niedziela, 20 maja 2012

Odc. 41: Ponad siły


Hej! :) Bardzo dziękuję za wszystkie pozostawione komentarze oraz wyrazy uznania :) <3 Bardzo się cieszę, że jesteście tutaj obecne, to daje mi mnóstwo motywacji i weny :)
Nox: portret psychologiczny Tommy’ego jest bardziej skomplikowany, to złożony charakter, który spotyka na swej drodze wiele granicznych wydarzeń, wpływających na zmiany w jego światopoglądzie i pojmowaniu świata. Twoje spostrzeżenie jest więc słuszne :)
Zapraszam

Ponad siły

Jedna, słaba żarówka rozświetlała ciemne pomieszczenie, w którym znajdowali się Paula oraz Tommy. W ciasnym pokoju panowała absolutna cisza; kobieta leżała na sofie, zaciągając się papierosem, kiedy blondyn wpatrywał się tępo w ścianę pokrytą szaro-brunatną tapetą. W pewnej chwili od myśli oderwał go dźwięk wibrującego telefonu; odebrał.
- Witaj, Ratliff – Rozbrzmiał nieprzyjemny głos menadżera – Nie dostałem żadnego zaświadczenia od lekarza, więc rozumiem przez to, że jesteś zdolny zagrać najbliższy, piątkowy koncert.
- Zgadza się – Westchnął blondyn, przeczesując palcami kosmyki włosów. Parszywa świnia, nie odpuści nawet, gdy będzie groził nam armagedon.
- Świetnie. W takim razie Alex może się pakować. Za trzy dni gramy w Szwajcarii. Szczegóły wyślę ci na mail. Swoją drogą, nie jesteś już z Adamem? – Spytał z nutą ciekawości w głosie.
Tommy zacisnął wargi i milczał dłuższą chwilę – To nasza osobista sprawa. Do zobaczenia – Rzekł i zerwał połączenie. Masz szczęście, że nie znajdujesz się obok, dupku pomyślał.
- Kto to? – Spytała Paula, siadając przy stole. Zawiązała krótki, przetarty szlafrok i wzięła łyk gorzkiego napoju.
- Mój szef. Za dwa dni mam koncert – Rzekł i usiadł obok niej, zrzucając z krzesła kilka bluzek – Dałem ci pieniądze na hotel.
- Nie mam ich – Odparła po chwili zawahania.
Tommy otworzył szeroko oczy – Co zrobiłaś z tą całą forsą?
Paula otworzyła szufladę i wyciągnęła torebkę białego proszku. Z uśmiechem pomachała Tommy’emu przed nosem.
- Popieprzyło cię? – Warknął – Zwrócisz to i odzyskasz pieniądze.
- Nie denerwuj się, dostaniesz połowę – Rzekła, wysypując proszek na ciemny blat – Najlepszy towar w mieście.
Ratliff podszedł do łóżka i rzucił na nie swoją torbę. Nie miał wielu rzeczy ze sobą, postanowił jednak zabrać portfel i bluzę – To twoja decyzja. Chciałem ci pomóc.
- Dokąd się wybierasz? – Spytała, nie podnosząc wzroku.
- Do baru. Potrzebuję trochę samotności– Rzekł oschle i zarzucił torbę na ramię. Kobieta podeszła do niego i założyła ręce na szczupłe ramiona basisty. Poczuł woń mocnego alkoholu. Spojrzał jej w oczy
- Nie złość się. Zaczekam na ciebie.
Westchnął i pokiwał głową. Liczył, że teraz będzie inaczej, że życie znów stanie się kalką dzieciństwa. Rzeczywistość coraz brutalniej odsłaniała przed nim swe mroczne, pełne pułapek zaułki. Wyciągnął z kieszeni dwa banknoty i zatopił palce w kieszeni szlafroka rudowłosej kobiety
- Przed wyjazdem wypłacę trochę pieniędzy – Rzekł, przytulając jej wątłe ciało do siebie. Nie czuł się bezpieczniej, wręcz przeciwnie; niewidzialna siła ścisnęła jego serce, gdy przypomniał sobie wszystkie chwile spędzone w ramionach Adama.
- Miłej zabawy, złotko.
Opuścił mieszkanie, słysząc trzask zamykanych drzwi. Po drodze minął niskiego, tęgiego mężczyznę. Założył na uszy słuchawki, by pozostać w błogiej nieświadomości, dokąd nieznajomy zmierzał.
***
Krzyki wypełniły koncertową halę. Monte kiwnął głową do Adama, przypominając tym samym o części akustycznej, która miała zaraz nastąpić. Whataya want from me. Czarnowłosy uśmiechnął się w stronę zgromadzonej publiczności, która nie mogła się doczekać odegrania jednego z najlepszych utworów amerykańskiego wokalisty. Rozbrzmiały pierwsze nuty, a z ust Adama popłynęły pierwsze słowa. Każdy wers śpiewany był z głębi serca; był to najdłuższy i najbardziej szczery monolog w jego życiu. Świat przestał istnieć, obecność tysięcy ludzi nie miała teraz znaczenia. Był tylko on i jego tęsknota.
There might have been a time
When I would let you slip away
I wouldn’t even try
but I think you could save my life…
Głos w jego gardle niebezpiecznie zadrżał, gdy ostatnie słowa opuściły jego usta.
Tommy, kocham cię, tak bardzo cię kocham.
W tej chwili pragnął jedynie dobrnąć do końca refrenu, by odetchnąć na solówce granej przez Montego. Nie dał rady; jego głos złamał się między wersami, a z oczu popłynęły pierwsze łzy. Zacisnął palce na mikrofonie. Wsłuchując się w brzmienie gitary i donośne krzyki dochodzące spod sceny, wyobrażał sobie, że Tommy jest tuż za nim. Że wszystko jest jak dawniej…
***
Basista wrócił przed północą. Trzy piwa wystarczyły, by wszystkie problemy odsunąć na bok, chociaż na ten jeden wieczór. Blondyn przełączał pilotem kanały, wpatrując się w migoczące obrazy. Nie zważał na to, że za jego plecami odgrywa się kolejna ze scen, których nie chciał oglądać; teraz było mu już wszystko jedno. Zastanawiał się jak będzie wyglądał jego krótki powrót do zespołu, a szczególnie – do Adama. Jak go przywita? Co powie? Parsknął śmiechem i pokiwał głową. Tuż po chwili rozległo się donośne pukanie do drzwi
- Tommy, otwórz! – Krzyknęła Paula, nie reagując na irytację swojego klienta.
Ratliff całkowicie zrezygnowany podszedł do drzwi, przekręcił klucz i przyciągnął klamkę w swoją stronę. Cholerny syf mruknął, gdy drzwi skrzypnęły głośno
- Co ty tutaj robisz? – Spytał, opierając się o framugę. Przed nim stała Brooke; nie spodziewał się tych odwiedzin – W końcu normalne towarzystwo.
- Tommy – Rzekła poważnym tonem – Muszę z tobą porozmawiać. Natychmiast – Dodała, pociągając blondyna za rękę.
- Wejdź do środka – Zaproponował, jednak w odpowiedzi otrzymał ciche chrząknięcie – Dobra, chodź za mną – Zaproponował i ruszył w stronę drabiny. Podciągnął zawieszone na biodrach ciemne jeansy i wrzucił pustą butelkę do jednego z koszów ustawionych na korytarzu.  Oswoił się z tym miejscem, choć ostatni rok spędził w hotelach o zadowalających standardach. Do wszystkiego można przywyknąć mawiał Monte. Tym razem trzeba było się zgodzić z jego słowami.
Tuż po chwili znaleźli się na dachu. Wiatr, mimo że chłodny, był dość przyjemny.
Brooke usiadła na chłodnym betonie, uprzednio kładąc kurtkę na małym fragmencie czarnego dachu.
- Tommy, nie będę w porządku. Zaraz wyjdę na parszywą zołzę, która zdradza sekrety przyjaciół. Ale jeśli to ma zmienić twój tępy tok myślenia, zaryzykuję utratę zaufania Adama – Podniosła wzrok na blondwłosego basistę, który usiadł tuż obok.
- Słucham – Rzekł, starając się zachować obojętny ton głosu. Wyjął z paczki jednego chesterfielda i przypalił koniec, zaciągając się gęstym, papierosowym dymem.
Popatrzyła na niego, wahając się czy aby na pewno postępuje słusznie.
- Adam uratował ci życie – Powiedziała, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
Powoli skierował ku niej wzrok i uniósł powieki – Kochanie, możemy darować sobie metafory?
Bez wahania uniosła dłoń, na co Tommy gwałtownie się odchylił – Dobrze, kontynuuj.
Opuściła rękę i oparła ją o krawędź dachu – Kiedy zostałeś postrzelony na scenie, straciłeś ponad litr krwi – Uniósł wzrok i popatrzył z zainteresowaniem – Kiedy trafiłeś do szpitala, straciłeś przytomność. Personel nie posiadał wystarczającej ilości krwi twojej grupy, musieli wstrzymać akcję na dziesięć minut. Stałeś na granicy życia i śmierci – Rzekła poważnym tonem, patrząc chłopakowi w oczy.
- Pierwsze słyszę. Adam zawsze uciekał od tego tematu – Rzekł, wdychając szary obłok – No więc jaki cud się stał, że nadal oddycham?
Milczała krótką chwilę – Adam rozkazał przetoczyć swoją krew. Mimo świadomości, że ryzykuję utratę zdrowia, a może nawet życia, pozwolił wbić pod swoją skórę plastikową rurkę, której drugi koniec znalazł się w twoim ramieniu. Miałeś wątpliwości czy on cię kocha, bo przeczytałeś bzdury w wywiadzie? Człowieku, on wyrwał śmierci kosę z rąk, zasłonił ci kierunek światła i zasadził porządnego kopa w tyłek, uprzedzając, byś tam nie szedł  – Wstała i okrążyła Ratliffa – Tommy, przejrzyj na oczy. Kogo byłoby na to stać? Jego krew płynie w twoich żyłach. Trzymał to jako sekret, wiedzieliśmy tylko ja i Monte.
Tommy wstrzymał oddech; popiół spadł z końca jego papierosa. Patrzył na Brooke w milczeniu, na jego twarzy malowało się bezgraniczne zdziwienie.
- Brooke, pieprzysz.
- Mówię poważnie, idioto – Westchnęła i spojrzała w niebo pełne gwiazd – Cholera, nie powinnam o tym mówić.
- Ale… - Głos w jego gardle stracił swoją siłę. Żaden z dotychczasowych momentów, które spędził w ciągu ostatnich dni, nie zadał mu takiego bólu. Poczuł się jak najgorszy sukinsyn.
Brooke uniosła wysoko powieki – Zaskoczony? Świat ma wielu milczących bohaterów. Trafiłeś na jednego z nich, ale odszedłeś dla jakiejś…
- Dajcie spokój, to nie tak, ona jest…
- Nieważne – Tancerka przerwała wypowiedź Ratliffa - Wracasz do nas? – Spytała, odwracając się w jego stronę.
Tommy westchnął cicho. Nadal czuł drżenie swoich dłoni – Tak, ale tylko na koncerty. Muszę zaglądać do Pauli.
- Najbliższy występ mamy w Szwajcarii. Mam nadzieję, że będziesz zadowolony, zarezerwowałam domek dla dwojga pół godziny drogi od stolicy – Rzekła Brooke, na twarzy której zagościł uśmiech – pierwszy tego wieczoru.
- Słucham? – Spytał kpiąco Tommy i wstał – To nie wchodzi w grę.
- Decyzja zapadła, za późno. Nie będę patrzyła jak wasz związek się rozpada – Powiedziała, siadając obok – Ten jednorazowy wypad dobrze wam zrobi. A tak poza tematem… chociaż nie, to ma coś wspólnego. Powiedz mi, jak to się stało, że będąc facetem największej seksbomby show-biznesu, nie zaznałeś z nim konkretnej intymności? – Spytała, uśmiechając się coraz szerzej.
- O czym mówisz? – Uniósł brwi; czuł, że rozmowa zmierza na zły tor.
- Że nie uprawiałeś z nim seksu.
- Nie było ku temu okazji! – Oburzył się – Z resztą, czemu on ci opowiada o takich rzeczach?
Westchnęła z uśmiechem – Znam go dłużej niż ty. On nie chce naciskać, ty masz jakieś uprzedzenia. Na co jeszcze czekasz?
Tommy zająkał się – Dobra, koniec tematu.
- A, widzisz! – Zaśmiała się – Największy podrywacz w Stanach Zjednoczonych od ponad pół roku nie może znaleźć okazji, by znaleźć się w łóżku ze swoim facetem.
- Brooke! – Krzyknął, czując, że jego policzki stają się coraz bardziej czerwone – Ja… Nie wiem, po prostu to… to się nie stało.
- A bierzesz pod uwagę tę ewentualność? – Spytała, poprawiając długie loki.
Blondyn poczuł się nieco zakłopotany – No jasne, że biorę. Ale… to wszystko brzmi abstrakcyjnie. Nawet nie wiem czy on… no…
Brooke uniosła brwi – Czy?
- No czy wiesz… - Rzekł, gestykulując.
- Zwykle jest górą – Uśmiechnęła się, zgadując co Ratliff ma na myśli.
Tommy spojrzał w dal – Tak blisko jeszcze nie byliśmy – Dodał cicho, siadając obok dziewczyny – Nie chciałem, by pomyślał, że liczę głównie na seks.
- Myślę, że on czeka na ten moment od dawna. Prócz tego, że cholernie mu się podobasz, jest w tobie szalenie zakochany.
Uśmiechnął się delikatnie – Nie mogłem trafić na kogoś lepszego, jednak to wszystko jest skomplikowane… Spróbuję z nim porozmawiać, gdy dotrzemy na miejsce.
- Czyli zgadzasz się na wyjazd do uroczego, drewnianego domku, otoczonego łąkami, pagórkami i stadami owiec? – Uśmiechnęła się szeroko. Tommy w odpowiedzi nieśmiało pokiwał głową.
***
Adam wbiegł do garderoby i rzucił ręcznik na kanapę. Nie chciał patrzeć w lustro; wiedział, że to rozbudzi w nim jeszcze większy gniew i ból. Rzucił się na kanapę i wziął głęboki oddech; nim zdołał zmrużyć oczy, rozbrzmiał dźwięk jego telefonu. Pulsowanie w skroniach przybierało na sile, miał wrażenie, że jego głowa zaraz eksploduje. Odebrał połączenie
- Słucham?
- Cześć, z tej strony Camila. Nie chcę wprowadzać zbędnych wstępów, więc powiem krótko. W niedzielę odwiedzę was razem z detektywem. Wiem kto próbował zabić Tommy’ego.
Adam poczuł złość na dźwięk brzmienia ostatniego ze słów, jednak automatycznie spytał – Kto?
- To nie jest rozmowa na telefon. Adam, ja wiedziałam o tym od początku.
Zacisnął zęby i cisnął telefonem o podłogę. To wszystko brzmiało jak cholerna groteska. Oddałby wszystkie pieniądze za kilkadziesiąt minut odpoczynku od świata; całego świata. Skulił się na skórzanej sofie i zacisnął powieki; pragnął zasnąć. Zasnąć i obudzić się dopiero wtedy, gdy obok znajdzie się blondwłosy basista. Żeby przywitać poranek, trzeba najpierw przetrwać noc wspomniał słowa swojego chłopaka.
- Nie opuścisz mnie. Nie potrafiłbyś – Szepnął bezgłośnie Adam, zaciskając palce na obiciu czerwonej kanapy.
Miał rację – bo miłość znaczy więcej niż łańcuch zespolonych ogniw „odchodzę” i „żegnaj”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz