Jak ten czas szybko leci!
Ale to dobrze, znów mogę przywitać Was z nowym odcinkiem :) Dla tych,
którzy czekali ze zniecierpliwieniem, mam dobrą wiadomość - dzisiejsza
część jest nieco dłuższa od pozostałych.
Pati: Zgadza się, odcinki staram się dodawać regularnie, choć na przykład dziś miałam mały poślizg :)
Colorado:
Cieszę się, że miałaś tyle siły i chęci, by nadgonić całość, a trzeba
przyznać, że trochę już zostało napisane :) Mam nadzieję, że zostaniesz z
Nami na dłużej.
Chcę
podziękować moim stałym czytelnikom, że odwiedzają ten blog regularnie i
z zapałem śledzą losy bohaterów, dziękuję także nowym czytelnikom za
zainteresowanie (od jakiegoś czasu widzę świeże podpisy w komentarzach).
Mam nadzieję, że i tym razem Was nie zawiodę, tak więc - zapraszam! :)
Niespodziewany gość
-
Adam! Wychodzimy do Dickensów, wrócimy jutro po południu. Bawcie się
dobrze – Rzekła mama Lamberta i po chwili wraz z ojcem opuścili
mieszkanie. Adam spojrzał w kierunku Ratliffa, którego wzrok wbity był w
orzechowe drzwi. Czarnowłosy zbliżył się nieco w kierunku basisty;
chciał objąć chłopaka w pasie, lecz ten zrobił sprytny unik.
- Ej, co jest? – Spytał wokalista, a kiedy próbował powtórzyć czynność, Tommy znowu się cofnął
-
Nie nauczyli cię, że o swoje trzeba walczyć? – Odparł blondyn, który
powoli wycofywał się z wąskiego korytarza – Może jednak zawołam twoich
rodziców, by powtórzyli tę lekcję?
-
A więc przyznajesz, że jesteś mój? – Spytał Adam i parsknął śmiechem –
Ten wiecznie dachowy kocur, ciągły włóczykij, który nie znosi, gdy ktoś
chce mu rozkazywać przyznaje się, że teraz należy do mnie!
Tommy
uśmiechnął się wrednie i nie odpowiedział. Wokalista bez słowa porwał
się za blondynem, który pobiegł na schody. Gdy tylko udało mu się
zaliczyć ostatni stopień zatrzymał się, czego Adam nie przewidział – po
chwili obaj wylądowali na podłodze.
-
Żebro, noga, palec, biodro, połamałeś mi wszystkie kości! – Wrzasnął
Tommy, leżąc pod Adamem, który w ostatniej chwili podparł się dłońmi
podłogi.
- Skończyłeś tragizować? Do kochania mnie potrzeba ci tylko serca – Rzekł z uśmiechem czarnowłosy
- Serce też mi złamałeś – Rzucił pretensjonalnie Tommy i wiercił się, próbując wydostać się spod ciała Lamberta
- Jeszcze nie złamałem.
Tommy
popatrzył na niego i uderzył w ramię – Tylko spróbujesz – Mruknął i
przeczesał palcami grzywkę, która przysłoniła mu oczy.
-
Uwielbiam je. Atut gitarzystów… - Rzekł Adam i zawiesił swój wzrok na
dłoni Ratliffa, zwracając szczególną uwagę na długie, szczupłe palce.
Po chwili rozległ się dźwięk dzwonka. Lambert odwrócił się i spojrzał na drzwi, powoli wstał.
- Pewnie rodzice czegoś zapomnieli – Stwierdził Tommy i również się podniósł, otrzepując ciemne spodnie z kociej sierści. Dziwne pomyślał nie widziałem tu żadnego zwierzaka. Adam
niechętnie zszedł na dół, otworzył drzwi i nieco się skrzywił. Tuż
przed nim stał Neil z grupą młodych, kolorowo ubranych ludzi. Śmiali
się, przepychali, a w momencie, gdy zobaczyli Lamberta, zaczęli śpiewać
jedną z jego piosenek, w dodatku tak nieudolnie, że nawet Neil głośno chrząknął, wyrażając swoje zażenowanie.
-
Co ty, do cholery, robisz? – Spytał Adam, blokując wejście swoim
ciałem. Oparł dłonie o futryny, by dać do zrozumienia, że wstępu dla
piętnastoosobowej grupy nie będzie. Bracia spoglądali sobie w oczy;
jedna para wyrażała silne zdenerwowanie, druga natomiast niesamowitą
radość.
-
Gdy już będziesz miał własny dom to możesz się skarżyć. Póki co jest
wspólny i mam zamiar świętować tę noc z przyjaciółmi – Rzekł Neil,
przepychając brata w drzwiach i zapraszająco do środka zgromadzonych
gości. Adam miał ochotę złapać niższego od siebie chłopaka za szyję i
udusić go tu i teraz, a następnie odśpiewać hymn Stanów Zjednoczonych
jako wyraz szacunku dla poległego z nim w walce brata. W pewnej chwili
poczuł, że ktoś lekko ciągnie go za rękaw.
-
Adam? – Rozległ się spokojny, ciepły głos. Kiedy czarnowłosy odwrócił
się, spostrzegł niskiego blondyna, który nie puszczał jasnego materiału
bluzki – Nie denerwuj się. W dużym gronie zawsze jest weselej.
Czarnowłosy
zwrócił się w stronę swojego towarzysza i choć był skrajnie
zdenerwowany, zachował spokój – Chciałem spędzić ten dzień z tobą. Tylko
z tobą.
-
Zawsze możemy wybrać twój pokój – Mrugnął Tommy i objął Adama w pasie,
łącząc swe dłonie za jego plecami – Wyskoczymy po szampana, podbierzemy
trochę przystawek z salonu i zatracimy się w oazie spokoju…
-
Hm… Brzmi doskonale – Rzekł rozmarzonym głosem Adam i przesunął dłonią
po plecach basisty, który po chwili sięgnął po kurtkę wiszącą przy
drzwiach. Zawsze był typem, który szybko podejmuje działania, choć tak
naprawdę ten system czasami zawodził, a zwłaszcza w ciągu całej tej zabawy w miłość.
Nim
opuścili mieszkanie, Tommy spojrzał w lustrzane odbicie. Nie zobaczył w
nim niczego szczególnego – jedynie siebie oraz Lamberta. Razem. Ten
widok przepełnił go uczuciem szczęścia a zarazem smutku; nie znosił, gdy
toczył się w nim jeden z rodzajów słodko-gorzkiej walki.
- Idziemy? – Spytał czarnowłosy, na co basista odpowiedział przytaknięciem.
Kiedy
wyszli wspólnie na dwór ogarnął ich chłód. Niebo pełne było gwiazd,
śnieg przestał sypać, a pojedyncze osoby rozbiegały się do domów, by
dołączyć do bawiących się przyjaciół. Dwaj mężczyźni podążali ścieżką,
towarzyszyło im milczenie, jedynym odgłosem w tej beznadziejnej ciszy
był skrzypiący pod butami śnieg. Co kilka chwil Ratliff zerkał w
kierunku czarnowłosego, jednak ten zachowywał się tak, jakby jego duch
był nieobecny.
- Nie jestem pewien – Rzekł nagle Tommy i zwolnił. Adam zwrócił na niego uwagę
- Czego? – Spytał zaciekawiony i potarł zmarznięte dłonie
-
Że powinienem być tu, gdzie jestem… - Rzekł, nie wierząc w to, co mówi –
Kurwa, tak długo na to czekałem i teraz zastanawiam się czy podjąłem
słuszny wybór… - W jego głowie tworzył się potężny chaos. Adam złapał go
delikatnie za nadgarstki
-
Hej, spokojne – Rzekł, gdy zauważył, że Tommy popada w ten dziwny stan,
który niejednokrotnie doprowadził do ostrej wymiany zdań między nimi.
Spojrzał w oczy Ratliffa – Chodzi o to, że nie ja jestem tą osobą na
którą czekasz czy…
-
Chodzi o to, że chwilami nie potrafię się odnaleźć – Rzekł blondyn –
Nie wiem jak powinienem się zachowywać, jak wiele mogę mówić… To
wszystko jest dla mnie takie dziwne, inne… Przez dwadzieścia lat
spotykałem się tylko z kobietami, a teraz zwariowałem i nie wyobrażam
sobie, by mogło cię zabraknąć. W moich snach widzę tylko ciebie, w moich
marzeniach…
-
Nie musisz mnie oglądać w wyobraźni. Jestem tu, obok. Chcę cię
wspierać. Takie wewnętrzne rozterki mogą cię trochę męczyć, ale niedługo
poczujesz się wolny. Wiem co mówię, sam przez to przechodziłem. A co do
twojego zachowania… bądź sobą. Takiego cię poznałem i nie chcę, by to
się zmieniło.
Spojrzeli na siebie, a kiedy Adam dostrzegł uśmiech na twarzy Ratliffa, poczuł, że ciężar spada mu z serca.
-
Wprowadzę cię w ten nowy świat – Rzekł ze spokojem Lambert i odgarnął z
twarzy blondyna jasny kosmyk włosów – Wszystko jest prostsze niż ci się
wydaje.
-
Boję się… - Ciche słowa wyrwały się z ust Tommy’ego, który przecież
nigdy nie okazywał lęku czy słabości. Teraz przypominał zagubionego
chłopca, który szuka swojej mamy na jednym z dworców wielkiej
metropolii.
Adam uśmiechnął się – Nie masz czego się bać. Obserwuję cię i widzę, że masz wiele wątpliwości, ale tutaj – Oparł dłoń o klatkę piersiową, w miejscu, gdzie jest serce - tutaj nie zmieni się nic, skarbie…
Tommy
poczuł wszechogarniające go poczucie szczęścia i nie wynikało to ze
wszystkich ciepłych słów, które usłyszał od Adama. Chodziło o tą jedną
wypowiedź, czuły gest brzmiący „skarbie”. Wpatrywał się w Lamberta,
który zaczął dalej zmierzać w stronę sklepu. Dorównał mu kroku i zaczął
uśmiechać się do siebie.
Kiedy weszli do małego, samoobsługowego dyskontu, Tommy rozejrzał się dookoła
- Czego właściwie potrzebujemy? – Spytał, skupiając swoją uwagę na ladzie pełnej kolorowych słodyczy.
-
Nawet nie myśl, że pozwolę ci się upić. Nie ma mowy – Rzekł Adam, który
wiedział, że blondyn czasem potrafi mocno przesadzić. Ku zdziwieniu
wokalisty, nie protestował.
***
- Neil już pewnie rozniósł dom – Uśmiechnął się Ratliff, który w jednej ręce niósł butelkę szampana
-
Nawet mi o nim nie mów. Lepiej żeby nie pokazywał mi się dziś na oczy –
Odparł Adam, choć w jego głosie niezmiennie pobrzmiewała nuta ciepła.
Tommy
wziął głęboki oddech i poczuł zimne powietrze wypełniające jego płuca.
Tęsknił już za gorącym latem, pełnym słońca i ciepłego deszczu. Podniósł
wzrok, by spojrzeć w ciemne niebo – miał wrażenie, że od tamtej pory
przybyło gwiazd. W pewnej chwili poczuł coś szczególnego. Kiedy spojrzał
w dół dostrzegł, że Adam złapał go za dłoń i delikatnie ścisnął.
- Ktoś może zobaczyć… - Syknął Tommy
- Wstydzisz się mnie? – Spytał Adam, który spojrzał na blondyna z uśmiechem
- Oczywiście, że nie – Rzekł Ratliff
-
I ja niby mam ci wierzyć? – Odparł kpiąco Adam. Lubił się droczyć z
blondynem. Tommy jednak nie miał na to w tej chwili siły ani ochoty –
objął Adama za szyję i bez większego zastanowienia pocałował go w usta w
obecności kilku przechodniów, którzy nawet nie zwrócili na nich
większej uwagi. Po chwili cofnął się o krok
-
Teraz nie masz powodów, by nie wierzyć – Uśmiechnął się Tommy i poczuł
przypływ pozytywnej energii. Lubił ten wpływ, jaki wywierał na nim młody
wokalista. Mógł przyznać, że tęsknił za chodzeniem z kimś za rękę –
Keri nie była na tyle uroczą i ciepłą osobą, by sobie na to pozwolić.
Po
chwili znaleźli się przed domem i weszli do środka. Na korytarzu
klęczał jedynie Neil, który wycierał ciemną plamę z beżowego dywanu. Na
jego twarzy malowało się totalne zrezygnowanie, ten widok doprowadził
Tommy’ego oraz Adama do głośnego śmiechu
- Udanej zabawy! – Parsknął Lambert, a Neil obrzucił go morderczym spojrzeniem
- Mógłbyś mi chociaż pomóc! – Rzekł pretensjonalnie i energiczniej szorował dywan
-
Wybacz, mam przyjemniejsze plany na ten wieczór… - Rzekł z uśmiechem,
zwracając uwagę na Tommy’ego i przyciągając go zdecydowanym ruchem do
swojego ciała – Choćby się waliło i paliło, nie przeszkadzaj nam – Dodał
i nie słuchając marudzenia brata, zaprowadził basistę
do swojego niedużego pokoju. Tommy rzucił na oparcie fotela skórzaną
kurtkę i wsunął zmarznięte dłonie w kieszenie czarnych spodni. Dom był
zdecydowanie najlepszym miejscem do spędzania zimnych wieczorów i nocy.
- Którą mamy godzinę? – Spytał, podchodząc do Adama i wbijając przy tym wzrok w brązowy dywan.
Ten
spojrzał na zegarek – Chwila po osiemnastej. Tyle godzin do rana… -
Rzekł Adam i usiadł na łóżku. Blondyn spoczął obok. Wsłuchiwali się w
słowa piosenki, której nuty wypełniały cały dom. W pewnej chwili Adam
zaśmiał się do samego siebie
- Mój brat, a taki pacan… Cały czas widzę, jak szoruje ten dywan i co godzinę wpada w coraz większą rozpacz.
Tommy uśmiechnął się – Może jednak dołączymy do niego i jego przyjaciół?
-
Oczywiście, ale na pewno nie teraz… - Stwierdził Adam, który popchnął
Tommego na łóżko i przycisnął jego nadgarstki do łóżka. Pod palcami
wyczuwał mocny puls w jego żyłach. Ratliff zaśmiał się cicho
- O nie, chyba śmieszny jesteś – Rzekł i próbował wyrwać się z uścisku.
-
Za późno… nikt cię tutaj nie usłyszy i nie znajdzie… - Powiedział Adam i
zaczął delikatnie wodzić wargami po szyi blondyna. Każdy jego gest był
niezwykle delikatny. Tommy wyczuwał dobrze znany mu zapach perfum, od
zawsze kojarzący się właśnie z postacią czarnowłosego muzyka.
-
Ja wcale nie chcę, by ktoś mnie znalazł… - Wymruczał i odchylił głowę,
by ułatwić czarnowłosemu dostęp do wrażliwego fragmentu swojego ciała.
Czuł się na tyle spełniony i szczęśliwy, nie chciał niczego przerywać
ani kończyć. Opuściły go wszelkie wątpliwości.
Adam
całował jego twarz, wplótł palce w jasną grzywkę, którą lekko pociągnął
do tyłu, odsłaniając znaczną część twarzy chłopaka.
- Ała – Jęknął cicho blondyn
-
Podoba ci się…? – Spytał szeptem czarnowłosy, zbliżając się do ucha
Tommy’ego i przeciągając po nim językiem. Kolejny elektryzujący dreszcz
przebiegł po jego nerwach.
-
Tak… - Odparł Ratliff, poczuł, że znów ulega. Nigdy wcześniej nikt nie
potrafił go tak usidlić i ubezwłasnowolnić. Nie da się ukryć – to
uczucie było szczególnie podniecające i na swój sposób wyjątkowe. Gdy
Adam przesuwał dłońmi po biodrach blondyna, ten poczuł silny impuls i
przewrócił czarnowłosego na plecy. Natychmiastowo go dosiadł i pochylił
się, zatapiając w jego miękkich ustach.
-
Myślisz, że wszystko zawsze będzie w twoich rękach? Nie licz na to –
Rzekł Tommy i składał pocałunki na jego twarzy i szyi, a w pewnej chwili
wykorzystał swoje zęby, co było dość bolesną lecz mimo wszystko
przyjemną formą pieszczoty.
-
Tommy! – Syknął Adam i zacisnął palce na udach blondyna. Miał wrażenie,
że zaraz oszaleje. Przewrócił blondyna z powrotem na plecy i położył
się na nim, ponownie odzyskując kontrolę. Basista objął go i delikatnie
pocałował w czoło. Magia tej chwili kryła się w przeplatających się
wzajemnie gestach, wśród których niektóre wyrażały szczególną czułość,
inne – bezgraniczną namiętność. W pewnej chwili drzwi się otworzyły się,
wpuszczając do środka promień światła.
-
Cholera jasna, zajmij się sobą ty wredny pajacu! – Krzyknął Adam,
widząc w drzwiach Neila – Jak się wchodzi to się puka! – Dodał
podniesionym tonem
- Jak się puka, to się zamyka – Odparł ze spokojem Neil – Jacyś ludzie do ciebie.
- Co? Kto? – Adam usiadł obok, totalnie zapominając o obecności Tommy’ego
-
Pajac idzie zająć się sobą – Odparł z wyrzutem Neil, który po chwili
zniknął. Adam wyszedł z pokoju i zbiegł po schodach. Był tym wszystkim
wystarczająco poirytowany, by roznieść cały dom w puch. Zatrzymał się na
ostatnim stopniu i złapał beżowej, lakierowanej poręczy.
-
Niespodzianka – Rzekła Camila, która stała obok obcego Adamowi
chłopaka. Tuż za nią stali Monte, Longineu, Sasha oraz Taylor, trzymając
w rękach napoje i paczki z jedzeniem. Wszyscy członkowie zespołu byli
zadowoleni i radośni, prócz Camili oraz nieznajomego, na twarzach
których malowały się podejrzane uśmiechy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz