niedziela, 20 maja 2012

Odc. 53: Nieporozumienia

Wielkie dzięki za pozostawione komentarze :) Jeśli macie jakieś sugestie, piszcie śmiało! Dzisiejszy odcinek znacznie dłuższy od pozostałych.
Pozdrawiam, kochane! :)

Nieporozumienia

Adam poprawił włosy i opuścił łazienkę. Przeciągnął się, rozluźniając napięte mięśnie. Ostatnie występy i taneczne treningi sprawiły, że zaczął zastanawiać się nad wizytami u masażysty.
Tommy, będziesz zazdrosny, jeśli Nick zostanie moim prywatnym masażystą?
Nie.
Na pewno?
…zjeżdżaj.
Roześmiał się; choć Ratliff był dorosłym facetem i wypierał się zazdrości, czasami denerwował się z byle powodu. To dodawało mu uroku.
Adam przekroczył próg salonu i usiadł na sofie, zakładając ręce za oparcie. Spojrzał na Tommy’ego – ten tępo wpatrywał się w ekran telewizora. Czarnowłosy miał wrażenie, że Ratliff jest jakby nieobecny. Sięgnął po pilota i nieoczekiwanie wcisnął czerwony guzik. Basista ani drgnął.
- W czym problem? – Spytał, zbliżając się do chłopaka.
Tommy wzruszył ramionami – Ksiądz odmówił pogrzebu. Nie chce, żeby Paulę pochowano na cmentarzu.
Adam westchnął cicho i oparł dłoń o ramię basisty – Wiesz, niektórzy dewoci nadal się upierają przy swoim.
- Adam, ja chcę, żeby chociaż teraz potraktowano ją z szacunkiem… -  Odparł, unosząc wzrok. Zatracił się w błękitnym spojrzeniu.
Lambert po chwili opuścił powieki. Co chciał powiedzieć? Skoro nie szanowała się za życia, czemu teraz trzeba to zmienić? Nie zasłużyła na to, o co walczysz.
- Zostaw mi numer do biura pogrzebowego. Rozwiążę ten problem –Odparł niechętnie.
- Ja wiem, że jej nie znosiłeś…
- Tommy – Rzekł, zwracając się w stronę blondyna – Tu nie chodzi o nią, a o ciebie.
Patrzył w brązowe oczy, po czym wstał. Udał się do kuchni, by zaparzyć kawę.
- Adam, a co z Tiffany?
Lambert odwrócił z zaciekawieniem głowę – Z kim?
- Z moją córką…
- To nie jest twoja córka – Uciął brunet, otwierając lodówkę.
- Tego nie wiadomo – Basista nie ruszał się z miejsca. Wziął do ręki pilota i zaczął się nim bawić – Chciałbym ją odwiedzić, nim zrobię badania na ojcostwo. Nawet jeśli okaże się, że nie mam z nią nic wspólnego, chciałbym ją poznać. Choć nie wiem kim jest, czuję taką potrzebę.
Czarnowłosy postawił karton mleka na blacie i wyjął filiżankę – Kawy?
- Słuchasz mnie do jasnej cholery? – Tommy wstał, odwracając się w stronę wokalisty. Ten zamarł na chwilę i wzruszył ramionami
- A masz wątpliwości?
Cisza. Nie znosili chwil, gdy zapadała w podobnych momentach. Coś ciężkiego wisiało w powietrzu, w ich głowach kłębiło się mnóstwo niedopowiedzeń i gorzkich słów, które mogły zranić. Czarne niebo zostało rozświetlone przez jasny piorun, któremu towarzyszył złowrogi grzmot. Burza nadciągnęła nad miasto.
Adam oparł dłonie o blat – I co, będziesz niedzielnym tatusiem? Pozwolisz dziecku się do siebie przywiązać, ale uznasz, że jednak wolisz koncertować, pić do nieprzytomności i prowadzić życie beztroskiego trzydziestolatka?
- To lepiej, żeby spędziła kolejne lata w domu dziecka?
- Lepiej – Odparł sucho Adam, wsypując łyżkę cukru do filiżanki.
- Nie masz serca…
Uderzył cukiernicą o stół, białe drobinki rozsypały się po błyszczącej powierzchni – I co, rzucisz karierę, żeby zaadoptować obce dziecko? Przecież ty nie jesteś na to gotowy. A ja tym bardziej.
- Jesteś materialistą – Tommy odwrócił się w stronę okna.
- Jestem realistą – Poprawił go Lambert – Dziecko to nie zabawka, którą rzucisz w kąt, gdy przyjdą obowiązki. Jeśli chcesz wyciągnąć kogoś z bagna, to myśl przyszłościowo. Pozwolisz się poznać tej dziewczynce, będziesz ją rozpieszczał, w końcu zupełnie o niej zapomnisz. Wiem, że jesteś za młody.
- Słucham? – Tommy parsknął śmiechem – Ty mi mówisz, że jestem za młody, gówniarzu?
Adam uśmiechnął się pod nosem i odwrócił – No tak, młodszy o trzy miesiące to już gówniarz. Dojrzalszy od ciebie. Chociaż zajął się psem, którego znalazłeś, gdy postanowiłeś zostawić mnie dla tej dziwki.
Granica została przekroczona, padło o kilka słów za dużo. Czarnowłosy odwrócił się w stronę basisty i oparł ręce o blat – Przepraszam. Nie chciałem.
- Spierdalaj! – Warknął, rzucając pilotem w ścianę; przedmiot uderzył w lustro, roztrzaskując je na drobne kawałki – Od kiedy jesteś takim zimnym sukinsynem?!
- Co, boli cię prawda?! – Adam podniósł ton głosu. Żałował, że przez tak długi czas nie rozmawiali szczerze i otwarcie. Teraz wszystko się skumulowało i przybrało mocniejszego wyrazu.
Ratliff rozchylił wargi; w tym momencie chciał wygarnąć Adamowi wszystko, co ten zrobił źle. Chociaż jedną rzecz, jeden błąd; czuł narastające poczucie winy. Choć minęło już tak wiele czasu, Lambert nigdy go nie zawiódł. Nigdy nie kierował się egoizmem, nie szukał profitów.
- Boli – Odparł Tommy, tym razem łagodniej. Cofnął się na krok, przykładając dłoń do ust. Zrozumiał jak wielka dzieli ich przepaść. Ciągle brał, dając zbyt mało. Adam nigdy nie prosił o więcej. Czerpał całą radość i siłę z miłości, będącą tym, czego naprawdę potrzebował.
- Przepraszam – Rzekł cicho basista. Nieczęsto potrafił przyznać się do winy. Podszedł do czarnowłosego, by spojrzeć w jego niebieskie oczy. Malował się w nich ból – Zraniłem cię…
- Nie, kochanie – Dłonie Adama spoczęły na szczupłych ramionach – Poniosło mnie. Przytul się – Rzekł spokojnie.
Tommy bez wahania wtulił się w ciało Adama, czując ciepło, zyskując poczucie bezpieczeństwa. To jedyne miejsce, w którym czuł się dobrze. Żałował, że nigdy wcześniej nie potrafił tego docenić.
***
Chłodne wieczory powróciły i stały się prześladującym koszmarem. Wiatr hulał za oknami, jasne błyskawice rozświetlały granatowe niebo.
Adam wczytywał się w artykuł dotyczący ostatnich lat kariery Maroon 5. Zapatrzył się dłuższą chwilę na zdjęcie wokalisty i uśmiechnął się pod nosem.
- Mam być zazdrosny? – Usłyszał cichy szept w okolicy swojego ucha. Ciepłe ręce spłynęły po jego nagim torsie, a miękkie usta zetknęły się z delikatnym policzkiem. Ostry, trzydniowy zarost drażnił go wywołując przyjemne dreszcze. Ścisnął dłoń, która znalazła się na jego klatce piersiowej i odwrócił głowę.
- Może tylko troszeczkę – Uśmiechnął się Adam i odgarnął włosy blondyna za ucho – W czym mogę panu pomóc?
Ratliff oparł dłonie o kanapę i pochylił się nad Lambertem – Chcę porozmawiać.
- Hm?
- Nie chcę dłużej grać na basie. Daj mi gitarę.
Adam roześmiał się – Co to za fanaberia? Ty żartujesz, prawda?
Tommy pokręcił przecząco głową – Mówię poważnie. Chcę grać w zespole na elektrycznej.
- Przecież Monte gra – Adam usiadł przodem do blondyna – Jak ty sobie to wyobrażasz?
- Możemy grać w zespole na dwie gitary. Albo zamienić się na instrumenty – Odparł Ratliff.
Lambert uśmiechnął się ciepło – Skarbie, a możesz mi chociaż podać powód?
Tommy uniósł brew – Mam większe umiejętności niż Monte, a to on zawsze jest najbardziej doceniany. Bas w ciągu ostatniej trasy był jedynie skromnym dodatkiem. Chcę dać z siebie sto procent i pokazać, że stać mnie na więcej.
Adam patrzył w brązowe oczy i pokręcił głową. Nie mógł opanować powracającego uśmiechu
- Moich utworów nie rozpisuje się na dwie gitary. Nie wyrzucę Pittmana z powodu twoich zachcianek. Jestem gotów na wiele poświęceń, ale są pewne granice.
Na twarzy Tommy’ego również pojawił się uśmiech – Kontrakt wygasa po koncercie w Amsterdamie. Dostałem propozycję grania u Raviego Dhar. Rozpatrz moją prośbę – Rzekł, cofając się na krok.
Adam zmarszczył czoło i wstał – Ty chyba nie zamierzasz odejść?
Blondyn wzruszył ramionami – Chcę się rozwijać. Stać mnie na więcej niż prezentuję u ciebie. Jeśli chcesz grać ze mną na następnej trasie…
- Co ci dziś odbiło? Jesteś nie do zniesienia – Lambert rozłożył ramiona – Jak ty sobie to wyobrażasz? Nie będziemy się widzieć przez całe tygodnie, bo oddasz się niszowemu zespołowi tylko dlatego, że da ci jedną czy dwie struny więcej?
- Rozdziel życie prywatne od zawodowego – Rzekł Ratliff – To, że zmienię pracę, nie znaczy, że z nami koniec.
Adam założył ręce na biodra i zacisnął wargi – Nie. Nie zrobisz tego. Jesteś częścią naszego składu.
Tommy przewrócił oczami – Naszego składu… Longineu odchodzi, Cama odeszła…
- Przestań.
- Taka prawda! – Nie mogąc pohamować emocji, krzyknął
- Naprawdę było ci ze mną tak źle? Czego ci brakowało?
- Nie będę w ten sposób rozmawiać – Rzekł, opuszczając salon. Miał dość kłótni na ten dzień.
Adam zacisnął zęby i usiadł na krawędzi kanapy –W Amsterdamie cię przekonam do tego, że zostaniesz w moim zespole.
- Zobaczymy – Rzucił Ratliff, znikając w cieniu kuchni.
***
Zegarek stojący na szafce wskazywał godzinę dwudziestą trzecią piętnaście. Adam odpisywał na ostatnie maile. Obiecał zrobić to już tydzień temu. Ziewnął ospale, przeciągając się. Poprawił koszulkę oraz poduszkę znajdującą się za jego plecami. Uwielbiał hotelowe łóżka; komfortowe, duże, luksusowe. Podkulił nogi, by oprzeć laptopa o kolana i powrócił do pisania wiadomości, na którą czekał jeden z fotografów.
Drzwi uchyliły się, Adam odruchowo uniósł wzrok. Do pomieszczenia wszedł Tommy. Miał na sobie szlafrok sięgający niemal podłogi. Lambert powrócił do swojej poczty, jednak pokusa zerknięcia na Ratliffa była silniejsza. Dłonie blondyna powędrowały w kierunku węzła szlafroka. Kąciki ust czarnowłosego mimowolnie się uniosły. Gdy biały, bawełniany materiał zaczął zsuwać się z jasnych ramion, Czarny nie mógł oderwać wzroku od chłopaka. Przygryzł dolną wargę i kontynuował treść, podjętą wcześniej. Nie potrafił się skupić, zapach owocowego balsamu i widok niemal nagiego ciała swojego chłopaka rozkojarzył go wystarczająco. Ziewnął cicho, sięgając po szklankę wody stojącą na szafce. Spojrzenie niebieskich oczu znowu trafiło na basistę, mającego na sobie jedynie bieliznę. Czarną. Taką, jak uwielbiał Adam. Zimna woda zwilżyła jego suche gardło oraz wargi. Prowokuje mnie. Celowo. Lambert próbował zignorować fakt, że basista zajął miejsce na kanapie. Chłopak sięgnął po leżącą na podłodze gazetę i zaczął ją przeglądać.
Adam poprawił się. Z tego miejsca mógł idealnie obserwować Tommy’ego. Jego szczupłe nogi, wąskie biodra, drobne ciało, pokryte tatuażami ręce. Fala gorąca zalała jego ciało; czuł narastające napięcie w dole brzucha. Wyobrażał sobie wszystkie gorące sceny, które mogłyby rozegrać się na tej małej sofie. Nie chciał dać Ratliffowi satysfakcji. Odłożył laptopa i odrzucił na bok kołdrę. Sięgnął po swój telefon, by przejrzeć ostatnie wpisy na Twitterze. Po kilku sekundach czuł na sobie wzrok basisty i wzbraniał się przed mimowolnym uśmiechem. Tommy odsunął gazetę od twarzy i spojrzał na silne uda Adama, jego mocne ramiona, badał wzrokiem całą męską, pociągającą sylwetkę. Dłuższą chwilę przypatrywał się twarzy; później jego wzrok mimowolnie powędrował w stronę znacznej wypukłości pod cienkim materiałem bielizny. Przełknął ślinę; czuł, że już przegrał. Z udawaną obojętnością odwrócił wzrok.
- Przyjdziesz do łóżka? – Spytał kusząco Adam. Ratliff nie chciał odmówić, choć honor mu nakazywał zostać tam, gdzie siedział. Lambert uśmiechnął się pod nosem – Twardo się trzymasz.
- Dobranoc – Rzucił Tommy, gasząc światło. Adam pokręcił głową i wtulił ją w miękką poduszkę.
***
Uniósł leniwie powieki. Wskazówki zegara nieznacznie drgnęły od czasu ostatniej próby zaśnięcia. Westchnął głośno i wstał, idąc powoli w kierunku kuchni. Denerwował się przed ostatnim koncertem, a dzisiejsze kłótnie nie pomogły mu się rozluźnić. Zapalił pojedyncze światło nad barem i rozejrzał się w poszukiwaniu wody mineralnej. Nie znalazł ani jednej butelki; pokręcił z niezadowoleniem wodą i podsunął szklankę pod kran. Lodowata ciecz wypełniła przezroczyste szkło. Gdy przyłożył krawędź do rozgrzanych warg, poczuł silny ucisk na swoich biodrach. Szczupłe palce przesunęły się po brzuchu , następnie zmieniły swój kierunek i spoczęły w okolicach lędźwi.
- Chcę się z tobą kochać, Adam… – Cichy szept skierowany do jego ucha sparaliżował jego zmysły do reszty. Ręka drgnęła nieznacznie, a część zawartości szklanki znalazła się na nagiej klatce. Strużka lodowatej wody spowodowała silny dreszcz przeszywający całe ciało. Miał wrażenie, że balansuje na krawędzi snu; spragnione dłonie błądziły po jego ciele, na pośladkach czuł twardą wypukłość. Odwrócił się gwałtownie, w słabym świetle ujrzał zarys twarzy i ciała Tommy’ego. Z wyczuciem przybił go do jednego z filarów i obdarzył namiętnym pocałunkiem, pożerając resztki nieśmiałości. Gdy sięgnął ręką do bioder chłopaka, okazało się, że ten nie ma na sobie żadnej części garderoby. Fala gorąca uderzyła w podbrzusze Adama, który podsadził basistę na blat baru. Ratliff sięgnął po stojącą butelkę whisky i wziął porządny łyk gorzkiego trunku. Podsunął alkohol w stronę bruneta, który delikatnie pociągnął Ratliffa za włosy, zmuszając go do rozchylenia ust. Ruda ciecz wpłynęła między jego rozpalone wargi, po czym spłynęła po szyi. Kolejny, większy strumień popłynął po brzuchu i udach Tommy’ego, który wzdychał, mrużąc oczy. Ostra woń powodowała szum w jego głowie, poczuł ciepły, silny język wodzący po ścieżce naznaczonej brązowym trunkiem. Opadł na blat, całkowicie poddając się silnym francuskim pieszczotom. Ciało wygięło się w łuk, a gorące powietrze wypełniło pragnące tchu płuca. Adam złapał chłopaka za biodra i przyciągnął ku sobie. Cały blat mokry był od alkoholu, którego krople pojedynczo spływały z krawędzi blatu. Jeden moment sprawił, że Lambert został doprowadzony do progu wytrzymałości; krótkie, zmysłowe spojrzenie, jakim obdarzył go blondyn. Skąpane w półmroku, zmrużone, nienasycone oczy pozwalające pójść krok naprzód. Widok rozchylonych, pełnych warg, zaciskających się z wyczekiwaniem. Drżące ciało, przygotowujące się na nieunikniony scenariusz.
- Pożałujesz teraz tych kłótni – Rzekł cicho Adam, a na jego twarzy pojawił się uroczy uśmiech. Tommy zaśmiał się, zsuwając ręce ze śliskiego od whisky blatu – Pragnę cię, tak bardzo…
Z ust Ratliffa wyrwał się niemal niekontrolowany krzyk, gdy okazało się, że słowa Lamberta nie zostały rzucone na wiatr. Wbił się w Tommy’ego znacznie gwałtowniej niż zwykle. Ostrzej. Jednocześnie kontrolował każdą z jego reakcji; podkręcenie temperatury nie miało znaleźć się na równi z bólem.
- O tak… - Szepnął cicho, gdy jego ciało po dłuższej chwili zaakceptowało silne rozpoczęcie gry – Adam…
Namiętna konfrontacja zaczęła przybierać coraz intensywniejszych kolorów. Głębokie westchnienia zamieniły się w donośne pojękiwanie, subtelne ruchy przypominały teraz zwierzęcą walkę z pożądaniem. Tuż po chwili znaleźli się na podłodze, czując pod rozgrzanymi ciałami lodowatą posadzkę. Kolejny grzmot uderzył blisko budynku; niebo stało się białe w ciągu jednej chwili. Gorące, namiętne pocałunki zdawały się nie mieć końca. Rozległo się głośne pukanie do drzwi, poprzedzone kobiecym zawołaniem. Nie usłyszeli; zbyt pochłonięci sobą, zapomnieli o rzeczywistości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz