Witajcie
moje Glamberts w ten wyjątkowy, świąteczny czas! Życzę Wam wszystkiego
najlepszego, a zwłaszcza trzech koncertów Adama w zbliżającym się roku,
mnóstwo fanficów Adommy, Saulbert, Kradam, Kradommy oraz wszelkich
przeróżnych kombinacji :D
Dzisiejszy
odcinek jest najdłuższym napisanym na tym blogu, a że Marona jeszcze
dodatkowo pobawi się w Świętego Mikołaja, wrzuci zdjęcie (po raz
pierwszy).
Dziękuję za komentarze, kochane! :))
GlamMonster, serdecznie witamy w naszej załodze! :)
Najlepszy ze światów
-
Zaczekaj moment, obudzę go – Rzekł Adam, zostawiając Camilę przed
drzwiami. Wkroczył do małego domku, zamykając za sobą drzwi. Ostrożnie
zbliżył się do dużego posłania na którym nadal drzemał Tommy. Adam
mimowolnie uśmiechnął się na ten widok; od dawna nie budził się u
czyjegoś boku, teraz dzielił łóżko z mężczyzną swoich marzeń. Usiadł na
krawędzi i dotknął ciepłego policzka chłopaka.
-
Kochanie, budź się – Powiedział głośnym szeptem, pochylając się nad
blondynem. Poczuł zapach jego delikatnych perfum, których intensywność
znacznie osłabła po ostatniej nocy.
Ratliff mruknął coś niezrozumiałego i uchylił powieki. Jego oczom ukazała się uśmiechnięta twarz czarnowłosego.
- Ale jestem zmęczony… - Rzekł szeptem, wtulając się w miękką poduszkę.
Adam
położył się tuż za nim i przylgnął ciałem do jego pleców. Pocałował
nagie ramię i przesunął palcami po gładkim brzuchu basisty – Jak ci się
podobał pierwszy raz? – Spytał cicho, by nie naruszać cudownej granicy
spokoju.
Tommy mimowolnie się uśmiechnął i złapał dłoń Adama, spoczywającą na jego biodrze.
-
Niesamowicie. Nigdy nie byliśmy ze sobą tak blisko… – Odwrócił głowę,
by spojrzeć w radosne, niebieskie tęczówki – To przerosło moje
wyobrażenia i oczekiwania.
Adam
uśmiechnął się delikatnie – Następnym razem będzie przyjemniej,
obiecuję – Rzekł, całując rozchylone wargi chłopaka. Każdy drobny gest
przypominał mu wczorajsze przeżycia.
-
A… kiedy mogę liczyć na następny raz? – Spytał blondyn, odgarniając z
czoła jasną grzywkę. Sprytnym, zwinnym ruchem wynurzył się spod
pościeli, przewrócił Lamberta na plecy i dosiadł jego biodra. Adam
roześmiał się onieśmielony odważnym gestem u uniósł wysoko brwi.
-
No cóż, nie spodziewałem się takiego entuzjazmu… - Odparł, wpatrując
się w zupełnie nagie ciało ukochanego. Jasną skórę jego rąk
przyozdabiały liczne, kolorowe tatuaże, co wyraźnie kontrastowało z
delikatnym typem urody Tommy’ego – Prowokujesz – Dodał po chwili Adam,
odsuwając od siebie nieprzyzwoite myśli.
Wargi
Ratliffa wygięły się w delikatnym uśmiechu. Pochylił się nad twarzą
czarnowłosego, muskając kosmykami włosów jego zaróżowione policzki.
Pocałował go krótko i delikatnie – Mam nadzieję, że zadbałeś o
śniadanie?
- A… - Jęknął Adam, obserwując zmianę wyrazu twarzy Tommy’ego.
-
Jak to nie? – Warknął blondyn, łapiąc Lamberta za nadgarstki – Nie
dbasz o mnie – Zaczął obsypywać jego twarz pocałunkami, na co Adam
zareagował śmiechem.
- Hej! Czekaj, Camila stoi przed drzwiami.
Blondyn odsunął się nieznacznie i popatrzył ze zdziwieniem – Co ona tutaj robi?
Adam westchnął cicho i podparł się łokciami o materac łóżka – Zna sprawcę. Informacja potwierdzona, śledztwo zostało…
- Jakiego sprawcę? – Wtrącił Ratliff – Przecież kazałem zamknąć tę sprawę.
Adam otworzył szerzej oczy – Zgłupiałeś? Masz szczęście, że to ja złożyłem pozew i tylko ja mogę go wycofać.
Tommy przewrócił oczami – W porządku, przejdź do konkretów.
- Jeszcze nic nie wiem – Rzekł Lambert, dając do zrozumienia, że chce wstać – Wpuszczę ją.
Kiedy
Tommy zaczął szukać swoich ciemnych spodni, czarnowłosy piosenkarz stał
już przy drzwiach. Ostatecznie blondyn zdecydował się narzucić szlafrok
zwisający z krawędzi łóżka. Zawiązał luźno pasek, a po chwili usłyszał
kobiecy głos, wypełniający przytulne pomieszczenie.
-
Przeszedł tędy huragan? – Spytała, rozglądając się po pokoju – Cześć
Tommy – Rzuciła, podchodząc do basisty. Choć sprawa dotyczyła Adama
jedynie pośrednio, zwróciła się w jego kierunku nim rozpoczęła mówić
wszystko, co powinien widzieć. Westchnęła cicho, denerwując się coraz
bardziej. Choć Adam sprawiał wrażenie spokojnego i pogodnego człowieka,
czasami potrafił wyładować swoją złość w bardzo ekspresyjny sposób.
- Proszę cię, tylko nie reaguj nerwowo.
Adam spoczął na krawędzi łóżka. Obawiał się, że owa wieść wyprowadzi go z równowagi.
Dziewczyna zmierzyła wzrokiem zamyślonego blondyna – Brat Keri działał na jej zlecenie.
Adam natychmiastowo wstał – Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz? – Mimo upływu czasu, nie odzyskał zaufania do byłej znajomej.
Uniosła
wzrok – Umawiałam się ze Stevenem, bratem Tommy’ego. Spędzaliśmy z wami
Sylwestra. Kiedy Keri usilnie próbowała zdobyć namiary Tommy’ego,
przyjeżdżała do jego domu i rozmawiała ze Stevenem. Zainteresowała się
nim i próbowała wciągnąć go w spisek; wiedziała, że Steven nie znosi
Tommy’ego. Ten wszedł w układ tylko dla kasy. Kiedy się wycofał, Keri
została sama, była wściekła, że stchórzył. Ściągnęła więc swojego brata,
który nie miał oporów.
-
Co?! – Wrzasnął Adam i gdyby nie natychmiastowa reakcja basisty, czarny
rzuciłby się na dziewczynę – Skąd Steven o tym wiedział, skoro się
wycofał?!
Camila odsunęła się – Decyzja została podjęta, wiedział, że do tego dojdzie.
- Wiedziałaś, że planuje zabić Tommy’ego?! – Rozłożył ramiona, wpatrując się w ciemnowłosą.
- Oczywiście, że nie! Mnie poinformował już po strzelaninie! Nie mogłam go wydać skoro byliśmy razem!
-
Co?! – Krzyknął Adam – Ukrywałaś to przed nami tyle czasu?! Wiedziałaś
jak cholernie nam na tym zależy! – Sytuacja nie mogła ujść uwadze
zespołu. Po chwili wszyscy zjawili się w domu, zaciekawieni dochodzącymi
z domu wrzaskami..
-
Musiałam być lojalna! – Odkrzyknęła Gray i również wstała – Obiecałam,
że jeśli poznam jego największy sekret, nikomu go nie wydam! Brat
Tommy’ego również byłby pociągnięty do odpowiedzialności za wyposażenie
Keri w pistolet, który niemal uśmiercił Riffa. Musiałam być lojalna…
Adam
podszedł do niej – Lojalna wobec obcego faceta, nielojalna wobec
przyjaciół i Tommy’ego, którego podobno tak bardzo kochałaś?!
Zacisnęła
wargi i spojrzała w stronę blondyna. Milczał, a na jego twarzy malowały
się smutek i zawód. Żadne, najcięższe i najbardziej bolesne słowa nie
mogły wzbudzić w dziewczynie większego poczucia winy.
-
Co ja mogłam zrobić? – Spytała Ratliffa, nie licząc na zrozumienie –
Nie potrafiłam się odnaleźć w tej sytuacji. Wierz mi, to było dla mnie
bardzo trudne…
Blondyn spojrzał w stronę zespołu – Wyjdźcie, proszę – Rzucił oschle.
Wszyscy
patrzyli nieprzerwanie na odgrywaną scenę. Postanowili się wycofać;
Monte opuścił pomieszczenie jako ostatni i jeszcze chwilę stał za
drzwiami, by nasłuchiwać kontynuację rozwoju wydarzeń.
Adam
odwrócił się, zaciskając dłonie w pięści. Krążył po całym
pomieszczeniu, miał ochotę wybuchnąć, jednak biorąc pod uwagę reakcję
blondyna postanowił się pohamować. Tommy stał na środku pokoju, milczał,
zbierając myśli.
-
Wasz detektyw zna już sprawę, przekazałam mu dowody w postaci
prywatnych wiadomości, biletów podróżnych, zdobyłam wszystkiego tak
dużo, jak było to możliwe. Nie chciałam by was informował przed tym, aż
sama to zrobię. Niedługo dostaniecie zawiadomienie o stawienie się w
sądzie na procesie. Brat Keri, ona i Twój brat będą oskarżonymi w tej
sprawie – Rzekła, odsuwając się od Ratliffa.
Blondyn
spojrzał na Adama – W końcu sfinalizujemy tę sprawę – Jego głos był
stłumiony. Blondyn wycofał się w kierunku kuchni, by sięgnąć po szklankę
wody.
-
Idź do zespołu. Muszę z nim pogadać – Powiedział półgłosem Adam,
zwracając się do Camili. Dziewczyna kiwnęła głową i opuściła
pomieszczenie, dając parze chwilę prywatności. Lambert podszedł do
Ratliffa i stanął tuż obok niego. Nie wiedział jak powinien się
zachować. Zerknął na dłoń Tommy’ego; drżała.
- Tommy, ja wiem, że to nic nie…
-
Milcz – Uciął starszy z dwojga, wpatrując się w ceramiczne płytki,
znajdujące się na metr przed jego twarzą. Lambert zacisnął wargi i
stanął przodem do Ratliffa.
- Nie możesz…
- Milcz… - Szepnął Tommy, odkładając szklankę pełną zimnej wody. Oparł dłonie o zlew i zaczerpnął powietrza. Keri,
moja była dziewczyna. Partnerka, z którą spędziłem tyle lat. Najbliższa
mi osoba w tamtym czasie. Mój brat, członek rodziny, ktoś z kim się
wychowywałem i dorastałem. Oni chcieli mojej śmierci. Chcieli mnie
martwego. Bym nie żył; chcieli trupa, nie mnie.
-
Nienawidzę ludzi… - Rzekł cicho blondyn, unikając ramion Adama – Nie
potrafię już ufać – Minął go i ruszył w kierunku drzwi, pragnąc jak
najszybciej opuścić dom.
- Tommy – Zatrzymał go ciepły, męski głos – Zaczekaj.
Choć
jeszcze kilka sekund temu przyrzekł sobie, że nic nie będzie w stanie
go zatrzymać, nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Nie zrobił ani jednego
kroku naprzód. Choćby próbował wmówić sobie, że nikt nie jest szczery w
swych intencjach, nie wierzył w potencjalną fałszywość Adama.
Czarnowłosy
zbliżył się od tyłu; podszedł ostrożnie i objął chłopaka w pasie,
prowadząc palce po jego torsie – Zawsze jestem przy tobie. Zawsze.
Wtedy, gdy byłeś na krawędzi życia i śmierci. Wtedy, gdy postanowiłeś
odejść do Pauli. Gdy zmarznięty zadzwoniłeś do mych drzwi w wigilijny
wieczór i wyznałeś mi miłość.
Tommy
zadrżał na dźwięk tych słów. To była prawda, prawda, przed którą nie
chciał i nie potrafił się wzbraniać. Uczucia Adama nie sprowadzały się
jedynie do wielkich słów.
- Powinieneś mnie zawieść. Zranić, odejść, zrobić to, co wszyscy. Taki sukinsyn jak ja zasługuje na podobne traktowanie.
Czarnowłosy odwrócił blondyna przodem do siebie. Chwilę przeszył go swym chłodnym, błękitnym spojrzeniem.
-
Nigdy więcej tego nie mów, rozumiesz? – Powiedział, ściskając jego
szczupłe ramiona – Zasługujesz na to, co najlepsze. Znasz zasadę
„żadnych obietnic – żadnego żalu?”
Tommy nieznacznie pokiwał głową.
-
Nie potrafię przewidzieć tego, co się stanie. To się nie liczy; liczy
się to, że nigdy, ale to przenigdy nie pozwolę ci cierpieć. Choćbyśmy
mieli zostać rozstrzelani, osłoniłbym cię, by ocalić chociaż pięć sekund
twojego życia. Kocham cię i gotów jestem poświęcić dla ciebie wszystko,
więc błagam, nie dopuszczaj do siebie myśli, że mógłbym cię zranić.
Obdarzyłeś mnie uczuciami, a to najcenniejszy dar na jaki stać drugiego
człowieka – Powiedział, przesuwając palcami po bladym policzku basisty.
Tommy zacisnął wargi i spuścił wzrok.
Adam
wplótł palce w jego włosy – Odkąd cię poznałem byłeś outsiderem. Prawie
z nami nie rozmawiałeś, wycofywałeś się, nie nawiązywałeś stałych
kontaktów. Nie miałeś przyjaciół – Mówił, przeczesując jasne i miękkie
kosmyki Ratliffa – Dopiero, gdy poczułeś czym jest miłość, zacząłeś
wpuszczać mnie do swojego świata. Nie chcę go opuścić, bo to najlepszy
świat, w jakim mogłem się znaleźć. Nawet jeśli uznasz moje słowa za
wybitnie kiczowate, są one prawdziwe i mam świadomość, że o tym wiesz.
Nieśmiały uśmiech wstąpił na oblicze Tommy’ego; uniósł on wzrok i spojrzał w duże oczy Lamberta.
- Pierwszy raz powiedziałeś coś tak… - Zawiesił głos – Niezwykłego.
Adam
zaśmiał się radośnie – Niezwykłego? Dla mnie to podstawa wszystkich
uczuć, jakimi cię darzę – Rzekł, całując blondyna w czoło – Ubierz się
ciepło, dziewczyny próbowały przygotować jakieś ziemniaki.
Tommy parsknął śmiechem i pokręcił głową – Subtelna zmiana tematu… wolałbym inne danie.
- Hm?
Ratliff
odwrócił głowę w stronę Adama; zmierzył całe jego ciało bystrym
wzrokiem. Lambert poczuł jak oblewa go fala gorąca. Nim zdążył
zareagować, basista zamknął się w łazience.
***
Choć
Adam nadal żywił urazę do Camili, uznał, że nie może zabronić jej
pojawienia się na popołudniowej imprezie w zespołowym gronie. Kroił
warzywa na sałatkę, wsłuchując się w spokojną melodię. Miękki, biały
puch nadal przyozdabiał wysokie świerki, ginące w ciemnościach wyjątkowo
pięknego krajobrazu. Gdy odwrócił głowę od okna, spostrzegł Tommy’ego.
Basista siedział na drewnianej podłodze, przygotowując różne smakołyki.
Adam uśmiechnął się pod nosem, obserwując Ratliffa. Chłopak spokojnie
kiwał się i co kilka chwil próbował innego przysmaku. Na moment uniósł
wzrok, a jego spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem Lamberta.
Uśmiechnęli się wzajemnie.
Lambert wytarł mokre od wody ręce i spokojnym krokiem podszedł do Ratliffa. Kucnął tuż przed nim
- Dostałem propozycję sesji zdjęciowej.
Tommy obojętnie wzruszył ramionami – To nie nowość.
Adam zawiesił na moment głos – Tylko, że… nagiej.
Chrząknął, gdy Tommy wybuchnął dzikim śmiechem – Co?! Chyba się nie zgodzisz?
Lambert
uśmiechnął się delikatnie, uwielbiał rozbawiony wyraz twarzy basisty –
Nie. Za to pomyślałem, że moglibyśmy wykonać taką sesję amatorsko, ty i
ja… - Powiedział zbliżając się do jego ucha – Będziesz najwspanialszym
modelem…
Ratliffa
przeszedł gorący dreszcz w chwili gdy poczuł zęby na płatku swojego
ucha. Uśmiechnął się nieśmiało – Ale teraz brakuje nam martini, wódki i
piwa. Przejedź się do sklepu, to niedaleko stąd.
Adam wydał z siebie pomruk niezadowolenia – Obędzie się…
- Nie mamy alkoholu – Zauważył Tommy – A sam nazwałeś to wydarzenie imprezą, pamiętasz? Monte i Taylor nie dadzą ci żyć, jeśli nie zaleją się w trupa.
Adam
przewrócił oczami – Czego się dla ciebie nie robi – Mruknął, narzucając
czarny płaszcz na ramiona – W takim razie będę za dwadzieścia minut –
Rzekł i niechętnie opuścił ciepły dom. Jego oczom ukazała się paczka
znajomych z zespołu, postanowił wybrać kogoś na kozła ofiarnego.
Podszedł do jednej z dziewczyn, obdarzając ją rozbrajającym uśmiechem
- Brooke, kochanie? – Spytał z proszącym wzrokiem – Przejedź się ze mną do miasta.
Dziewczyna odpowiedziała uśmiechem
-
Mi to pasuje, potrzebuję znaleźć baterie do ładowarki – Ruszyła w
stronę srebrnego mercedesa. Adam w duchu podziękował Bogu za jedyną
bezproblemową i pomocną osobę w zespole. Po chwili znaleźli się już w
środku, gdzie mimo wszystko było cieplej niż na zewnątrz. Adam ogrzał
swe dłonie pocierając je o materiał jeansów i ziewnął, obserwując
bezgwiezdne, granatowe niebo.
-
Pojedziemy do miasta, wszystko po drodze jest zamknięte –Rzekłą
brunetka, przekręcając kluczyk w stacyjce. Adam kiwnął głową i przetarł
palcami zmrożoną szybę. Opuszki jego palców pokryły się zimnymi kroplami
wody.
Podróż
upływała spokojnie, co kilka chwil mijały ich pojedyncze samochody z
naprzeciwka, w radio pobrzmiewała łagodna melodia. Brooke chrząknęła
-
Tommy zostaje z nami na dłużej czy wraca do Pauli po zagraniu koncertu?
– Spytała, przerywając panującą między nimi ciszę. Adam spojrzał w jej
kierunku
-
Zakładam, że po koncercie wróci do niej. To nie może trwać wiecznie –
Podparł głowę – Na początku byłem przekonany, że się w niej zakochał.
Byłem w błędzie. W końcu to minie i przestanie krążyć między Stanami a
Berlinem.
- Coś mu odbiło – Rzekła brunetka, wjeżdżając w zakręt. Zacisnęła palce na zimnej kierownicy.
-
Nie dziwię mu się, dopiero co zaczął się godzić ze swoją orientacją,
prawie zginął z ręki brata byłej dziewczyny, a jego pierwsza miłość
wyszła z więzienia po dziesięciu latach odsiadki. Sam bym zwariował –
Zmienił stację na inną, słynącą z grania mocniejszych klimatów.
- Skoro to tylko przyjaźń, nie ma się czym martwić – Rzekła.
-
Nie nazwałbym tego przyjaźnią. Raczej chwilowa fascynacja. Nie zerwałby
ze mną. A na pewno nie teraz. Trafiłaś w setkę z tym wyjazdem, nie
mogłaś znaleźć dla nas lepszej terapii – Rzekł z uśmiechem. Brooke
odpowiedziała tym samym.
Po
dwudziestu minutach dotarli do rynku miasta. Choć ulice nie świeciły
pustkami, poruszanie się było całkiem wygodne. Adam spojrzał w stronę
tancerki i podsunął jej swoje rękawiczki, które bez zawahania przejęła i
naciągnęła na szczupłe palce.
- Potrzebujesz czegoś do jedzenia czy sam monopolowy nam wystarczy? – Spytała, idąc przed siebie.
- Nie używaj tego słowa, brzmi jak byśmy byli rozpitym, pozbawionym moralności zespołem.
Brooke uniosła brew – Chłopcy imprezują co dwa dni, a ty urządzasz na scenie seksualne ekscesy, jak nie sam to z Tommym.
Lambert zaśmiał się pod nosem i spojrzał na rozbawioną dziewczynę.
-
Jeszcze wcześnie, wszystko otwarte – Rzekła, przemierzając drogę
wiodącą do najbliższego sklepu – Dobrze, że wzięłam ze sobą wszystkie
karty, nie wymieniłam gotówki w kantorze. Właściwie jeśli… Adam? –
Zatrzymała się, rozglądając dookoła. Kiedy spojrzała za siebie ujrzała
Lamberta stojącego przed wystawą sklepu jubilerskiego. Podeszła i
skierowała swój wzrok tam, gdzie utkwił go Adam – na półkę pełną złotych
i srebrnych obrączek, zarówno prostych jak i wybitnie zdobionych
szlachetnymi kamieniami.
- Żartujesz…? – Szepnęła zaskoczona.
Adam
uśmiechnął się szerzej i spojrzał na dziewczynę. Nie dało się ukryć –
nigdy wcześniej w jej oczach nie malowało się tak wielkie
niedowierzanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz