niedziela, 20 maja 2012

Odc. 46: Wołanie o pomoc

Hej! Dziękuję za ostatnie komentarze <3 Zapraszam dziś na 46 :) Pozdrawiam!
*Fragment dialogu AxT zainspirowany cytatami z filmu Mr. Nobody*

Wołanie o pomoc

Księżyc oświetlał ciemne, bezgwiezdne niebo. Ulice pustoszały, a wzdłuż Elberfelder Strasse szedł tylko jeden mężczyzna. Poruszał się niemal bezgłośnie, jakby bał się, że za rogiem spojrzy śmierci w oczy. Przez jego głowę przelewało się wiele wspomnień. Ciągnął za sobą walizkę i raz po raz spoglądał na granatowe tabliczki z numerami poszczególnych budynków;  gasnące latarnie nie ułatwiały mu tego zadania.
Po kilku minutach wszedł na teren słabo oświetlonego podwórza i pchnął drewniane drzwi jednej z kamienic. Słabe, żółte światło oświetlało obdrapany tynk. To niedorzeczne. Żadnych bazgrołów na ścianach? Pomyślał mężczyzna i po chwili doszedł do wniosku Racja. Żadna matka nie chciałaby tu wysyłać swoich dzieci. A co dopiero ich tutaj wychowywać. Przemierzał drogę wzdłuż korytarza, a przed oczami cały czas widział twarz Adama. Jego uśmiechnięte oblicze, wesołe iskierki w niebieskich oczach… Westchnął głośno i pchnął drzwi do mieszkania Pauli.
- Jestem – Rzucił i podszedł do łóżka, siadając na jego krawędzi. Przetarł dłońmi zmęczone oczy i spojrzał w kierunku okna. Ostatnie podróże między kontynentami i odległymi krajami poprowadziły go do skrajnego wycieńczenia. Przez zaciągnięte żaluzje wlewały się światła kolorowych neonów, rozmywały się na podłodze i ginęły w mroku – Paula? – Spytał, rozglądając się. Zwrócił wzrok w kierunku toalety – Jesteś tam?
- Jestem – Rozbrzmiał przytłumiony, kobiecy głos.
Blondyn, wyczuwając, że coś jest nie w porządku wstał i podszedł do łazienki. Bez pukania wszedł do pomieszczenia. Ujrzał tam rudowłosą, która siedziała na krawędzi wanny i tępym wzrokiem wpatrywała się w podłogę. Na jej twarzy oraz dłoniach widniały smugi zaschniętej krwi, źrenice były mocno zwężone. Na szafce oddalonej o metr znajdowały się dwie igły do strzykawek. Tommy złapał dziewczynę za podbródek i uniósł jej twarz ku sobie
- Nie będę tego znosić. Co ty wyprawiasz? – Rzekł ze złością i zrezygnowaniem.
Patrzyła na niego tępo, a po chwili uśmiechnęła się. Pokiwała głową i ziewnęła ospale.
- Idź na dworzec ZOO i odwołaj moich klientów – Mruknęła niezrozumiale, próbując wstać. Nim zdążyła się wyprostować, złamała się w pół i upadła na kolana. Ratliff westchnął cicho, wziął dziewczynę na ręce i zaniósł ją do pokoju. Ułożył jej wychudzone ciało na środku łóżka
- Co brałaś? Wezwać lekarza? – Spytał, siadając tuż obok. Odwróciła się od niego i wtuliła w poduszkę. Zamknęła oczy i zignorowała basistę, który nie wiedział jak powinien zareagować.
Blondyn pokręcił głową i wybrał numer do Adama. Wiedział, że to jedyna osoba, na którą może liczyć.
***
-… nie! – Rzekła Brooke, sięgając po kolejnego drinka – Ale wiesz co? Zaskoczyłeś mnie tym incydentem w Szwajcarii.
Adam spojrzał w kierunku Pittmana, a potem ponownie przeniósł wzrok na tancerkę – Co masz na myśli?
- Kiedy zatrzymałeś się przed jubilerskim. Zamierzasz się oświadczyć? – Spytała z nutą ciekawości w głosie.
Adam roześmiał się i obrysował palcem krawędź szklanki – To poważny krok. Z resztą nawet, gdybyśmy byli na to gotowi, to nie jest najlepszy czas. Tommy ma sporo problemów, nie chcę naciskać. Chociaż nie ukrywam… - Zawahał się i uśmiechnął – Widzę nas w przytulnym domku. Być może nawet w większym gronie…
- Za dużo wypiłeś – Poklepał go po ramieniu Monte – Dopiero co się zeszliście, stary, nie świruj. Żadnych dzieci, żadnych ślubów, nawet sobie nie żartuj.
- Zazdrościsz, bo sam jesteś starym kawalerem – Mruknęła Brooke, dopijając drinka – To bardzo udana i świetnie dobrana para. O, patrzcie! – Pomachała w kierunku drzwi, w których stanął Kris.
Adam otworzył szeroko oczy i roześmiał się – Rany, nie widzieliśmy się ze sto lat! – Podbiegł do przyjaciela i rzucił mu się na szyję. Szczupły piosenkarz odwzajemnił uścisk
- Mam już bilety na twój koncert w Amsterdamie – Rzekł z uśmiechem Allen.
- Chodź, dosiądź się do nas – Rzekł czarnowłosy, prowadząc muzyka w stronę zespołu – Widziałeś te zdjęcia Allison w najnowszym GQ?
Kris uśmiechnął się i znacząco pokiwał głową – Niesamowita jest. Ostatnio wyruszyliśmy na podbój Londynu.
Lambert roześmiał się i delikatnie szturchnął Krisa w ramię – Później pogadacie – Rzekł do członków zespołu, którzy zaczęli witać piosenkarza – Chodź zatańczyć – Rzucił Lambert, nie czekając na odpowiedź.
- Hej, miałem się dosiąść, a nie biec na parkiet, robiąc z siebie pośmiewisko! – Zaśmiał się Kris.
- Muszę się tobą nacieszyć - Adam złapał mężczyznę za nadgarstek i starając się zachować trzeźwość wyszedł na środek sali. Mimo że kręciło mu się w głowie, nie był pijany; w czasie trasy rzadko sobie na to pozwalał. Dał się ponieść muzyce i co kilka chwil otwierał oczy, by uśmiechnąć się do swojego przyjaciela.
- Brooke wygląda prześlicznie – Rzekł, mierząc Adama wzrokiem – A ty z tygodnia na tydzień stajesz się coraz seksowniejszy.
Lambert roześmiał się i przewrócił oczami – Tobie chyba tego mówić nie muszę. Byłeś najgorętszym facetem w Idolu i masz tego świadomość.
Allen uśmiechnął się i pokiwał głową – Nie będę się sprzeczał, bo wiem, że nie odpuścisz.
- Bo mam rację! – Zaśmiał się Lambert i zmierzwił Krisowi włosy – Lubisz tańczyć do Gagi? – Spytał, gdy z głośników popłynęły pierwsze nuty You and I
- Niespecjalnie, ale żadna impreza nie obyła się bez jej kawałków – Mrugnął Kris, upijając słodki, alkoholowy napój, który rozpalił jego gardło.
- Ktoś sobie o mnie przypomniał – Uśmiechnął się Adam, wyciągając telefon z kieszeni – Przepraszam na moment – Rzekł, gdy zobaczył, że dzwoni do niego Tommy. Bez wahania odebrał połączenie
- Cześć – Rozbrzmiał głos basisty – Pomóż mi.
Adam opuścił salę i ruszył w kierunku szatni – Co się dzieje? – Spytał, gdy zszedł na parter. Usiadł pod ścianą; na jego szczęście w pomieszczeniu znajdował się jedynie przysypiający pracownik ochrony.
- Paula coś brała. Nie wiem co robić, jeśli wezwę pogotowie to zaraz wezwą policję, wiesz czym to się  skończy. Adam, co ja mam robić… - Westchnął do telefonu. Jego głos drżał.
- Co z nią teraz? – spytał Lambert – Nie wiesz co wzięła? – Choć nie interesował go los dziewczyny, wiedział, że Tommy bardzo się nią przejmuje. Postanowił więc odepchnąć od siebie dumę i własne odczucia, by dać oparcie swojemu chłopakowi.
- Śpi, była półprzytomna, gdy wszedłem. Nie wiem, widziałem tylko igły, ale to o niczym nie świadczy. Mogłaby otworzyć sklep z prochami.
- Sprawdź jej ramię – Rzekł Adam, patrząc na zegarek. Wskazówki zatrzymały się na godzinie drugiej trzydzieści. Chwilowa cisza została przerwana
- Sina skóra w okolicach ramienia i chyba ślady po nakłuciach. Od czego to może być?
Adam zacisnął wargi i westchnął cicho – Nie wiem, pewnie heroina. Mocno widoczne te ślady?
Tommy milczał dłuższą chwilę – Nie. Coś jej grozi?
- Tommy, do jasnej cholery, nie jestem lekarzem ani ćpunem – Warknął Adam i przeczesał palcami włosy – Nie chcę, żebyś miał przez nią problemy. Jeśli bierze od dawna to widocznie przywykła. Menadżer mówił, że z twojego konta ubywa coraz więcej pieniędzy. Skończ z tym wolontariatem, bo sam widzisz do czego to prowadzi. Chcesz dobrze, ale w tej sytuacji to słowo nie istnieje, zrozum to.
Blondyn przestał się odzywać. Wpatrywał się w ścianę i poczuł zalewającą go falę strachu oraz przygnębienia. Zacisnął powieki, słysząc po drugiej stronie jedynie dudniące echo rozrywkowej muzyki. Dotarło do niego po raz kolejny; mógł bawić się na mieście ze swoim ukochanym, odkrywając uroki kolejnej stolicy, w której zawitali. Mógł wracać z Adamem do hotelu i wraz z nim pod wpływem alkoholu zdemolować pokój, śmiejąc się przy tym jak dziecko. Mógł spędzać z nim romantyczne chwile na rynku starówki, wrócić do kwatery na skromną, ale romantyczną kolację, a później kochać się do białego rana. Gdy otworzył oczy widział znów szare, obdrapane z tapety ściany, a obok śpiącą, heroinową królewnę.
- Jestem masochistą… - Rzekł po długiej chwili milczenia, wsłuchując się w wszechobecną ciszę – Chciałbym obudzić się z tego koszmaru. Przytulić się do ciebie i uwierzyć, że to tylko zły sen…
Adam zacisnął powieki, czując jak zimny dreszcz przemierza drogę jego kręgosłupa  – A ja chcę, byś już nigdy się nie bał. Nie rozumiem twoich decyzji.
- Na cokolwiek się zdecyduję, popełnię błąd… - Szepnął Tommy, zsuwając się z łóżka na podłogę – Jeśli zostawię ją, zginie, jeśli zostawię ciebie, odejdziesz, a ja nie wybaczę sobie tego do końca dni… ani tego, że pozwoliłem komuś upaść, ani tego, że odebrałem nam szansę na szczęście.
Lambert uniósł wzrok, wpatrując się w duże okno – Wiesz… w szachach nazywa się to zugzwang. Gdy jedynym dobrym ruchem jest brak ruchu. Każde posunięcie prowadzi do porażki.
- Nie można zatrzymać się w miejscu na dłużej – Rzekł półgłosem Tommy, zaciskając powieki.
- Wiem. Ale dopóki nie dokonasz wyboru, wszystko wydaje się być możliwe. Masz przed sobą dwie drogi, a wybierzesz tylko jedną. Liczę, że podejmiesz słuszną decyzję.
Tommy otworzył oczy i położył się na zimnej podłodze – Jeśli zostaniesz ze mną, utoniesz… Prowadzę cię na samo dno, Adam. Zostaw mnie, ocal chociaż siebie.
Adam przygryzł wargi i spuścił wzrok – Nauczymy się pływać.
- Dlaczego ty się na to godzisz… - Adam usłyszał ciche łkanie po drugiej stronie. Poczuł ucisk w klatce piersiowej, lecz milczał, pozwalając drugiemu mówić dalej, jednak nie padały żadne ze słów.
- Bo kocham cię tak bardzo, że nie wyobrażam sobie dnia, w którym cię zabraknie – Odparł, powstrzymując się od łez. Nie było to łatwe, gdy słyszał płacz swojego chłopaka. Tommy zawsze był silnym, twardo stąpającym po ziemi facetem, który sprawiał wrażenie gówniarza pozbawionego uczuć. Teraz, zupełnie bezbronny i zagubiony skomlał do słuchawki telefonu, robiąc bilans ostatnich tygodni swojego życia.
- Tommy, nie płacz – Rzekł Adam, zaciskając wargi – Za trzy dni mamy rozprawę w Paryżu, to już zaraz. Zobaczymy się, porozmawiamy, spędzimy ze sobą dużo czasu. Zwiedzimy to piękne miasto, zaproszę cię na romantyczną kolację… - Wymieniał, starając się znaleźć jak najwięcej pozytywnych akcentów – Może w końcu wyrwiemy się do Disneylandu, będziemy oglądać głupie komedie przez całą noc, jedząc Haagen Dazs, przywiozę ci twojego psiaka… - Płacz ucichł, nastąpiła długa cisza.
- Co z nim? Gdzie jest? – Spytał i nagle poczuł duże wyrzuty sumienia. Zupełnie zapomniał o uroczym szczeniaku, którego przygarnął jakiś czas temu.
- Spokojnie, zawiozłem go do rodziców. Szybko rośnie – Rzekł Adam, wpatrując się w ścianę. Tak naprawdę dawno nie dzwonił do domu, a Neila widział ostatni raz, gdy spotkali się pod hotelem, by przekazać zwierzę do jego rąk.
- Nie mogę się doczekać dnia, w którym znowu cię zobaczę – Rzekł Ratliff.
- Wyjadę po ciebie na lotnisko, jeśli mnie uprzedzisz.
- Muszę kończyć.
- Trzymaj się, Tommy – Rzekł Adam, a po chwili usłyszał sygnał przerwanego połączenia. Pokręcił głową i wsunął telefon do kieszeni, po czym opuścił klub. Usiadł na ławce nieopodal budynku i zacisnął powieki, zastanawiając się, co powinien zrobić. Całą ta sytuacja zaczęła go przerastać; nie wiedział na czym stoi. Chwilę później usłyszał ciche i powolne kroki. Obok niego usiadł nieco niższy mężczyzna
- Problemy? – Spytał Kris, kładąc dłoń na ramieniu Adama, który jedynie pokiwał głową - Adam, nie łam się. Jestem z tobą. Może to nie zabrzmi właściwie w tej chwili… - Zawiesił na moment głos – Ale zazdroszczę ci takiej miłości. Nie zawsze jest kolorowo, ale właśnie te trudne momenty umacniają was w wierze, że nie możecie bez siebie żyć. Wielu innych na twoim miejscu machnęłoby ręką i odeszło. Dajesz mu niesamowitą siłę.
Adam ścisnął dłoń przyjaciela i uśmiechnął się delikatnie – Myślę, że Tommy ucieszy się, gdy cię zobaczy. Jeśli masz trochę czasu, pojedź z nami do Paryża.
Allen uśmiechnął się w odpowiedzi – Pewnie, chętnie spędzę z wami imprezowy wieczór. Myślę, że każdy z nas tego potrzebuje.
Spojrzeli na siebie, kierując wzajemnie wzrok w stronę oczu. Adam oparł dłoń o ramię Krisa i przywarł do niego, trwając kilka sekund w długim uścisku. Allen uśmiechnął się, przytulając się do ciepłego ciała Lamberta.
- Będzie dobrze. Wiem, że to brzmi banalnie, ale… zaufaj mi.
***
Tommy kończył już półlitrową butelkę wódki, gdy sięgnął po kolejną paczkę papierosów. Czuł się żałośnie; miał wrażenie, że wylewa z siebie cały żal, nie mając siły stawić się rzeczywistości. Szary dym unosił się w pomieszczeniu. Ratliff omiótł pijanym wzrokiem wnętrze pokoju i chwiejnym krokiem ruszył w stronę łóżka, na którym siedziała dziewczyna. Spojrzała w oczy blondyna, a jej ciało drżało. Otuliła się kocem, a jej wargi wyszeptały niemal bezgłośnie
- Chyba jestem w ciąży.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz