Hej
Glamberts :) Życzę Wam udanego Nowego Roku i świetnego Sylwestra! Jest
dość późno, więc nie będę się rozpisywała, zapraszam do lektury :)
Dziękuję za wszystkie ciepłe słowa pozostawione w komentarzach.
Zgodnie z obietnicą, dedykacja dla GlamMonster :)
Słodko-gorzkie pożegnanie
Ostatni
wieczór upłynął w przyjaznej atmosferze. Tamten czas nie zaskoczył
nikogo; Monte, Taylor oraz Terrance upili się do nieprzytomności, żeńska
część grupy zajęła się tematem muzyki i postanowiła zrobić ranking
najseksowniejszych tancerzy (wykluczając panów Green oraz Spencer), a
Adam i Tommy siedzieli w objęciach na kanapie, popijając średniej klasy
wino. Nie zważając na pozostałych, obdarzali się raz po raz pijanymi, namiętnymi pocałunkami, czując wzajemnie gorzki smak dobrego trunku.
Następny
dzień wypełniły długie próby. Kilkanaście minut po dwudziestej zespół
zagrał koncert; jeden z lepszych w tym miesiącu. Prawie bez żadnych
pomyłek, z rozmachem i zacięciem. Półtorej godziny upłynęło
błyskawicznie; na twarzach fanów pojawiły się łzy, gdy Adam śpiewał
ostatni tego wieczoru utwór.
Tommy
pojawił się w garderobie jako pierwszy. Zdjął z ramion ciężką marynarkę
i rzucił się na obrotowy fotel, by spojrzeć w swoje odbicie. Chciał
darować sobie zmywanie makijażu, jednak wizja długiej podróży sprawiła,
że postanowił wykonać tę czynność. Zmęczenie dawało mu się we znaki;
ziewnął ospale i przetarł zmęczone oczy, czując pod powiekami delikatne
szczypanie. Zbyt mało snu robiło swoje; nie sposób funkcjonować dzień w
dzień, odpoczywając jedynie cztery godziny na dobę.
Drzwi
uchyliły się, a po chwili trzasnęły cicho. Blondyn wpatrywał się w
lustrzane odbicie, a jedyną osobą jaką ujrzał, był Adam. Jego skóra
błyszczała od ciepłego potu, oddech nadal był przyspieszony, włosy
zadziornie roztrzepane. Czarnowłosy rzucił się na kanapę, biorąc głęboki
oddech. Omiótł wzrokiem ciasne, słabo oświetlone pomieszczenie
- Zakładam, że nie wrócisz ze mną do hotelu? – Spytał Adam, przewidując plan swojego chłopaka.
- Obiecałem Pauli, że wrócę do niej po koncercie – Rzekł z niechęcią Ratliff – Przepraszam.
Lambert sięgnął po butelkę wody – Nie musisz mnie przepraszać – Rzekł obojętnym tonem.
Tommy rzucił szczotkę, którą trzymał w ręku – Możesz się tak nie zachowywać?
Piosenkarz
podniósł wzrok i zamilknął na moment – Daję ci pełną swobodę, nie robię
wyrzutów, a w dodatku nie gniewam się. W czym widzisz problem?
Wargi
Ratliffa zadrżały nim zdołał wypowiedzieć kilka słów – Brzmisz, jakbyś
totalnie ignorował wszystko, co się ze mną dzieje. Jakbym był ci
obojętny.
Lambert
uniósł wzrok i zaniemówił na moment. Nie spodziewał się, że jego
wypowiedź wprowadzi blondyna w podobny nastrój – Czemu tak pomyślałeś?
Raffi, ja po prostu chcę, byś sam podejmował wybory, a następnie
oceniał, które z nich są słuszne. Nie mogę cię zmuszać do zostania przy
mnie, jeśli ktoś inny cię potrzebuje – Rzekł, wpatrując się w
lustro, gdzie widniała sylwetka basisty – Gdybym ja o tym decydował,
kazałbym ci być obok mnie. Nie mogę tego zrobić, bo znam cię. Jeśli coś
postanowisz i tak zrobisz wszystko, by dopiąć swego.
Blondyn
westchnął cicho i odwrócił się w stronę czarnowłosego. Poczuł
ogarniający go smutek, falę niepewności i strachu – A jeśli pewnego dnia
wrócę, a ciebie już nie będzie?
Lambert uniósł brwi i milczał dłuższą chwilę – Wszystko pozostawiam twojej wierze i zaufaniu.
Tommy
wpatrywał się w Adama. Spuścił na moment wzrok, jednak zrozumiał, że
okazuje tym swoje tchórzostwo. Spojrzał ponownie w chłodne tęczówki
Lamberta, a jego wargi nie drgnęły, choć bardzo chciał wypowiedzieć
kilka znaczących słów.
-
Odwiozę cię na lotnisko – Rzekł Lambert, po czym wstał i udał się za
parawan. Tommy nie znosił takich momentów – gdy wszystko było klarowne,
wyjaśnione, a mimo to w powietrzu unosiła się ciężka atmosfera. Nie
dbając o prysznic zmienił sceniczne ubranie, które bez składania wrzucił
do stojącej przy drzwiach walizki, chwycił ją i opuścił garderobę,
trzaskając przy tym drzwiami.
Adam
na pewno odebrał ten gest jako wyrzut w jego stronę. I po co ja to
robię? Udowadniam mu winę, kiedy to ja sam wszystko chrzanię? Zamiast
wrócić z nim do hotelu jadę do hedonistycznej szmaty, która będzie
wyciągała ze mnie pieniądze i pieprzyła się z każdym kto rzuci jej
jakikolwiek banknot. Z całych sił kopnął w walizkę, która stoczyła
się mozolnie ze schodów wiodących na parking. Basista przysiadł na
jednym stopniu, wplótł palce w jasne włosy i wziął głęboki oddech
zastanawiając się dokąd właściwie zmierza. Zimny wiatr wywołał dreszcz
na jego skórze, a ciężki zapach benzyny i zmęczonego miasta wypełnił
nozdrza
-
Ratliff? – Usłyszał za plecami kobiecy głos. Odwrócił głowę w stronę
Sashy – Menadżer kazał przekazać, że wyśle ci dokumenty dotyczące
przedłużenia umowy z zespołem po zakończeniu trasy Glam Nation Tour.
Nim
zdążył się zorientować, przygoda z koncertami dobiegała końca. Miniony
występ był przedostatnim wpisanym do GNT. Przed zespołem Adama już tylko
podróż do Holandii, która będzie miała miejsce za kilkanaście dni.
Kiwnął
głową, totalnie ignorując ten fakt. Gdyby miał możliwość rzuciłby pracę
i uciekł na drugi koniec świata; drażnił go cały chory układ, w którym
się znalazł. Tuż po chwili minęła go para nóg; Adam schodził po
schodach, nie odzywając się ani słowem. Zarzucił kaptur na głowę, i
zniknął w ciemności między rzędami samochodów. Jego sylwetka pojawiała
się za każdym razem, gdy znajdował się w świetle latarni. Tommy wstał
niechętnie i ruszył za Lambertem, który zajął miejsce w czarnym aucie.
Basista wrzucił ciężką walizkę do bagażnika, po czym usiadł na miejscu
pasażera, zamknął drzwi i czekał aż wspólnie ruszą w stronę lotniska.
Adam
przez dłuższą chwilę przeglądał płyty z muzyką, wahając się pomiędzy U2
a AC/DC. Ostatecznie zdecydował się włączyć radio, nie dbając o
nadającą stację. Wcisnął sprzęgło i gaz, silnik zaczął ciężko pracować, a
delikatne wibracje przeszyły obicia kremowych foteli. Blondyn wpatrywał
się w widok za oknem; wysokie budynki, park, wieżowce skąpane w
pół-mroku, oświetlone kolorowymi neonami. Westchnął cicho i dyskretnie
zerknął na Adama; czarnowłosy wpatrywał się w drogę przed sobą, reagując
jedynie na znaki i innych kierowców. Zignorował nawet swój ulubiony
utwór i nie zanosiło się na to, by zaczął go nucić. W miarę oddalania
się od centrum, samochodów na jezdni było coraz mniej.
- Adam?
-
Co? – Spytał Lambert, a na jego twarzy nie malowały się żadne emocje.
Basista obserwował Adama i położył dłoń na jego szczupłym udzie.
Lamberta przeszedł elektryzujący dreszcz – Co chciałeś? – Powtórzył w
tym samym tonie co wcześniej.
-
Przepraszam – Rzekł Tommy, spuszczając wzrok. Wiedział, że zbędne
tłumaczenia tylko go pogrążą; postanowił darować sobie zrzucanie winy na
niewiadome siły. Cofnął dłoń i poczuł silne przygnębienie na myśl, że
zaraz pożegna Adama i wróci do upadającej rudery, by być biernym
uczestnikiem orgii organizowanych przez jego byłą dziewczynę. Zaczął
tracić wiarę, że cudowna, radosna wizja przeszłości powróci.
- Powinieneś pozwolić mi zdechnąć. Wyświadczyłbyś mi przysługę, sobie i Keri też.
Adam
zacisnął zęby, jednak nie wytrzymał długo – Mówisz to po to, bym się
nad tobą litował? Mam cię pocieszać i wspierać, bo chcesz wrócić do
Pauli? – Po raz pierwszy imię dziewczyny opuściło jego usta.
Tommy czuł się coraz gorzej. Nie oczekiwał współczucia; chciał jedynie mieć wiadomość, że jest dla Adama kimś ważnym.
-
Może to ja powinienem umrzeć – Rzucił oschle piosenkarz – Nie musiałbyś
dokonywać tak ciężkich wyborów – Rzucił z sarkazmem, nie kryjąc
rozczarowania.
Zapadła
cisza. Najdłuższa i najbardziej drażliwa cisza, jaka kiedykolwiek
pojawiła się w ich rozmowach. Gdy dotarli na parking lotniska, Adam
przekręcił kluczyk; silnik zgasł z cichym pomrukiem. Czarnowłosy zerknął
w stronę basisty
-
Odprowadzić cię? – Spytał, zamierając. Tommy wpatrywał się w swoje
kolana, jego wzrok był uśpiony. Spokojnym ruchem odgarnął włosy i
pokiwał przecząco głową.
-
Tommy.. – Szepnął Adam, opierając dłoń o fotel pasażera – Co się z tobą
dzieje, takie zachowanie nie jest do ciebie podobne… - Rzekł łagodnie –
Zawsze byłeś twardym dupkiem, teraz wszystko może cię złamać…
Brązowe tęczówki spotkały się z szaro-niebieskimi.
-
Czuję, że oddalamy się od siebie. I to z mojej winy – Choć z jego oczu
nie płynęły łzy, głos drżał. Adam przesunął palcami po chłodnym policzku
-
Przeczekamy to – Rzekł Lambert, siląc się na uśmiech – Nie żegnaj mnie w
smutku, bo nie zasnę przez najbliższy tydzień, martwiąc się o ciebie. I
tak denerwuję się wystarczająco dużo. Dzielnica, w której mieszkasz nie
należy do bezpiecznych, z resztą towarzystwo w jakim się obracasz
również nie sprzyja spokojnemu nastrojowi.
Tommy
westchnął cicho. Podniósł głowę i spojrzał za szybę. Na moment
zapatrzył się na startujący samolot, który po chwili przebił się przez
kłęby ciemnych chmur. Gdy maszyna zniknęła z pola widzenia, basista
zwrócił się w stronę Adama
- Kochaj się ze mną – Rzekł, patrząc w jego oczy.
Adam
rozchylił wargi, nie wiedząc co powiedzieć. Nie spodziewał się, że
znajdzie się w takiej sytuacji. Patrzył dłuższą chwilę na chłopaka,
spodziewając się, że ten obróci wszystko w żart bądź rzuci, że to głupi
pomysł i wysiądzie – tak się jednak nie stało. Blondyn siedział w tym
samym miejscu, czekając na jakąkolwiek reakcję.
Nie
trzeba było powtarzać; Lambert zgasił światło wewnątrz pojazdu i
odsunął fotel – Chodź do mnie, skarbie – Rzekł szeptem, gdy ostatnia
lampka spowiła wnętrze pojazdu w pół-mroku. Tommy sprytnie zajął miejsce
na udach Adama i zapatrzył się w jego oczy. Po chwili pochylił się nad
nim i złożył na ciepłych wargach długi, delikatny pocałunek. Dłonie
czarnowłosego powędrowały na plecy Tommy’ego, którego droga pocałunków
zmierzała od warg aż do szyi.
-
Boję się, tak strasznie się boję, że wszystko spieprzę… - Rzekł cicho
Tommy, przesuwając dłońmi po klatce Adama – Gdybym tylko mógł cofnąć
czas, o jakiś miesiąc…
Czarnowłosy
położył palec na ustach chłopaka – Nie mów nic. Jeśli kiedykolwiek się
zgubisz, pomogę ci wrócić na właściwą drogę. Nigdy nie zostawię cię
samego.
Blondyn
złożył na ustach Lamberta kolejny pocałunek. Po chwili zaczęli
wzajemnie pozbawiać się kolejnych części garderoby, by zostać prawie
nago. Parking świecił pustkami; co kilka minut w oddali pojawiała się
ludzka sylwetka, samochody przyjeżdżały jeszcze rzadziej. Startujące co
chwilę samoloty przerywały panującą błogą ciszę. Tommy zbliżył się do
Adama najbardziej jak się dało. Lambert objął jego szczupłe ciało i
wtulił twarz w ramię chłopaka. Nastała krótka cisza, którą przerwał
zduszony jęk basisty. Gdy Adam wypełnił go do końca, zamknął oczy i
zsunął dłonie na biodra partnera.
Nie
martwili się o zaparowane szyby, pojedynczych przechodniów mijających
ich samochód dziesiątki metrów dalej, o czas, jaki mieli dla siebie.
Ciche westchnienia i stonowane jęki raz po raz opuszczały ich wilgotne
od pocałunków wargi. W tym momencie nie liczyła się namiętność czy
żądze; silniejsza była potrzeba bliskości, której w ostatnim czasie
doświadczali za mało.
Tommy
uniósł powieki, by spojrzeć na Lamberta. Ten mrużył oczy co kilka
chwil, jego usta były rozchylone, na jego twarzy malował się błogi
wyraz. Adam, jesteś piękny…
-
Uwielbiam cię… - Wyszeptał do ucha blondyna, przywierając do jego ciała
mocniej. Tommy uległ mocnym pieszczotom, wydał z siebie serię cichych
jęków i nie przestając poruszać się na biodrach Adama, złączył z nim swe
usta w długim pocałunku. Chwilę później Adam westchnął głośno wprost
między rozchylone wargi Ratliffa. Wspólne spełnienie znalazło miejsce w
ciasnym samochodzie, które było ostatnim miejscem, w jakim widzieli się
tego wieczoru. Odsunęli się do siebie nieznacznie, by w milczeniu
patrzeć na swe twarze. Ich oddechy stopniowo zwalniały, bicie serc
wracało do normy.
- Wrócę na rozprawę. Będziesz na mnie czekał? – Spytał blondyn, opierając czoło o czoło Adama.
- Będę. Przyrzekam.
Siedzieli
w ciszy jeszcze kilka minut. Ich ciała stopniowo traciły ciepło, przez
co przytulili się do siebie mocniej. Gdy zegarek wskazał godzinę
dwudziestą trzecią dwadzieścia, Adam szepnął do ucha blondyna, że
odprawa już się zaczęła. Blondyn niechętnie wrócił na swoje miejsce, by
ubrać się i pozwolić na to Adamowi.
Tommy
otworzył drzwi, a zimne powietrze wywołało na jego ciele mocne
dreszcze. Wysiadł i podszedł do bagażnika, wyciągnął walizkę i postawił
ją na mokrym asfalcie. Zarzucił kaptur na głowę i zapiął skórzaną
kurtkę. Adam podszedł do blondyna i przytulił go do swojego ciała. Nie
znosił pożegnań; nie chciał używać słów, które miały ich rozdzielić.
Ratliff odwzajemnił uścisk i cofnął się. Spojrzał w oczy Lamberta, który
szepnął
- Proszę, uśmiechnij się.
Tommy
choć próbował to zrobić, nie dał rady. Zbliżył się ponownie do Adama,
wtulając twarz w jego tors. Przez moment zawahał się czy powinien wracać
do Niemiec. W ramionach ukochanego było mu tak dobrze…
- Może powinienem zostać… - Uniósł wzrok.
- Bardzo bym chciał – Odparł Adam – Ale nie łam obietnic, bez względu na to komu je składasz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz