niedziela, 20 maja 2012

Odc. 55: Zaczekaj na mnie

Wielkie dzięki  zakomentarze pod ostatnim odcinkiem, rozpisałyście się! :) Zapraszam na najnowszypart. Uwaga: najdłuższy ze wszystkich tutaj opublikowanych :) Pozdrawiam!

Fanpage Piaskowy Gołąb


Zaczekaj na mnie

Choć muzyka tego wieczoru była świetna, a didżej wykonywał swoją robotę najlepiej jak potrafił, Tommy nie bawił się najlepiej. Siedział na krawędzi skórzanej kanapy, przysłuchując się rozmowie pozostałych członków zespołu. Wpatrywał się w bezbarwny trunek wypełniający szklankę i podparł się łokciami o kolana, zerkając na zegarek. Po chwili Sasha wstała i zaczęła wyciągać przyjaciół na parkiet; choć ci byli oporni, zdecydowali się zatańczyć do kilku piosenek. Basista został sam i zacisnął powieki, czując w głowie niesamowity szum. Pragnął zanurzyć się w ciepłej, świeżej pościeli i wtulić zmęczone ciało w tors Adama. Po chwili obca dłoń spoczęła na jego szczupłym ramieniu.
- Lecimy do hotelu?
Gdy uniósł głowę zobaczył Isaaca, podpierającego się o ścianę. Tommy kiwnął głową i nie bacząc na zostawione przez przyjaciół torby, ruszył w stronę drzwi wyjściowych. Pchnął je resztkami sił i przekroczył próg. Niesamowita cisza była ukojeniem dla jego przytępionych zmysłów, a chłodne powietrze nieco roztrzeźwiło pijany umysł. Słysząc za sobą kroki perkusisty, wsiadł do taksówki.
- Kinkerbuurt – Rzekł, opuszczając powieki.
***
Isaac przepchnął się i wszedł do pokoju jako pierwszy. Po omacku dotarł do włącznika światła, namierzył łóżko i ruszył w jego stronę. Bezwładnie opadł na kremową pościel, wzdychając przy tym głęboko.
- Nie zaśnij, Adam wróci i nie będzie miał się gdzie położyć… - Powiedział Tommy, odgarniając do tyłu grzywkę. Czuł w nogach potworny ból, będący wyrazem zmęczenia.  Usiadł na łóżku i pochylił się do przodu, by rozwiązać buty. Zakołysał się niebezpiecznie.
Isaac ułożył się na boku i przyciągnął do siebie poduszkę, wtulając w nią głowę – Ty śpisz z Adamem?
Ratliff odwrócił głowę i zamrugał dwukrotnie. Uniósł brwi – Co w tym dziwnego?
Carpenter wzruszył ramionami i otworzył oczy – Ja nie kładę się do łóżka z moimi kolegami.
- Ale to nie jest mój kolega – Wybełkotał Tommy, kładąc się obok perkusisty – To mój facet.
Brunet podparł się na łokciach – Nie ma mowy, przecież ty jesteś hetero.
- Na początku zgrywałem hetero, a całowaliśmy się dla zabawy – Uśmiechnął się Tommy, tępo patrząc w sufit – Później wszystko się zmieniło. Cholera, uwielbiam go. Jest niesamowity.
Isaac pokręcił głową – Najpierw kobiety, a potem nagle facet?
Ratliff roześmiał się i przyłożył dłoń do czoła – Żebyś wiedział, że tak było. Bałem się związków, miałem uprzedzenie do kobiet, Adam stał się moim przyjacielem, później górę wzięły emocje. Walczyłem ze sobą, ale okazało się, że niepotrzebnie. Sam powiedz, nigdy nie myślałeś o mężczyźnie? – Spytał basista, zwracając wzrok w kierunku perkusisty.
Isaac speszył się nieco – Chyba nie.  
Tommy uśmiechnął się pod nosem – Muszę pilnować Adama. Jesteś w jego typie.
Isaac uniósł brwi i zaniemówił na moment. Ratliff zaśmiał się i opadł na poduszkę.
- Żartowałem.
Wpatrywał się w białą jak kartka papieru ścianę. Zerknął na swojego towarzysza – Weź się wynieś do drugiego pokoju, chyba nie będziesz spał w jednym łóżku z potencjalnym sprawcą napadu na twój tyłek.
Perkusista odwrócił się plecami do blondyna i ziewnął głośno – Zgaś światło, jestem zmęczony – Po chwili zdecydował się odwrócić twarzą w stronę blondyna, na co ten zareagował głośnym śmiechem.
- Tak Isaac, prawidłowo, widzę ten strach w oczach, zbliża się godzina zero.
Carpenter teatralnie pokręcił głową i westchnął pod nosem. Nie mogąc znieść nic nieznaczącej paplaniny, zasłonił wrażliwe uszy poduszką.
***
- Witam – Rzekł podstarzały mężczyzna, wyłaniając się zza lady – Pan Lambert, mam rozumieć? – Spytał, zakładając na nos duże okulary.
Adam uśmiechnął się i kiwnął głową – Zgadza się.
- Świetnie, otworzyłem dziś zakład, by być do pańskiej dyspozycji. Czego szukamy? – Mężczyzna zaczął się rozglądać po ladach pełnych imponującej biżuterii.
Brunet uśmiechnął się dumnie – Pierścionka zaręczynowego.
- Dla tej uroczej damy? – Spytał z uśmiechem mężczyzna, chyląc się przed Brooke, na policzkach której pojawiły się rumieńce.
Adam delikatnie objął dziewczynę – Niestety nie – Ucałował ją w policzek – Dla mojego chłopaka.
Mężczyzna kiwnął głową i stanął przed jedną z gablot. Przypatrywał się biżuterii i milczał zamyślony. Przeczesał palcami swoje siwe włosy i zastukał w grube szkło.
- Ceni luksus?
- Jest raczej skromny – Odparł Adam, podchodząc do mężczyzny, gdy ten oddalił się od rubinów.
- Otwarty, rozrywkowy?
Lambert pokiwał głową – Zupełnie przeciwnie.
Starzec minął dwa filary i stanął przed oszkloną ścianą wielokolorowych kamieni – W takim razie łagodny i ciepły?  Znalezienie właściwego pierścionka zaręczynowego to poważna sprawa. Gdy jest dopasowany indywidualnie, ma znacznie większą wartość.
Lambert zacisnął na moment wargi i zamyślił się – Łagodny…? Raczej impulsywny.
Mężczyzna oparł się dłonią o ladę, na jego twarzy pojawił się wyraz poirytowania – Panie, z kim pan się związał?
Adam roześmiał się – Może pomogę? Silny, porywczy, sentymentalny. Ciężki, zadziorny charakter. Za to szlachetny, wierny.
- Kłótliwy, ale ma dobre serce – Dodała Brooke, zbliżając się do przyjaciela.
Mężczyzna usiadł na krześle i wziął głęboki oddech. Wpatrywał się w drzwi, co zaniepokoiło Adama. Lambert zerknął porozumiewawczo na tancerkę i nieznacznie wzruszył ramionami.
Zmęczony głos przerwał panującą ciszę – Czerwony spinel. Królewski, niezwykle rzadki. Niepopularny, za to mający wielką wartość.
- Wolałbym ciekawszą kombinację – Rzekł Adam, zbliżając się do lady. Zatrzymał wzrok przy najmniejszej z gablot – Czarna perła.
Mężczyzna roześmiał się serdecznie – Proszę się nie gniewać, ale to już duży wydatek.
- Cena nie gra roli – Rzekł Lambert, czując narastające podniecenie na myśl, że niebawem przedmiot jego wyboru znajdzie się na jednym z palców Ratliffa – Spinel, perła i brylant.
- Adam! – Syknęła Brooke i założyła ręce na piersi. Czarnowłosy uśmiechnął się do niej i wzruszył ramionami – Srebrna szyna i trzy kamienie. To będzie świetna kombinacja.
Jubiler z aprobatą pokręcił głową – Tajemniczość, namiętność i szlachetność. To pan wybrał.
- Idealnie – Czarnowłosy kiwnął głową – Tak właśnie miało być. Kiedy go dostanę?
Staruszek sięgnął po stary notes i otworzył na jednej z ostatnich stron. Mruknął coś pod nosem i zastukał palcem w kartkę.
- Do dwóch tygodni. Zadbam o priorytet.
***
Brooke szła środkiem korytarza, raz po raz zerkając w stronę wokalisty.
- Wiesz już, kiedy to nastąpi? – Spytała z zaciekawieniem.
Adam uśmiechnął się ciepło – Wybiorę właściwy moment. Nie martw się, będziesz przy tym obecna. Kochanie, pójdę już do pokoju, jestem wykończony – Zatrzymał się przed drzwiami i zerknął na zegarek. Wskazówki złotej tarczy pokrywały się z cyfrą numer trzy.
- To będzie piękny pierścionek. Raffi wpadnie w zachwyt – Rzekła, przytulając się do czarnowłosego – Dobranoc, do zobaczenia jutro – Dodała i z uśmiechem ruszyła w głąb korytarza.
Adam wziął głęboki oddech i nacisnął klamkę, która ugięła się bez oporu. Wszedł do pomieszczenia. Znieruchomiał, gdy ujrzał swojego chłopaka oraz nowego perkusistę w jednym łóżku. Choć dzielił ich dystans i obaj byli ubrani, pierwsze wrażenie było zaskakujące. Lambert rzucił torbę na podłogę, zdjął po drodze buty i usiadł na krawędzi łóżka, biorąc głęboki oddech. Przed oczami nadal błyszczały mu szlachetne kamienie, jeden piękniejszy od drugiego. Wiedział, że przed nim najtrudniejsze – zaaranżowanie oświadczyn. Skromne i przypadkowe? Czy może zapadające w pamięci i całkowicie zaskakujące? Odwrócił się, by spojrzeć na Isaaca; ten spał odwrócony plecami. Po chwili poczuł delikatny dotyk na swej dłoni; Tommy uniósł powieki.
- Dopiero wróciłeś? – Spytał niemal szeptem, ziewnął przy tym cicho.
Brunet z uśmiechem odgarnął grzywkę z twarzy chłopaka i przypatrywał się mu – Tak. Wszystko w porządku. Mam spać z wami? – Choć nie była to przyjemna wizja, stał się na tyle śpiący, że z chęcią padłby nawet na dywan.
- Jasne, kładź się – Rzekł blondyn, robiąc trochę miejsca z brzegu łóżka. Gdy jego skóra zetknęła się z nagimi plecami Isaaca, poczuł elektryzujący dreszcz. Gdy Adam zgasił światło i dotarł do łóżka, basista przytulił się do jego ciała i zmrużył oczy. Kąciki jego ust wygięły się w delikatnym uśmiechu; właśnie tego rodzaju bliskości potrzebował. Kolejne minuty upływały spokojnie i powoli, okrywając ich pokój aurą senności.
Adam ziewnął ospale i wtulił się w poduszkę. Był zmęczony tak długim dniem. Jego telefon zawibrował dwukrotnie. Sms. Zastanawiał się, czy rozbudzić się, by przeczytać i tak mało znaczącą wiadomość. Ciekawość była silniejsza. Sięgnął po telefon i przeczytał krótki tekst.
Kris Allen: Adam! Brak mi słów! Co to miało być?
Lambert uśmiechnął się do siebie. Wiedział co jego przyjaciel ma na myśli. Odpisał po chwili.
Adam Lambert: Trawka, emocje i mój gorący facet. Nie mogłem się powstrzymać.
Opuścił powieki, wzbraniając się przed przywoływaniem wspomnień minionej nocy. Po chwili otworzył oczy; Tommy oddychał spokojnie. Wyglądało na to, że spał. Odpowiedź przyszła szybciej niż mógł się tego spodziewać.
Kris Allen: Patrzę na was trzeci raz. Allison niemal wpadła w rozpacz, że nie mogła się zjawić w Amsterdamie i zobaczyć tego na żywo.
Adam uśmiechnął się szeroko. Lubił niewinny flirt.
Adam Lambert: A ty? Chciałbyś to zobaczyć na żywo?
Zaśmiał się cicho. Wyobraził sobie minę Krisa, który w takich chwilach zwykle wpadał w zakłopotanie. Brunet westchnął, mając przed oczami sceny z ostatniego koncertu. Każdy moment ściśle dotyczył jego blondwłosego chłopaka. Przygryzł wargę, czując jak podniecenie powoli rozpływa się po jego zmęczonym ciele. Telefon zawibrował.
Kris Allen: Chciałbym w tym uczestniczyć.
Adam otworzył szeroko oczy i wpatrywał się w kilka słów, których absolutnie nie śmiał przewidywać. Odpowiedź na zaczepkę czy szczere wyznanie?
Adam Lambert: Jesteś pijany…
Brunet przetarł dłonią zmęczone oczy i ziewnął, ponownie wtulając się w poduszkę. Jego próba zaśnięcia ponownie została przerwana. Choć bardzo nie chciał widzieć przed oczami Krisa, jego obraz pojawiał się nieprzerwanie. Uśmiechnięta twarz, idealne rysy, świetna sylwetka… Przypomniał sobie fantazję, którą miał w głowie w dniu ostatniego spotkania z finalistą Idola. On, Kris i Tommy. Perwersyjna, gorąca kombinacja. Podniecające, długie pocałunki, impulsywny dotyk w trójkącie przystojnych facetów.
- Ta noc nie ma końca… - Rzekł zaspanym głosem blondyn – Isaac się rozpycha…
- Zrzuć go… - Mruknął Adam, wyczekując odpowiedzi. Poczuł dreszcz niepewności, gdy telefon zawibrował po raz kolejny.
Kris Allen: Tylko trochę ;) Ale na poważnie, czasami mam ochotę spędzić trochę czasu sam na sam z mężczyzną. Strasznie mnie to kusi…
Adam westchnął cicho i odłożył telefon. Poczuł dłoń blondyna w okolicy swojego brzucha. Czuł, że to niebezpieczne. Delikatne palce powoli przesuwały się w dół, aż natrafiły na linię bielizny.
- Przyznaj się o czym piszesz, bo widzę, że bardzo się podoba – Rzekł bezpretensjonalnie Ratliff.
Lambert nie miał ochoty owijać w bawełnę – Krisa ciągnie do facetów.
Tommy otworzył oczy – I to tak cię podnieca?
- Nie – Odparł wokalista – Podnieca mnie wizja, w której widzę siebie, jego i ciebie – Tak bardzo chciał odpędzić od siebie wizję nagich ciał, wijących się spazmatycznie we wszechogarniającej ekstazie. Każda próba zmiany toru myślenia stawała się nieudolna; przeklął w myślach, że nie potrafi się opanować.
Zapadła długa cisza, którą przerwał głuchy jęk.
- Zaskoczyłeś mnie… - Rzekł Ratliff, sprawiając wrażenie całkowicie rozbudzonego – Nigdy nie wspominałeś o trójkącie.
- Bo nie potrzebuję nikogo innego – Odparł – Ale niedoświadczony, pociągający hetero, ciekawy świata, do którego wstęp mają tylko faceci obcujący ze sobą… Wybacz, nie powinienem. To tylko fantazja.
Odpowiedzią Tommy’ego był gest. Zwinna dłoń wślizgnęła się pod materiał bielizny; ciszę panującą w pokoju przerwało głośne syknięcie przypominające zachłyśnięcie się powietrzem.
- Kochanie, Isaac jest obok… - Szepnął, spoglądając na perkusistę.
- Przecież lubisz ryzyko… - Na twarzy basisty zagościł nieprzyzwoity uśmiech. Ten, który oznacza, że przygoda dopiero się zaczyna. Zbliżył się do twarzy Adama; czarnowłosy poczuł palący oddech w okolicach swojej szyi. Zmrużył oczy, gdy do jego uszu zaczęły dobiegać ciche szepty, szczegółowo i pikantnie opisujące zdarzenie, które właśnie miał w głowie. Zatrzymał powietrze w płucach i uchylił powieki, by zerknąć w stronę Tommy’ego. Tak bardzo lubił zatracać się w odmętach swoich pragnień.
***
Nim wybiło południe, przyjaciele byli już po obiedzie. Większość zespołu wyruszyła na przedmieścia Amsterdamu, by skorzystać z ostatnich dni spędzanych w Europie. Niektórzy jednak musieli wyjaśnić kilka spraw, co zmusiło ich do pozostania w hotelu.
Tommy usiadł tuż obok Adama i westchnął cicho. Wiedział, że to nie będzie przyjemna rozmowa. Uniósł wzrok, by spojrzeć w niebieskie tęczówki.
- Miałeś rację, zachowałem się trochę bezmyślnie. Możemy zacząć od Tiffany? – Zaproponował, wspominając imię dziewczynki. Adam zgodnie kiwnął głową.
Blondyn zacisnął wargi i rozejrzał się po pomieszczeniu – Jest duża szansa na to, że jestem ojcem. Wiem, że zrobienie testów będzie nieuniknione, ale wstrzymam się z tą decyzją. Na razie nie chcę znać prawdy. Jednak jest coś, na czym bardzo mi zależy.
Adam uniósł brwi – No słucham.
- Chciałbym wystąpić o czasową opiekę.
Lambert westchnął głośno – To do niczego nie prowadzi. Dasz jej szansę, a później wszystko odbierzesz. Wierz mi, lepiej żebyś w ogóle nie pojawił się w życiu tego dziecka niż miał dać namiastkę szczęścia, a potem zniknąć.
- Nie, to nie tak – Odparł blondyn – Będę quazi-opiekunem. Zabierzemy ją czasami na koncert, pójdziemy na spacer, do kina…
- Tommy – Adam zacisnął dłonie w pięści – Nie.
- Ale czemu jesteś taki oporny?
- W życiu trzeba być konsekwentnym. Kochanie – Rzekł, biorąc chłopaka za rękę – Nie dorosłeś do tego, wierz mi. To nie jest ten czas. Masz wystarczająco wiele problemów.
Ratliff westchnął cicho – Dobrze. Odłożę tę decyzję. Chciałbym wierzyć w to, że masz rację.
- Mam – Rzekł zdecydowanym tonem Adam – Zaufaj mi. Odłóżmy na razie ten temat – Przedłużysz kontrakt z moim zespołem?
- Nie – Odparł Tommy.
Czarnowłosy wstał z kanapy i zrobił kółko po pokoju. Jego zdenerwowanie stopniowo sięgało zenitu – Świetnie.
- Ja się po prostu źle czuję w centrum uwagi – Westchnął blondyn – Chciałbym grać krzykliwą, gitarową muzykę w małych, zatęchłych klubach. Nie odchodzę dlatego, że Monte trzyma pozycję, na którą liczyłem. Po prostu chcę spróbować czegoś nowego.
- To może mnie wymień na inny model, co? – Adam rozłożył ręce – Jak na tak nieśmiałego i zamkniętego faceta dość szybko nawiązałeś z nim kontakt.
- Masz na myśli Isaaca? – Spytał niepewnie Ratliff, po czym zaśmiał się nerwowo – Ty żartujesz, prawda?
- Już nie wiem czym jeszcze możesz mnie zaskoczyć – Rzekł cicho Adam, udając się do kuchni.
Basista założył ręce na biodra i wpatrywał się tępo w ścianę. Odwrócił się, by spojrzeć na czarnowłosego. Wyciągnął z kieszeni telefon, wybrał numer i przyłożył urządzenie do ucha.
- Isaac? Pokój czterdzieści pięć, przyjdź tu.
Adam odwrócił głowę i oparł ręce o ladę. Wpatrywał się w blondyna z zaciekawieniem.
- Tak bardzo lubisz kusić los? – Rzucił pretensjonalnie – Nie ufasz mi? Może utwierdzę cię w przekonaniu, że faktycznie na to zaufanie nie zasługuję?
Adam przewrócił oczami i westchnął – Tommy, cholera jasna, opanuj się…
Klamka drgnęła, a drzwi uchyliły się nieśmiało. Carpenter przekroczył próg pokoju i uśmiechnął się do Adama, który kiwnął do niego głową na znak przywitania. Lambert zerknął na Tommy’ego; na jego twarzy malował się zawistny uśmiech. Blondyn pewnym krokiem podszedł do perkusisty, złapał go odważnie w pasie i wpił się w jego usta, całkowicie pozbawiając bruneta tchu. Momentalnie się od niego odsunął, obrzucił Adama prześmiewczym spojrzeniem i wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami. Wokalista przeklął pod nosem. Poczuł jak wzbiera się w nim bezgraniczna wściekłość.
- Kurwa mać! – Krzyknął, opuszczając pokój. Dogonił Ratliffa i w przypływie agresji przybił go do jednej ze ścian. Tracił nad sobą panowanie.
- No dalej, uderz mnie! – Wrzasnął blondyn, całkowicie poddając się silnym gestom Adama – Udowodniłem ci, że ciągle szukam nowych przygód, jeszcze ci mało?!
Lambert wpatrywał się w brązowe oczy pełne strachu i niepewności. Czuł pod palcami drżenie szczupłego ciała, histerię. Wiedział, że on ma kontrolę w tym zajściu.
- Musisz panować nad emocjami.
- Kiedy ty mnie ciągle wyprowadzasz z równowagi! – Rzucił Tommy, próbując wyszarpać się z silnego uścisku. Czuł ból w okolicach ramion, którego nie dał po sobie poznać – Nie da się z tobą rozmawiać o poważnych sprawach! Ciągle to ty masz, kurwa, rację! – Wrzasnął, gdy jedna ze sprzątaczek wyjrzała zza rogu.
- Mam dosyć twoich durnych wybryków, więc albo…
Przerwał, gdy Tommy próbował się szarpnąć.
- Słuchaj mnie, gdy do ciebie mówię.
-  Odpieprz się i mnie puść.
- ZACZNIJ ZACHOWYWAĆ SIĘ DOJRZALE, GÓWNIARZU, BO TRACĘ CIERPLIWOŚĆ – Wrzasnął wściekle Adam. Wiedział, że może sobie na to pozwolić. Że słowami nie zrani Ratliffa, a jedynie przywróci go do porządku. Spodziewał się, że zostanie odepchnięty i zignorowany, a stało się zupełnie inaczej. Basista wbił wzrok w podłogę i przestał się szamotać. Uścisk zelżał. Nie stać go było na jakiekolwiek słowa. Stał przed Adamem, sprawiając wrażenie zbitego szczeniaka. Choć Lambert pragnął go teraz przytulić, postanowił nie odpuszczać tak łatwo. Cofnął się i ruszył w przeciwnym kierunku. Nie mógł jednak iść dalej. Ciche „Adam, zaczekaj” sprawiło, że momentalnie się zatrzymał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz