Hej Wam! Dziękuję za komentarze :) Cudownie wiedzieć, że nadal ze mną jesteście.
Trochę autopromocji na rozpoczęcie soboty:
To na tyle w temacie propagowania artu :D Teraz zapraszam do odcinka.
Ślad pamięci
Isaac miał złe przeczucia. Spiesznie opuścił szpitalną salę i pobiegł za przyjacielem. Próbując złapać oddech porwał się w kierunki drzwi ewakuacyjnych, które zostały uchylone. Członkowie personelu powolnym krokiem ruszyli śladem Tommy'ego. Perkusista uprzedził ich i wybiegł na parking tuż przed szpitalem. Nie musiał długo szukać; blondwłosy chłopak opierał ręce o dach samochodu, kryjąc twarz w ramionach.
- Tommy! - Zawołał, podbiegając do niego - Najgorsze się nie wydarzyło...
Blondyn uderzył pięścią w karoserię auta i odwrócił się gwałtownie.
- Są rzeczy gorsze niż śmierć! - Wykrzyczał - SĄ RZECZY GORSZE NIŻ ŚMIERĆ! - Rozpaczliwy krzyk przerodził się w przerażające wycie. Oparł się o samochód i płakał histerycznie, kuląc się w sobie. Ten moment go złamał. Choć dzielnie radził sobie przez wszystkie miesiące, pobudzona, niespełniona nadzieja sprawiła, że coś w nim pękło.
- Tommy, błagam cię... - Wyszeptał Isaac, powstrzymując łzy. Był bezsilny wobec sytuacji, w obliczu której został postawiony.
- Jestem dla niego nikim... nikim, nie znaczę nic... - Zaskomlał cicho, gdy jego ramiona unosiły się pod wpływem płaczu - NIENAWIDZĘ GO! Nienawidzę go... - Osunął się na zimny, mokry beton i uderzył pięściami w ziemię. Pochylił się, by móc złapać oddech. Poczuł mdłości, zakrztusił się.
- Zajmę się nim - Rzekł Isaac, uprzedzając lekarzy, którzy zmierzali w ich stronę. Carpenter kucnął, łapiąc chłopaka za ramiona - Wstawaj. Jedziemy stąd. Tommy, bo zamkną cię w pokoju bez klamek, proszę cię, wstań... - Powiedział ze zrezygnowaniem. Pomógł chłopakowi stanąć na nogi, które trzęsły się i nie pozwalały na wykonanie żadnego ruchu.
- Nie bądź egoistą. On żyje, to jest najważniejsze. Powinieneś być za to wdzięczny. Zbierz się w sobie, do cholery! - Krzyknął, przyciskając do siebie chude ciało.
***
Tommy zniknął na całe dwa dni. Nie odbierał telefonów. Wpatrywał się w szklany ekran telewizora, gdy otrzymał wiadomość. Odczytał ją od niechcenia.
"Adam o ósmej rano będzie wypisany ze szpitala. Mam nadzieję, że ruszysz swój tyłek i go zabierzesz do swojego domu albo do jego rodziców. Jeśli teraz znikniesz to przegrasz absolutnie wszystko. Pytał o ciebie"
Brooke. Rzucił telefon za siebie. Wiedział, że nie może odpuścić. Po chwili odwrócił się, by odnaleźć samsunga, który wpadł w stertę ubrań. Wybrał numer do Leili.
- Cześć.
- Witaj, Tommy.
- Wiem, że Adam jutro wychodzi ze szpitala. Nie wiem natomiast, gdzie będzie mu najlepiej.
Kobieta milczała dłuższą chwilę - Adam rozpoznaje członków swojej rodziny. Uważam, że najbezpieczniej poczuje się we własnym domu.
Tommy kiwnął głową - Czy mogę was odwiedzić?
- Oczywiście, że tak. Przywieź swoje rzeczy. My odbierzemy Adama z samego rana, więc jesteś mile widziany. Jak się trzymasz?
Zapatrzył się w widok za oknem. Milczał.
- Rozumiem cię, Tommy, ale on nas potrzebuje. Lekarz powiedział, że wybiórcze momenty wrócą do jego świadomości. Nie zapewnił, że odzyska pamięć w zupełności. W tym wszystkim jest jedna dobra wiadomość, której pewnie nie słyszałeś.
Tommy przycisnął telefon do ucha - Słucham?
- Adam jest zdrowy.
Uśmiech mimowolnie pojawił się na jego twarzy - Zdrowy?
- Jeden z leków wstrzymał proces choroby. Objawy przeminęły. Nic mu już nie grozi.
- Dzięki Bogu... - Odetchnął - Nie wiedziałem. Naprawdę, nie spodziewałem się tego... - Pokiwał głową, uśmiechając się do siebie.
***
W biegu wyskoczył z taksówki i ruszył w kierunku drzwi domu Lambertów. Przeklinał siebie w myślach za to, że zaspał. Westchnął głośno i pokiwał głową. Nie przemyślał nawet od czego powinien zacząć rozmowę. Bojąc się, że stchórzy, zadzwonił dwukrotnie i wbił wzrok we własne buty.
- Witaj kochanie, wejdź do środka - Rzekła z łagodnym uśmiechem Leila. Blondyn przytulił niższą od siebie kobietę i powoli przekroczył próg domu. Poczuł zapach perfum. Tych, które tak dobrze znał. Rozejrzał się dookoła, jednak nie dostrzegł nikogo w zasięgu wzroku.
- Jednak przyszedłeś - Usłyszał głos za swoimi plecami. Adam wyszedł z kuchni, uśmiechając się w stronę blondyna.
Wszystkie negatywne emocje, jakie mieszkały w jego sercu od miesięcy rozpłynęły się w ciągu jednej chwili. Ukochany mężczyzna stał tuż przed nim, uśmiechnięty i zdrowy. Kąciki ust Ratliffa mimowolnie się uniosły. Zrobił krok w stronę bruneta.
- Jak się czujesz? - Spytał, wpatrując się w niebieskie oczy. Pragnął rzucić się na szyję wyższego od siebie mężczyzny, ucałować jego wargi i powtarzać wciąż dwa słowa, które wypowiadał każdego dnia, spędzając czas przy szpitalnym łóżku. Lambert wzruszył ramionami.
- W porządku. Bardzo w porządku - Uśmiechnął się, patrząc na Tommy'ego - Zjesz coś?
- Nie jestem głodny - Rzekł, gdy Leila opuściła przedpokój. Ponownie spojrzał w stronę bruneta. Nie potrafił nacieszyć oczu jego widokiem - Mam do ciebie pytanie, które nurtowało mnie przez wiele miesięcy...
- Tak? - Czarnowłosy oparł się o ścianę.
- Pamiętasz cokolwiek, co do ciebie mówiłem, gdy byłeś w śpiączce? - Spytał, czując ciężar w okolicy klatki piersiowej. Niebieskie oczy zbadały jego oblicze.
- Niestety, nie jestem w stanie sobie przypomnieć.
- Nie zdążyłem powiedzieć, kim dla ciebie...
Adam zaśmiał się cicho - Już wiem - Powiedział z czarującym uśmiechem - Jeśli byłeś moim chłopakiem to znaczy, że mam naprawdę świetny gust.
Tommy poczuł, jak jego policzki zalewają się rumieńcem. Nie zdarzyło mu się to nigdy wcześniej w czasie trwania związku.
- Tak w ogóle... przejdźmy do mojego pokoju - Rzekł czarnowłosy, wchodząc na schody. Blondyn powiódł za nim.
Przekroczyli próg pomieszczenia, w którym panował nadzywczajny porządek. Z pewnością zadbała o niego mama Adama. Mężczyźni spojrzeli po sobie, nie wiedząc na jakie słowa się zdobyć.
- Dla mnie to było jak jedna noc.
- Dla mnie cała wieczność... - Tommy spojrzał w okno - Tyle strachu, smutku, bólu, niepewności... Boże, Adam, nie jesteś sobie w stanie wyobrazić, co przeżywałem, co przeżywaliśmy przez cały ten czas.
Czarnowłosy słuchał uważnie, jedynie kiwając głową.
- Bałem się każdego telefonu. Że usłyszę, że nie ma już szans ani ratunku - Spojrzał w niebieskie oczy - Wierzyłem i miałem nadzieję, przez cały ten czas, ale po tych dwóch, trzech, czterech miesiącach to było takie nierzeczywiste, żebyś wrócił... - Wyszeptał. Wiedział, że nie powinien się zbliżać. Nie mógł naruszać granic prywatności, których po prostu nie znał. Jednak jakaś niewidzialna siła ciągnęła go ku Adamowi. Od wielu miesięcy znał tylko chłodny, nieodwzajemniony dotyk dłoni. Pragnął ucałować pełne, miękkie wargi, zatracić się w nich tak jak kiedyś... Zacisnął usta, walcząc ze sobą. Przeczesał palcami czarne kosmyki włosów Adama. Szczupła dłoń spłynęła po karku i ramieniu mężczyzny. Brunet poczuł przyjemny dotyk na swojej skórze.
- A teraz? Uciekłeś ze szpitala... - W niebieskich oczach pojawił się cień rozczarowania.
- To były emocje, przepraszam - Rzekł Ratliff - Spodziewałem się wszystkiego, ale nie tego.
Po raz kolejny zapadła długa cisza. Adam westchnął cicho i zbliżył się do chłopaka. Wiedział, że to nie będzie łatwe, ale musiał być szczery.
- Spodziewam się czego ode mnie oczekujesz, ale nie mogę ci tego dać.
Bolesne ukłucie w klatce piersiowej. Chwilowa niemożność złapania oddechu. Chłopak spojrzał w niebieskie tęczówki. Czuł, że zbliża się do pewnej krawędzi, nie wiedząc co jest tuż za nią. Czarna otchłań czy strome zbocze, które mimo spowodowania licznych, ciężkich ran przytrzyma go przy życiu?
- Powiedz mi... co ja mam teraz robić? - Spytał całkowicie bezradny. Uciekł wzrokiem, wbijając go w podłogę. Nie potrafił patrzeć w chłodny błękit oczu.
Czarnowłosy milczał dłuższą chwilę. Położył dłoń na ramieniu blondyna.
- Powinieneś zacząć od nowa.
Jego wargi zadrżały. Uniósł wzrok - Mam odejść i cię opuścić?
Adam czuł, że sytuacja staje się coraz bardziej beznadziejna. Zsunął dłoń po ramieniu chłopaka.
- Tak będzie dla ciebie najbezpieczniej.
Tommy pokręcił głową. Zacisnął wargi i powoli wstał - Kiedy ostatni raz z tobą rozmawiałem, piliśmy tanie whisky z baru Isaaca, czytaliśmy nudne magazyny i kochaliśmy się przez cały dzień w dusznym, słonecznym pokoju. Spędziliśmy wspólnie kilkaset dni, które były najlepszym okresem w moim życiu. Nie mogę odejść. W tym samym dniu, na kilkanaście godzin przed tym jak zasnąłeś poprosiłeś, bym obiecał ci, że zostanę przy tobie mimo wszystko. Nie złamię tej obietnicy.
Czarnowłosy poczuł jak łzy cisnął się do jego oczu. Spłynęło na niego poczucie winy.
- Nie mogę ci zagwarantować, jak ułoży się nasza znajomość. W moim życiu nie ma cienia przeszłości. Chcę twojego dobra. Wiem, że nic nie jest w stanie zrekompensować ci ostatnich miesięcy, ale...
- Jest - Rzekł chłodno Tommy, stając w połowie drogi między łóżkiem a drzwiami. Spojrzał w stronę bruneta - Po prostu mnie przytul. O nic więcej nie proszę - Zacisnął zęby, próbując pohamować swój smutek. Musiał być silny. Nie mógł pozwolić, by w tym momencie inny mężczyzna zajął jego miejsce. Nie potrafiłby się z tym pogodzić.
Czarnowłosy wstał i nieśmiało zbliżł się do chłopaka. Przesunął dłonią po jego ramieniu, wyczuwając aksamit skóry. Ten dotyk nie był mu obcy.
- Znam cię - Wyszeptał, gdy opuszki palców zakończyły swą drogę. Ponownie zaczęły badać fakturę miękkiej skóry - Znam... znam to uczucie.
Brązowe oczy zatonęły w niebieskiej toni. Ucisk w gardle nie pozwolił Tommy'emu na wypowiedzenie choćby jednego słowa. Palce Adama łagodnie przesunęły się w stronę szyi. Odsunął dłoń jak poparzony.
Ciche westchnienienie.
- Lubisz, gdy... ?- Nie zdołał złożyć swych myśli w jedno pytanie, gdy Tommy znacząco pokiwał głową.
- Uwielbiam.
Adam ponownie powiódł palcami po gładkiej szyi chłopaka. Dotarł do jego miękkich warg.
With this fever, fever!
Zachłysnął się powietrzem, jednak przebłysk był zbyt niejasny, by mógł cokolwiek powiedzieć. Jednego był pewien - te usta nie były mu obce. Łagodnie przytulił do siebie szczupłe ciało chłopaka, czując, jak silne ramiona obejmują go w pasie. Tommy w końcu poczuł to ciepło i pomimo ciążącego nad nim smutku był szczęśliwy.
- To takie nierzeczywiste... - Wyszeptał, mając wrażenie, że słyszy bicie serca ukochanego. Spojrzał w jego oczy, chcąc powiedzieć słowa, których był pewien. Które musiały paść w nowym życiu Adama. Ujął jego twarz w dłonie i wziął oddech.
- Kocham cię, Adam i nigdy nie przestanę, bo jesteś jedyną drogą mojego życia. Doskonale pamiętam każdy dzień spędzony przy tobie. Jeśli ten związek miał być dla mnie lekcją, okazał się najwspanialszym doświadczeniem. Udowodniłeś, że miłość jest uczuciem, o które warto walczyć. I ja się w tej walce nie poddam. Będę szczęśliwy, mogąc z tobą rozmawiać, widzieć uśmiech na twojej twarzy. Nigdy nie umiałem mówić o uczuciach, ale to jedyny słuszny moment - Patrzył w oczy Adama, w których malowały się przeróżne, skrajne emocje.
- Nie wiem co mam odpowiedzieć... - Wybełkotał brunet, odwracając wzrok - Ja... ech, Tommy... Po co mi o tym mówisz?
Ratliff poczuł w jego głosie pretensje. Kolejny ucisk w klatce piersiowej, tym razem dwukrotnie silniejszy. Łzy bezradności zaczęły napływać do jego brązowych oczu. Czym miał usprawiedliwić swoją szczerość? Miłosnym wyznaniem? Przecież za to został skarcony. Poczuł, że przegrał na samym starcie. Stał w miejscu, próbując wydusić z siebie jakiekolwiek słowo, chociaż w tym momencie nic nie przychodziło mu do głowy. Wewnątrz siebie krzyczał, jego serce rozbiło się na milion kawałków, niezagojone rany znowu zaczęły krwawić. Jego ciało tkwiło w bezruchu. Niepozorna łza potoczyła się po bladym policzku. Zmusił się, by spojrzeć w oczy Adama. Na jego usta cisnęły się dwa słowa, jednak nie te, które żyły w jego sercu. Inne, nacechowane negatywnymi emocjami.
Nienawidzę cię.
Hamował się, by nie wypowiedzieć ich na głos. Wparywał się nieprzerwanie w niebieskie oczy, licząc, że Adam się podda. Czarnowłosy w pewnym momencie odwrócił wzrok w stronę okna, gdzie rozpoczynała się typowa dla jesieni burza.
Po chwili Tommy ruszył przed siebie, a drzwi otworzyły się. Adam odwrócił głowę.
- Zaczekaj.
Ratliff westchnął cicho, nie podejmując żadnego działania.
- Słucham.
- Po prostu... - Adam powoli podszedł do szczupłego blondyna - Nie powinieneś być teraz sam.
- Nie potrzebujesz mnie - Tommy oparł się o chłodną ścianę. Czuł, że jego ciałe jest rozgorączkowane.
Czarnowłosy wykonał krok w stronę chłopaka. Podszedł bliżej, zachowując nieznaczny dystans.
- To, że nie pamiętam twojej twarzy, nie znaczy, że nie chcę jej widzieć - Powiedział łagodnym tonem.
Tommy zawahał się nad odpowiedzią. Zdołał wymusić na swojej twarzy smutny, sztuczny uśmiech. Nie silił się nawet na podniesienie wzroku. Szepcąc ciche "dobranoc" opuścił pokój Adama.
***
Brakowało mu smaku piwa i towarzystwa uroczej dziewczyny. Adam posłał Brooke ciepły uśmiech, trzymając w dłoniach szklankę zimnego trunku.
- Chociaż ty mi zostałaś - Rzekł, obejmując jej szczupłe ciało. Ucałował miękki policzek i oparł czoło o jej skroń.
- Nie mnie powinieneś pamiętać - Rzekła, gładząc jego silną dłoń.
Westchnął cicho. Wiedział, co Brooke ma na myśli. Pokręcił głową i zacisnął powieki.
- To mnie przytłacza. Myśl, że ten chłopak tyle ode mnie wymaga.
Tancerka bawiła się kosmykami czarnych włosów - Byliście wspaniałą parą. Wszyscy was kochali. Chcesz zobaczyć zdjęcia, nagrania?
- Chyba nie jestem na to gotowy - Rzekł brunet, otwierając oczy.
- Jeśli mogę coś zasugerować... W piątek Tommy będzie miał urodziny - Rzekła tancerka, dopijając szklankę piwa.
Adam potarł chłodne ramiona. Naciągnął na plecy miękki koc.
- Co chciałby dostać?
- Cokolwiek... - Wzruszyła ramionami - A jak myślisz? - Spytała, spoglądając w niebieskie oczy. Adam prędko odwrócił swój wzrok.
***
Kiedy czarnowłosy zamknął drzwi i przekręcił klucz w zamku, ruszył w stronę swojego pokoju. Po drodze życzył Neilowi oraz rodzicom dobrej nocy. Zaszył się w swoim małym świecie. Opadł na łóżko i zasłonił oczy ramieniem. To wszystko było tak obce i nierealne. Zbyt trudne, by wyjść naprzeciw z podniesioną głową. Położył się na boku i zawiesił dłoń na uchylonej szafce tuż obok łóżka. Sięgnął do środka, łapiąc jeden z numerów magazynu OUT. Z kolorowej okładki, spod licznych napisów patrzyły na niego brązowe oczy. Choć to tylko zdjęcie, biły z niego zaduma, optymizm. Drżące palce przesunęły po śliskiej powłoce papieru. Adam zaczął przerzucać kartki. Nie wiedział, czy to słuszny krok.
Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w serię zdjęć. Prostych, zwyczajnych, czarno-białych. Nie potrafił odnaleźć się w otaczającej go ciszy. Wzrok powiódł na rubrykę tekstu.
"Adam znał mnie doskonale. Wiedział, który kierunek mi wskazać, by żaden z nas nie doświadczył zawodu. To najbardziej fascynujący człowiek, jakiego kiedykolwiek spotkałem."
Zamrugał dwukrotnie, nie dopuszczając łez do swoich oczu.
"Zawsze czułem jego silne ramiona i kilka słów. „Jesteś silny. Przejdziemy przez to."
Nie wiedział czemu to robi. W masochistycznym odruchu zdecydował się wyrwać kolejne zdanie z długiego wywiadu. Ostatnie. Tak sobie obiecał.
"- Jak wiele razy byłeś zakochany?
- Kilka. Ale to co czuję teraz, wykracza poza definicje miłości".
Szybko zamknął magazyn, odrzucając go za łóżko. Wciąż miał przed oczami smutny wyraz twarzy, zaciśnięte wargi. Jak na złość w jego głowie krzątał się głos, stonowany i tak charakterystyczny. Wplótł palce we włosy i mocniej zacisnął powieki.
- Przepraszam... - Wyszeptał. Jego głos zginął pośród szumu spadających liści i szalejących piorunów. Nie wiedział czemu, ale właśnie w tym momencie chciał poczuć smak tych drżących warg, które nieśmiało do niego lgnęły.