Hej
dziewczyny! Rany, Wasze ostatnie komentarze bardzo pozytywnie mnie
zaskoczyły, bardzo za nie dziękuję! Mogę Was zapewnić, że wkrótce
czekają Was duże emocje :) Nie umiem jeszcze sprecyzować kiedy, ale
konkretny pomysł jest już w dużej części wykreowany.
Chcę
Was też poinformować, że dziś wyjeżdżam i wracam za tydzień, 7.
sierpnia, dlatego też kolejny odcinek pojawi się chwilę później niż
zwykle (także przeczytam Wasze opowiadania po powrocie). W każdym razie
będę się starała dodać go jak najprędzej, więc bądźcie czujne! :) A
przed wyjazdem napisałam tę część (nie jestem z niej szczególnie
zadowolona, ale zależało mi, by nie zostawić was z pustymi rękami) w
każdym razie obiecuję poprawę! Już nie mogę się doczekać, kiedy znów spotkamy się na tym blogu, będę tęsknić!
Pati:
Tak, uważam, że Adam oraz Tommy stanowiliby świetny, życiowy duet ;) W
każdym razie mogę zaliczyć się do wyznawców Adommy mimo że sprawa jest
jasna :D
Greczynka:
Zgadza się, natknęłam się na dwa opowiadania, w których Camila jest tą
złą i świadomie powtórzyłam ten motyw. Cóż, dajmy jej szansę – wszystko
może się zmienić :)
Nowy rok
Adam patrzył na nich z wyraźnym zaskoczeniem i choć nie widział Tommy’ego, poczuł jego obecność za swoimi plecami.
- Dobrze was widzieć – Rzekł po chwili i przywitał każdego osobno – A ty? – Spytał stając przed obcym chłopakiem.
-
Jestem Steven – Rzekł szatyn trzymając Camilę za rękę. Poczuł
ogarniające go uczucie strachu, gdy Adam bacznie mu się przyglądał.
- To nie miejsce dla ciebie – Rzekł Tommy, nie schodząc z ostatniego stopnia schodów – Powinieneś stąd wyjść.
Adam spojrzał na blondyna – Nie bądź taki nieprzyjemny dla nowego gościa. Zaraz zaraz…
Spojrzał na młodego chłopaka a potem na basistę, dostrzegł między nimi duże podobieństwo – Czemu nie mówiłeś, że masz brata?
-
Bo nie mam – Warknął Tommy, obrzucił Stevena groźnym spojrzeniem i
ignorując kolejne słowa Adama zamknął się w pokoju na górze. Lambert
przez chwilę odprowadzał go wzrokiem, a gdy blondyn zniknął za drzwiami,
czarnowłosy wzruszył ramionami
- Rozgośćcie się – Rzekł i z uśmiechem wrócił do salonu.
***
- Plan jest prosty – Rzekła ze spokojem Camila, bawiąc się srebrnym pierścionkiem – Adam i Tommy mają nas za parę.
-
Myślisz, że uwierzyli? Nie sądzę – Rzekł Steven, wodząc wzrokiem po
ciemnym, opustoszałym pomieszczeniu, przypominającym zapomnianą część
domu.
-
Nie mają podstaw, by nie wierzyć. Teraz wszystko pójdzie łatwo.
Będziesz uwodzić Adama, aż ulegnie. Jesteś podobny do Tommy’ego, w
dodatku młodszy, bardziej czarujący… Ja będę ofiarą. Kiedy Tommy się
dowie, że Adam z tobą flirtuje, a w dodatku, że ja przez to cierpię,
zbliży się do mnie.
-
To podłe – Rzekł Steven, gasząc niedopałek papierosa w białej
popielnicy. Ton jego głosu był mimo wszystko obojętny i chłodny.
- Przecież nienawidzisz Tommy’ego – Rzekła dziewczyna i powoli wstała z ciemnej kanapy.
-
Nienawiść to zbyt silne słowo. Po prostu nie jesteśmy ze sobą blisko i
nie chcemy być. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem.
- Dostaniesz konkretne wynagrodzenie, więc nadzieje przełóż na realizacje. Powodzenia – Rzekła i opuściła pokój. W pewne chwili ogarnęło ją nieprzyjemne uczucie; by móc uszczęśliwić ukochanego chłopaka, najpierw musiała go zranić. Szybko odsunęła od siebie tę myśl i wkroczyła do salonu pełnego gości, by zająć miejsce tuż obok Neila.
- Dostaniesz konkretne wynagrodzenie, więc nadzieje przełóż na realizacje. Powodzenia – Rzekła i opuściła pokój. W pewne chwili ogarnęło ją nieprzyjemne uczucie; by móc uszczęśliwić ukochanego chłopaka, najpierw musiała go zranić. Szybko odsunęła od siebie tę myśl i wkroczyła do salonu pełnego gości, by zająć miejsce tuż obok Neila.
***
Wybiła
godzina dwudziesta druga. W domu panował duży hałas, na który składały
się rozmowy i głośna muzyka. Tuż przy wejściu do pokoju stali Ratliff
oraz Lambert, który z boku obserowali bawiących się ludzi.
-
Adam? – Rzekł półgłosem niski blondyn i rozejrzał się wkoło, upewniając
się, że nikt go nie słyszy – Nie chcę, by ktokolwiek dowiedział się, że
ty i ja…
Adam spojrzał na niego – Czemu?
Ratliff westchnął cicho i przewrócił oczami – Nie jestem na to gotowy. Jeszcze nie. W porządku?
Lambert
wzruszył ramionami – W porządku. Zajmę się gośćmi, bo Neil chyba uznał,
że to wszystko go przerasta – Dodał z uśmiechem i wszedł w grupę
tańczących, młodych ludzi. Tommy usiadł w fotelu i obserwował Taylora
oraz Sashę, których tańce wyróżniały się spośród tłumu.
- Cześć – Rzucił Monte, który usiadł tuż obok – Pomóż mi rozwiązać pewną zagadkę.
Tommy
spojrzał na gitarzystę i obrysował palcem krawędź swojej szklanki
pełnej bezalkoholowego napoju – Słucham – Rzekł od niechcenia.
-
Wyobraź sobie chłopaka. Faceta. Taki tam przeciętniak, który jest
nudziarzem i zamierza spędzać sylwestra w domu. I nagle znajduje się w
domu swojego kumpla z zespołu. I mieszka u niego.
- Monte, o co ci chodzi?- Spytał Tommy, który był już wyraźnie poirytowany – Gdzie widzisz problem?
- O co ci właściwie chodzi? Czemu jego traktujesz inaczej niż nas?
- To nie jest temat na rozmowę – Rzekł Ratliff i dopił napój, a kiedy próbował wstać, Monte przybił go do fotela
-
Znowu unikasz wyjaśnień. Cholera, w zespole miało nie być tajemnic,
więc czemu żyję w błogiej nieświadomości? – Spytał Monte, tym razem
łagodniej.
Tommy
wstał i pociągnął go za nadgarstek. Miał dosyć ciągłego marudzenia
Pittmana. Wprowadził go do niedużego pokoju, następnie zapalił światło i
zamknął drzwi.
- Jeśli powiesz komukolwiek choćby słowo na ten temat, połamię ci wszystkie palce i pożegnasz się z karierą – Ostrzegł go
- No dobra – Mruknął Monte i założył ręce na klatce
- Będziesz żył z marnych wywiadów dla TMZ albo The Sun – Dodał
- Dobra, wiem! – Warknął Monte – Do rzeczy.
Tommy
rozejrzał się po pustym pokoju i dopiero do niego dotarło w jak
idiotycznej sytuacji się znalazł. Stał twarzą w twarz z drugim facetem,
kumplem z zespołu, który nawet nie podejrzewał co mogło się do tej pory
wydarzyć.
- To jest bardziej skomplikowane niż się wydaje – Rzekł i cofnął się, zbliżając w stronę drzwi.
Monte podniósł brew wyrażającym tym swoje niezrozumienie – No, Tommy?
Blondyn
westchnął cicho i przewrócił oczami. Nie lubił się dzielić swoimi
prywatnymi sprawami, ale uznał, że sytuacja tego wymaga
-
Ja i Adam… jesteśmy razem – Ostatnie słowa z trudem wyrwały się z jego
gardła. Bolesny skurcz złapał jego krtań i przesuwał się w dół, aż do
samego żołądka.
Wyraz twarzy Montego pozostawał niezmienny; wyglądał całkiem zabawnie z szeroko otwartymi oczami oraz ustami.
- Co? – Mruknął po chwili – Co? – Powtórzył i oparł się plecami o ścianę -
Pieprzysz głupoty – Dodał, czekając aż Tommy wybuchnie śmiechem i
przyzna mu rację. Wbrew oczekiwaniom Ratliff pozostał poważny
- Tylko pamiętaj, nikt nie może się teraz o tym dowiedzieć – Rzekł blondyn i odstawił pustą szklankę na stół.
Monte
odsunął się od ściany, na jego twarzy nadal malowało się zdzwienie –
Ale jak to się stało? Tommy, przecież ty jesteś najbardziej heteryckim
stworzeniem, jakie chodzi po tym świecie. Kiedy Ty i on…?
-
To zaczęło się kilka miesięcy temu. A niecałe dwa tygodnie powiedziałem
mu o tym co czuję – Rzekł Tommy, a na tę myśl na jego twarz wstąpił
uśmiech
- Wyznałeś mu miłość?! – Monte niemal krzyknął – Nie wierzę w to, co słyszę!
-
Po prostu to czuję. Chcę być blisko niego. Potrzebuję czuć jego dotyk.
Jedyne czego pragnę to nieustannie go widzieć i mieć świadomość, że mogę
mu zaufać.
- A Keri? Przecież ją kochałeś.
-
To nie była miłość – Stwierdził Tommy – Dopiero teraz widzę, że ten
związek nie miał sensu. Z Adamem jestem szczęśliwy. On jest dobrym
człowiekiem. Niczego więcej mi nie trzeba.
- No dobra… - Rzekł Monte – Ale nie wyobrażam sobie, że będę was oglądał trzymających się za ręce.
-
Teraz nie będziesz miał okazji – Uśmiechnął się Tommy – Dopiero, gdy
wrócimy na trasę, poinformujemy zespół o tym co jest między nami. Choć
niektórzy pewnie się domyślali… - Uznał Tommy, wspominając liczne
sytuacje, w których we dwoje znikali z pola widzenia reszty członków
grupy – Pójdę już – dodał blondyn i opuścił pokój, by rozładować
napięcie zaistniałe pomiędzy nim a innym muzykiem. Tuż po chwili w jego
ramiona wpadła Camila, która bełkotała coś zrozpaczonym głosem
- Co się stało? – Spytał Tommy i objął ją w pasie
-
Steven… on… on… - Załkała – Zdradził mnie z Adamem – Rzekła, mocniej
wtulając się w wątłe ciało blondyna. Jej teatralny szloch nie przekonał
Ratliffa, ale mimo tego, gdy usłyszał te słowa, poczuł ciężar spadający
na jego serce.
- Camila, uspokój się – Rzekł, delikatnie odsuwając dziewczynę od siebie – Jak zdradził? Co takiego zrobił?
Camila
nadal cicho łkała – Całowali się, tańczyli razem… To było okropne… -
Rzekła, opierając dłonie na jego klatce piersiowej i delikatnie wbiła
paznokcie w materiał koszulki.
Basista
poczuł falę ogarniającej go złości, wściekłości, która pozbawiała go
kontroli. Miał już dosyć tego wieczoru, wszystkich wydarzeń i widoku
kilkunastu dobrze bawiących się osób. Jedna chwila ponownie zrujnowała
wspaniałą atmosferę względnego spokoju.
- Proszę, nie zostawiaj mnie teraz… - Wyszeptała, nie wykonując żadnego ruchu.
-
Chodźmy do kuchni – Zaproponował i zaprowadził dziewczynę do jasnego
pomieszczenia oświetlonego jedną słabą żarówką. Wyjął z lodówki butelkę
wódki, bez uprzedzenia odkręcił korek i wziął trzy konkretne łyki, które
rozpaliły jego gardło oraz klatkę piersiową. Zacisnął powieki i
odstawił butelkę na bok. Poczuł silny zawrót głowy a po chwili zobaczył
delikatne, kobiece dłonie, obejmujące jego pas.
- Jak on mógł to zrobić… - Wyszeptała wprost do ucha blondyna – Ty na pewno jesteś inny…
Ratliff
wziął jeszcze jeden łyk gorzkiego trunku, a myśli w jego głowie
przewijały się w przyspieszonym tempie. Poczuł miękkie usta na swoim
policzku, okolicach karku oraz obojczyków, lecz nie miał siły podnieść
powiek, by upewnić się, czy nie jest to snem.
-
On jest tak podobny do ciebie. Ten sam kontur ust, te same oczy, rysy…
Tommy… - Usłyszał ciepły głos, a gdy otworzył oczy ujrzał Camilę, która
głaskała go po włosach. Nie obchodziły go jej słowa, gesty, prowokacje. W
tej chwili był wściekły i musiał rozładować drzemiące w nim uczucie.
Wyszedł z kuchni nie zważając na nawoływania dziewczyny i zdecydowanym
krokiem wszedł do salonu, przeciskając się przez kilkanaście tańczących
osób. W pewnej chwili dostrzegł Adama siedzącego samotnie na skórzanej
kanapie. Miał ochotę się na niego rzucić, jednak duża dawka świeżo
przyjętego alkoholu pozbawiła go stabilności – usiadł na jego udach
twarzą w twarz i spojrzał błędnie w oczy
-
Całowałeś się z tym pieprzonym kretynem? – Spytał, opierając dłonie o
krawędź kanapy– Wybaczyłbym ci nawet Neila, Montego, ale nie tego
gówniarza!
Adam patrzył zdziwionym wzrokiem – Słucham?
- Pytam się czy całowałeś Stevena – Rzekł szorstko Tommy i zatracił się w spojrzeniu Adama.
-
Skąd taki pomysł? Rozmawialiśmy chwilę, chciał ze mną zatańczyć, ale
nie mam już siły – Odparł Lambert i objął blondyna, odgarniając jego
jasną grzywkę do tyłu.
-
A więc… – Rzekł Tommy. Znał Adama na tyle dobrze, że potrafił ocenić,
które z jego słów są fałszywe. Odetchnął z ulgą, widząc ten niewinny
wyraz twarzy i bezgraniczne niezrozumienie w jego oczach.
- Głuptasie, po co miałbym to robić? – Spytał Lambert, uśmiechając się delikatnie.
–
Chodźmy stąd, brakowało mi ciebie tego wieczoru– Rzekł Tommy i zszedł z
kolan czarnowłosego. Wszedł do małego pokoju i nie zapalając światła
zamknął za Adamem drzwi. Przyparł go do ściany i przesunął dłońmi po
ciepłych oraz gładkich ramionach
- Jesteś pijany – Rzekł Lambert, przyciągając blondyna do siebie
- Całą noc się oszczędzałem, by później przez głupią zagrywkę Camili złapać alkohol… Przepraszam.
- Nie przepraszaj – Rzekł Adam i wplótł palce w jasne włosy Ratliffa – Zapal światło, chcę na ciebie popatrzeć…
-
Nie teraz… - Odparł Tommy i złapał Adama za ręce, przeplatając swoje
palce z jego palcami. Ścisnął je i po chwili puścił, by przytulić
czarnowłosego
Adam
milczał uśmiechając się do siebie. Przez chwilę przez jego głowę
przeszła myśl, że to idealny moment, by wyznać Tommy’emu swoje uczucie –
nie był jednak pewien czy to miłość czy stan pomiędzy zauroczeniem a
pożądaniem. Jednak ta cisza potrzebowała kilku słów, które przekażą to,
co najważniejsze. Nim Adam zdecydował się na jakikolwiek ruch, spojrzał w
okno. Niebo zostało rozświetlone przez liczne, kolorowe fajerwerki,
które wybuchały jeden po drugim tworząc barwną łunę pod sklepieniem.
Wpatrywali się razem w niezwykły pokaz, nadający kolorów tej nocy. Adam
przytulił Tommy’ego, czując bijące od niego ciepło i czule ucałował jego
skroń
-
Właśnie tutaj powinieneś teraz być. I cieszę się, że gdy to mówię,
możesz mnie usłyszeć i stać tuż przy mnie skarbie – Rzekł Lambert,
przesuwając dłonią po plecach Tommy’ego, który nie potrzebował mówić
niczego więcej. Uwielbiał ten zwrot, którego Adam czasami używał. Jedno,
krótkie słowo „skarbie” zawierało w sobie troskę, tęsknotę, radość i
pełnię uczuć. Zamknął oczy i oparł głowę o ramię Adama
-
Szczęśliwego Nowego Roku… - Rzekł na tyle cicho, że nie był pewien czy
Adam usłyszy jego słowa. Kiedy poczuł mocniejszy uścisk nie miał już
wątpliwości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz