sobota, 19 maja 2012

Odc. 22: Nowy rok

Hej dziewczyny! Rany, Wasze ostatnie komentarze bardzo pozytywnie mnie zaskoczyły, bardzo za nie dziękuję! Mogę Was zapewnić, że wkrótce czekają Was duże emocje :) Nie umiem jeszcze sprecyzować kiedy, ale konkretny pomysł jest już w dużej części wykreowany.
 Chcę Was też poinformować, że dziś wyjeżdżam i wracam za tydzień, 7. sierpnia, dlatego też kolejny odcinek pojawi się chwilę później niż zwykle (także przeczytam Wasze opowiadania po powrocie). W każdym razie będę się starała dodać go jak najprędzej, więc bądźcie czujne! :) A przed wyjazdem napisałam tę część (nie jestem z niej szczególnie zadowolona, ale zależało mi, by nie zostawić was z pustymi rękami) w każdym razie obiecuję poprawę! Już nie mogę się doczekać, kiedy znów spotkamy się na tym blogu, będę tęsknić!
Pati: Tak, uważam, że Adam oraz Tommy stanowiliby świetny, życiowy duet ;) W każdym razie mogę zaliczyć się do wyznawców Adommy mimo że sprawa jest jasna :D
Greczynka: Zgadza się, natknęłam się na dwa opowiadania, w których Camila jest tą złą i świadomie powtórzyłam ten motyw. Cóż, dajmy jej szansę – wszystko może się zmienić :)

Nowy rok

Adam patrzył na nich z wyraźnym zaskoczeniem i choć nie widział Tommy’ego, poczuł jego obecność za swoimi plecami.
- Dobrze was widzieć – Rzekł po chwili i przywitał każdego osobno – A ty? – Spytał stając przed obcym chłopakiem.
- Jestem Steven – Rzekł szatyn trzymając Camilę za rękę. Poczuł ogarniające go uczucie strachu, gdy Adam bacznie mu się przyglądał.
- To nie miejsce dla ciebie – Rzekł Tommy, nie schodząc z ostatniego stopnia schodów – Powinieneś stąd wyjść.
Adam spojrzał na blondyna – Nie bądź taki nieprzyjemny dla nowego gościa. Zaraz zaraz…
Spojrzał na młodego chłopaka a potem na basistę, dostrzegł między nimi duże podobieństwo – Czemu nie mówiłeś, że masz brata?
- Bo nie mam – Warknął Tommy, obrzucił Stevena groźnym spojrzeniem i ignorując kolejne słowa Adama zamknął się w pokoju na górze. Lambert przez chwilę odprowadzał go wzrokiem, a gdy blondyn zniknął za drzwiami, czarnowłosy wzruszył ramionami
- Rozgośćcie się – Rzekł i z uśmiechem wrócił do salonu.
***
- Plan jest prosty – Rzekła ze spokojem Camila, bawiąc się srebrnym pierścionkiem – Adam i Tommy mają nas za parę.
- Myślisz, że uwierzyli? Nie sądzę – Rzekł Steven, wodząc wzrokiem po ciemnym, opustoszałym pomieszczeniu, przypominającym zapomnianą część domu.
- Nie mają podstaw, by nie wierzyć. Teraz wszystko pójdzie łatwo. Będziesz uwodzić Adama, aż ulegnie. Jesteś podobny do Tommy’ego, w dodatku młodszy, bardziej czarujący… Ja będę ofiarą. Kiedy Tommy się dowie, że Adam z tobą flirtuje, a w dodatku, że ja przez to cierpię, zbliży się do mnie.
- To podłe – Rzekł Steven, gasząc niedopałek papierosa w białej popielnicy. Ton jego głosu był mimo wszystko obojętny i chłodny.
- Przecież nienawidzisz Tommy’ego – Rzekła dziewczyna i powoli wstała z ciemnej kanapy.
- Nienawiść to zbyt silne słowo. Po prostu nie jesteśmy ze sobą blisko i nie chcemy być. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem.
- Dostaniesz konkretne wynagrodzenie, więc nadzieje przełóż na realizacje. Powodzenia – Rzekła i opuściła pokój. W pewne chwili ogarnęło ją nieprzyjemne uczucie; by móc uszczęśliwić ukochanego chłopaka, najpierw musiała go zranić. Szybko odsunęła od siebie tę myśl i wkroczyła do salonu pełnego gości, by zająć miejsce tuż obok Neila.
***
Wybiła godzina dwudziesta druga. W domu panował duży hałas, na który składały się rozmowy i głośna muzyka. Tuż przy wejściu do pokoju stali Ratliff oraz Lambert, który z boku obserowali bawiących się ludzi.
- Adam? – Rzekł półgłosem niski blondyn i rozejrzał się wkoło, upewniając się, że nikt go nie słyszy – Nie chcę, by ktokolwiek dowiedział się, że ty i ja…
Adam spojrzał na niego – Czemu?
Ratliff westchnął cicho i przewrócił oczami – Nie jestem na to gotowy. Jeszcze nie. W porządku?
Lambert wzruszył ramionami – W porządku. Zajmę się gośćmi, bo Neil chyba uznał, że to wszystko go przerasta – Dodał z uśmiechem i wszedł w grupę tańczących, młodych ludzi. Tommy usiadł w fotelu i obserwował Taylora oraz Sashę, których tańce wyróżniały się spośród tłumu.
- Cześć – Rzucił Monte, który usiadł tuż obok – Pomóż mi rozwiązać pewną zagadkę.
Tommy spojrzał na gitarzystę i obrysował palcem krawędź swojej szklanki pełnej bezalkoholowego napoju – Słucham – Rzekł od niechcenia.
- Wyobraź sobie chłopaka. Faceta. Taki tam przeciętniak, który jest nudziarzem i zamierza spędzać sylwestra w domu. I nagle znajduje się w domu swojego kumpla z zespołu. I mieszka u niego.
- Monte, o co ci chodzi?- Spytał Tommy, który był już wyraźnie poirytowany – Gdzie widzisz problem?
- O co ci właściwie chodzi? Czemu jego traktujesz inaczej niż nas?
- To nie jest temat na rozmowę – Rzekł Ratliff i dopił napój, a kiedy próbował wstać, Monte przybił go do fotela
- Znowu unikasz wyjaśnień. Cholera, w zespole miało nie być tajemnic, więc czemu żyję w błogiej nieświadomości? – Spytał Monte, tym razem łagodniej.
Tommy wstał i pociągnął go za nadgarstek. Miał dosyć ciągłego marudzenia Pittmana. Wprowadził go do niedużego pokoju, następnie zapalił światło i zamknął drzwi.
- Jeśli powiesz komukolwiek choćby słowo na ten temat, połamię ci wszystkie palce i pożegnasz się z karierą – Ostrzegł go
- No dobra – Mruknął Monte i założył ręce na klatce
- Będziesz żył z marnych wywiadów dla TMZ albo The Sun – Dodał
- Dobra, wiem! – Warknął Monte – Do rzeczy.
Tommy rozejrzał się po pustym pokoju i dopiero do niego dotarło w jak idiotycznej sytuacji się znalazł. Stał twarzą w twarz z drugim facetem, kumplem z zespołu, który nawet nie podejrzewał co mogło się do tej pory wydarzyć.
- To jest bardziej skomplikowane niż się wydaje – Rzekł i cofnął się, zbliżając w stronę drzwi.
Monte podniósł brew wyrażającym tym swoje niezrozumienie – No, Tommy?
Blondyn westchnął cicho i przewrócił oczami. Nie lubił się dzielić swoimi prywatnymi sprawami, ale uznał, że sytuacja tego wymaga
- Ja i Adam… jesteśmy razem – Ostatnie słowa z trudem wyrwały się z jego gardła. Bolesny skurcz złapał jego krtań i przesuwał się w dół, aż do samego żołądka.
Wyraz twarzy Montego pozostawał niezmienny; wyglądał całkiem zabawnie z szeroko otwartymi oczami oraz ustami.
- Co? – Mruknął po chwili – Co? – Powtórzył i oparł się plecami o ścianę  - Pieprzysz głupoty – Dodał, czekając aż Tommy wybuchnie śmiechem i przyzna mu rację. Wbrew oczekiwaniom Ratliff pozostał poważny
 - Tylko pamiętaj, nikt nie może się teraz o tym dowiedzieć – Rzekł blondyn i odstawił pustą szklankę na stół.
Monte odsunął się od ściany, na jego twarzy nadal malowało się zdzwienie – Ale jak to się stało? Tommy, przecież ty jesteś najbardziej heteryckim stworzeniem, jakie chodzi po tym świecie. Kiedy Ty i on…?
- To zaczęło się kilka miesięcy temu. A niecałe dwa tygodnie powiedziałem mu o tym co czuję – Rzekł Tommy, a na tę myśl na jego twarz wstąpił uśmiech
- Wyznałeś mu miłość?! – Monte niemal krzyknął – Nie wierzę w to, co słyszę!
- Po prostu to czuję. Chcę być blisko niego. Potrzebuję czuć jego dotyk. Jedyne czego pragnę to nieustannie go widzieć i mieć świadomość, że mogę mu zaufać.
- A Keri? Przecież ją kochałeś.
- To nie była miłość – Stwierdził Tommy – Dopiero teraz widzę, że ten związek nie miał sensu. Z Adamem jestem szczęśliwy. On jest dobrym człowiekiem. Niczego więcej mi nie trzeba.
- No dobra… - Rzekł Monte – Ale nie wyobrażam sobie, że będę was oglądał trzymających się za ręce.
- Teraz nie będziesz miał okazji – Uśmiechnął się Tommy – Dopiero, gdy wrócimy na trasę, poinformujemy zespół o tym co jest między nami. Choć niektórzy pewnie się domyślali… - Uznał Tommy, wspominając liczne sytuacje, w których we dwoje znikali z pola widzenia reszty członków grupy – Pójdę już – dodał blondyn i opuścił pokój, by rozładować napięcie zaistniałe pomiędzy nim a innym muzykiem. Tuż po chwili w jego ramiona wpadła Camila, która bełkotała coś zrozpaczonym głosem
- Co się stało? – Spytał Tommy i objął ją w pasie
- Steven… on… on… - Załkała – Zdradził mnie z Adamem – Rzekła, mocniej wtulając się w wątłe ciało blondyna. Jej teatralny szloch nie przekonał Ratliffa, ale mimo tego, gdy usłyszał te słowa, poczuł ciężar spadający na jego serce.
- Camila, uspokój się – Rzekł, delikatnie odsuwając dziewczynę od siebie – Jak zdradził? Co takiego zrobił?
Camila nadal cicho łkała – Całowali się, tańczyli razem… To było okropne… - Rzekła, opierając dłonie na jego klatce piersiowej i delikatnie wbiła paznokcie w materiał koszulki.
Basista poczuł falę ogarniającej go złości, wściekłości, która pozbawiała go kontroli. Miał już dosyć tego wieczoru, wszystkich wydarzeń i widoku kilkunastu dobrze bawiących się osób. Jedna chwila ponownie zrujnowała wspaniałą atmosferę względnego spokoju.
- Proszę, nie zostawiaj mnie teraz… - Wyszeptała, nie wykonując żadnego ruchu.
- Chodźmy do kuchni – Zaproponował i zaprowadził dziewczynę do jasnego pomieszczenia oświetlonego jedną słabą żarówką. Wyjął z lodówki butelkę wódki, bez uprzedzenia odkręcił korek i wziął trzy konkretne łyki, które rozpaliły jego gardło oraz klatkę piersiową. Zacisnął powieki i odstawił butelkę na bok. Poczuł silny zawrót głowy a po chwili zobaczył delikatne, kobiece dłonie, obejmujące jego pas.
- Jak on mógł to zrobić… - Wyszeptała wprost do ucha blondyna – Ty na pewno jesteś inny…
Ratliff wziął jeszcze jeden łyk gorzkiego trunku, a myśli w jego głowie przewijały się w przyspieszonym tempie. Poczuł miękkie usta na swoim policzku, okolicach karku oraz obojczyków, lecz nie miał siły podnieść powiek, by upewnić się, czy nie jest to snem.
- On jest tak podobny do ciebie. Ten sam kontur ust, te same oczy, rysy… Tommy… - Usłyszał ciepły głos, a gdy otworzył oczy ujrzał Camilę, która głaskała go po włosach. Nie obchodziły go jej słowa, gesty, prowokacje. W tej chwili był wściekły i musiał rozładować drzemiące w nim uczucie. Wyszedł z kuchni nie zważając na nawoływania dziewczyny i zdecydowanym krokiem wszedł do salonu, przeciskając się przez kilkanaście tańczących osób. W pewnej chwili dostrzegł Adama siedzącego samotnie na skórzanej kanapie. Miał ochotę się na niego rzucić, jednak duża dawka świeżo przyjętego alkoholu pozbawiła go stabilności – usiadł na jego udach twarzą w twarz i spojrzał błędnie w oczy
- Całowałeś się z tym pieprzonym kretynem? – Spytał, opierając dłonie o krawędź kanapy– Wybaczyłbym ci nawet Neila, Montego, ale nie tego gówniarza!
Adam patrzył zdziwionym wzrokiem – Słucham?
- Pytam się czy całowałeś Stevena – Rzekł szorstko Tommy i zatracił się w spojrzeniu Adama.
- Skąd taki pomysł? Rozmawialiśmy chwilę, chciał ze mną zatańczyć, ale nie mam już siły – Odparł Lambert i objął blondyna, odgarniając jego jasną grzywkę do tyłu.
- A więc… – Rzekł Tommy. Znał Adama na tyle dobrze, że potrafił ocenić, które z jego słów są fałszywe. Odetchnął z ulgą, widząc ten niewinny wyraz twarzy i bezgraniczne niezrozumienie w jego oczach.
- Głuptasie, po co miałbym to robić? – Spytał Lambert, uśmiechając się delikatnie.
 – Chodźmy stąd, brakowało mi ciebie tego wieczoru– Rzekł Tommy i zszedł z kolan czarnowłosego. Wszedł do małego pokoju i nie zapalając światła zamknął za Adamem drzwi. Przyparł go do ściany i przesunął dłońmi po ciepłych oraz gładkich ramionach
- Jesteś pijany – Rzekł Lambert, przyciągając blondyna do siebie
- Całą noc się oszczędzałem, by później przez głupią zagrywkę Camili złapać alkohol… Przepraszam.
- Nie przepraszaj – Rzekł Adam i wplótł palce w jasne włosy Ratliffa – Zapal światło, chcę na ciebie popatrzeć…
- Nie teraz… - Odparł Tommy i złapał Adama za ręce, przeplatając swoje palce z jego palcami. Ścisnął je i po chwili puścił, by przytulić czarnowłosego
Adam milczał uśmiechając się do siebie. Przez chwilę przez jego głowę przeszła myśl, że to idealny moment, by wyznać Tommy’emu swoje uczucie – nie był jednak pewien czy to miłość czy stan pomiędzy zauroczeniem a pożądaniem. Jednak ta cisza potrzebowała kilku słów, które przekażą to, co najważniejsze. Nim Adam zdecydował się na jakikolwiek ruch, spojrzał w okno. Niebo zostało rozświetlone przez liczne, kolorowe fajerwerki, które wybuchały jeden po drugim tworząc barwną łunę pod sklepieniem. Wpatrywali się razem w niezwykły pokaz, nadający kolorów tej nocy. Adam przytulił Tommy’ego, czując bijące od niego ciepło i czule ucałował jego skroń
- Właśnie tutaj powinieneś teraz być. I cieszę się, że gdy to mówię, możesz mnie usłyszeć i stać tuż przy mnie skarbie – Rzekł Lambert, przesuwając dłonią po plecach Tommy’ego, który nie potrzebował mówić niczego więcej. Uwielbiał ten zwrot, którego Adam czasami używał. Jedno, krótkie słowo „skarbie” zawierało w sobie troskę, tęsknotę, radość i pełnię uczuć. Zamknął oczy i oparł głowę o ramię Adama
- Szczęśliwego Nowego Roku… - Rzekł na tyle cicho, że nie był pewien czy Adam usłyszy jego słowa. Kiedy poczuł mocniejszy uścisk nie miał już wątpliwości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz