Czy
piątkowa noc liczy się jako piątek czy już jako sobota? :) Wybaczcie to
spóźnienie, ale na studiach mam mnóstwo roboty. W dodatku poza Piaskiem
piszę Barierę Zmysłów i jednopartówkę z Rogogon (pozdrawiam!) na którą
zaprosimy, gdy tylko wszystko zostanie napisane :)
Jesteście kochane, dziękuję za komentarze pod ostatnią notką. Pozdrawiam Was gorąco! <3
Rozwiązanie
Podobno
każdy we śnie wygląda niewinnie. Adam zdecydowanie mógł potwierdzić te
słowa. Słońce dopiero się rozbudzało; pierwsze promienie wpadły do
hotelowego pokoju i oświetliły spowite w mroku ściany. Wokalista
podpierał się na łokciu i obserwował blondwłosego chłopaka. Tommy
oddychał spokojnie i otulony był cienką kołdrą. Jedynym ruchem jaki
wykonywał była jego unosząca się i opadająca klatka piersiowa.
Czarnowłosy nie chciał budzić ze snu przemęczonego chłopaka, jednak nie
mógł odmówić sobie przyjemności pogłaskania go po bladym, gładkim
policzku. Przesunął palcami po ciepłej skórze, pragnąc ją ucałować.
Zamiast tego zwrócił wzrok w kierunku dłoni basisty; nadal owinięta była
bandażem. Powoli rozwiązał śnieżnobiały materiał, by obejrzeć rękę
muzyka. Nie wyglądała najlepiej; choć Tommy stosował różnego typu
środki, rana nie goiła się. Lambert cicho westchnął i opadł na miękką
poduszkę. Było mu żal; wiedział jak ważną sprawą była dla Ratliffa gra
na ulubionym instrumencie. Teraz basista tracił poczucie przynależności
do zespołu i każdy dobrze o tym wiedział. Przepraszającym gestem
ucałował ukochanego w czoło i podszedł do okna, chwytając przy tym swój
telefon. Po dłuższym wahaniu postanowił wybrać numer do Montego. Nim
upłynął czwarty sygnał, rozbrzmiał zmęczony głos gitarzysty
- No co tam? – Ziewnął do telefonu, a oprócz jego głosu można było usłyszeć także spokojną muzykę i śmiech Longineu.
-
Nic… - Westchnął Adam i zacisnął palce na zimnej klamce balkonowych
drzwi – Mam ochotę do was zajrzeć. Pewnie znowu imprezujecie? – Spytał
szeptem, by nie rozbudzić Tommy’ego.
- Wpadaj. Trzydzieści osiem.
Adam
wsunął telefon do kieszeni szlafroka i opuścił pokój, by powalczyć z
bezsennością wraz z członkami zespołu. Bez uprzedzenia wkroczył do
pokoju, rozglądając się dookoła. Monte wpatrywał się w szklankę whisky i
stukał palcami w korpus akustycznej gitary; Terrance wraz z Sashą
dopijali drinki na tarasie, natomiast Brooke i Camila leżały na
puszystym dywanie i oglądały zdjęcia na laptopie należącym do
perkusisty.
- Tak w ogóle to… - Zaczął Monte i pochylił się do przodu – Witaj Adam, ty stary wyjadaczu.
Lambert uśmiechnął się pod nosem i zajął miejsce obok Pittmana, odbierając mu szklankę pełną brunatnego trunku
- Powinniście robić coś bardziej konstruktywnego niż conocne picie w hotelowych pokojach – Rzekł Adam i wziął łyk alkoholu.
-
Konstruty… - Monte zawiesił głos i uderzył dłonią w czarną gitarę,
która wydała z siebie niski ton – To ty z Tommym powinieneś robić
konstruktywne rzeczy.
Adam
uśmiechnął się pod nosem – O nas nie musisz się martwić – Nagle poczuł
czyjeś dłonie na swoich ramionach. Gdy uniósł wzrok, zobaczył
uśmiechniętą twarz tancerza
-
Nie powinieneś spać o tej porze? – Spytał Terrance i popychając Montego
na bok, zajął miejsce obok Adama – Chyba ostatnio nie najlepiej między
wami, co?
Lambert
poczuł nieprzyjemne ukłucie w żołądku – Przechodzimy ciężki czas.
Musimy w końcu rozwiązać problem śledztwa, bo któryś z nas niebawem się
wykończy. Nie mogę już patrzeć w te przestraszone, beznadziejnie smutne
oczy.
Camila uniosła na moment wzrok, jednak nie miała odwagi spojrzeć Adamowi w oczy. Westchnęła cicho na myśl o basiście.
Tancerz wziął czarnowłosego za rękę i delikatnie pogładził jej wierzchnią stronę
- Nie martw się. Jesteśmy z wami.
***
-
Adam, oszalałeś?! – Wrzasnął Tommy i cisnął swoją bluzę w kierunku
fotela – To są tylko podejrzenia, rozumiesz? Po-dej-rze-nia! – Poszedł
za Adamem, który próbował opuścić hotelowy pokój.
- Rozwiążemy ten problem raz na zawsze – Rzekł Lambert, ściskając w dłoni plik dokumentów
-
To nie jest rozwiązanie tylko dziecinada. Proszę cię, nie dokonuj
pochopnych decyzji, bo będziesz ich żałował – Rzekł Tommy i oparł się
plecami o drzwi, blokując tym ruchem wyjście z pomieszczenia.
Lambert westchnął i oparł rękę o biodro – Odsuń się, Ratliff.
Basista przylgnął do drewnianej powierzchni jeszcze mocniej – Nie zwracaj się do mnie po nazwisku – Warknął - Nie
musiałem ci mówić o przebiegu śledztwa, bo to moja sprawa. Nie spraw,
bym żałował tej decyzji, Adam, jest tylu innych podejrzanych!
Lambert złapał basistę za ramiona i próbował odsunąć, jednak Tommy zaparł się z całej siły
- Tak będzie bezpieczniej – Rzekł Adam, przeglądając dokumenty dotyczące umowy z zespołem.
Basista
odgarnął z czoła jasne kosmyki włosów – Nienawidzisz Camili, bo jesteś o
mnie zazdrosny i wykorzystasz każdy pretekst, by ją ode mnie
odseparować.
Adam
uniósł wzrok; słowa Ratliffa, choć nie sprawiały bólu, były tak dobitne
w swojej treści, że zaniemówił. Wokalista nie potrafił przyznać racji
Tommy’emu z prostego powodu – bał się przyznać do prawdy przed sobą
samym..
- A teraz zrób mi miejsce – Rzekł Adam nie dając za wygraną
- Przestań!
Lambert
przycisnął Tommy’ego do brązowych drzwi i zatopił język w jego ustach z
taką gwałtownością, że Ratliffa przeszedł paraliżujący dreszcz. Adam
przesunął dłońmi po policzkach basisty i łapiąc go za ramiona
zdecydowanym ruchem przyciągnął muzyka wprost do siebie.
-
Uszanuj wolę człowieka, który oddał ci krew i pozwolił Ci dziś stać
tutaj, obok mnie. Bądź mądry chociaż ze względu na jego poświęcenie –
Rzekł Adam, kładąc dłonie na szczupłych biodrach basisty
- Przecież i tak go nie znam – Odparł Tommy i spojrzał w niebieskie oczy Adama.
A więc stary, poczciwy Monte nie zdradził Tommy’emu mojej tajemnicy.
- Nie czas na wygłupy – Rzekł Lambert i opuścił pokój. Żwawym krokiem wparował do pomieszczenia,
w którym znajdował się Monte – Chcę cały zespół widzieć za pół godziny w
sali konferencyjnej. Cały zespół – Powtórzył dobitnie i zagrodził drogę
Tommy’emu, który usiłował wejść do salonu.
Pittman odłożył butelkę wódki i oparł się plecami o framugę
- Pan Lambert wygłosi przemowę.
Adam
nie odpowiedział. Wyraz jego twarzy wpisywał się w kanon sztuki
starożytnej; spojrzenie ani usta nie zdradzały żadnych emocji.
***
Sala
konferencyjna była z pewnością jednym z najładniejszych pomieszczeń
hotelu, w którym przebywał zespół. Wszyscy członkowie grupy zajęli
miejsce na pół-okrągłej kanapie i rozmawiali o ostatniej nocy,
wspominając kilka wydarzeń. Tommy jako jedyny odstawał od reszty;
siedział w skórzanym fotelu, drażniąc się z uroczym szczeniakiem, który
podskakiwał na jego kolanach. Mimo że odkąd stał się partnerem Adama
nawiązał z zespołem lepszy kontakt, nadal nie czuł się integralną
częścią grupy. Nie lubił ludzi, nie wierzył w nich – wierzył tylko w
muzykę. Blondyn pogłaskał lśniącą sierść psa, który zaszczekał na widok
Adama, wchodzącego do sali.
Żwawym
krokiem zbliżył się do swoich przyjaciół. Zmierzył ich obojętnym
wzrokiem, najdłużej jednak zapatrzył się na Tommy’ego. Choć wiedział, że
Ratliff jest przeciwny decyzji, która miała zapaść, nie potrafił
postąpić inaczej.
- Przykro mi, ale dokonałem wyboru – Rzekł Lambert i złączył za plecami drżące dłonie – Camila musi odejść od naszego zespołu.
Choć można było spodziewać się, że zapadnie głucha cisza, natychmiast zawrzało.
- Oszalałeś? – Brooke wstała ze swojego miejsca
Sasha
pociągnęła ją za rękę, jednak tancerka nie dała za wygraną. Choć zawsze
była największą sojuszniczką Lamberta, teraz całkowicie się z nim nie
zgadzała
-
Taką decyzję musiałem podjąć – Odparł chłodno i spojrzał na
keyboardzistkę. Dziewczyna nie była w stanie wydusić z siebie słowa.
- Tommy? – Brooke zwróciła się w stronę basisty – Nic nie powiesz?
Ratliff
poczuł coraz bardziej ciążące nad nim wyrzuty sumienia – To nie była
moja decyzja, a wybór Adama. Choć nie zgadzam się z nim, to on jest
tutaj szefem.
- To twój partner! – Wtrącił Taylor, stając po stronie przyjaciółek
-
Jeśli mówimy o zespole, nie ma miejsca na sentymenty. Życie to nie
liceum. Jedno podanie do dyrektora, nie zwolni cię z obowiązkowych zajęć
– Rzekł obojętnym głosem Tommy
Monte
oparł łokcie na kolanach – A może oddzielimy życie prywatne od
zawodowego i nie będziemy tracić dobrego muzyka z powodu waszych
osobistych spraw, co? – Spytał, spoglądając na Lamberta, który czuł, że
traci grunt pod nogami
-
Śledztwo, które jest prowadzone, daje dowody przeciwko Camili. Nawet
jeśli nie są one potwierdzone, ja kieruję się moimi odczuciami i
intuicją. Chcę chronić Tommy’ego, to on jest dla mnie najważniejszy –
Rzekł i odetchnął.
-
Rozumiem cię – Rzekła cichym głosem brunetka – Ale nie powinieneś mnie
oceniać przez pryzmat tak zamierzchłych incydentów. Kochasz Tommy’ego –
Camila spojrzała wokaliście w oczy – A więc mógłbyś go skrzywdzić?
Lambert poczuł mocniejszy ucisk w żołądku na dźwięk tych słów
- Ja również nie – Dopowiedziała – Proszę, nie skreślaj mnie – W jej głosie pobrzmiewały strach i obwawa
Adam zmrużył oczy i westchnął cicho – Nie mogę zmienić zdania. Przykro mi.
-
Chociaż poczekaj aż śledztwo się rozwinie! – Wtrącił Terrance, jednak
każda próba przekonania Adama do zmiany decyzji szybko traciła swą moc.
Tego dnia wzrok Lamberta był zupełnie inny niż dotychczas – tak zimnego
spojrzenia nie sposób przeoczyć.
Wszyscy
zwrócili uwagę na brunetkę, która powoli wstając z kanapy chwyciła
swoją torbę. Niepewnie odwróciła się w stronę muzyków i tancerzy.
-
Wyjadę jutro rano – Rzekła, patrząc na wszystkich po kolei – Cieszę
się, że spędziliśmy wspólnie tak wiele czasu – Rzekła półgłosem. Brooke,
Sasha oraz Taylor bez chwili zawahania wzięli ją w ramiona i mocno
przytulili. Akceptowali wybór Adama, bo mieli świadomość jak ważną osobą
jest dla niego Tommy. Camila podała rękę reszcie muzyków i podchodząc
do wokalisty złapała go za dłoń
-
Powodzenia – Rzekła i ucałowała go w policzek. Przez ciało wokalisty
przebrnął lodowaty, nieprzyjemny dreszcz. Miał wrażenie, że przez jego
żyły przelewa się śrut.
Ostatnią
osobą, do której Camila się zwróciła, był basista. Blondyn zdjął
szczeniaka z kolan i wstał, podchodząc do keyboardzistki. Nie znosił
pożegnań; doświadczył ich w swoim życiu zbyt wiele.
- Żegnaj Tommy – Rzekła, ściskając w dłoniach skórzany pas od torebki
-
Trzymaj się… - Odparł szeptem i przytulił ją do swojego szczupłego
ciała –Odprowadzę cię – Zaproponował. Nie martwił się teraz o zdanie
Adama ani o przyszłą karierę dawnej, zakochanej w nim przyjaciółki.
Potrzebował izolacji; izolacji od której uciekł, angażując się w związek
z Lambertem.
Gdy
znaleźli się na zewnątrz, ujrzeli sypiący z nieba śnieg. Na ich
twarzach natychmiast pojawił się uśmiech. Tommy wpatrywał się w ciemne
niebo, z którego prószył biały puch
-
Będzie mi tego brakowało – Rzekła Camila, wpatrując się w twarz
Ratliffa. Spojrzał na nią – Twojego uśmiechu. Twojej obecności, głosu -
Pogładziła blondyna po jasnym, chłodnym policzku – Nie dziwię się, że
Adam tak bardzo chroni drogocenny skarb – Dodała po chwili zawahania.
- Nie zawsze możemy dostać to, czego pragniemy – Rzekł Tommy i chwycił dziewczynę za rękę.
- Nie pragnę niczego więcej poza twoim szczęściem. Twoim i Adama.
Ratliff poczuł coraz silniej narastające przygnębienie
- On nie potrafi mówić o uczuciach tak pięknie jak ty.
Camila spojrzała w oczy basisty – Dziękuję ci, że pojawiłeś się w moim życiu.
- Dobranoc, Camila – Rzekł Tommy, a jego słowa zabrzmiały jak nuty wyjęte z ponurej uwertury
- To będzie długa noc – Odparła, opierając czoło o jego podbródek oraz zaplatając ręce za karkiem mężczyzny
- Po każdej nocy budzi się poranek – Powiedział cicho, kładąc dłonie na jej talii.
Uniosła
wzrok, by spojrzeć w jego brązowe tęczówki. Zatraciła się w nich
ostatni raz. Złożyła na jego ustach chłodny pocałunek i odeszła,
zatracając się w mroku ciemnej ulicy.
Poczuł pustkę. Dopiero w tym okresie swojego życia spostrzegł, jak wielu puzzli brakuje w jego układance. Im więcej błędów popełniamy w przeszłości, tym trudniej odkryć sens całej wędrówki, której się podjęliśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz