazić moją wdzięczność względem Was, kochani czytelnicy. To już koniec tej historii, którą zaczęłam tworzyć w kwietniu ubiegłego roku. Bardzo długo przygotowywałam się, by zakończyć PG i właśnie nastąpił ten dzień. Czuję niesamowitą stratę z powodu dodania dziś ostatniego odcinka, a jednocześnie radość, że doprowadziłam tę opowieść do końca w sposób, jaki chciałam do zrobić i nie poddałam się w trakcie. Ale to tylko Wasza zasługa - gdyby nie wsparcie i Wasza obecność, ten blog nigdy by nie powstał.

Dziękuję Wszystkim - tym, którzy są ze mną od samego początku, tym, którzy dołączyli w trakcie, a także osobom, które dopiero odkryją to opowiadanie. Komentującym i czytającym. Większość z Was poznałam właśnie tutaj, dlatego Piaskowy ma dla mnie tak duże znaczenie.

Uprzedzając pytania, odpowiem: w najbliższym czasie na pewno nie będę planowała rozpoczynać nowego, wielowątkowego opowiadania. Będę kontynuowała Barierę Zmysłów (którą piszę z Drache) oraz zajmę się jednopartami dostępnymi na fanfiction. Obecnie pracuję nad dwoma, które planuję dodać w najbliższym czasie (wraz z Rogogonem będziemy informować na fanpage'u). Adresy wrzucę na końcu.

Dziękuję Wam za wytrwałość i obecność. Dziś sama o to poproszę - zostawcie po sobie ślad. Pozdrawiam i do zobaczenia wkrótce!


Fanfiction (klik)

Fanpage Piaskowy Gołąb (klik)

Bariera Zmysłów (klik)

sobota, 28 lipca 2012

Odc. 75: ślad pamięci

Hej Wam! Dziękuję za komentarze :) Cudownie wiedzieć, że nadal ze mną jesteście. 
Trochę autopromocji na rozpoczęcie soboty:

http://www.fanfiction.net/s/8331028/1/Delight Saulbert, jeśli ktoś ma ochotę, zapraszam na jednopart.

http://maronadark.deviantart.com/art/What-are-you-waiting-for-316738623 A to bardziej dla czytelników Bariery Zmysłów :)

To na tyle w temacie propagowania artu :D Teraz zapraszam do odcinka.


Ślad pamięci

Isaac miał złe przeczucia. Spiesznie opuścił szpitalną salę i pobiegł za przyjacielem. Próbując złapać oddech porwał się w kierunki drzwi ewakuacyjnych, które zostały uchylone. Członkowie personelu powolnym krokiem ruszyli śladem Tommy'ego. Perkusista uprzedził ich i wybiegł na parking tuż przed szpitalem. Nie musiał długo szukać; blondwłosy chłopak opierał ręce o dach samochodu, kryjąc twarz w ramionach.
- Tommy! - Zawołał, podbiegając do niego - Najgorsze się nie wydarzyło...
Blondyn uderzył pięścią w karoserię auta i odwrócił się gwałtownie.

- Są rzeczy gorsze niż śmierć! - Wykrzyczał - SĄ RZECZY GORSZE NIŻ ŚMIERĆ! - Rozpaczliwy krzyk przerodził się w przerażające wycie. Oparł się o samochód i płakał histerycznie, kuląc się w sobie. Ten moment go złamał. Choć dzielnie radził sobie przez wszystkie miesiące, pobudzona, niespełniona nadzieja sprawiła, że coś w nim pękło.
- Tommy, błagam cię... - Wyszeptał Isaac, powstrzymując łzy. Był bezsilny wobec sytuacji, w obliczu której został postawiony.
- Jestem dla niego nikim... nikim, nie znaczę nic... - Zaskomlał cicho, gdy jego ramiona unosiły się pod wpływem płaczu - NIENAWIDZĘ GO! Nienawidzę go... - Osunął się na zimny, mokry beton  i uderzył pięściami w ziemię. Pochylił się, by móc złapać oddech. Poczuł mdłości, zakrztusił się.
- Zajmę się nim - Rzekł Isaac, uprzedzając lekarzy, którzy zmierzali w ich stronę. Carpenter kucnął, łapiąc chłopaka za ramiona - Wstawaj. Jedziemy stąd. Tommy, bo zamkną cię w pokoju bez klamek, proszę cię, wstań... - Powiedział ze zrezygnowaniem. Pomógł chłopakowi stanąć na nogi, które trzęsły się i nie pozwalały na wykonanie żadnego ruchu.
- Nie bądź egoistą. On żyje, to jest najważniejsze. Powinieneś być za to wdzięczny. Zbierz się w sobie, do cholery! - Krzyknął, przyciskając do siebie chude ciało.

***

Tommy zniknął na całe dwa dni. Nie odbierał telefonów. Wpatrywał się w szklany ekran telewizora, gdy otrzymał wiadomość. Odczytał ją od niechcenia.
"Adam o ósmej rano będzie wypisany ze szpitala. Mam nadzieję, że ruszysz swój tyłek i go zabierzesz do swojego domu albo do jego rodziców. Jeśli teraz znikniesz to przegrasz absolutnie wszystko. Pytał o ciebie"
Brooke. Rzucił telefon za siebie. Wiedział, że nie może odpuścić. Po chwili odwrócił się, by odnaleźć samsunga, który wpadł w stertę ubrań. Wybrał numer do Leili.
- Cześć.
- Witaj, Tommy.
- Wiem, że Adam jutro wychodzi ze szpitala. Nie wiem natomiast, gdzie będzie mu najlepiej.
Kobieta milczała dłuższą chwilę - Adam rozpoznaje członków swojej rodziny. Uważam, że najbezpieczniej poczuje się we własnym domu.
Tommy kiwnął głową - Czy mogę was odwiedzić?
- Oczywiście, że tak. Przywieź swoje rzeczy. My odbierzemy Adama z samego rana, więc jesteś mile widziany. Jak się trzymasz?
Zapatrzył się w widok za oknem. Milczał.
- Rozumiem cię, Tommy, ale on nas potrzebuje. Lekarz powiedział, że wybiórcze momenty wrócą do jego świadomości. Nie zapewnił, że odzyska pamięć w zupełności. W tym wszystkim jest jedna dobra wiadomość, której pewnie nie słyszałeś.
Tommy przycisnął telefon do ucha - Słucham?
- Adam jest zdrowy.
Uśmiech mimowolnie pojawił się na jego twarzy - Zdrowy?
- Jeden z leków wstrzymał proces choroby. Objawy przeminęły. Nic mu już nie grozi.
- Dzięki Bogu... - Odetchnął -  Nie wiedziałem. Naprawdę, nie spodziewałem się tego... - Pokiwał głową, uśmiechając się do siebie.

***

W biegu wyskoczył z taksówki i ruszył w kierunku drzwi domu Lambertów. Przeklinał siebie w myślach za to, że zaspał. Westchnął głośno i pokiwał głową. Nie przemyślał nawet od czego powinien zacząć rozmowę. Bojąc się, że stchórzy, zadzwonił dwukrotnie i wbił wzrok we własne buty.
- Witaj kochanie, wejdź do środka - Rzekła z łagodnym uśmiechem Leila. Blondyn przytulił niższą od siebie kobietę i powoli przekroczył próg domu. Poczuł zapach perfum. Tych, które tak dobrze znał. Rozejrzał się dookoła, jednak nie dostrzegł nikogo w zasięgu wzroku.
- Jednak przyszedłeś - Usłyszał głos za swoimi plecami. Adam wyszedł z kuchni, uśmiechając się w stronę blondyna.
Wszystkie negatywne emocje, jakie mieszkały w jego sercu od miesięcy rozpłynęły się w ciągu jednej chwili. Ukochany mężczyzna stał tuż przed nim, uśmiechnięty i zdrowy. Kąciki ust Ratliffa mimowolnie się uniosły. Zrobił krok w stronę bruneta.
- Jak się czujesz? - Spytał, wpatrując się w niebieskie oczy. Pragnął rzucić się na szyję wyższego od siebie mężczyzny, ucałować jego wargi i powtarzać wciąż dwa słowa, które wypowiadał każdego dnia, spędzając czas przy szpitalnym łóżku. Lambert wzruszył ramionami.
- W porządku. Bardzo w porządku - Uśmiechnął się, patrząc na Tommy'ego - Zjesz coś?
- Nie jestem głodny - Rzekł, gdy Leila opuściła przedpokój. Ponownie spojrzał w stronę bruneta. Nie potrafił nacieszyć oczu jego widokiem - Mam do ciebie pytanie, które nurtowało mnie przez wiele miesięcy...
- Tak? - Czarnowłosy oparł się o ścianę.
- Pamiętasz cokolwiek, co do ciebie mówiłem, gdy byłeś w śpiączce? - Spytał, czując ciężar w okolicy klatki piersiowej. Niebieskie oczy zbadały jego oblicze.
- Niestety, nie jestem w stanie sobie przypomnieć.
- Nie zdążyłem powiedzieć, kim dla ciebie...
Adam zaśmiał się cicho - Już wiem - Powiedział z czarującym uśmiechem - Jeśli byłeś moim chłopakiem to znaczy, że mam naprawdę świetny gust.
Tommy poczuł, jak jego policzki zalewają się rumieńcem. Nie zdarzyło mu się to nigdy wcześniej w czasie trwania związku.
- Tak w ogóle... przejdźmy do mojego pokoju - Rzekł czarnowłosy, wchodząc na schody. Blondyn powiódł za nim.
Przekroczyli próg pomieszczenia, w którym panował nadzywczajny porządek. Z pewnością zadbała o niego mama Adama. Mężczyźni spojrzeli po sobie, nie wiedząc na jakie słowa się zdobyć.
- Dla mnie to było jak jedna noc.
- Dla mnie cała wieczność... - Tommy spojrzał w okno - Tyle strachu, smutku, bólu, niepewności... Boże, Adam, nie jesteś sobie w stanie wyobrazić, co przeżywałem, co przeżywaliśmy przez cały ten czas.
Czarnowłosy słuchał uważnie, jedynie kiwając głową.
- Bałem się każdego telefonu. Że usłyszę, że nie ma już szans ani ratunku - Spojrzał w niebieskie oczy - Wierzyłem i miałem nadzieję, przez cały ten czas, ale po tych dwóch, trzech, czterech miesiącach to było takie nierzeczywiste, żebyś wrócił... - Wyszeptał. Wiedział, że nie powinien się zbliżać. Nie mógł naruszać granic prywatności, których po prostu nie znał. Jednak jakaś niewidzialna siła ciągnęła go ku Adamowi. Od wielu miesięcy znał tylko chłodny, nieodwzajemniony dotyk dłoni. Pragnął ucałować pełne, miękkie wargi, zatracić się w nich tak jak kiedyś... Zacisnął usta, walcząc ze sobą. Przeczesał palcami czarne kosmyki włosów Adama. Szczupła dłoń spłynęła po karku i ramieniu mężczyzny. Brunet poczuł przyjemny dotyk na swojej skórze.
- A teraz? Uciekłeś ze szpitala... - W niebieskich oczach pojawił się cień rozczarowania.
- To były emocje, przepraszam - Rzekł Ratliff - Spodziewałem się wszystkiego, ale nie tego.
Po raz kolejny zapadła długa cisza. Adam westchnął cicho i zbliżył się do chłopaka. Wiedział, że to nie będzie łatwe, ale musiał być szczery.
- Spodziewam się czego ode mnie oczekujesz, ale nie mogę ci tego dać.
Bolesne ukłucie w klatce piersiowej. Chwilowa niemożność złapania oddechu. Chłopak spojrzał w niebieskie tęczówki. Czuł, że zbliża się do pewnej krawędzi, nie wiedząc co jest tuż za nią. Czarna otchłań czy strome zbocze, które mimo spowodowania licznych, ciężkich ran przytrzyma go przy życiu?
- Powiedz mi... co ja mam teraz robić? - Spytał całkowicie bezradny. Uciekł wzrokiem, wbijając go w podłogę. Nie potrafił patrzeć w chłodny błękit oczu.
Czarnowłosy milczał dłuższą chwilę. Położył dłoń na ramieniu blondyna.
- Powinieneś zacząć od nowa.
Jego wargi zadrżały. Uniósł wzrok - Mam odejść i cię opuścić?
Adam czuł, że sytuacja staje się coraz bardziej beznadziejna. Zsunął dłoń po ramieniu chłopaka.
- Tak będzie dla ciebie najbezpieczniej.
Tommy pokręcił głową. Zacisnął wargi i powoli wstał - Kiedy ostatni raz z tobą rozmawiałem, piliśmy tanie whisky z baru Isaaca, czytaliśmy nudne magazyny i kochaliśmy się przez cały dzień w dusznym, słonecznym pokoju. Spędziliśmy wspólnie kilkaset dni, które były najlepszym okresem w moim życiu. Nie mogę odejść. W tym samym dniu, na kilkanaście godzin przed tym jak zasnąłeś poprosiłeś, bym obiecał ci, że zostanę przy tobie mimo wszystko. Nie złamię tej obietnicy.
Czarnowłosy poczuł jak łzy cisnął się do jego oczu. Spłynęło na niego poczucie winy.
- Nie mogę ci zagwarantować, jak ułoży się nasza znajomość. W moim życiu nie ma cienia przeszłości. Chcę twojego dobra. Wiem, że nic nie jest w stanie zrekompensować ci ostatnich miesięcy, ale...
- Jest - Rzekł chłodno Tommy, stając w połowie drogi między łóżkiem a drzwiami. Spojrzał w stronę bruneta - Po prostu mnie przytul. O nic więcej nie proszę - Zacisnął zęby, próbując pohamować swój smutek. Musiał być silny. Nie mógł pozwolić, by w tym momencie inny mężczyzna zajął jego miejsce. Nie potrafiłby się z tym pogodzić.
Czarnowłosy wstał i nieśmiało zbliżł się do chłopaka. Przesunął dłonią po jego ramieniu, wyczuwając aksamit skóry. Ten dotyk nie był mu obcy.
- Znam cię - Wyszeptał, gdy opuszki palców zakończyły swą drogę. Ponownie zaczęły badać fakturę miękkiej skóry - Znam... znam to uczucie.
Brązowe oczy zatonęły w niebieskiej toni. Ucisk w gardle nie pozwolił Tommy'emu na wypowiedzenie choćby jednego słowa. Palce Adama łagodnie przesunęły się w stronę szyi. Odsunął dłoń jak poparzony.

Ciche westchnienienie.

- Lubisz, gdy... ?- Nie zdołał złożyć swych myśli w jedno pytanie, gdy Tommy znacząco pokiwał głową.
- Uwielbiam.
Adam ponownie powiódł palcami po gładkiej szyi chłopaka. Dotarł do jego miękkich warg.

With this fever, fever!

Zachłysnął się powietrzem, jednak przebłysk był zbyt niejasny, by mógł cokolwiek powiedzieć. Jednego był pewien - te usta nie były mu obce. Łagodnie przytulił do siebie szczupłe ciało chłopaka, czując, jak silne ramiona obejmują go w pasie. Tommy w końcu poczuł to ciepło i pomimo ciążącego nad nim smutku był szczęśliwy.
- To takie nierzeczywiste... - Wyszeptał, mając wrażenie, że słyszy bicie serca ukochanego. Spojrzał w jego oczy, chcąc powiedzieć słowa, których był pewien. Które musiały paść w nowym życiu Adama. Ujął jego twarz w dłonie i wziął oddech.
- Kocham cię, Adam i nigdy nie przestanę, bo jesteś jedyną drogą mojego życia. Doskonale pamiętam każdy dzień spędzony przy tobie. Jeśli ten związek miał być dla mnie lekcją, okazał się najwspanialszym doświadczeniem. Udowodniłeś, że miłość jest uczuciem, o które warto walczyć. I ja się w tej walce nie poddam. Będę szczęśliwy, mogąc z tobą rozmawiać, widzieć uśmiech na twojej twarzy. Nigdy nie umiałem mówić o uczuciach, ale to jedyny słuszny moment - Patrzył w oczy Adama, w których malowały się przeróżne, skrajne emocje.
- Nie wiem co mam odpowiedzieć... - Wybełkotał brunet, odwracając wzrok - Ja... ech, Tommy... Po co mi o tym mówisz?
Ratliff poczuł w jego głosie pretensje. Kolejny ucisk w klatce piersiowej, tym razem dwukrotnie silniejszy. Łzy bezradności zaczęły napływać do jego brązowych oczu. Czym miał usprawiedliwić swoją szczerość? Miłosnym wyznaniem? Przecież za to został skarcony. Poczuł, że przegrał na samym starcie. Stał w miejscu, próbując wydusić z siebie jakiekolwiek słowo, chociaż w tym momencie nic nie przychodziło mu do głowy. Wewnątrz siebie krzyczał, jego serce rozbiło się na milion kawałków, niezagojone rany znowu zaczęły krwawić. Jego ciało tkwiło w bezruchu. Niepozorna łza potoczyła się po bladym policzku. Zmusił się, by spojrzeć w oczy Adama. Na jego usta cisnęły się dwa słowa, jednak nie te, które żyły w jego sercu. Inne, nacechowane negatywnymi emocjami.

Nienawidzę cię.

Hamował się, by nie wypowiedzieć ich na głos. Wparywał się nieprzerwanie w niebieskie oczy, licząc, że Adam się podda. Czarnowłosy w pewnym momencie odwrócił wzrok w stronę okna, gdzie rozpoczynała się typowa dla jesieni burza.
Po chwili Tommy ruszył przed siebie, a drzwi otworzyły się. Adam odwrócił głowę.
- Zaczekaj.
Ratliff westchnął cicho, nie podejmując żadnego działania.
- Słucham.
- Po prostu... - Adam powoli podszedł do szczupłego blondyna - Nie powinieneś być teraz sam.
- Nie potrzebujesz mnie - Tommy oparł się o chłodną ścianę. Czuł, że jego ciałe jest rozgorączkowane.
Czarnowłosy wykonał krok w stronę chłopaka. Podszedł bliżej, zachowując nieznaczny dystans.
- To, że nie pamiętam twojej twarzy, nie znaczy, że nie chcę jej widzieć - Powiedział łagodnym tonem.
Tommy zawahał się nad odpowiedzią. Zdołał wymusić na swojej twarzy smutny, sztuczny uśmiech. Nie silił się nawet na podniesienie wzroku. Szepcąc ciche "dobranoc" opuścił pokój Adama.

***
Brakowało mu smaku piwa i towarzystwa uroczej dziewczyny. Adam posłał Brooke ciepły uśmiech, trzymając w dłoniach szklankę zimnego trunku.
- Chociaż ty mi zostałaś - Rzekł, obejmując jej szczupłe ciało. Ucałował miękki policzek i oparł czoło o jej skroń.
- Nie mnie powinieneś pamiętać - Rzekła, gładząc jego silną dłoń.
Westchnął cicho. Wiedział, co Brooke ma na myśli. Pokręcił głową i zacisnął powieki.
- To mnie przytłacza. Myśl, że ten chłopak tyle ode mnie wymaga.
Tancerka bawiła się kosmykami czarnych włosów - Byliście wspaniałą parą. Wszyscy was kochali. Chcesz zobaczyć zdjęcia, nagrania?
- Chyba nie jestem na to gotowy - Rzekł brunet, otwierając oczy.
- Jeśli mogę coś zasugerować... W piątek Tommy będzie miał urodziny - Rzekła tancerka, dopijając szklankę piwa.
Adam potarł chłodne ramiona. Naciągnął na plecy miękki koc.
- Co chciałby dostać?
- Cokolwiek... - Wzruszyła ramionami - A jak myślisz? - Spytała, spoglądając w niebieskie oczy. Adam prędko odwrócił swój wzrok.
 
***

Kiedy czarnowłosy zamknął drzwi i przekręcił klucz w zamku, ruszył w stronę swojego pokoju. Po drodze życzył Neilowi oraz rodzicom dobrej nocy. Zaszył się w swoim małym świecie. Opadł na łóżko i zasłonił oczy ramieniem. To wszystko było tak obce i nierealne. Zbyt trudne, by wyjść naprzeciw z podniesioną głową. Położył się na boku i zawiesił dłoń na uchylonej szafce tuż obok łóżka. Sięgnął do środka, łapiąc jeden z numerów magazynu OUT. Z kolorowej okładki, spod licznych napisów patrzyły na niego brązowe oczy. Choć to tylko zdjęcie, biły z niego zaduma, optymizm. Drżące palce przesunęły po śliskiej powłoce papieru. Adam zaczął przerzucać kartki. Nie wiedział, czy to słuszny krok.
Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w serię zdjęć. Prostych, zwyczajnych, czarno-białych. Nie potrafił odnaleźć się w otaczającej go ciszy. Wzrok powiódł na rubrykę tekstu.
 
"Adam znał mnie doskonale. Wiedział, który kierunek mi wskazać, by żaden z nas nie doświadczył zawodu. To najbardziej fascynujący człowiek, jakiego kiedykolwiek spotkałem."
 
Zamrugał dwukrotnie, nie dopuszczając łez do swoich oczu.
 
"Zawsze czułem jego silne ramiona i kilka słów. „Jesteś silny. Przejdziemy przez to."
 
Nie wiedział czemu to robi. W masochistycznym odruchu zdecydował się wyrwać kolejne zdanie z długiego wywiadu. Ostatnie. Tak sobie obiecał.
 
"- Jak wiele razy byłeś zakochany?
- Kilka. Ale to co czuję teraz, wykracza poza definicje miłości".
 
Szybko zamknął magazyn, odrzucając go za łóżko. Wciąż miał przed oczami smutny wyraz twarzy, zaciśnięte wargi. Jak na złość w jego głowie krzątał się głos, stonowany i tak charakterystyczny. Wplótł palce we włosy i mocniej zacisnął powieki.
- Przepraszam... - Wyszeptał. Jego głos zginął pośród szumu spadających liści i szalejących piorunów. Nie wiedział czemu, ale właśnie w tym momencie chciał poczuć smak tych drżących warg, które nieśmiało do niego lgnęły.

sobota, 21 lipca 2012

Odc. 74: Let me out of this dream

Ten odcinek celowo jest krótszy niż poprzednie. Obiecuję, że kolejny będzie miał w sobie więcej treści. 
Zapraszam:
 
Let me out of this dream

You're everything that I want
but you don't want me.
                         Sleepwalker, A.Lambert.

- Trzeba dać wieści do mediów. Ludzie zaczynają się niepokoić.
- Niech menadżer się tym zajmie.
- Ładniej byłoby, gdybyś sam to zrobił.
- Gówno mnie obchodzi co byłoby ładne. Nie mam głowy do wpajania obcym ludziom, że wszystko będzie w porządku.
Tommy wraz z Isaaciem spędzali późny wieczór na skarpie w okolicznego parku. Wpatrując się w jeden z placów zabaw sączyli piwo. Blondyn włożył okulary przeciwsłoneczne, gdy złota tarcza oświetlała zasięg widnokręgu ostatnimi promieniami sierpniowego słońca.
- Zaraz zapadnie zmierzch. Wracajmy, to nie jest przyjemna okolica - Rzekł Isaac, rzucając kapslem w krzaki rosnące na skarpie. Wstał i otrzepał spodnie z piachu i przepalonej trawy. Wyciągnął rękę w stronę przyjaciela, który przyjął pomoc.
Ruszyli w stronę centrum miasta. Ulice pełne były dzieciaków i nastolatków, czepiących radość z ostatnich dni wakacji. Brunet co kilka chwil spoglądał w kierunku Tommy'ego.
- Przespałem się z kimś - Powiedział w końcu.
- Sophie dopiero co odeszła. Krótka piłka - Mruknął, nawet nie spoglądając w kierunku perkusisty.
- Brooke.
- Co Brooke?
- Przespałem się z Brooke.
Tommy zwolnił i tym razem odwrócił się przodem w kierunku Isaaca. Nim zdołał cokolwiek powiedzieć, Carpenter zaczął się tłumaczyć.
- Naprawdę źle się z tym czuję. Nie chcę jej winić, ale namówiła mnie do tego.
Blondyn uniósł brwi i wzruszył ramionami - Wasz przyjaciel a mój facet zniknął z naszego świata miesiąc temu, a wy już myślicie o tym, żeby zaruchać?
- Proszę, nie dene...
- Nie znałeś Adama zbyt dobrze, nie zdążyłeś się z nim zaprzyjaźnić. Ale Brooke... - Pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Nie mów jej, że...
Tommy przerwał po raz kolejny - Jego najlepsza przyjaciółka i powierniczka szuka szczęścia u boku faceta, który do niej nie pasuje?
- Jest zagubiona, nie dziw się jej - Brunet westchnął z przygnębieniem.
- I w ten sposób ją naprowadzasz na właściwą drogę? - Tommy rozłożył ręce i cofnął się na krok - Wstydź się. Oboje powinniście się wstydzić...
Isaac ruszył w jego kierunku - Nie tylko jej chciałem pomóc. Sobie też. Tommy, zaczekaj! - Przyspieszył kroku - Chcę zapomnieć o swoich uczuciach choć na moment.
- Jesteś idiotą, Isaac! - Krzyknął Tommy, nie mogąc powstrzymać złości - Nie masz za grosz szacunku ani do Adama ani do swojej dziewczyny. Gdybym miał taką możliwość, opiekowałbym się nią najlepiej jak to możliwe, bo moje szczęście wygasa na szpitalnym łóżku! Jesteś takim samym palantem jak połowa durnych osiemnastolatków, którzy próbują wsadzać swoje fiuty, gdzie popadnie!
- Nie wrócę do Sophie.
Tommy roześmiał się nerwowo i odwrócił głowę w stronę bruneta.
- Podaj mi chociaż jeden powód! - Krzyknął i ruszył w stronę perkusisty - I co z twoją odwagą? - Pchnął chłopaka na mur - Mógłbym ci teraz napluć w twarz i jedyne co byś zrobił to zaczął usprawiedliwiać swoje beznadziejne zachowanie.
Szare oczy wpatrywały się w niego.
- Puść mnie. Puść - Warknął, odpychając od siebie blondyna - Droga wolna. Im szybciej znikniesz sprzed moich oczu tym lepiej dla ciebie.
- Zaraz zniknę - Powiedział Tommy, cofając się na krok - Wytłumacz mi, najprościej jak to możliwe. Dlaczego ja nie mogę być z Adamem, choć tak bardzo tego pragnę, a ty sam kończysz swój związek, gdy masz tak wspaniałą dziewczynę?
Zapanowała długa cisza, której nic nie było w stanie przerwać.
- Brak odpowiedzi, co?
- Narobiłeś bałaganu - Rzekł mężczyzna, lustrując oblicze Tommy'ego.
- Co ty chrzanisz?
Isaac wbił wzrok w jeden z budynków, ginący w czerwonych promieniach słońca. Po chwili znów spojrzał w brązowe tęczówki.
- Naprawdę muszę ci to tłumaczyć? - Westchnął cicho - Jesteś powodem, dla którego nie mogę być z Sophie.
Tommy poczuł bolesny ucisk w klatce piersiowej. Wpatrywał się w szare oczy przyjaciela.
- Te słowa nigdy nie powinny paść... Nie byłem i nie jestem żadnym powodem twojego nieszczęścia - Słyszał drżenie własnego głosu. Bał się kolejnych słów, które mogłyby paść z ust Isaaca. Szybkim krokiem ruszył przed siebie, zostawiając przyjaciela w tyle.

______________________________________________________________________


 3 miesiące później

Członkowie rodziny Lambertów zaczęli przyzwyczajać się do życia po stracie Adama. Wszystko zaczęło wracać do normy, mimo panującej atmosfery smutku i żalu. Październik przyniósł chłód oraz obfite opady. Zmrok zapadał wcześnie, telefon Tommy'ego milczał. Blondyn wrzucił na patelnię paczkę zamrożonych warzyw i spojrzał w kierunku Neila.
- Ludzie szybko zapominają.
- Nie wszyscy zapomnieli - Rzekł Lambert, przygotowując dwa talerze - Kris co tydzień odwiedza Adama. Widziałem nawet Brada i Camilę. Fani co weekend zbierają się pod szpitalem.
- Dziwisz im się? - Tommy spojrzał na chłopaka i sięgnął po butelkę wody - Kochają go.
- Solisz?
- Tak, trochę - Odpowiedział blondyn, wołając psa, którego przygarnęli wraz z Adamem.
- Urosło mu się - Mruknął Neil, gdy duży czworonóg wbiegł do kuchni i uderzył w jego nogę ogonem. Ratliff roześmiał się i wrzucił do miski zwierzaka okazały kawał mięsa.
- Rośnij jeszcze większy - Uśmiechnął się i zajął miejsce przy stole. Nagle rozbrzmiał dźwięk telefonu Neila. Chłopak westchnął ze zrezygnowaniem i sięgnął po starą nokię. Wcisnął zieloną słuchawkę.
- Tak?
Tommy wziął kilka łyków wody i nałożył sobie małą porcję przygotowanej przez przyjaciela surówki. Uniósł wzrok, gdy cisza zaczęła niepokoić go coraz bardziej. Neil rzucił telefon na stół i pobiegł w stronę przedpokoju.
- Ubieraj się, szybko. Szybko!
Ratliff wstał od stołu, czując jak miękną mu kolana, a głos w gardle zastyga. Spodziewał się najgorszego.
- Nie jadę...
Chłopak podbiegł i złapał mocno jego ramiona.
- Obudził się! - Krzyknął drżącym głosem - Obudził się godzinę temu!
Tommy rozchylił wargi i usiadł. Nogi odmówiły mu posłuszeństwa.
- Tommy, do cholery, jedziemy! - Neil, złapał klucze od samochodu i otworzył drzwi, wybiegając na podwórko.
- Nie możesz prowadzić w takim stanie! - Tommy dogonił roztrzęsionego chłopaka - Złapiemy taksówkę, zbieramy sie, chodź!

  
***
Kiedy samochód zatrzymał się w korku wybiegli, zatrzaskując drzwi. Pędzili w kierunku szpitala, skupiając na sobie uwagę wszystkich przechodniów. Tommy czuł, że jeśli nie zwolni, zaraz straci przytomność. Odkąd usłyszał słowa, na które czekał tak długo. W jego głowie panował chaos. Nie mógł złapać tchu. Wbiegli na główny hall szpitala świecącego pustkami.
Neil poklepał Tommy'ego po ramieniu i szybkim tempem ruszyli w kierunku sali. Drzwi były otwarte. Każdy krok powodował, że serca niemal wyrywały się z ich piersi. Wpadli do pomieszczenia niemal jednocześnie.
Tommy przycisnął dłonie do ust. Nie mógł powstrzymać łez wzruszenia, które napływały do jego oczu. Po raz pierwszy od wielu długich miesięcy poczuł na sobie wzrok Adama.
- O Boże, Adam... - Szepnął, ostrożnie zbliżając się do łóżka. Prawie zapomniał widoku pięknych niebieskich oczu, które w tym momencie przeszywały go na wskroś. Ratliff rozejrzał się po wszystkich osobach, które były na sali. Tim siedział na krześle obok nocnej szafki. Wokół czarnowłosego zebrali się jego rodzice. Za nimi stali Brooke wraz z Isaaciem i Sashą. Monte wpatrywał się w Ratliffa, jedynie wzruszając ramionami. Kris, spoglądając na Tommy'ego wyszeptał swej narzeczonej na ucho kilka słów.
Coś jest nie tak przyszło mu na myśl, gdy na darmo próbował dostrzec choćby jeden uśmiech. Zacisnął wargi i podszedł do ramy łóżka, siadając na krawędzi. Wziął dłoń Adama w swoje ręce. Poczuł jej miękkość i ciepło.
- Tak długo czekałem na ten dzień... - Wyszeptał. Wszystkie wspomnienia zaczęły ożywać. Adam chwilę patrzył na chłopaka, po czym zwrócił wzrok ku Leili. Kobieta położyła dłoń na ramieniu blondyna i pokiwała nieznacznie głową.
- Przykro mi.
- Nie rozumiem... - Uczucie pełni szczęścia zaczęło się przenikać z ciemnością, w sidła popadł już tak dawno. Przez chwilę miał wrażenie, że to tylko zły sen z którego zaraz się obudzi. Ponownie skierował swój wzrok w kierunku Adama - Powiedz, co się dzieje... - Zacisnął palce na jego dłoni. Nieodwzajemniony gest.
- Nie wiem kim jesteś. Przepraszam.
Tommy zamarł w bezruchu. Słowa kołatały się w jego głowie, nie mogąc znaleźć tam swojego miejsca. Żart? Czy to aby na pewno odpowiedni moment?
- Adam, to ja, twój... - Poczuł mdłości i silny ból, przeszywający jego skronie.
Czarnowłosy z przepraszającym wzrokiem pokręcił głową - Naprawdę... naprawdę, chciałbym. Nie rozpoznaję was. Ja... ja prawie nic nie pamiętam... - Powiódł wzrokiem po grupie przyjaciół, która przybyła, by radować się jego wybudzeniem. W tym momencie pozytywne emocje nie towarzyszyły nikomu spośród gości.

Ratliff wstał, wpatrując się w niebieskie oczy. Te, w których był zakochany. Teraz patrzyły na niego z niezrozumieniem. Każda kolejna chwila przytłaczała go jeszcze mocniej niż wszystkie spędzone w samotności miesiące. Bez słowa opuścił salę. Czarnowłosy spojrzał w kierunku matki.
- Zraniłem go? Kim on jest?
Kobieta pogładziła miękki policzek syna - To twój chłopak.
- Miałem chłopaka? - Zdziwił się Adam. Spojrzał w kierunku drzwi licząc, że ujrzy w nich blondyna, który przed chwilą opuścił salę.
- Najlepszego ze wszystkich - Rzekła Brooke, siadając obok Lamberta.Czuła łzy napływające do jej oczu - Nie przejmuj się nim. Ważne, byś ty czuł się dobrze. Pomożemy ci. Najważniejsze, że wróciłeś. Teraz już wszystko będzie dobrze...

piątek, 13 lipca 2012

Odc. 73: Życie w twoich rękach

Po komentarzach widzę, że ostatni odcinek wzbudził wiele emocji. Udało mi się zdążyć z dzisiejszą częścią na czas :)
Pozdrawiam Was <3 

Życie w twoich rękach

Brooke wpatrywała się w szalejącą za oknem burzę. Wzięła łyk ciepłej herbaty, po czym przeniosła wzrok na Isaaca.
- Martwię się o niego.
- O Adama czy Tommy'ego? - Spytał Brunet, siadając tuż obok dziewczyny.
- Sama nie wiem o którego z nich bardziej...
Poczuła dotyk męskiej dłoni na swoim ramieniu. Spojrzała w szare oczy.
- Adamowi w tym momencie nie jesteśmy w stanie pomóc. Za to Raffi potrzebuje wsparcia. Musimy przy nim być. Wszystko się chrzani... - Westchnął brunet, pochylając się nad stołem - Sophie uznała, że przyda nam się przerwa. Ostatnio mieliśmy dla siebie za mało czasu, zająłem się karierą i przyjaciółmi.
- Zająłeś się...
- To nie tak- Odwrócił wzrok, wsłuchując się w dźwięk kropli odbijających się od szklanej powłoki szyby - Nic nas nie łączy i nigdy nie łączyło. Na pewno nie wykorzystam obecnej sytuacji. To byłoby bestialstwo - Zlustrował wzrokiem kłęby ciemnych chmur za oknem - Nie wiem jak mam mu pomóc. Nie wiem.
Brooke oplotła palcami ciepłą filiżankę - Isaac, przyznaj się, to widać...
Spojrzał w błyszczące oczy dziewczyny. Wzruszył ramionami - Co mam ci powiedzieć, skoro to i tak niczego nie zmieni?
- Gdyby nie Adam...
Westchnął z poirytowaniem - Tommy jest teraz słaby i na prochach. Jest w stanie zrobić wszystko na jedną komendę. Myślisz, że nie połknąłby haczyka, gdybym zaczął się do niego zbliżać? On sam, przygnębiony i opuszczony, idealny moment. Tylko czeka na silne ramię faceta - Powiedział szorstko - Ale nie posunę się do tego. Nie mógłbym.
- Brzmisz szlachetnie, ale już dawno przestałam wierzyć w ludzi - Brooke odstawiła pustą filiżankę - Tommy powinien teraz z nami być. Nie chcę, żeby coś głupiego odstrzeliło mu do głowy. Może po niego zadzwonimy?
Isaac dopił swoją szklankę piwa - Jest druga w nocy. Pewnie śpi. Łyka tyle psychotropów, że trafia do łóżka już o dziesiątej. Sam się dziwię, że lekarze pozwalają mu to brać, ba, sami mu przepisują nowe tabletki. Nie wiem jak on to znosi. Nie wiem... -Poczuł jak jego dłonie łączą się z drobnymi dłońmi dziewczyny.
- Jesteśmy tym wszystkim przemęczeni. Powinniśmy dać sobie chwilę przerwy - Rzekła półgłosem, wpatrując się w jego oczy.
Patrzyli na siebie w milczeniu.
- To nie jest najlepszy pomysł... - Rzekł Isaac. Westchnął, gdy Brooke pochyliła się, by łagodnie ucałować jego usta. Zupełnie obcy dotyk. Przyjemny, ale chłodny.
- Jednorazowa, przyjacielska przysługa. Jutro o tym zapomnimy. Przestaliśmy liczyć się z własnymi potrzebami - Pogładziła policzek chłopaka - Ale mogę wrócić do domu, jeśli chcesz.
Isaac zacisnął wargi i pokręcił przecząco głową - Zostań. Napijmy się czegoś.
- Jeśli masz to whisky - Odparła, wbijając wzrok w blat stołu.
***
- Nie wiem o czym mam mówić, żebyś się nie zanudził. Chyba zawsze byłem nudny i marudny - Uśmiechnął się smutno Tommy, gładząc dłoń Adama. Wpatrywał się w jego pozbawione emocji oblicze - Jedyne czego pragnę to rozmowa z tobą. Nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo tęsknię za twoim głosem. To takie banalne... - Roześmiał się cicho, ściskając ciepłą dłoń - Masz niesamowitych fanów. Dzięki nim mogę oglądać wszystkie nagrania, w których się pojawiasz. Nie wiem jak mogło mi umknąć tak wiele zabawnych momentów. Tak wiele twoich spojrzeń...
Klatka piersiowa unosiła się w powolnym, regularnym tempie. Ciało pozbawione jakiejkolwiek reakcji tkwiło w łóżku od kilkunastu dni. Policzki niegdyś uśmiechniętej twarzy teraz były blade i zapadnięte.
- Obudź się... - Rzekł błagalnym tonem. Zmrużył powieki i wziął głęboki oddech, biorąc dłoń bruneta w swoje ręce - Gdybym mógł cofnąć czas, byłbym dla ciebie lepszy. Ty nigdy mnie nie zawiodłeś. Twoi fani mają rację, jesteś ideałem. Jesteś najwspanialszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek poznałem.
Drzwi powoli się otworzyły. Tommy wstał, gdy ujrzał w nich mamę Adama.
- Mogę na chwilę? - Spytała Leila, zbliżając się do łóżka. Przez dłuższą chwilę patrzyła na swojego syna, po czym przeniosła smutny wzrok na Ratliffa - Chciałam cię przeprosić. Wiem, że źle cię oceniłam.
Ratliff przytulił niższą od siebie kobietę - W porządku. Powinniśmy być razem, choćby dla tego, którego kochamy.
- Tommy, czy zechcesz wrócić do naszego domu i zamieszkać z nami na stałe? - Spytała, spoglądając w brązowe oczy. Ratliff odpowiedział nikłym, lecz ciepłym uśmiechem.
- Dziękuję, ale muszę to przemyśleć. Zadomowiłem się w nowym miejscu.
- Chcę, byś był z nami. Jesteśmy rodziną, synu.
Twarz Ratliffa przybrała obcy wyraz. Nigdy nie czuł przynależności do kogokolwiek. Kiedy poznał Adama, wszystko się zmieniło.
- To prawda. Zostawię cię z Adamem. Już chyba ma mnie dość - Rzekł, po czym ucałował ukochanego w czoło. Pożegnał się z Leilą i ruszył korytarzem wiodącym w stronę wyjścia. Wcisnął rękę w kieszeń tylnych spodni i wyciągnął parę kluczy do samochodu.
- Panie Ratliff? - Zawołał lekarz, idąc w stronę blondyna - Nie mogę się z panem skontaktować.
- Odpoczywam od ludzi - Rzekł, zakładając ręce na piersi - Proszę korzystać, póki tutaj jestem.
Mężczyzna wskazał na swój gabinet - Proszę za mną. To delikatna sprawa.
Tommy zawahał się i westchnął pod nosem. Ruszył w stronę pomieszczenia. Po chwili drzwi się zamknęły.
- Zgodnie z umową, jaką podpisaliśmy z pacjentem, podajemy mu kolejne dawki medykamentów. Proszę się nie unosić, rozmawialiśmy już na ten temat - Powiedział, wspominając ostatnią burzliwą kłótnię - Nie mamy pewności czy aby na pewno Adam odbiera komunikaty, jakie do niego wysyłamy.
- Kiedy się wybudzi? - Spytał Tommy opierając się o ścianę. Zapadła wymowna cisza.
- Ma szanse na wybudzenie się, jak każdy pacjent. Jego organizm jest fizycznie sprawny. Nie jesteśmy niestety w stanie zagwarantować kiedy miałoby to nastąpić. Pomijam wszelkie skutki uboczne. To bardzo ciężki stan dla pacjenta.
- Proszę wybaczyć, ale ja to wszystko już wiem... - Rzekł chłopak, naciskając klamkę.
- Zaczekaj - Zawołał lekarz, wręczając mu kopię dokumentu podpisanego nazwiskiem Adama. Tommy wziął do ręki kartkę. Przyłożył dłoń do drżących warg.


Oświadczam, że czas jaki chcę zostać nienaturalnie przytrzymywany przy życiu w przypadku niezależnych ode mnie wydarzeń wynosi 35 (słownie: trzydzieści pięć) dni. Po tym czasie zgadzam się, by decyzję o dobrowolnej eutanazji podjął Tommy Joe Ratliff w porozumieniu z moim bratem, Neilem Lambert.
     
                                                                        Adam Mitchel Lambert

- To... wszystko? - Spytał, unosząc wzrok. Poczuł dławiący ucisk w gardle i zacisnął wargi. Oddał swoje życie w moje ręce. Ode mnie zależy, czy pozwolę mu czekać. Jak mógł dopuścić do siebie myśl, ze pozwoliłbym mu odejść? Czy byłem aż tak zły?
- Jeśli pojawią się jakiekolwiek informacje, będę dzwonił. Tylko proszę odbierać telefon - Dodał lekarz, siadając za biurkiem.
- Do widzenia - Rzekł cicho Tommy, opuszczając gabinet. Wcisnął kartkę do kieszeni swojej kurtki, po czym opuścił szpital, kierując się w kierunku samochodu. Usłyszał, że ktoś woła jego imię; odwrócił się momentalnie. Dostrzegł nieliczną grupę młodych dziewczyn, które zmierzały w jego kierunku.
- Co z Adamem? - Spytała jedna z nich - Dlaczego jest w szpitalu? Co się z nim dzieje? Nikt nie podaje wiadomości do prasy. Czy wszystko z nim w porządku?
Ratliff oparł się o karoserię, by nie zdradzić drżenia swoich nóg - Wszystko w porządku. Musi dużo odpoczywać. Przekażę mu, że fani na niego czekają. Ucieszy się - Wymusił na swej twarzy uśmiech, mimo że sam bliski był łez.
- Przekażesz mu to? - Jedna z fanek podała w jego ręce skromną paczkę - To album ze wspomnieniami minionej trasy. Odwaliliście kawał świetnej roboty.
Chłopak przejął pakunek - Naprawdę się cieszę, że próbujecie go wspierać. Jest prawdziwym szczęściarzem. Nie każdy ma tak wspaniałych fanów. Wybaczcie, ale mam do załatwienia wiele pilnych spraw. Do zobaczenia - Pożegnał się, po czym wsiadł do auta. Rzucił paczkę na sąsiednie siedzenie i nie dbając o pasy bezpieczeństwa wyjechał z parkingu wprost na skrzyżowanie. Przetarł zmęczone powieki, czując drżenie swoich dłoni. Jego myśli błądziły wciąż wokół jednego i tego samego tematu.
Adam.
Ruszył przed siebie zjeżdżając na trasę wiodącą do domu Lambertów. W pierwszym odruchu postanowił zmienić zdanie - nie wziął ze sobą środków uspokajających.
Jesteś silny. Przy mnie dojrzałeś. Powtarzał w głowie niegdyś usłyszane słowa. Dodawały mu odwagi i wiary. Nikt inny nie mógł lepiej nauczyć go życia. Zawdzięczał ukochanemu tak wiele... Zapukał do drzwi, w których po dłuższej chwili pojawił się Neil.
- W końcu cię widzę... - Rzekł, biorąc blondyna w ramiona. Tommy odwzajemnił uścisk.
- Chcę zostać na jedną noc. Pokój Adama jest wolny, mam rację? - Spytał, rzucając torbę na podłogę.
- Jasne. Co z nim? Mama miała go odwiedzić - Rzekł, zamykając drzwi.
- Nic nowego - Odparł cicho chłopak, pokazując Neilowi dokument, który dostał w szpitalu.
- Wiem o tym.
Tommy wszedł do kuchni i usiadł na blacie - Jak się czujesz?
- Ech, Tommy... - Westchnął chłopak, zajmując jedno z miejsc przy stole - Nie wiem, sam już nie wiem czy cieszyć się, że żyje czy płakać, bo nie wiadomo czy wróci...
- Wróci. Nie zostawiłby mnie. Tak bardzo mi go przypominasz... - Rzekł cicho, przyciskając dłoń do ust. Słone krople cisnęły się do jego oczu. Nie potrafił tego powstrzymać. Bracia posiadali wiele wspólnych cech, nic dziwnego, że patrząc na Neila widział w nim Adama.
Chłopak wpatrywał się w blondyna - Jest coś, co mogę dla ciebie zrobić? - Wstał, podchodząc do chłopaka. Pogładził jego chłodne ramiona i pozwolił się przytulić. Tommy zacisnął powieki, chłonąc ciepło i zapach Neila. Przed oczami jego wyobraźni pojawił się Adam. Siedzący na kanapie w leniwe popołudnie, śmiejący się z własnych przejęzyczeń, żartujący z przyjaciół. Tim, ich wspólny przyjaciel potrafił doceniać najbardziej banalne chwile w swoim życiu. Teraz powoli uczył się tego i Tommy Joe.
- Co on zrobiłby na moim miejscu? - Spojrzał pytająco w niebieskie oczy.
Neil zastanawiał się dłuższą chwilę - Zachowywałby się tak samo jak ty. Choć nieprzeciętnie się od siebie różnicie, macie taką samą wrażliwość.
***
Noc otuliła swoim mrokiem cały zasięg widnokręgu. Brooke leżała na wprost balkonu i wpatrywała się w granatowe niebo. Naciągnęła kołdrę na szczupłe ciało i otarła pojedyncze łzy.
- Isaac? Śpisz? - Szepnęła niemal bezgłośnie. Odpowiedzią była cisza.
Brunet wpatrywał się w przeciwległą ścianę i milczał, pozorując własny sen. Nie było tematu, który mógł teraz poruszyć. Kim była dla niego Brooke? Dobrą znajomą. Zupełnie do siebie nie pasowali, a mimo to trafili do łóżka, by oderwać swe myśli od wydarzeń, które pogrążyły ich w rozpaczy. Co powiedziałby na to Tommy? Pomyślał Isaac. Gdyby Adam wiedział...tego się po mnie nie spodziewał. Jak mogło do tego dojść... Przeszło przez głowę tancerki.
- Po prostu do tego nie wracajmy - Rzekł cicho Carpenter, opuszczając powieki.
- Mógłbyś mnie przytulić? - Spytała szeptem. Po chwili poczuła jak silne, męskie ramiona obejmują jej ciało. Miękkie wargi ucałowały gładką skórę policzka.
- Było aż tak źle? - Spytał po chwili.
- Nie. Było dobrze. Fantastycznie - Pogładziła jego dłoń - Tommy nie może się dowiedzieć.
- To jasna sprawa - Odparł, wsłuchując się w panującą ciszę.
- W pewnym momencie wszyscy myśleliśmy, że posiadamy już wszystko - Wyszeptała, wpatrując się w biały nóż rozświetlający granatowe niebo.
- Przyjdzie czas, w którym odzyskamy wszystkie straty. Nie możemy przecież pozostać samotni na wieczność.
***
Ciemność panowała w niedużym pokoju. W radio rozbrzmiewała łagodna, kojąca melodia. Blondwłosy chłopak leżał skulony tuż przy krawędzi łóżka. Patrzył na jedną ze ścian, gdzie wisiał plakat jednego z ulubionych zespołów Adama. Drzwi uchyliły się i ponownie zamknęły. Do uszu chłopaka dotarł odgłos cichych kroków. Łóżko ugięło się pod naciskiem cięższego ciała.
Ten sam chód. To samo skrzypnięcie drzwi.
Słone łzy znów zamgliły jego wzrok. Męska dłoń objęła go w pasie.
- Zapal światło. I tak nie śpisz - Rzekł cicho Neil.
- Zaczekam na wschód. Nie chcę spać. Przerażają mnie moje sny.
- Odstaw leki. Przyjaciele się o ciebie martwią.
- Ja tylko staram się nie zwariować... - Powiedział gorzkim tonem. Jego głos zaczął drżeć - Nie mów im o mnie. Nie chcę, by wiedzieli, że jestem słaby.
- To nie jest słabość - Rzekł cicho Neil, gładząc chłodne ramię Tommy'ego. Westchnął, opuszczając zmęczone powieki.

niedziela, 8 lipca 2012

Odc. 72: Coma

Dziękuję za komentarze! :) i za cierpliwość. 

Co do koncertu, niepodważalnie fantastyczny. Głos Adama na żywo robi jeszcze większe wrażenie. Sam występ bardzo poruszający i perfekcyjnie dopracowany. Przed następnym przyjazdem Adama do Polski dam znać i na pewno się zobaczymy! :)

Część adresów Waszych blogów mam, ale chcę sobie wszystko ładnie uporządkować, więc proszę jeszcze, żebyście w komentarzach zostawiały namiary na swoje opowiadania :)


Coma


Kiedy Tommy otworzył oczy, miejsce obok niego było puste. Spodziewał się tego. Słońce widniało ponad linią horyzontu od kilku godzin. Usiadł, otulając swoje ciało kocem. Udał się do kuchni, by nastawić wodę na kawę. Absolutna cisza była cudownie kojąca. Niestety, po chwili została przerwana.
- Mówiłem, żebyście z sypialni nie korzystali – Usłyszał oburzony głos Isaaca. Odwrócił głowę, wsypując do kubka łyżkę cukru.
- Wybacz. To było silniejsze ode mnie.
Perkusista wyjął z szafki paczkę kakao – Zauważyłem. Tak silne, że nawet nie przerwaliście, gdy wszedłem.
Tommy parsknął śmiechem i usiadł na blacie – Chyba widziałeś w życiu gorsze rzeczy.
- Na przykład ciebie roztrzepanego, niewyspanego, na kacu i w dodatku owiniętego pogryzionym przez psa kocem.
- Ty wredna szujo – Mruknął Ratliff, uderzając bruneta w ramię – Spieprzaj – Dodał, gdy mężczyzna zaczął się śmiać.
- Jadę dziś do ciotki, będę mijał szpital. Podrzucić cię? – Zaproponował Carpenter, zajmując miejsce przy stole.
- Dzięki, dam sobie radę. Wyprowadzam się do kawalerki naprzeciwko szpitala. Będę mógł odwiedzać Adama codziennie – Rzekł Tommy, mieszając aromatyczną kawę – Tylko opróżnię twoją lodówkę i wezmę prysznic.
Isaac uśmiechnął się i spojrzał w stronę okna – Chyba będzie padać. Weź parasolkę, mam ich kilka.
- Co, pewnie wynosisz je imprez?
- Nie, z imprez wynoszę zapalniczki.
Roześmiali się jednocześnie. Po chwili rozbrzmiał dźwięk dzwonka w telefonie. Tommy zaczął się rozglądać za swoją komórką.
- Sprawdzałem, Brooke się dobija od godziny.
Ratliff pobiegł do sypialni – A do ciebie czemu nie dzwoniła?
- Zgubiłem w nocy telefon. To znaczy, chyba mi go ukradli.
Blondyn pokręcił głową i odebrał połączenie – Co słychać, kochana?
- Jesteś u Isaaca? – Spytała.
- Tak. Wpadniesz?
- Będę za dziesięć minut – Rzekła, rozłączając się.
Ratliff włożył na siebie przypadkowe ubranie i rzucił koc na łóżko. Położył walizkę na szafce i zaczął się pakować. Spojrzał na butelkę whisky i uśmiechnął się pod nosem.
- Cholera, to boli! W studio robienie tatuażu jest o stokroć przyjemniejsze.
- Ostatnie wkłucie! Obiecuję - Powiedział Tommy, całując nabrzmiałe wargi. Przekazał dawkę alkoholu ze swoich ust wprost do ust Adama, który westchnął rozkosznie.

- Sophie robiła pranie, część twoich ciuchów jest na balkonie! – Krzyknął perkusista, przygotowując śniadanie.
Ratliff udał się we wskazanym kierunku i chwycił kilka swoich ubrań. Wrócił z nimi do sypialni. Niedługo po tym rozbrzmiał dźwięk dzwonka do drzwi. Carpenter odłożył napoczętą kanapkę i poszedł otworzyć.
- O, cześć – Uśmiechnął się do Brooke, wpuszczając ją do środka- Właśnie mamy…
- Muszę porozmawiać z Tommym. Zostaw nas samych – Rzekła chłodno, kierując się w stronę pomieszczenia. Zamknęła za sobą drzwi.
Bondyn zamknął walizkę i uśmiechnął się do przyjaciółki – Szykujesz się na zwierzenia?
Podeszła do chłopaka i stanęła z nim twarzą w twarz. Wpatrywała się w niego przez dłuższą chwilę.
- Nie wiem jak mam ci o tym powiedzieć.
Bolesny ucisk w klatce piersiowej. Mdłości - Brooke…?
Odwróciła się, zaciskając wargi. Patrzyła w sąsiedni blok, milcząc przez kolejne sekundy. Wzięła głęboki oddech i ponownie spojrzała w brązowe oczy.
- Adam o ósmej rano dostał dwa zastrzyki medykamentów z Japonii. Te na które czekał w ostatnim czasie - Powiedziała cicho.
Tommy znacząco kiwnął głową - Wiem, że dziś miał je przyjąć.
Brunetka wzięła płytki oddech - O dziesiątej dwadzieścia zapadł w śpiączkę.
Wpatrywali się w siebie tępym wzrokiem. Dziewczyna przyłożyła dłoń do ust i okrążyła pokój, podchodząc do okna. Oparła dłonie o parapet i spuściła głowę. Rozumiała tę milczącą odpowiedź. Sama nie była w stanie powiedzieć ani słowa więcej. Z kuchni dobiegały do nich dźwięki jakie powodował Isaac, krzątając się po kuchni. Czas stanął w miejscu.
- O Boże… - Usłyszała niewyraźny szept, oraz sprężyny materaca, które ugięły się pod ciężarem szczupłego ciała. Niechętnie odwróciła głowę, widząc Tommy’ego, który wplótł palce w swoje włosy i zacisnął powieki, pochylając się nad kolanami. Podeszła do niego i usiadła tuż obok.
- Prosiłam lekarza, by do ciebie nie dzwonił. Sama chciałam ci o tym powiedzieć. I być obok ciebie w tym momencie – Uniosła podbródek chłopaka. Zobaczyła na jego twarzy łzy. Zacisnęła wargi, powstrzymując się przed okazaniem słabości - Pamiętasz ostatnie słowa, jakie skierowałeś w jego stronę? – Spytała szeptem.
Zaczął analizować wydarzenia z poprzedniego dnia. Poczuł silne, bolesne ukłucie w klatce piersiowej. Nie wielkie rzeczy, a zupełne drobiazgi zaczęły wracać w myślach.
- Dobranoc – Wspomniał – Miałem pozwolić mu zasnąć na jedną noc. Tylko na jedną noc…
Przestał się odzywać. Jego oczy wpatrywały się w białą ścianę. Nadal czuł w pokoju zapach perfum Adama. Wszędzie czuł jego obecność. Każdy, drobny przedmiot przypominał mu o jego istnieniu.
- Zwariuję… - Wyszeptał, wbijając paznokcie w swoje ramiona. Wstał i złapał swoją walizkę. Bez słowa opuścił pokój.
- Tommy! – Usłyszał głos dziewczyny. Odwrócił się w jej stronę.
- Zostaw mnie samego. Chcę być sam… - Otworzył drzwi i wyszedł z mieszkania, nie żegnając się nawet z Isaaciem. Wszedł do windy i wcisnął przycisk. Przyłożył dłoń do ust, zaciskając przy tym powieki. Próbował powstrzymywać się emocjami, usiłującymi targać jego ciałem. Opuścił klatkę schodową i rozejrzał się dookoła. Nie wiedział, gdzie powinien się udać. Nie wiedział, gdzie zazna ukojenia. Wsiadł do najbliższej taksówki i wrzucił swoje rzeczy na tylne siedzenie.
- Szpital miejski. Proszę się pospieszyć – Rzekł, odwracając wzrok w stronę szyby. Nerwowo zaciskał wargi, czując metaliczny posmak krwi. Co kilka chwil opuszczał powieki, próbując nie uronić ani jednej łzy. Zdawało się to na nic. Słone krople spływały z jego oczu jedna po drugiej. Wziął głęboki oddech, czując wibracje telefonu. Nie liczyło się teraz nic innego. Liczył się tylko Adam.
Wcisnął kierowcy plik banknotów, zabrał swoje rzeczy i szybkim krokiem ruszył w stronę głównego hallu szpitala. Poszedł w znajomym kierunku. Jeszcze nigdy wcześniej nie czuł się podobnie. Strach, ból podszyte gasnącą nadzieją, która jednak mimo wszystko tliła się gdzieś w jego sercu. Wszedł na salę, gdzie zastał lekarza wypełniającego kartę. Tim siedział w swoim łóżku, jednak bacznie przyglądał się Adamowi.
Leżał tam. Pogrążony w spokojnym, głębokim śnie, z którego nikt nie był w stanie go wybudzić. Regularny rytm jego serca stał się w tym momencie przytłaczającą melodią.  Lekarz odwrócił się w kierunku Tommy’ego i spuścił wzrok. Nie był w stanie zdobyć się na jakikolwiek komentarz. Chłopak usiadł na krawędzi łóżka, wpatrując się w blade powieki, skrywające za sobą błękit pięknych oczu. Zwierciadeł duszy, które go oczarowały.
- Będę w swoim gabinecie. Chciałbym się z panem zaraz zobaczyć – Rzekł mężczyzna w białym kitlu, po czym opuścił pomieszczenie.
Ratliff przesunął opuszkami palców po miękkim policzku ukochanego. Poczuł silny ucisk w gardle, gdy ujął w dłonie całkowicie bezwładną dłoń bruneta. Pochylił się, opierając czoło o jego tors.
- Błagam, powiedz chociaż jedno słowo, wiem, że mnie słyszysz… - Wyszeptał, zaciskając powieki – Dlaczego mi to zrobiłeś… - Emocje wzięły górę. Zaczął cicho łkać nad ciałem Adama, kurczowo ściskając jego dłoń – Nie po to walczyłem o nas całe życie, żebyś teraz zniknął… Nie wybaczę ci tego… - Dodał, całując ciepłą dłoń. Jego twarz pokryła się licznymi łzami. Poczuł na swoim ramieniu czyjąś rękę.
- Przeprosiłby cię – Usłyszał głos Tima. Uniósł wzrok, patrząc w smutne oczy. Chłopak usiadł tuż obok – Nie płacz. On na pewno nas słyszy i rozumie. On żyje. I wróci.
Ratliff wziął głęboki oddech i spuścił wzrok.
Chłopak przypatrywał się twarzy Adama – To tylko sen. Widzisz spokój na jego twarzy? Z dala od bólu i cierpienia.
- Niektórzy budzą się po latach, niektórzy nigdy... - Wyszeptał blondyn, gładząc miękki policzek Adama. Drzwi sali otworzyły się, stanął w nich Isaac. Powoli podszedł do łóżka i kucnął tuż przy jego ramie. Uniósł wzrok, spoglądając w oblicze basisty. Łagodnie wziął go za rękę i ścisnął ją.
- Lekarz chce z tobą rozmawiać.
- Nie mam na to siły – Wyszeptał Tommy, zaciskając powieki. 


***

Wieczorem

Isaac przeglądał leżącą na łóżku gazetę. Właściwie był to jedynie pretekst, by zająć czymś ręce. Jego myśli błądziły zupełnie gdzieś indziej. Spojrzał w stronę balkonu.
- Wróć już do domu. Sterczysz tam od dwóch godzin.
Brak reakcji. Odrzucił gazetę i podszedł do Tommy’ego, biorąc głęboki oddech. Objął go od tyłu, oparł czoło o ramię blondyna i zamknął oczy.
- Nie wiem jak mam ci pomóc.
Brązowe oczy patrzyły w nieokreślony punkt zawieszony pomiędzy wysokimi budynkami. Ratliff wypuścił z ust papierosowy dym. Nie potrafił mówić o swoich uczuciach. Czuł się uśpiony, znieczulony, wyprany z emocji.
- Powinienem odwiedzić Leilę. Powiedzieć jej o tym co się stało. Jutro wraca do kraju, na pewno będzie pytać o Adama.
Isaac westchnął cicho – Masz rację. Lepiej, by dowiedziała się o tym od ciebie niż od lekarza. Musisz się trzymać.
- Pojadę do domu – Rzekł cicho Tommy opuszczając balkon. Isaac wyszedł za nim .
- Nie powinieneś być teraz sam.
Blondyn zatrzymał się i przez dłuższą chwilę patrzył w szare oczy.
- O samotności teraz dowiem się wystarczająco dużo. Dobranoc, Isaac – Rzekł, opuszczając mieszkanie przyjaciela.


***


Przekroczył próg ciasnego pokoju, po czym rzucił klucze na stół. Położył się na skórzanej kanapie i zacisnął zmęczone powieki. Miał wrażenie, że balansuje na cienkiej linii dzielącej życie od śmierci, radość od smutku. Poczuł mdłości i skulił się, przyciskając zimne palce do chłodnych ust.
Co się dzieje?
Mam problemy. Adam zachorował. Martwię się o niego. Nie mogę spać, potrzebuję czegoś, co da mi chwilę wytchnienia. Masz coś dla mnie, Nick?
Spróbuj tego. Dwie i śpisz jak dziecko.

Nie myśląc dłużej sięgnął po butelkę pełną białych tabletek. Połknął dwie z nich i pochylił się, podpierając głowę. Cisza, która go otaczała stawała się nie do zniesienia. Na szczęście ta noc miała okazać swą łaskawość. Tommy zapadł w głęboki sen. Widział w nim wszystkie obrazy, których pragnął; chwil, które zapewne nie będą mu dane.


***


10 dni później

 
Tommy zaczął popadać w paranoję i właśnie to najbardziej przerażało Brooke. Jedyna ucieczka, jedyny cel, dla którego warto było wywalczyć każdy kolejny dzień życia – ten cudowny żar gasł, dzień po dniu. Brooke, przekraczając próg mieszkania Ratliffa, za każdym razem czuła ten strach. Ciężki zapach chemikaliów, których woń uchodziła z nieznanego miejsca. Być może to od nich Tommy zaczął tracić zmysły.
Najbardziej bała się go w chwilach, gdy emanował spokojem. Stonowany, milczący, uśmiechnięty. Jakby niewidzialna siła, złośliwy poltergeist siedział pod jego skórą. Jakby jego własny bóg wymazał pozbawił go wszelkich ludzkich odruchów.
- Herbaty? – Zaproponował i nie czekając na odpowiedź ruszył w kierunku czajnika. Dziewczyna spojrzała na ścianę, gdzie wisiał kalendarz. Wzdrygnęła się. Chciała płakać. Kiedy była tutaj pięć dni temu, data wskazywała ósmy dzień sierpnia. Dziś był to trzeci dzień tego miesiąca.
- Tommy, pomyliłeś daty… - Rzekła, idąc w kierunku kalendarza. Wiedziała po co to robi, choć tak bardzo chciała udawać, że kwestia zmiany dat jest tylko pomyłką. Przesunęła przezroczystą kratkę na właściwą cyfrę i wpatrując się w kolorowy obrazek, cofnęła się aż do krzesła. Zapadło milczenie, tak drażniące i niebezpieczne, że zaczęła prosić o krzyk. Tommy ze spokojem nalał gorącej wody do filiżanki, odstawił metalowy czajnik na kuchenkę i podszedł do kalendarza. Cofnął wskaźnik daty na trzeciego sierpnia. Jakby usiłował cofnąć czas. Nie pozwolić biec mu do przodu. Tak bardzo chciał oszukiwać samego siebie; zatracił się w kłamstwach, tylko one trzymały go przy chęci funkcjonowania. Automatycznego, szorstkiego, ale mimo to – po prostu bycia.
- Isaac cię odwiedza? – Spytała obejmując dłońmi filiżankę.
Wzrok basisty utknął w martwym punkcie między szafką a ramą okna. Powoli wzruszył on ramionami - Bywa. Bywa czasami zostaje czy idzie – Mruknął pod nosem, po czym rozejrzał się - Słyszałaś?
Dziewczyna zmrużyła oczy i wytężyła słuch. Do jej uszu dobiegał jedynie dźwięk tykającego zegara.
Tommy podszedł do okna i zaciągnął żaluzje – O czternastej muszę zawieźć Adamowi świeże kwiaty. Czekają już na odbiór w kwiaciarni.
Brooke wstała od stołu - Odpocznij. Kiedy ostatni raz spałeś?
Chłopak pokiwał głową i zaczął gładzić swoje dłonie. Podszedł do kalendarza i poprawiał ramkę, wskazującą szczególną dla jego pamięci datę – Tak jest dobrze. Zaparzę ci herbaty, to nam dobrze zrobi - Dodał, po czym usiadł przy stole. Jego ręce drżały mimo pustego uśmiechu malującego się na przygnębionej twarzy. Brunetka zacisnęła wargi i przyglądała się stojącym na szafce opakowaniom haloperidolu.
Chłopak wpatrywał się w blat stołu i spuszczając głowę zaczął cicho łkać. Wplótł palce w roztrzepane włosy, a jego ramiona unosiły się pod wpływem niemego szlochu.

piątek, 6 lipca 2012

Ogłoszenie

W związku z wyjazdem na koncert grupy Queen + Adam Lambert najbliższa notka pojawi się w niedzielę/poniedziałek. Pozdrawiam gorąco, a jadącym życzę udanej zabawy :)

piątek, 29 czerwca 2012

Odc. 71: Ostatni dzieñ


You took my hand, you showed me how,
You promised me you'd be around, that's right.
I took your words, and I believed,
In everything you said to me, that's right.
Pink – Who knew


Ostatni dzień


Tommy otworzył oczy i ziewnął przeciągle. Zegarek stojący na szafce wskazywał godzinę jedenastą czterdzieści. Blondyn przeciągnął się i przetarł wypoczęte powieki. Uśmiechnął się, widząc u swojego boku śpiącego Adama. Przytulił się do niego łagodnie i jeszcze na moment zamknął oczy. Ucałował miękki policzek.
- Śpisz? – Spytał szeptem. Odpowiedzią była cisza.
Wodził dłonią po klatce piersiowej Lamberta, badając każde zagłębienie i wybrzuszenie. Łagodnie całował ciepłą skórę i badał ją wargami. Zamruczał cicho, licząc, że czarnowłosy zaraz się przebudzi. Błądząc jedną ręką po kołdrze, wyczuł znaczną wypukłość, która przyciągnęła jego uwagę. Uśmiechnął się do siebie, zanurzając dłoń pod kołdrę. Zatrzymał ją na brzuchu Adama, jednak pokusa stawała się coraz silniejsza. Przygryzł dolną wargę. Nie potrafił się powstrzymać. Jego palce nieśmiało spłynęły w dół. Uwielbiał fakt, że Adam często sypia bez bielizny. Delikatnie głaskał jego twardą męskość. Pieszczota przypominała subtelne łaskotanie. Po chwili zaczął masować członka bruneta, przesuwając dłonią w górę i w dół. Ponownie ucałował krawędź policzka Lamberta i odsłonił kołdrę, chcąc nacieszyć oczy niesamowicie kuszącym widokiem. Wiedział, że ukochany nie będzie miał mu tego za złe. Zwinnym ruchem zmienił swoją pozycję i ułożył się między udami czarnowłosego. Chwycił jego męskość w dłoń i zaczął składać na niej miękkie pocałunki. Zwilżył językiem gładką powierzchnię członka, pieszczotliwie kąsał go i uciskał wargami. Do jego uszu dobiegło ciche westchnięcie. Leniwie i dokładnie badał swoim językiem całą długość okazałego narządu, wsłuchując się w przyspieszony oddech. Poranne słońce oświetlało ich ciała bladym, ciepłym światłem.
- Tom… - Usłyszał nieprzytomne westchnięcie. Uśmiechnął się kusząco do Adama, puszczając mu perskie oko.
Pierwszym widokiem dla Lamberta tego dnia był Tommy, znajdujący się między jego udami. Brunet opadł na poduszkę, biorąc głęboki wdech. Pełne wilgotne usta sprawiły, że zatrzymał powietrze w płucach. Zwinny język badał dokładnie każdy fragment jego członka, doprowadzając Adama do białej gorączki.
- Połóż się na boku obok mnie – Powiedział zaspanym głosem. Uniósł powieki, uśmiechając się do blondyna – No dalej.
Tommy położył się tuż obok Adama, zatracając się z nim w długim, pełnym uroku pocałunku. Lambert ucałował czubek nosa swojego chłopaka – Chcesz spróbować?
- Jeszcze pytasz…? – Uśmiechnął się.
Zmienili pozycję na dogodniejszą dla zrealizowania ich zamiaru. Czarnowłosy poczuł jak jego członek ponownie zanurza się w ustach Tommy’ego i po chwili odpowiedział tym samym. Usłyszał słodki, stłumiony jęk, gdy jego język zaczął pieścić Ratliffa. Gładził jego uda i pośladki, zajmując się jednocześnie pulsującą męskością. Wsłuchiwali się wzajemnie w leniwe, przeciągłe pomruki i westchnienia raz po raz opuszczające ich wargi. Przyjemność, którą jednocześnie dawali i czerpali, zaczęła mieszać w ich głowach. Adam czuł, że jest u progu wytrzymałości, więc sam również zaczął wzmacniać intensywność doznań. Wiedział w jaki sposób pieścić Tommy’ego, znał jego ciało perfekcyjnie. Uciskał miarowo czubkiem języka jedno z wrażliwszych miejsc, aż usłyszał kilka głośnych jęków oraz poczuł smak nektaru, który wypełnił jego usta. Przełknął nasienie chłopaka i łagodnie gładził jego ciało, czując, że orgazm jest kwestią zaledwie kilku sekund. Zacisnął powieki i zaczął głośno wzdychać, gdy jego ciałem wstrząsnęła seria silnych skurczów.
- Kitty… - Jęknął, opierając czoło o udo chłopaka, który delektował się właśnie smakiem spełnienia. Blondyn sprytnie zmienił pozycję i pocałował wargi ukochanego.
- Jak spałeś? – Spytał z uśmiechem.
- Dość przeciętnie, ale obudziłem się wybitnie… - Adam uśmiechnął się szeroko, wplatając palce w jasne włosy chłopaka – Jesteś niesamowity…
Basista pogładził ramię Lamberta – Masz ochotę na wspólną kąpiel?
Czarnowłosy zastanawiał się dłuższą chwilę – W porządku. Ale za pięć minut.

Gorąca para unosiła się w ciasnym pomieszczeniu. W powietrzu mieszały się przeróżne zapachy kojarzące się z egzotycznymi owocami oraz wonnymi kwiatami.
- Isaac mógł się postarać o większą wannę – Mruknął Tommy, przytulając się do Adama. Na plecach poczuł chłód akrylowej obudowy.
- Pewnie i tak częściej korzysta z prysznica.
- A ty? Co wolisz?
Brunet uniósł kąciki warg, po czym zalotnie zerknął w stronę oblicza chłopaka – A jak sądzisz?
Tommy spojrzał w niebieskie oczy i pocałował wargi Adama. Spotkał się z odpowiedzią; brunet zaczął łagodnie pieścić jego usta.
- Póki pamiętam… - Szepnął Adam, przygryzając płatek ucha blondyna – Co z Ravim?
Ratliff westchnął rozkosznie i zajął miejsce na biodrach Adama. Poczuł jego męskość na swoich pośladkach. Pochylił się nad torsem czarnowłosego i intensywnie całował skórę jego szyi. Głośne westchnienia wypełniły niedużą łazienkę; wokalista pogładził mokre włosy chłopaka i odchylił głowę.
- W porządku… - Szepnął Tommy, wracając do poprzedniej pozycji – Zależy o co pytasz.
Brunet zwilżył językiem suche wargi – No chodzi mi o… och, Tommy! – Zajęczał głośno, gdy jego członek gwałtownie zanurzył się w ciele Ratliffa. Zupełnie nie spodziewał się tej sytuacji. Blondyn z kuszącym uśmiechem posłał mu zalotne spojrzenie.
- Chodzi ci o…?
Brunet odetchnął i szeroko otworzył oczy – O umowę… - Zawiesił głos, gdy szczupłe biodra zaczęły  powoli unosić się i opadać. Wpatrywał się w ciało Tommy’ego, po chwili przeniósł wzrok na jego twarz czując elektryzujące dreszcze w okolicach swojego podbrzusza – O tę co miałeś… - Dodał po dłuższej chwili – Podpi… - Westchnął głośno, gdy Ratliff zanurzył w sobie męskość Adama aż do samego trzonu
- Niełatwo się z tobą dogadać… - Rzekł prześmiewczo, uśmiechając się przy tym szeroko. Poczuł na sobie wzrok niebieskich oczu.
- Nie igraj ze mną, bo źle się to dla ciebie skończy.
Blondyn powoli uniósł biodra i wstał – Mam się ciebie bać? – Opuścił wannę – Chyba nie mam powodów.
Adam przygryzł wargę, gdy Tommy prowokująco oparł się o framugę i bezwstydnie powiódł dłonią po swoim ciele. Szczupłe palce znalazły się w okolicach podbrzusza. Chłopak zaczął się pieścić, jednocześnie utrzymując z Adamem kontakt wzrokowy, co podziałało na Lamberta szczególnie podniecająco. Czarnowłosy opuścił wannę, zupełnie ignorując fakt, że przed chwilą zdążył do niej wejść.  Przyparł Tommy’ego do drzwi i usłyszał głośny jęk; zaczął namiętnie całować rozchylone wargi. Odwrócił Ratliffa tyłem do siebie, przywierając do jego pleców i pośladków. Silne dłonie spłynęły wzdłuż torsu i brzucha blondyna, którego oddech stał się szybki i nierówny. Basista oparł dłonie o zamknięte drzwi i odwrócił głowę, patrząc wprost w pełne żądzy oczy.
- Pragnę cię tak mocno, jak nigdy – Wyszeptał – Zrób to Adam, kochaj mnie mocno…
Czarnowłosy poczuł zawrót głowy na dźwięk tych słów. Zacisnął powieki i silnym ruchem wtargnął w ciało ukochanego, spomiędzy warg którego wyrwał się donośny krzyk. Jego kolana nieco ugięły się pod wpływem silnego doznania, mięśnie całego ciała zaczęły drżeć. Poczuł silną dłoń pieszczącą jego pulsującego członka. Adam nie dbał tym razem o delikatność. Wykonywał mocne, głębokie ruchy, a każdy kolejny z nich wywoływał serię rozkosznych jęków blondyna. Tommy wbijał paznokcie w gładką powierzchnię drzwi i uchylił powieki spoglądając w jedno z luster. Silne ręce trzymające jego biodra. Wilgotna skóra brzucha. Masywne ciało, raz po raz uderzające w jego pośladki. Jeszcze nigdy nie pozwolił sobie na tak głośny koncert rozkoszy. Jęczał, wzdychał, prosił o więcej. Pragnął Adama w sposób, jakiego wcześniej mógłby się powstydzić. Czarnowłosy przestał i opuścił jego ciało, składając na łopatce kilka miękkich pocałunków.
- Chyba ledwo stoisz na nogach… - Roześmiał się ciepło, obejmując chłopaka w pasie.
Tommy westchnął głośno, starając się opanować przyspieszony oddech – Salon… - Zdołał wycedzić i złapał Lamberta za dłoń, prowadząc go w stronę sypialni. Wpadli w szaleńczy pocałunek, który doprowadził ich aż do nadal niezasłanego łóżka. Opadli na nie ocierając się o siebie, dotykając, chłonąc i przenikając.
W tym momencie nawet spojrzenia budowały seksualną, pełną napięcia atmosferę.
- Na co czekasz? – Spytał Tommy, cofając się w stronę ściany. Adam podszedł do niego na kolanach i pochylił się, sprawiając chłopakowi oralną rozkosz. Ratliff wyprężył się na miękkiej poduszce, a jego ciało wygięło się w łuk. Odważnie rozchylił uda i pociągnął czarne włosy do tyłu. Adam jęknął cicho i przewrócił chłopaka na brzuch, przeciągając językiem po całej długości jego kręgosłupa. Po chwili powędrował nim między pośladki Tommy’ego, który zareagował rozkosznym pomrukiem.
Znaleźli się na środku łóżka. Adam położył się na boku, przywierając brzuchem do pleców Ratliffa, który ciężko wzdychał. Odwrócił głowę, by całować zaczerwienione usta bruneta, który chłonął wszystkie rozkoszne jęki ukochanego. Ponownie wszedł w jego ciało, przycisnął je do siebie i kochał mocno, całkowicie oddając się temu wrażeniu. Szczupłe ciało wiło się i prężyło, oczy wpatrywały się bezwiednie w niebieskie tęczówki, a palce ściskały wilgotną narzutę. Dłoń czarnowłosego powiodła na tors blondyna, który wtulił głowę w ramię Lamberta i zacisnął powieki.
Drzwi gwałtownie otworzyły się, a do pomieszczenia wszedł Isaac. Szeroko otworzył oczy i wyjął z uszu słuchawki. Pozostała dwójka w pierwszej chwili nie zauważyła Carpentera, wkraczającego do sypialni. Tommy uchylił jedynie powieki i popatrzył nieprzytomnie w kierunku przyjaciela.
- O… cholera – Szepnął perkusista, spiesznie opuszczając pomieszczenie. Potrząsnął głową, nie mogąc wyjść z szoku, jakiego właśnie doznał. Szybkim krokiem podszedł do swojej dziewczyny, siedzącej w salonie – Kochanie, wróciliśmy za wcześnie.
- Czemu? – Spytała Sophie, podchodząc do bruneta. Usłyszała rozkoszne jęki dochodzące z pomieszczenia na końcu korytarza – Och… - Westchnęła – Rozumiem.
- Może przenocujemy w hotelu? – Zaproponował muzyk, biorąc do ręki klucze – Możemy zahaczyć o restaurację.
Dziewczyna uśmiechnęła się łagodnie i zbliżyła do Isaaca. Pocałowała go czule – To może chwilę poczekać… - Powiodła dłonią do rozporka perkusisty, który wstrzymał powietrze. Uśmiechnęła się zalotnie. Rozpięła jego spodnie i wsunęła szczupłe palce pod materiał bielizny bruneta.
- Sophie… - Szepnął, odchylając głowę. Cały czas miał przed oczami obraz Adama oraz Tommy’ego uprawiających seks w jego łóżku. Nadal do jego uszu docierały głośne jęki blondyna.
- A jednak to prawda, że kręcą cię faceci… - Wyszeptała do jego ust, całując je mocno. Isaac zacisnął palce na szafce stojącej za nim i poczuł jak dłoń dziewczyny zaczyna intensywnie pieścić jego członka.
- Och tak, nie przestawaj! – Usłyszeli głośne zawołanie wplecione między rozkoszne odgłosy. Carpneter poczuł silny dreszcz, kiedy słyszał orgazm Tommy’ego. Wzdychał głośno i przygryzł dolną wargę, zalewając dłoń dziewczyny mlecznym nektarem.
- Och Sophie… - Szepnął i poczuł miękki pocałunek na swoich ustach.
- Ulotnijmy się, zanim wyjdą – Powiedziała rozbawionym tonem.
***
Adam wraz z Tommym leżeli na środku łóżka. Palce czarnowłosego gładziły ramię basisty, który wpatrywał się w sufit. Przez chwilę zastanawiał się czy poruszyć temat Tiffany, jednak zrezygnował w ostatniej chwili. Spojrzał w niebieskie oczy.
- Powiedz mi… - Adam podparł się na łokciu – Pokłóciłeś się z moją mamą?
Tommy zacisnął wargi i westchnął. Niechętnie pokiwał głową.
- O co poszło?
Wiedział, że nie może zwodzić bruneta. Prawda i tak prędzej czy później wyszłaby na jaw.
- Wykorzystałem twój testament, żeby budować dla nas dom. Leila uznała, że zależy mi tylko na twoich pieniądzach.
- Dobrze zrobiłeś. Porozmawiam z nią o tym, gdy wróci. Załatwiłem rodzicom wycieczkę do Europy.
Tommy wbił wzrok w oblicze Lamberta – Nie wierzę, że wyjechała. Zapierała się, że nie opuści miasta, póki nie wyjdziesz ze szpitala.
Zapadła dłuższa cisza.
- Adam?
- Pokazałem jej sfałszowane papiery – Rzekł niechętnie Lambert -
Nie chcę, żeby się martwiła. Chcę, by myślała, że jest ze mną coraz lepiej.
Ratliff nie odzywał się. Sam nie wiedział już czy kłamstwo w dobrej wierze można wybaczyć. Przecież sam nieraz ukrywał prawdę tylko po to, by sprawić trochę szczęścia kochanej przez niego osobie.
- Ale jest lepiej, prawda?
- Leki zatrzymały postępujące objawy, ale proces choroby się nie zatrzymuje.  Tommy? – Adam usiadł i wyprostował się -  Obiecaj mi coś.
Blondyn uniósł powieki – Tak?
Adam milczał dłuższą chwilę, aż rzekł – Cokolwiek się stanie, zostaniesz przy mnie.
Ratliff miał już odpowiedzieć, jednak zawahał się. Obietnica była wiążąca bez względu na okoliczności i koleje losu.
- Dlaczego mi się nie oświadczysz? Gdybyś nie wierzył, że się uda, nie prosiłbyś, bym został…
Lambert wpatrywał się przejmująco w brązowe oczy – Zaufaj mi.
- Obiecam, że zawsze będę przy tobie tylko wtedy, jeśli teraz pozwolisz mi przypieczętować tę umowę.
- W porządku, ale…
Tommy opuścił sypialnię i udał się do kuchni. Brunet przetarł powieki i westchnął cicho. To ostatnia noc, którą mógł spędzić poza szpitalem. Powrót do leczenia był najgorszym, na co mógł czekać. Uniósł wzrok, widząc wracającego do sypialni chłopaka. Ratliff rzucił na pościel butelkę napoczętej whisky, pudełko igieł, spirytus oraz czarny tusz. Adam otworzył szerzej oczy.
- Nie. Nie ma mowy.
Ratliff parsknął śmiechem i usiadł na łóżku – Nie ufasz mi?
- Nie bądź głupi – Mruknął brunet, gdy zobaczył, że chłopak zakłada lateksowe rękawiczki. Przemył mały fragment skóry po lewej stronie swojej klatki piersiowej – Tommy!
- Robiłem głupsze rzeczy, gdy byłem dzieciakiem – Rzekł z uśmiechem blondyn, biorąc dwa łyki mocnego alkoholu.
Czarnowłosy uniósł brwi – To będzie bolało. Nie zrobisz tego. Nie rób tego. Proszę.
- Żebyś się nie zdziwił.
Adam przyłożył dłonie do ust, gdy igła zatopiła się w skórze blondyna. Tommy zacisnął wargi i powoli wkłuwał się w ciało, fragment za fragmentem. Czarny tusz zostawiał drobne ślady, skóra zaczerwieniła się, na skroniach wystąpiły pierwsze krople potu. Lambert patrzył z przejęciem, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa. Po blisko dziesięciu minutach zmagań na wysokości serca powstała jedna mała litera.
- Założenie pierścionka byłoby mniej bolesne – Rzekł basista, ocierając łzy, które zaczęły napływać do jego oczu – Możesz czuć się winny – Wziął kolejny łyk whisky i odetchnął.
Lambert wyprostował się i przejął butelkę z rąk blondyna. Wypił znaczną ilość alkoholu.
- Okej. Zrób to.
Tommy roześmiał się – Tobie nie wolno. Nie możesz narażać się na zakażenie.
- Nie pierdol… - Syknął – Zrób to. Teraz.
Blondyn przygryzł wargę i zapatrzył się w niebieskie oczy – Jak wyjdziesz ze szpitala – Powiedział z ironią.
Adam spuścił wzrok, lecz po chwili wejrzał w brązowe oczy – Czemu musisz być tak cholernie uparty?
- Tak mnie wychowałeś.
Czarnowłosy zmrużył oczy – Rób ten pieprzony tatuaż, albo zrobię go sam – Rzekł, biorąc do ręki igłę.
Tommy przewrócił oczami– W porządku, ale tylko trzy ukłucia. Trzy wierzchołki litery. Na więcej się nie godzę.
- Niech będzie. Zacznij, póki o tym nie myślę.
Ratliff uśmiechnął się łagodnie, wkładając igłę pod ogień – Wcześniej pytałeś o Raviego. Tak, podpisałem umowę, ale będę z nimi grać tylko te koncerty, które nie kolidują z twoją trasą. To chyba najbardziej rozsądne wyjście.
- Zadziwia mnie jak dobrze potrafisz szukać złotego środka – Odparł Adam, kładąc się wygodnie. Igła weszła pod skórę; syknął cicho. Tommy starał się być delikatny i ostrożny. Jego dłonie wykonywały łagodne ruchy.
- Kiedy dostaniesz kolejną przepustkę? – Spytał Ratliff, odsuwając się od torsu bruneta.
- Już?
- Już.
- Nie mam pojęcia. Może za dwa tygodnie – Uśmiechnął się, wpatrując się w brązowe oczy – Już po północy, zaraz muszę iść spać. Rano wracam. Nie będę cię budzić, wezmę taksówkę. Kiedy zejdzie opuchlizna?
- Za kilka minut. Nie pierwszy raz to robię - Ratliff odpowiedział podobnym uśmiechem i odłożył wszystkie rzeczy. Położył się obok Adama, nadal czując ból po wykonaniu znaku na wysokości żeber. W milczeniu wpatrywał się w oczy ukochanego. Nauczył się doceniać tak zwyczajne i ciepłe chwile.
- Dobranoc – Usłyszał zmęczony ton głosu.
- Dobranoc – Odparł, opuszczając powieki.