niedziela, 20 maja 2012

Odc. 57: Powrót do domu

Hej! Dziś zdążyłam na piątek :) Jak się macie?
Dzięki Wam za wszystkie komentarze!

Obiecałam zadedykować mej Glamily: Sasu, Rogo, Drache, Reni oraz Izie. Pozdrawiam Was! :)
Rogo: Haha, lubię elokwentne części komentarzy, kipią emocjami :D pozwalaj sobie na nie ^^
Pati: Nie powiem co zamierzam, ale to nadal opowiadanie Adommy :)
 Zapraszam.

Powrót do domu

Widok rozświetlonego miasta zasypiającego pod sklepieniem granatowego nieba sprawiał niesamowite wrażenie. Adam uśmiechnął się na myśl, że wraca do domu. Po długim czasie spędzonym w Europie, zatęsknił za Stanami.
- Do Amsterdamu wrócimy na pewno – Usłyszał głos po swojej lewej stronie. Uśmiechnął się do siebie.
- Podobało ci się Purple Haze, co? – Brunet zwrócił się w kierunku Tommy’ego, posyłając mu uwodzicielski uśmiech.
- To wymiękło przy Whole Lotta Love – Rzekł, zanurzając dłoń w torbie. Uśmiechnął się na myśl, że zamknęli wszystkie sprawy, które miały miejsce na „starym świecie”. Wiele miast darzył wielkim sentymentem; to głównie tam jego związek miał szanse rozkwitać i dojrzewać.
- Na kolejnej trasie koniecznie musimy odwiedzić Polskę – Rzekł Ratliff – Podobno jeśli tam zaimprezujesz w poniedziałek, obudzisz się najwcześniej w weekend.
- Hmm, brzmi kusząco – Uśmiechnął się Lambert – Ale czy ty przypadkiem nie miałeś odejść od zespołu?
Spojrzenia spotkały się. Tommy chrząknął i teatralnie odwrócił wzrok.
- Jeszcze nie podjąłem decyzji.
Lambert roześmiał się i złapał chłopaka za kark, przechylając się w jego stronę. Ucałował miękkie usta. Gdy odsunął się, poczuł uderzenie gorąca; zacisnął powieki i syknął z bólu.
- Adam? – Usłyszał głos basisty – Wszystko w porządku?
- Tak… - Odparł czarnowłosy – To przez ciśnienie, czasami mam z tym problem – Odsunął się, przykładając dłoń do czoła.
- Nigdy wcześniej się nie skarżyłeś. Na pewno wszystko gra? – Spytał Tommy.
- Jasne, że tak – Adam kiwnął głową – Wypiłem za dużo kawy. Pójdę do toalety, zimna woda dobrze mi zrobi – Rzekł, po czym udał się w stronę kabiny na końcu korytarza. Wszedł do pomieszczenia i stanął przed umywalką; zimne krople popłynęły strumieniem po jego dłoni. Zwilżył lodowatą cieczą suche wargi i zmrużył oczy. Westchnął cicho, czując jak pulsowanie w skroniach słabnie. Po chwili czyjeś dłonie znalazły się na jego biodrach, przesunęły się w stronę brzucha, by w końcu objąć go w pasie. Znał ten dotyk doskonale; uśmiechnął się mimowolnie i uniósł powieki. W odbiciu ujrzał swojego chłopaka, z troską wpatrującego się w jego własne oblicze.
- Zobaczymy się rano? – Spytał Ratliff, nieśmiałym wzrokiem podążając w kierunku niebieskich tęczówek.
Adam zmarszczył brwi – Czemu rano?
- Przenocuję w hotelu. Twoi rodzice nie byliby szczęśliwi, gdybym miał zostać na noc.
Lambert przewrócił oczami i niemal roześmiał się – Jesteśmy dorośli. Przecież nie wyrzucę cię do hotelu. Pójdziemy spać, jutro oficjalnie przedstawię cię rodzinie.
Tommy uśmiechnął się nieznacznie i oparł czoło o ramię Adama – Wróćmy na miejsca. Zaraz będziemy lądować.
***
Podążali piechotą w stronę domu. Pogoda była na tyle sprzyjająca, że długi spacer znacznie umilał im ten wieczór.
- Jestem tak bardzo zmęczony… - Rzekł Adam, obejmując basistę w pasie – Rzucę się na łóżko nim zdążysz zgasić światło.
- A prysznic?
- Kto by się tym martwił – Czarnowłosy przekręcił klucz w drzwiach, po czym pchnął je do środka – Zapraszam, skarbie.
Tommy przekroczył próg domu Adama. Uśmiechnął się; tak bardzo kochał to miejsce. Tutaj wyznał Lambertowi swoją miłość, miał okazję spędzić z nim Święta oraz Nowy Rok. Zdjął buty, zawiesił kurtkę na wieszaku i potarł dłońmi nagie ramiona. Zerknął w stronę bruneta, który zaczął cicho się skradać w stronę schodów. Blondyn ruszył za nim; gdy miał wejść na pierwszy stopień, usłyszał ciche szuranie pazurami o terakotę. Odwrócił się momentalnie.
- Adam, to pies! – Niemal pisnął i kucnął, przytulając wysokiego kundelka, przypominającego labradora.
- Z pewnością nie chomik – Odparł Lambert, schodząc ze stopni. Kucnął tuż obok blondyna i położył dłoń na grzbiecie merdającego ogonem przyjaciela. Uniósł wzrok, spoglądając w oczy Ratliffa, w których odbijał się blask słabego światła dochodzącego zza okien. Nie mogąc się powtrzymać przed czułym gestem, dotknął palcami bladego policzka – Tommy, chciałbym coś zaproponować, ale obawiam się, że to za wcześnie.
Basista na moment znieruchomiał, odsunął się od psa, by spojrzeć w kierunku Adama.
Czarnowłosy zacisnął wargi i chwilę zastanawiał się czy to właściwy czas.
- Chcę z tobą zamieszkać. Na stałe – Rzekł niemal szeptem.
Spomiędzy warg Tommy’ego wydobył się głuchy jęk; spojrzenia spotkały się, a ciche powarkiwanie czworonoga przerywało panującą ciszę. Ratliff przeczesał palcami jasne kosmyki włosów.
- Ja nie wiem, czy to jest…
- Tommy – Adam westchnął i pokręcił głową – Zaczynam wątpić w to, czy na prawdę traktujesz mnie poważnie.
Brązowe oczy zaczęły błyszczeć – Jak ty możesz mówić coś…
Przerwał po raz kolejny – Odszedłeś do Pauli, chcesz odejść z zespołu, nie chcesz by świat się o nas dowiedział. Mam wrażenie, że ciągle przede mną uciekasz, za każdym razem, gdy powiem coś zobowiązującego – Rzekł Lambert, wpatrując się w oblicze ukochanego.
- To nie tak… - Odparł cicho Ratliff, wyciągając szczupłe palce w kierunku Lamberta, który uścisnął wątłą dłoń – Boję się.
- Tommy, czego…
- Dla ciebie to wszystko jest tak naturalne i oczywiste. Dla mnie nie. Związek z tobą odmienił moje życie na każdej płaszczyźnie. Myślałem, że jesteś wyjątkiem, że jesteś jedynym mężczyzną, którego widzę w moim świecie.
- Jest ktoś jeszcze? – Spytał Adam. W jego głosie dało się wyczuć nutę strachu i niedowierzania.
- Nie, oczywiście, że nie – Druga dłoń Ratliffa przykryła ciepłą dłoń wokalisty – Po prostu ciągle utrzymywałem, że nie kręcą mnie faceci. Okazuje się, że tak nie jest. Dziś w towarzystwie mężczyzny czuję się inaczej niż kiedyś. Z trudem przyszło mi zaakceptowanie uczuć. Boję się, że świat nas nie zaakceptuje. Że będziemy cierpieć z powodu ludzi. Że nas wykluczą i będą traktować jak psy.
Adam westchnął i odwrócił wzrok. Co miał odpowiedzieć? Zwierzyć się, że w szkole był wyśmiewany i prześladowany? Że nie ma prawa do podjęcia legalnego związku małżeńskiego? Że został zaatakowany w parku tylko dlatego, że jest gejem?
- Nie jesteśmy zwierzętami. Jesteśmy kochającymi się ludźmi, kiedy ty w końcu przestaniesz postrzegać nas jako boże przekleństwo…
- Adam. Wiesz, że nie używam słów na wyrost, prawda? – Spytał Tommy.
Lambert znacząco kiwnął głową. Wpatrywał się w skąpane w mroku drzwi pokoju.
- Jesteś całym moim światem. Po prostu nie jestem tak dzielny jak ty.
Lambert usiadł na stopniu schodów – Tommy. Musisz w końcu stać się samodzielny, silny. Jestem dla ciebie oparciem w każdym momencie, ale musisz liczyć się z tym, że któregoś dnia mnie zabraknie. Nie, nie zamierzam odejść – Rzekł, widząc w brązowych oczach niepewność – To tylko życie, niczego nie przewidzisz. Chcę, byś przy mnie dorósł i potrafił zmagać się z przeciwnościami. Nie obiecuję, że będzie łatwo. Ale jeśli w głębi serca jesteś szczęśliwy, podziel się tym szczęściem.
Ratliff zacisnął wargi. Poczuł dreszcz zimna – Nie brzmisz pocieszająco.
- Bo nie chcę cię pocieszać, nie jesteś dzieckiem. Chcę, byś docenił swoją wartość. To, że nie jesteś taki sam jak reszta, nie znaczy, że wszyscy staną przeciwko tobie. Jest rodzina, są fani, jestem ja. Przecież to my się liczymy, prawda?
Tommy uśmiechnął się i uniósł wzrok. Poczuł jak przyjemne ciepło rozlewa się w jego sercu.
Adam również się uśmiechnął – Chcę widzieć ciebie, wracając z pracy. Mieć poczucie, że gdzieś znajduje się ostoja spokoju, do której mogę się udać. Budzić się przy tobie, jeść śniadanie przy jednym stole. Obserwować cię. Jesteś moją największą inspiracją. 
Delikatny uśmiech nie znikał z twarzy basisty – Też tego chcę. Ale porozmawiamy o tym przy najbliższej okazji, teraz pragnę dotrzeć do łóżka i przespać trzy doby z rzędu.
Lambert zaśmiał się radośnie i przytulił blondyna, całując go przy tym w policzek.
***
Noc wyjątkowo dłużyła się. Blondyn uchylił powieki i odruchowo spojrzał na zegarek. Trzecia dwadzieścia. Westchnął cicho, przewracając się na bok plecami do Adama. Jasna smuga światła wlewała się przez uchylone okno. Przez krótką chwilę wpatrywał się w sufit, po czym postanowił udać się do toalety. Zsunął nogi z łóżka i powolnym krokiem ruszył w stronę drzwi. Przetarł zaspane oczy i szedł korytarzem, gdy w pewnej chwili zderzył się z czymś – a raczej kimś, kto niespodziewanie krzyknął.
- Tommy?! Wróciliście?! Adam śpi? – Nie podołał całej liście pytań. Wytężył wzrok i ujrzał przed sobą Neila.
- Tak, śpi u siebie – Choć nie chciał zabrzmieć niegrzecznie, marzył tylko o tym, by dotrzeć do łazienki i zaraz znaleźć się w swoim łóżku.
- Wy nadal jesteście razem? – Spytał Lambert, na co Tommy chrząknął z niezadowoleniem – Wybacz, źle to zabrzmiało. To znaczy cieszę się, bardzo.
Ratliff wymusił uśmiech na swojej twarzy – Wiesz, bardzo chętnie bym pogadał, ale padam z nóg. Do zobaczenia rano – Poklepał mężczyznę po ramieniu i zawrócił, by znaleźć się w swoim pokoju. Potrzeba, za którą się udał, przestała mieć znaczenie w obliczu spotkania z nadpobudliwym bratem Adama. Gdy przekroczył próg niedużego pomieszczenia, przywarł plecami do zimnej ściany. Westchnął cicho i drgnął, gdy poczuł dotyk dłoni na swej szyi. W panującym mroku zdołał dostrzec parę dużych, niebieskich oczu.
- Pewnego dnia zejdę na zawał z powodu Lambertów. Lubicie straszyć – Rzekł niemal szeptem, uśmiechając się w stronę bruneta. Ten odpowiedział podobnym gestem. Skierował palce wzdłuż klatki piersiowej, a gdy dotarł do linii bioder, oparł dłoń o plecy na wysokości lędźwi. Przyjemne mrowienie przeszyło ciało Tommy’ego, który zmrużył oczy.
- Nie mogę zasnąć. Nie znoszę zmiany stref czasowych. To wykańczające.
- Wróćmy do łóżka – Rzekł melodyjnym tonem Adam. Wsunął palce pod cienki materiał bielizny Tommy’ego.
- Adam, chcę sp… - Nim zdołał cokolwiek powiedzieć, zatracił się w długim, głębokim pocałunku przesiąkniętym namiętnością. Zadrżał, gdy poczuł dłonie Adama, ślepo błądzące po jego ciele. Oparł nadgarstki o silne ramiona bruneta, który podsadził Tommy’ego, przypierając go do ściany. Objął chłopaka i trzymając go w ramionach dotarł do łóżka. Upadli na miękką, chłodną pościel, przyjemnie ocierającą się o ich spragnione dotyku ciała. Choć próbowali walczyć ze zmęczeniem, poddali się mu; po kilku minutach rozkosznych, subtelnych pieszczot, zasnęli wtuleni w siebie.

Nie potrafił zlokalizować tego miejsca. Widział przed sobą jedynie parę dużych oczu oraz kosmyki ciemnych włosów, częściowo zakrywających czoło. Uśmiechnął się; uwielbiał go. Tak bardzo pragnął być blisko. Nie rozumiał czego pragnął. Wiedział jedynie, co chce posiąść. Jego blond grzywka przysłoniła niemal całą twarz.
Poczuł dotyk ciepłych dłoni na swoim ciele. Atmosfera pozbawiona była seksualnego napięcia; liczyło się coś innego. Coś nie do zdefiniowania.
- Kocham cię… - Wyszeptał między rozchylone wargi Isaaca.

Tommy poderwał się, a jego reakcja mogła świadczyć o tym, że przed chwilą śnił mu się koszmar. Zerknął za siebie; dostrzegł tam Adama, pogrążonego w głębokim śnie. Blondyn opadł na poduszkę, przykładając dłoń do czoła. Wpatrywał się tępo w sufit, słuchając przy tym śpiewu budzących się o poranku ptaków. Nie potrafił się przyznać przed samym sobą, że nowo poznany członek zespołu pojawiał się w jego myślach.
- Kurwa mać – Przeklął pod nosem, zakrywając dłońmi zmęczone oczy. Nie rozumiał czemu tak się dzieje. Kochał tylko jedną osobę. Nie chciał popełnić żadnego błędu. To tylko myśli, do niczego nieprowadzące myśli. Głupie sny. Usprawiedliwianie się przyszło mu nietrudno. Choć wyrzuty sumienia dały mu spokój, nie mógł zmrużyć oka do bladego świtu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz