niedziela, 20 maja 2012

Odc. 45: Słodko-gorzkie pożegnanie

Hej Glamberts :) Życzę Wam udanego Nowego Roku i świetnego Sylwestra! Jest dość późno, więc nie będę się rozpisywała, zapraszam do lektury :) Dziękuję za wszystkie ciepłe słowa pozostawione w komentarzach.
Zgodnie z obietnicą, dedykacja dla GlamMonster :)

Słodko-gorzkie pożegnanie

Ostatni wieczór upłynął w przyjaznej atmosferze. Tamten czas nie zaskoczył nikogo; Monte, Taylor oraz Terrance upili się do nieprzytomności, żeńska część grupy zajęła się tematem muzyki i postanowiła zrobić ranking najseksowniejszych tancerzy (wykluczając panów Green oraz Spencer), a Adam i Tommy siedzieli w objęciach na kanapie, popijając średniej klasy wino. Nie zważając na pozostałych, obdarzali się  raz po raz pijanymi, namiętnymi pocałunkami, czując wzajemnie gorzki smak dobrego trunku.
Następny dzień wypełniły długie próby. Kilkanaście minut po dwudziestej zespół zagrał koncert; jeden z lepszych w tym miesiącu. Prawie bez żadnych pomyłek, z rozmachem i zacięciem. Półtorej godziny upłynęło błyskawicznie; na twarzach fanów pojawiły się łzy, gdy Adam śpiewał ostatni tego wieczoru utwór.
Tommy pojawił się w garderobie jako pierwszy. Zdjął z ramion ciężką marynarkę i rzucił się na obrotowy fotel, by spojrzeć w swoje odbicie. Chciał darować sobie zmywanie makijażu, jednak wizja długiej podróży sprawiła, że postanowił wykonać tę czynność. Zmęczenie dawało mu się we znaki; ziewnął ospale i przetarł zmęczone oczy, czując pod powiekami delikatne szczypanie. Zbyt mało snu robiło swoje; nie sposób funkcjonować dzień w dzień, odpoczywając jedynie cztery godziny na dobę.
Drzwi uchyliły się, a po chwili trzasnęły cicho. Blondyn wpatrywał się w lustrzane odbicie, a jedyną osobą jaką ujrzał, był Adam. Jego skóra błyszczała od ciepłego potu, oddech nadal był przyspieszony, włosy zadziornie roztrzepane. Czarnowłosy rzucił się na kanapę, biorąc głęboki oddech. Omiótł wzrokiem ciasne, słabo oświetlone pomieszczenie
- Zakładam, że nie wrócisz ze mną do hotelu? – Spytał Adam, przewidując plan swojego chłopaka.
- Obiecałem Pauli, że wrócę do niej po koncercie – Rzekł z niechęcią Ratliff – Przepraszam.
Lambert sięgnął po butelkę wody – Nie musisz mnie przepraszać – Rzekł obojętnym tonem.
Tommy rzucił szczotkę, którą trzymał w ręku – Możesz się tak nie zachowywać?
Piosenkarz podniósł wzrok i zamilknął na moment – Daję ci pełną swobodę, nie robię wyrzutów, a w dodatku nie gniewam się. W czym widzisz problem?
Wargi Ratliffa zadrżały nim zdołał wypowiedzieć kilka słów – Brzmisz, jakbyś totalnie ignorował wszystko, co się ze mną dzieje. Jakbym był ci obojętny.
Lambert uniósł wzrok i zaniemówił na moment. Nie spodziewał się, że jego wypowiedź wprowadzi blondyna w podobny nastrój – Czemu tak pomyślałeś? Raffi, ja po prostu chcę, byś sam podejmował wybory, a następnie oceniał, które z nich są słuszne. Nie mogę cię zmuszać do zostania przy mnie, jeśli ktoś inny cię potrzebuje – Rzekł, wpatrując się  w lustro, gdzie widniała sylwetka basisty – Gdybym ja o tym decydował, kazałbym ci być obok mnie. Nie mogę tego zrobić, bo znam cię. Jeśli coś postanowisz i tak zrobisz wszystko, by dopiąć swego.
Blondyn westchnął cicho i odwrócił się w stronę czarnowłosego. Poczuł ogarniający go smutek, falę niepewności i strachu – A jeśli pewnego dnia wrócę, a ciebie już nie będzie?
Lambert uniósł brwi i milczał dłuższą chwilę – Wszystko pozostawiam twojej wierze i zaufaniu.
Tommy wpatrywał się w Adama. Spuścił na moment wzrok, jednak zrozumiał, że okazuje tym swoje tchórzostwo. Spojrzał ponownie w chłodne tęczówki Lamberta, a jego wargi nie drgnęły, choć bardzo chciał wypowiedzieć kilka znaczących słów.
- Odwiozę cię na lotnisko – Rzekł Lambert, po czym wstał i udał się za parawan. Tommy nie znosił takich momentów – gdy wszystko było klarowne, wyjaśnione, a mimo to w powietrzu unosiła się ciężka atmosfera. Nie dbając o prysznic zmienił sceniczne ubranie, które bez składania wrzucił do stojącej przy drzwiach walizki, chwycił ją i opuścił garderobę, trzaskając przy tym drzwiami.
Adam na pewno odebrał ten gest jako wyrzut w jego stronę. I po co ja to robię? Udowadniam mu winę, kiedy to ja sam wszystko chrzanię? Zamiast wrócić z nim do hotelu jadę do hedonistycznej szmaty, która będzie wyciągała ze mnie pieniądze i pieprzyła się z każdym kto rzuci jej jakikolwiek banknot. Z całych sił kopnął w walizkę, która stoczyła się mozolnie ze schodów wiodących na parking. Basista przysiadł na jednym stopniu, wplótł palce w jasne włosy i wziął głęboki oddech zastanawiając się dokąd właściwie zmierza. Zimny wiatr wywołał dreszcz na jego skórze, a ciężki zapach benzyny i zmęczonego miasta wypełnił nozdrza
- Ratliff? – Usłyszał za plecami kobiecy głos. Odwrócił głowę w stronę Sashy – Menadżer kazał przekazać, że wyśle ci dokumenty dotyczące przedłużenia umowy z zespołem po zakończeniu trasy Glam Nation Tour.
Nim zdążył się zorientować, przygoda z koncertami dobiegała końca. Miniony występ był przedostatnim wpisanym do GNT. Przed zespołem Adama już tylko podróż do Holandii, która będzie miała miejsce za kilkanaście dni.
Kiwnął głową, totalnie ignorując ten fakt. Gdyby miał możliwość rzuciłby pracę i uciekł na drugi koniec świata; drażnił go cały chory układ, w którym się znalazł. Tuż po chwili minęła go para nóg; Adam schodził po schodach, nie odzywając się ani słowem. Zarzucił kaptur na głowę, i zniknął w ciemności między rzędami samochodów. Jego sylwetka pojawiała się za każdym razem, gdy znajdował się w świetle latarni. Tommy wstał niechętnie i ruszył za Lambertem, który zajął miejsce w czarnym aucie. Basista wrzucił ciężką walizkę do bagażnika, po czym usiadł na miejscu pasażera, zamknął drzwi i czekał aż wspólnie ruszą w stronę lotniska.
Adam przez dłuższą chwilę przeglądał płyty z muzyką, wahając się pomiędzy U2 a AC/DC. Ostatecznie zdecydował się włączyć radio, nie dbając o nadającą stację. Wcisnął sprzęgło i gaz, silnik zaczął ciężko pracować, a delikatne wibracje przeszyły obicia kremowych foteli. Blondyn wpatrywał się w widok za oknem; wysokie budynki, park, wieżowce skąpane w pół-mroku, oświetlone kolorowymi neonami. Westchnął cicho i dyskretnie zerknął na Adama; czarnowłosy wpatrywał się w drogę przed sobą, reagując jedynie na znaki i innych kierowców. Zignorował nawet swój ulubiony utwór i nie zanosiło się na to, by zaczął go nucić. W miarę oddalania się od centrum, samochodów na jezdni było coraz mniej.
- Adam?
- Co? – Spytał Lambert, a na jego twarzy nie malowały się żadne emocje. Basista obserwował Adama i położył dłoń na jego szczupłym udzie. Lamberta przeszedł elektryzujący dreszcz – Co chciałeś? – Powtórzył w tym samym tonie co wcześniej.
- Przepraszam – Rzekł Tommy, spuszczając wzrok. Wiedział, że zbędne tłumaczenia tylko go pogrążą; postanowił darować sobie zrzucanie winy na niewiadome siły. Cofnął dłoń i poczuł silne przygnębienie na myśl, że zaraz pożegna Adama i wróci do upadającej rudery, by być biernym uczestnikiem orgii organizowanych przez jego byłą dziewczynę. Zaczął tracić wiarę, że cudowna, radosna wizja przeszłości powróci.
- Powinieneś pozwolić mi zdechnąć. Wyświadczyłbyś mi przysługę, sobie i Keri też.
Adam zacisnął zęby, jednak nie wytrzymał długo – Mówisz to po to, bym się nad tobą litował? Mam cię pocieszać i wspierać, bo chcesz wrócić do Pauli? – Po raz pierwszy imię dziewczyny opuściło jego usta.
Tommy czuł się coraz gorzej. Nie oczekiwał współczucia; chciał jedynie mieć wiadomość, że jest dla Adama kimś ważnym.
- Może to ja powinienem umrzeć – Rzucił oschle piosenkarz – Nie musiałbyś dokonywać tak ciężkich wyborów – Rzucił z sarkazmem, nie kryjąc rozczarowania.
Zapadła cisza. Najdłuższa i najbardziej drażliwa cisza, jaka kiedykolwiek pojawiła się w ich rozmowach. Gdy dotarli na parking lotniska, Adam przekręcił kluczyk; silnik zgasł z cichym pomrukiem. Czarnowłosy zerknął w stronę basisty
- Odprowadzić cię? – Spytał, zamierając. Tommy wpatrywał się w swoje kolana, jego wzrok był uśpiony. Spokojnym ruchem odgarnął włosy i pokiwał przecząco głową.
- Tommy.. – Szepnął Adam, opierając dłoń o fotel pasażera – Co się z tobą dzieje, takie zachowanie nie jest do ciebie podobne… - Rzekł łagodnie – Zawsze byłeś twardym dupkiem, teraz wszystko może cię złamać…
Brązowe tęczówki spotkały się z szaro-niebieskimi.
- Czuję, że oddalamy się od siebie. I to z mojej winy – Choć z jego oczu nie płynęły łzy, głos drżał. Adam przesunął palcami po chłodnym policzku
- Przeczekamy to – Rzekł Lambert, siląc się na uśmiech – Nie żegnaj mnie w smutku, bo nie zasnę przez najbliższy tydzień, martwiąc się o ciebie. I tak denerwuję się wystarczająco dużo. Dzielnica, w której mieszkasz nie należy do bezpiecznych, z resztą towarzystwo w jakim się obracasz również nie sprzyja spokojnemu nastrojowi.
Tommy westchnął cicho. Podniósł głowę i spojrzał za szybę. Na moment zapatrzył się na startujący samolot, który po chwili przebił się przez kłęby ciemnych chmur. Gdy maszyna zniknęła z pola widzenia, basista zwrócił się w stronę Adama
- Kochaj się ze mną – Rzekł, patrząc w jego oczy.
Adam rozchylił wargi, nie wiedząc co powiedzieć. Nie spodziewał się, że znajdzie się w takiej sytuacji. Patrzył dłuższą chwilę na chłopaka, spodziewając się, że ten obróci wszystko w żart bądź rzuci, że to głupi pomysł i wysiądzie – tak się jednak nie stało. Blondyn siedział w tym samym miejscu, czekając na jakąkolwiek reakcję.
Nie trzeba było powtarzać; Lambert zgasił światło wewnątrz pojazdu i odsunął fotel – Chodź do mnie, skarbie – Rzekł szeptem, gdy ostatnia lampka spowiła wnętrze pojazdu w pół-mroku. Tommy sprytnie zajął miejsce na udach Adama i zapatrzył się w jego oczy. Po chwili pochylił się nad nim i złożył na ciepłych wargach długi, delikatny pocałunek. Dłonie czarnowłosego powędrowały na plecy Tommy’ego, którego droga pocałunków zmierzała od warg aż do szyi.
- Boję się, tak strasznie się boję, że wszystko spieprzę… - Rzekł cicho Tommy, przesuwając dłońmi po klatce Adama – Gdybym tylko mógł cofnąć czas, o jakiś miesiąc…
Czarnowłosy położył palec na ustach chłopaka – Nie mów nic. Jeśli kiedykolwiek się zgubisz, pomogę ci wrócić na właściwą drogę. Nigdy nie zostawię cię samego.
Blondyn złożył na ustach Lamberta kolejny pocałunek. Po chwili zaczęli wzajemnie pozbawiać się kolejnych części garderoby, by zostać prawie nago. Parking świecił pustkami; co kilka minut w oddali pojawiała się ludzka sylwetka, samochody przyjeżdżały jeszcze rzadziej. Startujące co chwilę samoloty przerywały panującą błogą ciszę. Tommy zbliżył się do Adama najbardziej jak się dało. Lambert objął jego szczupłe ciało i wtulił twarz w ramię chłopaka. Nastała krótka cisza, którą przerwał zduszony jęk basisty. Gdy Adam wypełnił go do końca, zamknął oczy i zsunął dłonie na biodra partnera.
Nie martwili się o zaparowane szyby, pojedynczych przechodniów mijających ich samochód dziesiątki metrów dalej, o czas, jaki mieli dla siebie. Ciche westchnienia i stonowane jęki raz po raz opuszczały ich wilgotne od pocałunków wargi. W tym momencie nie liczyła się namiętność czy żądze; silniejsza była potrzeba bliskości, której w ostatnim czasie doświadczali za mało.
Tommy uniósł powieki, by spojrzeć na Lamberta. Ten mrużył oczy co kilka chwil, jego usta były rozchylone, na jego twarzy malował się błogi wyraz. Adam, jesteś piękny…
- Uwielbiam cię… - Wyszeptał do ucha blondyna, przywierając do jego ciała mocniej. Tommy uległ mocnym pieszczotom, wydał z siebie serię cichych jęków i nie przestając poruszać się na biodrach Adama, złączył z nim swe usta w długim pocałunku. Chwilę później Adam westchnął głośno wprost między rozchylone wargi Ratliffa. Wspólne spełnienie znalazło miejsce w ciasnym samochodzie, które było ostatnim miejscem, w jakim widzieli się tego wieczoru. Odsunęli się do siebie nieznacznie, by w milczeniu patrzeć na swe twarze. Ich oddechy stopniowo zwalniały, bicie serc wracało do normy.
- Wrócę na rozprawę. Będziesz na mnie czekał? – Spytał blondyn, opierając czoło o czoło Adama.
- Będę. Przyrzekam.
Siedzieli w ciszy jeszcze kilka minut. Ich ciała stopniowo traciły ciepło, przez co przytulili się do siebie mocniej. Gdy zegarek wskazał godzinę dwudziestą trzecią dwadzieścia, Adam szepnął do ucha blondyna, że odprawa już się zaczęła. Blondyn niechętnie wrócił na swoje miejsce, by ubrać się i pozwolić  na to Adamowi.
Tommy otworzył drzwi, a zimne powietrze wywołało na jego ciele mocne dreszcze. Wysiadł i podszedł do bagażnika, wyciągnął walizkę i postawił ją na mokrym asfalcie. Zarzucił kaptur na głowę i zapiął skórzaną kurtkę. Adam podszedł do blondyna i przytulił go do swojego ciała. Nie znosił pożegnań; nie chciał używać słów, które miały ich rozdzielić. Ratliff odwzajemnił uścisk i cofnął się. Spojrzał w oczy Lamberta, który szepnął
- Proszę, uśmiechnij się.
Tommy choć próbował to zrobić, nie dał rady. Zbliżył się ponownie do Adama, wtulając twarz w jego tors. Przez moment zawahał się czy powinien wracać do Niemiec. W ramionach ukochanego było mu tak dobrze…
- Może powinienem zostać… - Uniósł wzrok.
- Bardzo bym chciał – Odparł Adam – Ale nie łam obietnic, bez względu na to komu je składasz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz