niedziela, 20 maja 2012

Odc. 51: Ku jutrzence dnia

Heeej! :) Jak się macie? Ja niemal przed chwilą skończyłam sesję i mam trochę luzu. Wielkie dzięki za komentarze pod ostatnią notką! :)) To miłe, że zostawiacie po sobie ślad, lubię to :)
Witaj Renatko! :)
Zapraszam do czytania.

Ku jutrzence dnia

- Jak z nim? Trzyma się czy jest źle?
- Wczoraj było źle. Lekarz powiedział, że to w wyniku szoku.
- Myślisz, że to minie?
- Na pewno. Kwestia czasu. Nie byli ze sobą na tyle zżyci, by długo to przeżywał. Jeśli nic nie pomoże, poproszę o pomoc psychologa.
Głosy Brooke i Adama docierały do jego uszu. Pozorując sen, wsłuchiwał się w rozmowę.
- A ty? Jak się z tym czujesz?
- W porządku. Nie znałem jej, nie lubiłem. No ale Tommy nie jest mi obojętny, to jasne. To o niego się martwię. Jest silny, myślę, że niebawem się otrząśnie.
- Adam, ja wiem, że to może nie jest najlepszy czas, ale niebawem są walentynki.
- Nawet nie wiem, czy Tommy je obchodzi. Pomożesz mi coś zorganizować?
- No jasne!
Tommy uniósł powieki, po chwili usiadł i ziewnął ospale. Brooke i Adam zwrócili się w jego stronę.
- Długo spałem? – Spytał, spuszczając nogi z łóżka. Czuł się źle, szumiało w uszach, zimne dreszcze dokuczały mu przez całą noc.
Adam uśmiechnął się – Jest dwunasta. Należał ci się odpoczynek.
Ratliff przetarł oczy i podszedł do czarnowłosego. Nieśmiało oparł głowę o jego ramię – Jedźmy do domu Pauli. Chcę zabrać moje rzeczy.
***
Tommy przekroczył próg mieszkania, a wszystkie wspomnienia ponownie otworzyły świeże rany w jego sercu. Rozejrzał się dookoła i wziął głęboki oddech. Wiedział, że musi być twardy, nie chciał sprawiać Adamowi problemów i przykrości. Spojrzał na wokalistę, który stał przy oknie, wpatrując się w przejeżdżające samochody. Tommy podszedł do najbliższej szafki i otworzył ją.
- Chcę złożyć dokumenty do domu pogrzebowego. Poczekasz, aż znajdę?
- Jasne – Odparł Adam, siadając na krawędzi łóżka. Sięgnął po leżącą tam książkę.
Ratliff znalazł dwie teczki i usiadł przy biurku. Nie znosił tego miejsca; było ciemne, ponure i kryło w sobie wiele przykrych tajemnic. Czuł jednak, że ciążyły nad nim obowiązek i swego rodzaju powinność. Wyjął kilkanaście kartek, przeglądając ich tytuły. Na szczęście były zapisane w języku angielskim; musiały być wydane jeszcze przed zamieszkaniem w Niemczech.
- Odpis skrócony aktu urodzenia jest potrzebny? – Spytał Tommy, sięgając po dokument. Ziewnął cicho, nie kryjąc zmęczenia.
- Chyba tak – Odparł Adam, przeglądając książkę. Rozpiął płaszcz; w pomieszczeniu było wyjątkowo ciepło.
Ratliff przeglądał dokument – Tu jest chyba błąd – Stwierdził, wczytując się ponownie – Tiffany Joe Hardwick urodzona w… co do jasnej… - Podszedł do okna, by lepiej przyjrzeć się zapisom. Adam uniósł wzrok znad ilustrowanego podręcznika dla mechaników
- Co jest? Coś nie tak?
Tommy rozchylił wargi – Urodzona  15 maja 2002 roku w zakładzie karnym w stanie Kalifornia… - Usiadł na parapecie, nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Zbladł.
Adam wstał, podchodząc do basisty – Kto to?
- Wygląda na to, że moja córka.
Panującą ciszę przerwał nerwowy śmiech Lamberta – Co? Co…?
Tommy milczał wpatrując się w kartkę – Rozstaliśmy się ponad pół roku wcześniej. Nigdy nie mówiła na ten temat… Z resztą… Tiffany Joe, po co nadałaby córce… nie, to nie może być prawda – Wstał i zaczął krążyć po pokoju. W jego głowie panował totalny chaos, paraliżujące zimno przeszyło jego ciało. Podszedł do teczki dokumentów, próbując znaleźć coś jeszcze. Po chwili w jego ręce wpadła kolejna kartka
- Raport z domu dziecka. Czyli ta dziewczynka żyje – Rzekł Tommy, opierając się o fotel – I ma dziesięć lat.
Adam był w takim szoku, że nie potrafił wydusić z siebie żadnego słowa. Po chwili jednak zdobył się na zwięzły komentarz – Pewnie jest podobna do ciebie – Podszedł do Ratliffa, kucając przed nim – Tommy, ja nie wiedziałem…
- Ja też nie – Blondyn pokiwał głową – To wcale nie musi być moja… jak to brzmi – Pokręcił głową – moja córka, nie wiem czy byłem jedynym facetem Pauli w tamtym czasie.
Na twarzy Adama pojawił się radosny uśmiech – Być może jesteś ojcem…
Ratliff roześmiał się – Nie, nie wierzę w to. Po prostu nie wierzę – Odchylił głowę, rozmasowując kark.
- To bardzo prawdopodobne – Odparł Adam, przeglądając dokument – Rubryka dotycząca danych ojca jest niewypełniona. Pewnie nie chciała zwalać na ciebie problemów. Sam jeszcze byłeś dzieckiem.
Blondyn pokiwał głową i podparł się łokciami o kolana. Po chwili wstał, podszedł do szafki i zaczął szukać czegoś jeszcze. Liczył na znalezienie jakichkolwiek fotografii; niestety, w jego ręce nie wpadła nawet jedna. Adam rozejrzał się po pomieszczeniu i wsunął palce w kieszenie spodni
- Chodźmy stąd, nie lubię tego miejsca. Wolę porozmawiać w hotelu.
***
Tommy po omacku wybadał klamkę i ulegając pocałunkom Adama objął jego kark. Gdy drzwi otworzyły się, wpadli do pokoju. Lambert trzasnął drzwiami, przyciskając do nich szczupłe ciało blondyna, który zacisnął powieki. Poczuł miękkie wargi na swojej szyi, po chwili silne dłonie łapiące go za biodra. Uwielbiał mocny uścisk Adama. Złapał bruneta za włosy i wpił się zachłannie w jego usta, prowadząc go w stronę łóżka. Upadli na miękką pościel, nie przerywając gry. Po chwili rozbrzmiał dźwięk rozpinanego zamka błyskawicznego; Adam ściągnął z ramion Ratliffa skórzaną kurtkę i zaczął dotykać jego ciała, wprowadzając chłodne od mrozu dłonie pod ciemną, cienką koszulkę. Gdy ich spojrzenia spotkały się, wpadli w kolejny, gorętszy pocałunek rozpalający ich ciała.
Po chwili rozległo się głośne pukanie, przerwane wejściem Brooke oraz Montego.
- Jezu, wychodzę – Rzekł gitarzysta, lecz po chwili tancerka złapała go za ramię.
Adam wraz z Tommym spojrzeli na nieproszonych gości
- Słucham? – Lambert starał się zachować grzeczny ton głosu mimo silnego poirytowania.
- Longineu odchodzi – Rzekł Monte, zakładając ręce na piersi.
- Jak to odchodzi? – Adam usiadł, odgarniając potargane włosy – Tak po prostu?
Brooke westchnęła – Czemu wytwórnia i menadżer o tym wiedzą, a my nie?
Czarnowłosy pokręcił głową – Zaraz wracam – Rzekł do Ratliffa, który westchnął pod nosem, wpatrując się w sufit. Monte wyszedł za Adamem, dogadując na temat zespołu.
***
- Jesteśmy dorosłymi ludźmi, którzy rozwiązują problemy i podejmują decyzje otwarcie czy traktujemy tę pracę jak banda gówniarzy?!
- Adam, spokojniej! – Przerwała mu Sasha – Wyrzuciłeś Camilę za to, że dobierała się do twojego faceta, a oceniasz Longineu?
Lambert roześmiał się – Słucham? Wyleciała, bo nas okłamywała – Rzekł silnym tonem.
- W takim razie gratuluję takiego traktowania przyjaciół – Mruknęła, siadając na kanapie.
Adam westchnął i założył ręce na biodra – Kochanie, przepraszam. Mam wystarczająco dużo problemów w prywatnym życiu, żeby dodatkowo denerwować się pracą. Nie chcę dłużej dyskutować na ten temat, musimy znaleźć perkusistę i grać dalej.
- Podobno już go mamy – Rzekła Brooke – Isaac, ma doświadczenie. Menadżer ustawi nas na wspólną próbę po najbliższym koncercie.
Brunet zacisnął wargi – Czemu ja się dowiaduję tego od ciebie a nie od człowieka, który prowadzi moją karierę?
- Naszą – Rzekł Monte.
- Naszą – Sprostował Adam – Ta rozmowa nie ma sensu. Muszę skontaktować się z wytwórnią. Dobranoc wszystkim – Poklepał Longineu po plecach i opuścił pomieszczenie. Wypuścił z ust powietrze i pchnął drzwi swojego pokoju
- Czasami mam wraż… - Nie zdążył dokończyć zdania. Tommy rzucił mu się na szyję, objął go z całych sił i dał się porwać namiętności, która nim zawładnęła. Adam miał wrażenie, że jego ciało zostało sparaliżowane; poddał się dotykowi, za którym tak bardzo tęsknił. Gdy dłonie blondyna sięgnęły paska spodni, Adam uchylił powieki
- Tommy, jest coś o czym muszę ci powiedzieć.
Ratliff uniósł wzrok, czując nieprzyjemne ukłucie w żołądku – Co jest?
Lambert westchnął i przez chwilę wpatrywał się w sufit. Spojrzał w brązowe tęczówki
- Paula była zarażona.
Patrzyli na siebie w milczeniu – Adam, nie…
Wokalista złapał chłopaka za dłonie – Jestem pewien, że jesteśmy zdrowi, ale powinniśmy zrobić test. Dla pewności i komfortu. Powiedz mi szczerze, zastanów się dobrze – Odgarnął jasny kosmyk z czoła basisty – Czy mogła potencjalnie zaistnieć sytuacja, w której mieliście kontakt?
Ratliff nie odzywał się. Patrzył tępo w ścianę, po dłuższej chwili wzruszył ramionami
- Nie.
- A jest możliwe, że była chora, gdy spotykaliście się już dawno temu?
Tommy westchnął cicho – Kilka lat temu robiłem test. Wynik był negatywny. Nie powinniśmy się martwić… chyba.
Adam pokiwał znacząco głową – Za dużo się dzieje w ostatnim czasie.
- Boję się.
- Nie musisz. Jestem przy tobie.
Brązowe tęczówki spotkały się z niebieskimi – Ja się boję o ciebie. Że to cię przerośnie. Ja dam radę ze wszystkim, wierz mi. Ale… - Zaśmiał się cicho – Wiem, że to absurdalne, ale może uznasz, że twoje życie było kiedyś weselsze. Ciekawsze, beztroskie.
- Tommy… - Na twarzy Adama pojawił się uśmiech. Pogładził delikatną, szczupłą dłoń – Przestań, proszę.
Ratliff zaśmiał się – Wiesz, że w oczach wielu ludzi powinniśmy się leczyć?
Lambert przewrócił oczami i odwzajemnił uśmiech – Ja wiem swoje.
- No to się podziel.
Ujął dłoń basisty i przesunął opuszkami palców po jego palcu serdecznym – Wiem, że tutaj czegoś brakuje.
Tommy rozchylił wargi. Wpatrywał się w Adama, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Po chwili roześmiał się – Chyba muszę się przewietrzyć – Zmierzwił brunetowi włosy i sięgając po paczkę papierosów ruszył w stronę balkonu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz