JMM’e –
sprawa ciąży będzie wyjaśniona już niebawem. W sprawie ACTA – pisząc
fanfiction wykorzystuję wizerunek, o czym też mowa w ustawie. Fanart
against ACTA (hasło Drache, pozdrawiam!)
Złe Zło – Czy to Frerad? Kiedy znajdę troszkę czasu przeczytam Twoje opowiadanie, a także fanfic ShadowEyes :)
GlamMonster – mam nadzieję, że podzielisz się jeszcze kilkoma pomysłami :)!
~=^.^= - twoje komentarze mnie zawsze rozbrajają… :D
Śledźcie twittera, gdyż niebawem na Fanfiction Rogogona (w linkach) pojawi się nasz nowy jednopart :)
Vocanda
-
Gotowy? – Spytał Adam, przekraczając próg łazienki. Poczuł zapach
męskich perfum i zbliżył się w kierunku jego źródła. Objął Tommy’ego od
tyłu i złączył z nim swe dłonie. Milczał, gładząc delikatną skórę
chłopaka.
-
Taksówka czeka? – Spytał blondyn, jeszcze raz patrząc w swoje odbicie.
Choć chciał ukryć zdenerwowanie, nie potrafił opanować drżenia rąk.
Adam
westchnął cicho i odgarnął z czoła czarne kosmyki. Odwrócił basistę
przodem do siebie i przytulił go do swojego ciepłego ciała – Już
niedługo będziemy mieć to za sobą – Rzekł łagodnym głosem, a na jego
twarz wstąpił uroczy uśmiech.
Tommy uśmiechnął się mimowolnie. Uwielbiał widzieć radość w oczach ukochanego.
- Boję się. Boję się spotkać Keri, brata… - Gdy Ratliff zaczął wymieniać, czarnowłosy przyłożył palec do jego warg
- Ciii… - Szepnął, patrząc w orzechowe tęczówki – Będę cały czas przy tobie.
Basista
westchnął cicho i ponownie wtulił się w Lamberta. Adam uśmiechnął się
pod nosem i objął ciało niższego od siebie chłopaka.
***
-
Witam po przerwie. Przypominam, sygnatura akt 245, powodem w sprawie
jest Adam Mitchel Lambert oraz Tommy Joe Ratliff urodzony osiemnastego
października 1981 roku. Pozwanymi są Keri Blacksut, Tom Blacksut oraz
Steven Ratliff – Rzekła blondwłosa kobieta ubrana w ciemną togę.
Adam
złączył swe dłonie, przeplatając palce. Wziął głęboki oddech. Zmierzył
wzrokiem ławę oskarżonych i poczuł silne mdłości na widok całej trójki.
Każda minuta dłużyła się niemiłosiernie.
- Czy któraś ze stron chce coś dodać? – Spytała sędzini, spoglądając w kierunku dziewczyny.
Brunetka wstała i spojrzała w stronę Tommy’ego.
-
Gdybyś nie zaczął mnie zdradzać z tym gejem… - Obrzuciła Adama chłodnym
spojrzeniem – Wszystko potoczyłoby się dobrze. Przez ciebie wszyscy
jesteśmy winni – Łzy cisnęły się do jej dużych oczu. Ratliff również
wstał
-
Dorosłość polega na tym, że musimy pogodzić się z wyborami nawet tymi,
wobec których mamy obiekcje. Nie mogłaś mi dać szczęścia – Westchnął – I
ja tobie również nie.
Po chwilowej ciszy, wysoka kobieta ubrana w togę wstała i zaczęła przemowę.
- Będą po naszej stronie – Szepnął Tommy’emu do ucha jego adwokat.
- Wydział karny sądu w stanie Kalifornia podjął decyzję w sprawie numer 245 – Rzekła kobieta, trzymając w dłoni dokument.
Adam miał wrażenie, że robi mu się słabo; zacisnął powieki i wziął głęboki oddech, czekając na decyzję.
-
Zgodnie z paragrafem pierwszym artykułu piętnastego nie podlega karze
za usiłowanie, kto dobrowolnie odstąpił od dokonania lub zapobiegł
skutkowi stanowiącemu znamię czynu zabronionego. Tym samym uznaję
Stevena Ratliff niewinnym dokonania wykroczenia.
Tommy milczał, wpatrując się w swojego brata. Zobaczył na jego twarzy znikomy uśmiech.
Kobieta
kontynuowała – Skazuję Keri Blacksut za podżeganie i spiskowanie
przeciwko Tommy’emu Ratliff na karę pozbawienia wolności na okres trzech
lat. Zgodnie z artykułem numer 148 kodeksu karnego sąd stanu Kalifornia
uznaje Toma Blacksut winnym dokonania zbrodni i skazuje na piętnaście
lat pozbawienia wolności za próbę usiłowania zabójstwa przy użyciu broni
palnej, narażając na niebezpieczeństwo świadków zajścia oraz za
spowodowanie uszczerbka na zdrowiu, uniemożliwiającego czasowe
wykonywanie zawodu. Sprawę uważam za zamkniętą – Rzekła kobieta,
zamykając teczkę z dokumentami.
Ratliff odetchnął i przymknął oczy, a tuż po chwili poczuł silną dłoń na swoim ramieniu
- Powinni im dać dożywocie – Rzekł Lambert, zaciskając palce na barku chłopaka – Jak się czujesz?
Tommy
nie odpowiedział. Zacisnął wargi i bez słowa udał się w stronę drzwi
wyjściowych. Pchnął je i szedł korytarzem nie zważając na innych ludzi.
Po chwili silne ramiona powstrzymały go przed wykonaniem kolejnego
kroku; nie znosił tego, odwrócił się.
-
To dla nas wszystkich jest bardzo trudne, ale staraj się opanować
emocje – Powiedział cicho Lambert, nie chcąc wzbudzać sensacji.
Poluzował krawat pod szyją i rozpiął guzik białej, eleganckiej koszuli.
Tommy
zwrócił wzrok ku Stevenowi, który po chwili znalazł się tuż przy parze
mężczyzn. Rozpiął marynarkę od garnituru. W jego oczach malowała się
niewytłumaczalna radość.
- Przykro mi – Rzekł, wpatrując się w oczy blondyna. Ten zacisnął dłonie w pięści
- Powinieneś siedzieć w jednej klatce z tymi szczurami, sukinsynu – Rzekł półgłosem przez zaciśnięte zęby.
Mężczyzna wzruszył ramionami i wyciągnął rękę – Zgoda?
Na twarz blondyna wstąpił nieznaczny, sarkastyczny uśmiech – Dowcipny.
-
Jak zawsze – Odparł chłopak i odwrócił głowę – Tym razem
sprawiedliwości nie stało się zadość… Chyba masz z kimś do pogadania –
Rzucił, by po chwili zniknąć w końcu korytarza.
Tommy
zamarł, gdy stanęła przed nim para dorosłych ludzi. Zarówno kobieta jak
i jej partner byli niskiego wzrostu, oboje posiwieli, o smutnych
twarzach. Adam nie musiał pytać; choć widział tych ludzi po raz
pierwszy, nie miał wątpliwości kim oni są. Reakcja blondyna
przeświadczyła go w przekonaniu.
- Witaj – Rzekł mężczyzna, poklepując basistę po ramieniu. Chłopak był wyraźnie zaskoczony
- Dzień dobry – Rzekł po chwili, sprawiając wrażenie, jakby małżeństwo stanowiło parę intruzów.
Wymowna cisza trwała nie dłużej niż kilka sekund.
-
Jak się czujesz? – Spytała w końcu kobieta, ściskając w dłoni skórzaną,
brązową torebkę. Odgarnęła z czoła kosmyk włosów – identycznie jak
robił to Tommy.
Ratliff wskazał na swoją dłoń, przywołując przykre wspomnienia – Jest lepiej. Coraz lepiej.
Mężczyzna powoli uniósł wzrok na Adama. Lambert ubrany w grafitowy garnitur prezentował się niezwykle elegancko.
- Pan pracuje z naszym Tommym, tak?
Czarnowłosy poczuł nieprzyjemny dreszcz, przemierzający linię jego kręgosłupa
- Tak. Jest moim gitarzystą – Rzekł Lambert, siląc się na uśmiech.
- Basistą – Poprawił go Tommy – I nie tylko.
-
Klawiszowcem okazjonalnie też – Dodał Adam, uciekając od tematu
związanego z prywatnością. Niestety; złośliwość i szczerość Tommy’ego
wygrały z oczekiwaniami Lamberta.
- Adam to mój partner – Rzekł Ratliff, ujmując dłoń Adama. Przeplótł swoje palce z jego palcami, obserwując reakcję rodziców. Niezręczna cisza zapadła po raz kolejny – tym razem na dłużej niż poprzednio.
- Partner – Powtórzył ojciec, kiwając głową. Wzruszył ramionami, patrząc na kobietę.
- Myślałam, że spotykasz się z jakąś dziewczyną.
Tommy uniósł brwi – Z moją dziewczyną spotkałem się przed chwilą na sali sądowej.
Państwo Ratliff spojrzeli po sobie, spodziewając się, że to kiepski żart. Nikomu jednak nie było do śmiechu.
Mężczyzna wyciągnął dłoń w kierunku Lamberta, który wyglądał na zmieszanego
-
Joe Timer, miło pana poznać – Rzekł w chwili, gdy ich dłonie uścisnęły
się wzajemnie. Adam przeniósł wzrok na kobietę, ujął jej dłoń i uchylił
się
- Adam Lambert – Przedstawił się grzecznie.
-
Joanna Timer, miło cię poznać. Tommy, Adamie – Rzekła, patrząc na
mężczyzn – Może w czasie powrotu do USA spotkamy się na wspólnym
obiedzie? – Spytała łagodnym głosem. Czarnowłosy zwrócił się ku
blondynowi, który wzruszył ramionami
-
Nie widzieliśmy się od dziesięciu lat, a teraz jak gdyby nigdy nic mamy
razem usiąść do stołu? – Spytał, a w jego głosie pobrzmiewało
rozgoryczenie.
Joe Timer chrząknął i złączył swe ręce za plecami – Być może to właściwy czas, by naprawić relacje?
Tommy zacisnął wargi, by po chwili odetchnąć. Uniósł wzrok, patrząc na Adama
- Nie masz nic przeciwko?
-
Będzie mi bardzo miło – Rzekł z uśmiechem Adam, choć jego zdenerwowanie
sięgało zenitu. Nie spodziewał się, że rodzice Ratliffa z takim
spokojem przyjmą wiadomość o orientacji swojego syna, z którym zupełnie
stracili kontakt. Choć dla wielu to uczucie było czymś naturalnym i
pięknym, Lambert oraz Tommy mieli świadomość, że nie każdy postrzega ich
miłość w podobny sposób.
-
Pozwolicie, że już się pożegnamy – Rzekł mężczyzna – Nasz samolot
odlatuje za dwie godziny. Miło było poznać – Uśmiechnął się do Adama i
poklepał Tommy’ego po ramieniu – Trzymaj się.
Ratliff kiwnął głową i bez słowa wpatrywał się w oddalające się sylwetki.
- Nie spodziewałem się – Rzekł czarnowłosy, obejmując blondyna w pasie – Wrócimy do hotelu?
- Wolałbym raczej lecieć do Berlina, wziąć swoje rzeczy i… - Westchnął cicho – Pożegnać się z Paulą. Czas zamknąć ten rozdział.
Adam pokiwał znacząco głową – W porządku. W takim razie zobaczymy się w Amsterdamie.
- Do zobaczenia – Rzekł Tommy i wspiął się na palcach, by ucałować miękkie wargi Adama. Uśmiechnął się do niego.
- Cześć, skarbie – Odparł cicho Adam i przesunął palcami po plecach blondyna.
Ratliff
uśmiechnął i odwrócił, by ruszyć w stronę wyjścia. Czuł na plecach
wzrok Adama. Świadomość, że ktoś wiecznie przy nim czuwa dodawała mu
siły; siły, której tak brakowało w trudnych chwilach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz