niedziela, 20 maja 2012

Odc. 60: Przełamując fale

Hej :)  Czas tak szybko leci! Już za niecały tydzień, bo  17.04 mija pierwsza rocznica Piaskowego :)
Kitty: Tommy oficjalnie nie jest gejem, choć angażuje się w sprawy LGBT, łączy go zażyła przyjaźń z Adamem, z Isaaciem. Więc to kwestia niewyjaśniona ;)
Cautta: Dziś dzień przed terminem, nie wiem czy to zadowalające :)
Dziękuję Wam za liczne komentarze i pozdrawiam, życząc miłego weekendu!

Przełamując fale

Czarne niebo pozbawione było gwiazd. Tommy wpatrywał się w bezkresną dal , stojąc na balkonie należącym do domu Isaaca. Spuścił wzrok, zatapiając go w niskich drzewach, których gałęzie bezdźwięcznie poruszały się na wietrze.
Perkusista zjawił się tuż obok ze szklanką wypełnioną słabym drinkiem. Mężczyzna zmierzył chłopaka wzrokiem.
- Już po drugiej.
- Zaraz będę się zwijał – Rzekł basista, nie tracąc kontaktu z nieokreślonym punktem.
- Możesz zostać na noc – Zaproponował Carpenter, stając bokiem do blondyna – Coś cię dręczy?
Tommy znacząco pokiwał głową - Nie rozumiem co się dzieje z Adamem. Co prawda to tylko jeden incydent, ale… - Zawiesił głos – Był dla mnie zimny. Obcy. Odepchnął mnie, gdy rano chciałem go przytulić.
- Coś musi być na rzeczy – rzekł Isaac – Ukrywasz coś przed nim? Coś, o czym mógłby się dowiedzieć?
Blondyn pokręcił przecząco głową – I w tym leży problem.
- Kochasz go? – Spytał po chwili milczenia Isaac. Tommy nie miał problemu z odpowiedzią na to pytanie.
- Jest całym moim życiem. Kocham go ponad wszystko.
- Jak to jest kochać mężczyznę? – Spytał upijając łyk alkoholu. Oparł się o barierkę, zawieszając wzrok na bladym księżycu, przecinającym swym nożem czerń nieba.
Ratliff wzruszył ramionami – Każdy mnie o to pyta. Tak samo – Stanął przed perkusistą – Wrócę do Adama.
- Możesz tu zostać, to nie problem.
Westchnął cicho, wpatrując się w szare oczy. Pragnął zostać; z drugiej strony w domu czekał na niego ktoś znacznie ważniejszy.
I wish that I was stronger, I’d separate the waves
Słowa znienawidzonej przez Tommy’ego piosenki docierały do jego uszu, pozostawiając dźwięczną melodię. Każdy wyraz coraz silniej chwytał się jego otępiałych zmysłów.
- Tommy? – Usłyszał swoje imię i nieznacznie cofnął się w stronę drzwi.
Not just let the water take me away…
- Co się dzieje? – Spytał Isaac, zbliżając się do blondyna. Złapał go za nadgarstek.
- Nic, ja po prostu… - Zacisnął powieki, nie dopuszczając do siebie obrazów, które podsuwała mu wyobraźnia – Nie znoszę tej piosenki.
Isaac uniósł wysoko brwi – Dobrze się czujesz?
- Muszę wracać – Rzekł, opuszczając balkon.
- Tommy! – Znów obca dłoń na jego nadgarstku.
Blondyn poddał się rażącej sile. Zatrzymał się, obejmując chłopaka za kark. Patrzył w jego szare oczy. Niepewne, wystraszone spojrzenie Isaaca przeszywało Ratliffa na wskroś.
- Wyglądasz, jakbyś się bał… - Tommy mimowolnie się uśmiechnął. Znał to spojrzenie.
- Czego? – Spytał po chwili perkusista.
- Że się na ciebie rzucę – Ratliff odsunął się z prowokującym uśmiechem.
- Zrobiłbyś to?
Roześmiał się i wzruszył ramionami – Nie.
Isaac spoglądał w dalszym ciągu dość niepewnie.
- No nie – Potwierdził z uśmiechem blondyn- Która jest godzina?
- Dochodzi trzecia – Rzekł Isaac, spoglądając na zegarek.
- Zostanę do rana, ale pod jednym warunkiem –  Basista zapatrzył się na ekran telewizora, w którym pojawił się jego ulubiony teledysk.
- Słucham?
- Nie śpimy w jednym łóżku – Rzekł Tommy, odwracając się tyłem do perkusisty. Nie chciał dopuszczać do sytuacji, w których pojawiłyby się jakiekolwiek niejasności. Ziewnął ospale i przeciągnął się. Niemal podskoczył w miejscu, gdy poczuł dłonie, obejmujące go w pasie.
- Jak sobie życzysz.
***
Tommy zbudził się o poranku. Rozejrzał się dookoła; znajdował się w salonie. Przetarł zmęczone oczy i ruszył w kierunku sypialni. Zatrzymał się przy zdjęciu młodej kobiety; uśmiechnął się pod nosem. Spodziewał się, że może być to siostra lub ukochana Carpentera. Nacisnął klamkę pokoju, w którym spał Isaac. Nie chcąc go budzić ubrał się i opuścił mieszkanie, nie zostawiając żadnej wiadomości.
Pół godziny później.
W domu Lambertów panowała absolutna cisza. Tommy zamknął za sobą drzwi i ruszył w kierunku kuchni, gdzie spodziewał się spotkać kogoś z członków rodziny. Zawiesił dłoń na karku, czując napięcie wszystkich mięśni. Tej nocy spał stanowczo za krótko.
- Adam? – Zawołał. Cisza.
Gdy ruszył w stronę salonu usłyszał swoje imię. Odwrócił się w stronę przedpokoju; ujrzał tam czarnowłosego, który wyszedł mu naprzeciw. W jego oczach malowała się złość.
Tommy przeczesał rozczochrane włosy – Adam, cześć… - Zwolnił – Myślę, że powinniśmy porozmawiać – Rzucił bez zastanowienia, wspominając miniony dzień.
- W porządku – Rzekł Adam, zatrzymując się przed Ratliffem - To może dowiem się, gdzie spędziłeś ostatnią noc?
Drażliwy temat. Niezrozumienie.
Tommy nie zamierzał kłamać – U Isaaca – Powiedział łagodnie i dopiero po chwili zaczął żałować, że przyznał się do prawdy.
Adam szarpnął blondyna i przyparł go do najbliższej ściany – Co?! – Krzyknął, zaciskając ręce na jego ramionach.
Blondyn poczuł przejmujące zimno i ból rozchodzący się po wszystkich kościach, cofnął się – Nie spałem z nim! – Odparł równie głośno.
- Odechce ci się pieprzenia z kim popadnie – Ton głosu Adama zmienił charakter. Czarnowłosy złapał Ratliffa za kark i zaprowadził go do kanapy, popychając szczupłe ciało na miękki materac.
- Adam, co ci odbiło?! – Krzyknął basista, a w jego głosie słychać było przerażenie. Nigdy wcześniej nie był tak wystraszony a zarazem wściekły.
Czarnowłosy przyparł go do obicia, ściskając chude nadgarstki. Uwięził go pod sobą, całkowicie tracąc kontrolę. Złość, niesamowita wściekłość przysłoniła mu trzeźwe patrzenie. To nie był on. To był potwór uwięziony w jego umyśle.
- Adam! – Krzyknął basista, szarpiąc się. To wszystko działo się tak błyskawicznie, że nie zdążył jakkolwiek zareagować. Miał wrażenie, że traci kontrolę, staje się słabszą stroną. Po chwili usłyszał dźwięk rozsuwanego rozporka.
Lambert szarpnął go za włosy, zmuszając do milczenia. Urwany krzyk wypełnił przestronny salon.
- Za długo pozwalałem ci na taką samowolę – Warknął, przewracając chłopaka na brzuch.
- Co ty odpierdalasz?! Puść mnie! - Krzyknął Tommy, gdy poczuł, że spodnie zsuwają się z jego bioder. Każda próba walki kończyła się mocnym gestem ze strony Adama. Jeszcze agresywniejszym zachowaniem. Gdy silna dłoń zacisnęła swe palce na jego szyi, chłopak przestał się szamotać. Czuł strach. Wolał się poddać; przecież Adam to jego partner. Jego miłość. Nie skrzywdzi go.
Silny ból w głowie Adama ustąpił po gwałtownym pulsowaniu. Westchnął kilka razy; jego dłoń była zdrętwiała, palce samoistnie drżały. Obraz przed jego oczami pojawił się jakby na nowo; dopiero do niego dotarło, co tak naprawdę się dzieje. Ratliff, ogarnięty strachem i przybity bólem trwał w bezruchu. Jego ciało drżało, palce kurczowo zaciskały się na małej poduszce. Co mogło mieć większą moc? Złamanie męskiej dumy? Przekroczenie granicy zaufania?
- Spodziewałem się po tobie wszystkiego… oprócz tego… - Odepchnął Adama, obrzucając go pogardliwym spojrzeniem. Zsunął nogi z kanapy i ubrał się w pośpiechu.
Lambert nadal nie mógł wyrwać się z amoku – Tommy, zaczekaj chwilę! – Przyłożył dłoń do czoła – Tommy, do jasnej cholery, stój!
Basista stanął do niego przodem i cofnął się na krok – Nie zobaczysz mnie w tym domu już nigdy – Starał się nie okazywać emocji, choć nie było to łatwe. Każdy jego gest przesiąknięty był poddenerwowaniem. Ruszył w stronę drzwi.
- Ty…
Basista zatrzymał się. Stanął przed Lambertem. Cisnął w niego swoją kurtką – Popieprzyło ci się w głowie. Zadzwoń, gdy ochłoniesz.
Czarnowłosy westchnął. Nie miał odwagi przyznać się do prawdy. Przełknął ślinę i zacisnął powieki, gdy drzwi trzasnęły głośno, jak nigdy wcześniej. Został sam; tak bardzo bał się samotności. Z drugiej strony większym strachem napawała go myśl, że może zranić swojego partnera.
***
Gdy Ratliff opuścił mieszkanie Lamberta, zastanawiał się, gdzie powinien się udać. Isaac? Nie. To nie wchodziło w grę. Ruszył przed siebie, licząc, że znajdzie jakikolwiek postój taksówek. Poklepał obie kieszenie, by znaleźć swój telefon; niemal automatycznie wybrał numer do Brooke, w tym samym czasie szukając paczki papierosów.
- Słucham cię, skarbie? – Usłyszał delikatny głos, należący do tancerki.
- Powiedz mi, wiesz coś na temat Adama? – Spytał, otwierając paczkę Chesterfieldów. Była pusta.
- A co masz na myśli?
- Kurwa – Przeklął, wyrzucając opakowanie do śmietnika – Zachowuje się jak skończony dupek.
Chwilowa cisza. Ciche szmery po drugiej stronie.
- Brooke?
- Telefon mi siada. Oddzwonię za jakiś czas.
Ratliff zatrzymał się na środku chodnika – Mów co wiesz na ten temat.
- Zwariowałeś.
- Mów, czekam – Rzekł zdecydowanie, łapiąc nadjeżdżającą taksówkę. Zajął miejsce z tyłu i machnął ręką, gdy podstarzały mężczyzna spytał o kierunek kursu.
- To nie jest twoja sprawa.
Tommy roześmiał się nerwowo – Jeśli nie moja, to czyja? To jest mój facet do cholery i jeśli on mi nie powie co się dzieje, to powie mi ktoś inny.
- To nie jest rozmowa na telefon – Rzekła krótko.
- Nie mam czasu łamać utartych frazesów, mów jasno o co chodzi.
- Ma problem.
Ratliff wpatrywał się w plac za oknem. Zamrugał dwukrotnie – To już zdążyłem zauważyć.
- Jest chory. Poważnie chory.
Pochylił się, opierając łokcie o kolana – Czemu ja o niczym nie wiem?
- Nie chciał cię denerwować.
- Ja pieprzę… - Westchnął cicho, zasłaniając oczy dłonią – Chory? Na co?
- Porozmawiaj z nim o tym osobiście. Nie mieszajcie mnie w swoje sprawy – Powiedziała, po czym nastąpiła długa cisza. W przypływie gniewu rozłączył się i rzucił telefon na siedzenie obok. Nie wiedział co powinien zrobić. Jego ciało drżało, powietrze rozpychało płuca, sprawiając ból. Nerwy. Strach.
- Dokąd jedziemy? – Spytał wąsaty mężczyzna, przekręcając klucz w stacyjce.
Tommy był wściekły na Adama. Czuł do niego nienawiść podszytą obrzydzeniem; z drugiej strony Lambert nadal był dla niego najważniejszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek spotkał na swej drodze. To nie mogło się zmienić.
- Gdziekolwiek. Jedź do centrum – Wyszeptał, czując drżenie swego głosu.
***
Dzwonek do drzwi wyrwał Adama z przemyśleń. Wstał, ruszył do przedpokoju i nacisnął klamkę. Nie spodziewał się gościa, którego właśnie ujrzał.
- Cześć – Rzekł Kris, wciskając dłonie w kieszenie – Można?
Adam nie odpowiedział. Nie był w nastroju na rozmowy, plotki i śmiech. Otworzył szerzej drzwi, zapraszającym tym gestem do środka. Allen przekroczył próg domu i podążył w stronę salonu. Usłyszał za sobą ciche kroki.
- Adam? – Odwrócił się, patrząc w niebieskie oczy.
Odpowiedział milczeniem. Patrzył pytająco w stronę piosenkarza.
- To co ostatnio zdarzyło się między nami…
- To nie ma znaczenia – Uciął Lambert, opierając się o framugę. Nie interesowało go nic poza zajściem, które miało miejsce kilka godzin temu. Czuł ból; taki, którego nie dało się załagodzić nawet najsilniejszym trunkiem.
Kris zacisnął wargi i wzruszył ramionami.
- Wybacz, ale pokłóciłem się z Tommym – Rzekł szorstko Adam – Chciałbym zostać dzisiaj sam.
- W porządku – Rzucił Kris i ruszył w stronę drzwi. Poczuł silny uścisk na swym ramieniu; zatrzymał się.
- Po co przyszedłeś? – Ton głosu Adama złagodniał. Zagubione, brązowe oczy wpatrywały się w jego oblicze. Lambert nie mógł zapominać, że przecież są przyjaciółmi. Allenowi należała się chociaż krótka chwila uwagi.
- To nic pilnego. Wpadnę innym razem – Rzekł z zakłopotaniem.
- Kris… - Westchnął Adam, opierając się o ścianę – Co się stało?
Piosenkarz odwrócił wzrok. Przeciągnął językiem po suchych wargach. Po chwili odnalazł błękitne tęczówki, patrzące na niego z przejmującą obojętnością.
- Nic. Po prostu myślałem o tym, co wydarzyło się ostatnio między nami, a właściwie naszą trójką – Powiedział łagodnie.
- No i co w związku z tym? – Spytał brunet, unosząc brwi.
Wcisnął dłonie głębiej w kieszenie swych ciemnych spodni – Jaki miałeś w tym cel?
Brunet wzruszył ramionami – Chciałem, żebyś się dobrze bawił.
- Tylko tyle?
- A co więcej?
Kris milczał, wpatrując się w błyszczące, niebieskie oczy. Ich głębia zawsze go hipnotyzowała. Nigdy wcześniej nie spodziewał się, że będzie czuł taką potrzebę. Walczące w nim sprzeczności musiały znaleźć ujście. Zbliżył się do Lamberta i łagodnie, lecz zdecydowanie ucałował jego wargi. Jego powieki opadły swobodnie, gdy czuł na sobie dotyk miękkich ust. Nie był to agresywny i gwałtowny pocałunek; miał w sobie dużą dozę czułości, emanował głębokim zaufaniem.
- I to – Szepnął między rozchylone wargi Lamberta. Nie stać go było na więcej słów. Nie wiedział, co dzieje się na dnie jego serca; jednego był pewien. Tamten wieczór zmienił wiele.
Czarnowłosy wpatrywał się przed siebie – Kris? – Spojrzał na niższego od siebie chłopaka.
Allen wpatrywał się w niego z wyczekiwaniem .
Adam milczał. Zawiesił dłoń na karku piosenkarza – Nie bądź niemądry. Katy czeka na ciebie w domu.
- Więc czemu cokolwiek zaczynałeś?  - Uniósł wzrok – Nie pomogłeś mi ze sobą walczyć. Miałeś świadomość tego, że mnie pociągasz.
- Bo jeśli w twojej głowie pojawiają się takie pragnienia, prędzej czy później im ulegniesz – Adam patrzył w zagubione oczy – A wolę, byś uległ ze swoim najlepszym przyjacielem niż obcym skurwysynem z klubu, który przeleci cię nim się obejrzysz.
Kris spuścił wzrok. Oparł czoło o ramię Adama i zmrużył oczy – To nie jest wytłumaczenie.
Czarnowłosy pokręcił głową – Twoja niewinność i naiwność mnie czasami przerastają. Choć to zabrzmi brutalnie, nie dasz rady uciec przed tym, czego naprawdę potrzebujesz. Nie możesz oszukiwać samego siebie.
- To był tylko jeden incydent – Zauważył Allen.
Adam patrzył na niego. Po chwili uśmiech pojawił się na jego twarzy . Zbliżył się do mężczyzny, niemal stykając swoje wargi z jego skórą.
- Czuję twój przyspieszony oddech. Słyszę, jak głośno bije ci serce. Bądź szczery, Kris. Ale najpierw przyznaj się przed samym sobą – Rzekł szeptem, powoli się odsuwając.
Allen nie odpowiedział. Zacisnął wargi i spiesznie wyszedł z domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Adam uchylił powieki; przed jego oczami cały czas stawała postać Tommy’ego. Jego wystraszone oczy. Pełne nienawiści i niezrozumienia.
- Czemu… - Szepnął do siebie, uderzając pięścią w ścianę. Odpowiedzią była cisza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz